Witajcie
Mam 18 lat, za miesiąc zdaję maturę, a z moimi problemami nerwicowymi, które rujnują moje życie borykam się od blisko 6 miesięcy
Wszystko zaczęło się w październiku kiedy to chciałem zamieszkać na parę miesięcy w innym mieszkaniu w całkowitej samotności, aby móc dobrze przygotować sie do tej matury w ciszy i spokoju (w domu rodzinnym niestety dobrych warunków do nauki nie ma).
I wtedy się wszystko zaczęło. Nie spodziewałem się takiego czegoś. W życiu!
Od razu, gdy zostałem sam na sam ze sobą poczułem się cholernie samotny i opuszczony. Zacząłem się dusić w tym mieszkaniu i zacząłem biegać po nim w kółko jak opętany płacząc i krzycząc, że ja nie dam rady tu mieszkać, już nie chce. Wszystko to już pierwszego dnia się zaczęło. Nigdy wcześniej tak się nie czułem, żadnych takich ataków paniki. Zawsze byłem MEGA spokojnym człowiekiem, opanowanym, trzeźwo patrzącym na świat, realnie myślącym. Ogromna samotność, smutek, uczucie więzienia i klatki, odizolowanie od świata były nie do zniesienia. Nie pomagały telefony do bliskich, dziewczyny.
W mojej głowie od razu zaczęły się pojawiać chore myśli znikąd: życie jest krótkie, za kilkadziesiąt lat Cię nie będzie, wszystko przemija bardzo szybko, po co to wszystko skoro umrzesz, na pewno masz chorobę śmiertelną, Twoi bliscy i dziewczyna umrą. Ja oczywiście zacząłem to wszystko analizować, tłumaczyć sobie, bronić się od tego poprzez racjonalne myślenie i wyjaśnianie i uspokajanie swojej rozchwianej psychiki. Do tego te emocje, o których wspomniałem nie pozwalały mi nad niczym zapanować. Stałem się więźniem swojego umysłu. W mieszkaniu tym w takim stanie mieszkałem w samotności miesiąc. Nikt nie wiedział praktycznie o tym co mi się dzieje. Niestety po powrocie do domu, gdy już nie wytrzymałem, nie zmieniło się nic. Było nawet jeszcze gorzej. Po tych myślach doszły kolejne. Rzecz jasna gorsze: co jest po śmierci, czym jest Bóg, czy on w ogóle istnieje, co to znaczy, że po śmierci istniejemy gdzieś indziej albo w ogóle nie istniejemy, jak to jest umierać, co było przed narodzeniem, co to znaczy, że się urodziłem, co to znaczy, że istnieję, jak to w ogóle mozliwe, moze ja nie istnieję, jesli nie ma Boga to jaki jest sens mojego zycia, po co to wszystko, moze to tylko matrix i iluzja i tak naprawde świat i ja nie istnieję, a jesli Bóg istnieje i po smierci idziemy gdzieś indziej to jaki do cholery jest sens w tym ze on stworzył świat, po co?
itd itd itd itd. Czysta postać egzystencjalnych lęków. Najgorsze jest to, że ja się w to wczuwałem i non stop, nawet na lekcjach analizowałem to wszystko i czytałem na necie informacje o istnieniu Boga, życia po smierci itd. Im bardziej w to brnąłem, tym większym wrakiem człowieka się stawałem. Doszedłem na necie do informacji typu, że niebo polega na całkowitym skupieniu się na Bogu i tak non stop, całą wieczność itd. Wyobrażałem sobie to, wyobrażałem sobie również to jak to jest nie istnieć, że nie ma mnie. Przez to wszystko czułem się jak w więzieniu. W aucie, z którego nie ma ucieczki i jedzie on do śmierci. Doszedłem do takiego stanu, że ledwo kontaktowałem z rzeczywistością. Nie wiedziałem co do mnie się mówi, nie kojarzyłem, nie wiedziałem czym jest rzeczywistość, miałem wrażenie, że ona nie istnieje. Przy tym ciągle towarzyszący lęk.
Byłem u psychiatrów, którzy dawali mi jakieś leki, po których myślałem, że dosłownie popełnię samobójstwo, takie miałem jazdy. Na szczęście udało mi się je odstawić.
Lęk i stan odrealnienia towarzyszy mi NON STOP. Gdy się budzę rano i zaczynam odzyskiwać świadomość to nagle czuję dogłębne ukłucie lęku i myśl "O Boże kim ja jestem, ja kiedyś umrę, czym jest rzeczywistość?" Itp. Dosłownie parę sekund po przebudzeniu. I jest to ze mną do samej nocy. Bez przerwy.
Chciałem z tym skończyć. Zacząłem czytać na necie o nerwicach itd. Trafiłem na to forum, gdzie przeczytałem sporo artykułów administratorów i osób, którzy wyszli z tego gówna.
