Witajcie. Czy jest tu ktoś z podobnym problemem? Ok 3 tygodnie temu zachorowałam na covid. Przeszłam go z ogromnym stresem o chorego na serce ojca, męża i małego synka. Rozpoczęły się wówczas u mnie jeszcze w trakcie choroby zaburzenia układu pokarmowego - mega refluks, zgaga, bóle brzucha, biegunka, które nie reagowały na żadne leki typu controloc. Wtedy też zaczęły się lęki, nawroty nerwicy. Wszystko zaczynało się poprawiać aż do zeszłej środy, kiedy nie mogłam spać nawet godzinę. W czwartek wzięłam pregabaline plus lorafen i udało się zasnąć. W piątek znowu nie byłam w stanie zdrzemnąć się nawet na godzinę. W sobotę cud bo po propranololu i pregabalinie zasnęłam na 10h. Ale niedziela znowu nieprzespana nawet godziny mimo że wzięłam 20mg hydroksyzynę, 10mg propranololu, 5mg bisocardu i 75mg pregabaliny - nawet 5minut nie byłam w stanie usunąć! Leki nasercowe wzięłam z tego powodu, że ciśnienie skoczyło mi do 150/100 a tętno 114. W takim stanie naćpana lekami i niewyspana pojechałam do pracy na 12h. Mega zmęczona, kiedy próbowałam się położyć to od razu dostawałam kołatania serca, strasznych lęków przez które musiałam zażyć 2mg lorafenu i to dopiero pozwoliło mi zasnąć. Na samą myśl o spaniu i łóżku dostaje ataku paniki. Nie rozumiem czemu nie jestem w stanie zasnąć nawet na godzinę

najgorsze w tym wszystkim jest to, że zaczęły się u mnie paranoiczne myśli, że to może jakaś choroba prionowa, że jakieś nieznane powikłanie covidu- jakis typ zapalenia mózgu, gdzie rozkładowi ulega wzgórze

w czwartek idę do psychiatry po jakieś leki bo lorafenu brać nie mogę non stop, hydroksyzyna w ogóle nie pomaga w po pregabalinie(która również nie pomaga) mam straszne bóle gardła. Do tego martwię się o rodzinę, o małego synka, że coś mi się stanie albo wpadnę w depresję lub wyląduje w wariatkowie a on zostanie sam bo mój mąż się załamie, popełni samobójstwo a rodzice czy teściowa poumierają przeze mnie i straci nawet dziadków

Proszę wpisujcie się tu wszyscy, którzy cierpią na pocovidowa bezsenność.