Kochana Karolino strasznie to smutne,o czym piszesz.Ja rodzice potrafią zniszczyć dzieci, potworne.Fajnie,że teraz są takie akcje ze mozna reagować na przemoc.Jak ja byłam mała to rodzić był panem i władcą.
Cóż mogę ci poradzić, chyba to co sobie UCIEKAC od wariatów.Moze niecdos dosłownie, ale przynajmniej stawiac granicę.
Spójrz jak to jest, tyle osób ma problemy,nerwice,bezsennosc,kompulsie itp.,i tylko drapnąc głębiej....i wychodzi szydło z worka.Dzieciństwo niestet jest kluczowe.
Jak nie dostaliśmy wpracia i wiary w siebie , pokutujemy długie życie.
Najwazniejsze jest rozpoznanie problemu.Ty to widzisz ,to juz sukceś
Ja tez w wieku 19 lat wyszłam za psychopatę, czlowieka niezdolnego do uczuć wyższych.Przez 30 lat niszczył mine i córki.Czułam się chora,słaba i bezwartosciowa.Pomimo tego ze byłam wrakiem, bałam się odejsc.Bo przez tyle lat wkodiwywałam sobie ze jestem zerem.Stawiałam się i robiłam krok w tył.Somatyja była straszliwie pobudzina.Kiedy wynajełam mieszkanie,poczułam coś niesamowitego,siłę, moc to że ja coś mogę ze nie jestem debilem jak o mnie mówił maż.
Ale mój proces wzrastania byl długotrwał,myslę ze tobie tez potrzeba czasu.To się nie stanie z dnia na dzień.Myśl o sobie dobrze,zmieniaj nastawienie wewnętrzne.Zacznij kochać siebie,spójrz pomimo tych krzywd jakiś doznałas jesteś wartosciowa wykształconą osobą.Pielengniarka,chyba się nie mylę?
Stawaj się swoją przyjaciółką.Ja długo nie rozumiałam jak terapeutka mówiła , pani moze dac troskę samej sobie"
A w zyciu! Taki kłębek nerwów, taka kupka nieszczęscia.Karenina można, naprawdę mozna zbudować silną siebie.I TY TO ZROBISZ, moze jeszcze nie dzisz ale jutro kto wie.Nawet wśród tych wariatów mozesz wzdrowieć, tylko ze jak to się stanie nie będziesz chciala tam być.
Ja tez ciągle goniłam za własnym ogonem, bałam się być samodzielna.....i szczęsliwa ale podjełam ten krok i po chorobie nie ma śladu.Marianna slusznie mi pisała ze będę rosła w siłę ja odejdę od psychopaty.I tak jest.Tobie tez się uda.Wiesz gdzie pies pigrzebany ;
Trzymam za ciebie kciuki.