Zacząłem rozumieć chorobę i to skąd się bierze lęk. Do tej pory próbuję nie analizować tych myśli, ale lęk i odrealnienie jest ze mną non stop.
Zacząłem również terapię, miałem do tej pory 4 spotkania, ale nie jestem pewien czy to terapeuta, którego potrzebuję. On w ogóle nie skupia się na lęku, nie mówi o nim, nie wyjaśnia mi jak to wszystko działa. On się skupia na mojej samotności i jakichś tęsknotach. Nie czuję, że to jest to, ale niestety nie stać mnie na prywatnego i muszę zaakceptować na razie to co mam na NFZ. Ale zobaczymy, może coś z tego jeszcze wyniknie.
Mimo wszystko zacząłem rozumieć jak działa we mnie ten lęk. Doszedłem do takich oto wniosków:
W moim życiu stało się coś przełomowego, nieznanego, na co nie byłem gotowy. Było to mieszkanie w samotności. Do tego poczucie więzienia i klatki. Umysł zinterpretował to jako bardzo duże zagrożenie i zaczął generować różne te chore myśli, na które nie znam odpowiedzi, aby mieć podstawy do odczuwania lęku (no bo przecież realnego zagrożenia nie było). Ja zacząłem się w to zagłębiać i lęki się nasiliły i zgłębiły. Do tego doszło uczucie odrealnienia. Umysł wpadł w puapkę. Jak można wyjaśnić coś czego się nie da wyjaśnić? ERROR, ERROR, mamy problem. Co najgorsze: doszła świadomość, że NIEUSTANNIE zbliżam się do śmierci, czyli do tego nieznanego, strasznego. Umysł zaczyna panikować i czuć się jak w więzieniu: od tego nie da się uciec, to jest pewnik w życiu. Według niego ISTNIEJE bardzo duże zagrożenie. Reakcja? Ogromny lęk i odrealnienie. Liczy się tylko to zagrożenie. Nic więcej. Nie ma znaczenia nic.
Tak według mnie to wszystko wygląda. No ale co z tego? Próbuję non stop nie przywiązywać żadnej wartości tym myślom, skupić się na nauce i czymkolwiek innym. Rezultat? Taki, że odrealnienie cały czas jest, ja nadal boję się, że istnieję, nie wiem co to znaczy, że inni istnieją i świat. Odczuwam ciągły lęk, mimo iż nie zagłębiam się w to wszystko. Akceptuję to, że jest lęk, ale mimo wszystko po tych wszystkich próbach on wraca z jeszcze większą siłą. Wtedy to już we mnie wszystko pęką i ja wybucham płaczem. Potem próbuje znowu wziąć się do kupy i znowu to samo. Czuję się obco, nie potrafię się skupić na tym co jest, widzę świat przez grubą szybę, jestem jakby oddzielony od świata.
Czuję się jak w więzieniu, bo mimo iż staram się nie myśleć o tym nieznanym, to umysł i tak jest w stanie zagrożenia, bo nieubłagalnie i nieustannie zbliżam się do śmierci, CZYLI według umysłu - ZAGROŻENIA, które w każdej chwili może się pojawić a jak nie teraz to za kilkadziesiąt lat. Na pewno. Czyli jak mówiłem - lęk i klatka bez wyjścia.
Bardzo proszę o pomoc. Nie chcę już tak żyć. Co mogę robić, żeby odnieść sukces? Czy da się w ogóle wrócić do normalnego życia i pokonać to? Czy możliwy jest mój stan przed zaburzeniem? Będę wdzięczny też za wypowiedzi wszystkich tych, którzy mieli coś podobnego i wygrali z tym świństwem
Pozdrawiam
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Bardzo proszę o pomoc :( !!
- różyczka
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 126
- Rejestracja: 16 stycznia 2016, o 18:17
Cześć 
Na tym forum jest mnóstwo historii osób, które wygrały z zaburzeniem, a także cała masa tych, którzy walczą o swoje życie i wolność każdego dnia ( czyli miedzy innymi ja)
Musisz wiedzieć, że nerwica nie mija z dnia na dzień. Wychodzenie na przeciw swoim obawom i przekraczanie granic lęku, to proces długotrwały i wymagający cierpliwości.
Dobrze, jeśli będziesz nabywał świadomości na temat tego, jak dziala mechanizm nerwicowy, jak może wyglądać. Twoje objawy mogą być różne, jednak wszystkie osoby z nerwicą odczuwają lęki, poczucie zagrożenia, pustkę, niemożliwość ucieczki, często odcięcie od samego siebie.
Wiedz, że nie jesteś sam. Staraj się jak najmocniej nie skupiać na zaburzeniu i żyć tak jakby go nie było. Chociaż wiem, jakie to trudne.
Jeśli z tego wyjdziesz, Twoje życie będzie lepsze niż przed zaburzeniem. Tak naprawdę siedzisz w iluzji, którą stworzył Twój umysł pod wpływem wielu presji, stresów itd.
Trzymaj się

