maggie2223 pisze: ↑6 marca 2020, o 23:00
Przepraszam ale poprzednia odp była po przeczytaniu tylko pierwszej strony , nie zauwazylam ze jest druga 


♀️
Mój umysł tez dziś meeega niecierpliwy i napiety
 
Jak każdy w nerwicy 
 
Śpię jeszcze gorzej XD bo się nakręciłam. Po napisaniu tych postów zaczęłam się budzić wielokrotnie, nawet od 2 w nocy i tak co godzinę. Ale doszłam do wniosku, że (ostatnio znowu) jest te 5-6h snu (rwanego bo rwanego, szkoda bo ciągły by lepiej zregenerował) i tyle. Nie padnę. Ciężko mi ze zmęczeniem i sennością w trakcie dnia, ale cóż, nic nie poradzę. Czekam, aż się uspokoi.
Chodzę od ponad 2 lat na terapię psychodynamiczną, chwalę sobie, bo moja psychoterapeutka nie tylko "grzebie się w przeszłości" ale i pomaga mi tu i teraz. 
Pracuję nad akceptacją i ryzykowaniem - wróciłam do pracy, przed każdym wyjściem jest ciężko, po powrocie lepiej, kilka razy odpuściło zupełnie (niestety dawno 

). Lęk często zastępuje taki silny ale jednak tylko niepokój, czasem łapię się na tym, że się boję nie bać itp.
Znam swoje konflikty i błędne przekonania, uchwyciłam przyczynę nerwicy. Pracuję nad tym na psychoterapii, ale to nie zmieni rozszalałego koła - na nie działam zgodnie z DivoVicem, czasem łatwiej mi jest ich zasady wprowadzić w życie, czasem trudniej, ale się... chyba się uparłam w końcu. Dzisiaj już drugi raz pojechałam do pracy tramwajem a nie taksówką (to moja największa fobia), liczę na to, że tak będzie już, ale też staram się już sobie wybaczyć, jakbym w którymś momencie jednak wzięła taksówkę. Daję sobie na to przyzwolenie, dzięki temu chyba daję radę jednak tego nie robić 
 
Widzę też, że niektóre rzeczy, o których mówią chłopaki, zaczyna się NAPRAWDĘ rozumieć dopiero za którymś przesłuchaniem albo w ogóle dopiero wraz z samodzielnym działaniem. Słuchałam, myślałam "no ok logiczne, rozumiem" ale dopiero po jakimś nastym (nie na raz 

) przesłuchaniu nagrania o mechanizmach zrozumiałam, tak dobitnie i w środku, że moje objawy oczne (pogorszenie widzenia) są od napięcia i przeczulenia. Jak raz mi to w końcu się tak ostro wryło w świadomość, to już mi ten objaw nie przeszkadza. 
Na bezsenność mi nie pomaga nic. Zmęczenie, herbatki, sratki, no nic. Po prostu leżę i myślę, czasem niestety o lęku (choć staram się uspokajać), czasem o pierdołach. Czasem zasnę, czasem nie. Zwykle śpię jakieś 4h nieprzerwanie, potem pobudka i - zależnie od dnia 1-2h leżenia - i dosypiam jeszcze sobie z 1-1,5h. Dam temu czas. Muszę w końcu serio zaufać, że to może się poprawić i już. Bo z tym jest problem - brakiem wiary, że się uda.