Na tym forum jest mnóstwo historii osób, które wygrały z zaburzeniem, a także cała masa tych, którzy walczą o swoje życie i wolność każdego dnia ( czyli miedzy innymi ja)

Musisz wiedzieć, że nerwica nie mija z dnia na dzień. Wychodzenie na przeciw swoim obawom i przekraczanie granic lęku, to proces długotrwały i wymagający cierpliwości.
Dobrze, jeśli będziesz nabywał świadomości na temat tego, jak dziala mechanizm nerwicowy, jak może wyglądać. Twoje objawy mogą być różne, jednak wszystkie osoby z nerwicą odczuwają lęki, poczucie zagrożenia, pustkę, niemożliwość ucieczki, często odcięcie od samego siebie.
Wiedz, że nie jesteś sam. Staraj się jak najmocniej nie skupiać na zaburzeniu i żyć tak jakby go nie było. Chociaż wiem, jakie to trudne.
Jeśli z tego wyjdziesz, Twoje życie będzie lepsze niż przed zaburzeniem. Tak naprawdę siedzisz w iluzji, którą stworzył Twój umysł pod wpływem wielu presji, stresów itd.
Trzymaj się

Gdybyśmy traktowali innych tak, jak traktujemy siebie samych - poszlibyśmy do więzienia.
-
- Świeżak na forum
- Posty: 6
- Rejestracja: 6 marca 2017, o 10:31
Hej różyczka 
Dzięki wielkie za odpowiedź i wsparcie
Jestem w trakcie czytania rozmaitych artykułów z tego forum o nerwicy, lęku i wychodzeniu z tego. No prawdę mówiąc sporo teorii już mam i staram się to wykorzystywać w praktyce.
Ale wydaje mi się, jak o tym wszystkim czytam, że jest to trochę inne niż u mnie. Ludzie, którzy mają nerwicę najczęściej odczuwają lęk dotyczący rzeczy realnych, to znaczy fobie społeczne, lęk wysokości, lęk przed chorobą itd itd. U mnie z kolei narodziła się nerwica dotycząca spraw egzystencjalnych, których nie można nigdy wyjaśnić a tym bardziej zmierzyć się z nimi i stanąć twarzą w twarz, z wiadomych przyczyn. Jedynie co mogę zrobić to nie analizować tych lęków i myśli, a stan strasznego odrealnienia zaakceptować. I tylko tyle. Nie mogę oswajać obiektu lęku tak jak jest to możliwe z wysokością, pająkami, zatłoczonymi miejscami itd. Jakbym tylko spróbował pomyśleć o tym co jest po śmierci, czym jest rzeczywistość, co to znaczy, że ja istnieję to od razu odrealnienie się nasila i pojawia się panika. Więc nie mam tak dużego pola do popisu jak inni, którzy mogą stanąć z obiektem zagrożenia twarzą w twarz. Boję się, że to akceptowanie mojego stanu i nie myślenie o tych rzeczach nie jest wystarczające, żeby z tego wyjść i wrócić do stanu przed zaburzeniem, kiedy się nie myślało o tych sprawach. Nasila to szczególnie fakt, że śmierć kiedyś nastąpi a ja nieustannie się do niej zbliżam

Dzięki wielkie za odpowiedź i wsparcie

Jestem w trakcie czytania rozmaitych artykułów z tego forum o nerwicy, lęku i wychodzeniu z tego. No prawdę mówiąc sporo teorii już mam i staram się to wykorzystywać w praktyce.
Ale wydaje mi się, jak o tym wszystkim czytam, że jest to trochę inne niż u mnie. Ludzie, którzy mają nerwicę najczęściej odczuwają lęk dotyczący rzeczy realnych, to znaczy fobie społeczne, lęk wysokości, lęk przed chorobą itd itd. U mnie z kolei narodziła się nerwica dotycząca spraw egzystencjalnych, których nie można nigdy wyjaśnić a tym bardziej zmierzyć się z nimi i stanąć twarzą w twarz, z wiadomych przyczyn. Jedynie co mogę zrobić to nie analizować tych lęków i myśli, a stan strasznego odrealnienia zaakceptować. I tylko tyle. Nie mogę oswajać obiektu lęku tak jak jest to możliwe z wysokością, pająkami, zatłoczonymi miejscami itd. Jakbym tylko spróbował pomyśleć o tym co jest po śmierci, czym jest rzeczywistość, co to znaczy, że ja istnieję to od razu odrealnienie się nasila i pojawia się panika. Więc nie mam tak dużego pola do popisu jak inni, którzy mogą stanąć z obiektem zagrożenia twarzą w twarz. Boję się, że to akceptowanie mojego stanu i nie myślenie o tych rzeczach nie jest wystarczające, żeby z tego wyjść i wrócić do stanu przed zaburzeniem, kiedy się nie myślało o tych sprawach. Nasila to szczególnie fakt, że śmierć kiedyś nastąpi a ja nieustannie się do niej zbliżam
- eyeswithoutaface
- Moderator
- Posty: 1516
- Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44
Czesc:) ja również miewalam i miewam nadal natrectwa o charakterze egzystencjalnym. Zapewniam Cie ze jest to normalne, stany lekowe przyjmują czasami taką właśnie formę. Dosc dobrze Cie rozumiem, bo przechodziłam fazy roznych dziwnych myśli: o Bogu, religii, grzechach, sensie zycia, co jest po smierci, o relatywnosci dobra i zla, wpływach różnych nurtow filozoficznych, względności wiedzy (zastanawialam się nawet czy ziemia na pewno jest okragla):D Ze wszystkiego mozna wyjsc, potrzeba na to czasu i konsekwencji. Mysle ze dobrze Ci zrobi terapia, uwazny psycholog potrafi zdzialac cuda. Wszystko z Toba w porzadku, po prostu jestes czlowiekiem wrazliwym, obserwujesz i myslisz, analizujesz swiat. To dobra cecha, ale leki ja trochę zle ukierunkowaly. Rady z tego forum i metody radzenia sobie z lekowymi myslami sa naprawde nieocenione. Uzbroj sie w cierpliwosc i zacznij je pokonywac juz dzis. Bedzie dobrze!:)
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
- pudzianoska
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 301
- Rejestracja: 24 października 2016, o 21:37
InShape, masz bardzo dobre odejście! Podejrzewam, że już dotarles do tych materiałów, ale w razie czego wklejam link http://www.zaburzeni.pl/post117621.html ... ne#p117627
Dasz radę, trzymam kciuki
Dasz radę, trzymam kciuki

Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Jeśli nie otrzymujesz cudu, stań się nim.
https://wordpress.com/view/pudzianoska.wordpress.com
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Jeśli nie otrzymujesz cudu, stań się nim.
https://wordpress.com/view/pudzianoska.wordpress.com
-
- Świeżak na forum
- Posty: 6
- Rejestracja: 6 marca 2017, o 10:31
Dzięki wielkie
Nie poddaję się i ciągle z tym walczę, wierzę że się uda
Mam jednak pytanie. Co to znaczy być odburzonym? Znaczy to, że my mamy te straszne emocje, myśli, stan odrealnienia i lęki pod kontrolą i mamy świadomość, że to tylko stan umysłu czy jednak to wszystko mija, jesteśmy normalni, jest jak przed zaburzeniem i przez cały dzień w ogóle nie myślimy o tych lękach, nie sprawdzamy czy jest już dobrze z nami itd. ( w moim przypadku o śmierci i różnych lękliwych egzystencjalnych sprawach). Nurtuje mnie to i się obawiam, że jednak odburzenie osoby to jest ta pierwsza kwestia i musimy tak żyć zawsze
Oczywiście żadne leki nie wchodzą w grę, nie chcę ich brać.
Bardzo proszę o rozjaśnienie tej sprawy

Nie poddaję się i ciągle z tym walczę, wierzę że się uda
Mam jednak pytanie. Co to znaczy być odburzonym? Znaczy to, że my mamy te straszne emocje, myśli, stan odrealnienia i lęki pod kontrolą i mamy świadomość, że to tylko stan umysłu czy jednak to wszystko mija, jesteśmy normalni, jest jak przed zaburzeniem i przez cały dzień w ogóle nie myślimy o tych lękach, nie sprawdzamy czy jest już dobrze z nami itd. ( w moim przypadku o śmierci i różnych lękliwych egzystencjalnych sprawach). Nurtuje mnie to i się obawiam, że jednak odburzenie osoby to jest ta pierwsza kwestia i musimy tak żyć zawsze

Bardzo proszę o rozjaśnienie tej sprawy

- eyeswithoutaface
- Moderator
- Posty: 1516
- Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44
Druga kwestia wynika z pierwszej:) Kiedy jest się juz w pełni.świadomym swojego stanu.umysłu i pochodzenia obcych myśli, one po prostu zaczynają znikać:) I tak, po jakimś czasie mozna życ w pełni normalnie i nie dręczyc się.
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
-
- Świeżak na forum
- Posty: 6
- Rejestracja: 6 marca 2017, o 10:31
Czyli mam rozumieć, że znikną naprawdę a nie pozornie w postaci kontrolowania tych lęków?
Nie wiem czy dobrze się wysłowiłem, więc postaram się zobrazować na przykładzie zwykłego kataru. Tak jakby katar w końcu znika i go nie ma, oddychamy normalnie czy katar jest cały czas, ale nam nie przeszkadza, akceptujemy ten stan i żyjemy razem z nim? Które z tych ukazuje odburzoną (odkatarzoną
) osobę?
Nie wiem czy dobrze się wysłowiłem, więc postaram się zobrazować na przykładzie zwykłego kataru. Tak jakby katar w końcu znika i go nie ma, oddychamy normalnie czy katar jest cały czas, ale nam nie przeszkadza, akceptujemy ten stan i żyjemy razem z nim? Które z tych ukazuje odburzoną (odkatarzoną

- eyeswithoutaface
- Moderator
- Posty: 1516
- Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44
Zaakceptowanie kataru to pierwszy krok do odburzenia:) Osoba odburzona kataru nie ma i oddycha pełną.piersią:)
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
- eyeswithoutaface
- Moderator
- Posty: 1516
- Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44
Pewnie że tak! To wymaga czasu i konsekwencji, ale warto
Trzymaj się cieplutko i powodzenia!

"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."