Nie wiem, czy dobrze trafiłam....czy powinnam byc w tym dziale, nie wiem, bo nie rozumiem tego co się ze mną dzieje,
od kilku lat choruje na nerwice lekowa, nie bralam leków, mimo ze czasem bylam na skraju wytrzymalosci, jedynie doraznie. Mialam wszystkie objawy mozliwe, dusznosci, kolatania serca, skoki cisnienia i inne te fantastyczne narzedzia jakimi poslugiwala sie choroba zeby tylko znoszczyc mi zycie.
Nie moglam zajsc w ciaze, z mezem staralismy sie o dziecko kilka lat- co dodatkowo mnie niszczylo w srodku.
W styczniu stal sie cud...a 8 tyg temu urodizlam pieknego i zdrowego synka. Ciaza byla ciezka, poniewaz moja psychika nei dawala sobie rady, kilka razy lezalam w szpitalu na patologii- wlasnie przez swoją głowe... bo fizycznie nic sie nei dzialo, poza dobijajaca cukrzyca.
Po urodzeniu synka wszytsko bylo dobrze, poczatkowo standardowy baby blues, ciagłe placze- z niewiadomego powodu...przeszlo, nerwy opadły... 6 tygodni maz spedził ze mna w domu, nerwica wykonczyla mnie tak, ze nie moglam sama siedziec bo zaraz balam sie ataku, kolatan i skoku cisnienia, w domu bylam zawsze z kims od dokladnie 13 sierpnia 2015r. ciaze spedzilam u mamy, kiedy maz musial pracowac.
Poza tym, w ciazy wszytsko nagle zaczelo sie walic, finanse, zdrowie mamy- a kocham ja ponad wszystko...mimo to urodzilam w terminie i bez kompolikacji- przez cc.
Kiedy maz wropcił do pracy musiałam zostac sama w domu z moim synkiem. I było ... i było fantastycznie, czułam lęk, ale dawałam sobie rade, boże... ten zapach obiadu kiedy maz wracal z pracy, bylo czysto, pachnialo, synek zadbany i szczesliwy spał...a ja lezlam obok wpatrujac sie w niego jak w obrazek z miloscia tak wielka ze nie potrafie opisac. Strach pokonywalam z ogromna sila, bo wiedzialam ze walcze dl asyna i dla swojej rodziny.
Az do niedzieli... w neidziele, po wejsciu na fb przeczytalam dodany przez znajoma ktora takze niedawno urodzila post o depresji poporodowej, chcialam jej pomoc, doczytalam sie objawow, ale tez objawow psychozy- zaczelams ie bac, ze nagle oszaleje i zrobie mojemu dziecku krzywde... pare chwil pozniej przyszla mi mysl ze ja juz nei kocham synka, ale pomyslalam ze to zmeczenie, po nocnych bataliach... w poneidziałek, siedzac sama w domu z moim skarbem dostalam telefon od mamy ze potrzebuje pilnie usg, bo ma skierowanie do szpitala, juz kilka dni wczesniej widzialam ze zle sie czuje... a jest bardzo chora osoba. Zaczelam sie trzasc, nie wiedzialam co sie dzieje, ale trzymalam synka na rekach i powtarzalam ze musze sie uspokoic dla niego. Pozniej odwiedzial mnie znajoma, wziela go na rece- i co? jak zawsze balam sie zeby ktos dotykał moje dziecko, tym razem nie poczulam nic... a wrecz sie cieszylam ze nie jest jak zawsze w moich ramionach, pomyslalam ze stracilam do niego wszystkie uczucia. Wieczorem bylam u mamy w spzitalu, wychodzac plakalam jak glupia, jedyne co chcialam to wrocic do domu i tulic swoje dziecko. We wtorek bylo gorzej... pomyslalm ze go nie chce... zaczely przychodzi natretne mysli, maz kiedy powiedzial ze konczy sie mleko dla niego pomyslalam " moze zdechnie z glodu"... bylam u mamy, nie umialam przestac o tym myslec ze nie kocham syna. W srode... nie bylo lepiej, a gorzej, czytalam na necie czy to mozliwe tak po prostu z minuty na minute przestac kochac swoje dziecko, kiedy plakal nie reagowalam, kiedy zaczal sie krztusic znow naszla mnie okropna mysl, ze lepiej by bylo zeby znikl. Czwartek, trzeslam sie cala w obawie ze w koncu ja sama mu zrobie jakas krzywde, a stan pogorszył glupi program w tv o mordowaniu dzieci, poczulam ze chce to zrobic, ze mam ochote zabic dziecko, te mysli kolataly sie w mojej glowie... piatek- byl tragiczny, ciagle te mysli, ze zwariuje ze zrobie mu krzywde, ze nie kocham, ciagle od rana do nocy... caly czas... karmiac go, patrzac jak spi, kiedy sie usmiecha do mnie, nawet nim potrzasłam raz, chcialam sprawdzic czy wywola to we mnie emocje- nie, nie wywolala, poczulam sie jak potwor! Nie moglam z nim byc sama- to koniec! Wezwalam znajoma, byla ze mna do 14, potem poszlam z dzieckiem na spacer, zeby nie byc sama, weszlam do apteki, wykupic mu szczepionki, a pozniej naszla mnie mysl ze musze z nim dlugo chodzic to moze sie zaziebi i beda jakies negatywne skutki szczepienia... jednak wrocilam do domu...tak sie balam ze cos mu zrobie, ze oszaleje, ze nie bede panowala nad soba. Wieczorem wzielismy go z mezem do lekarza na szczepienie, szlam tam z szczepionka w rece jakbym muniosla trucizne. Patrzylam jak lekarz nim kreci na wszystkie strony i to tez we mnie nie wzbudizlo emocji. Wtedy uswiadomilam sobie, ze musze natychmiast powiedziec o wsyztskim mezowi, powiedzialam mu doslownie wszytsko, mysli tak kotlowaly sie w mojej glowie, ze bylam pewna ze wariuje, ze juz po mnie. Ze zaraz mnie zamkna w psychiatryku. Sobota- mialam nadzieje ze weekend bedzie lepszy, ze maz bedzie ze mna w domu, ze jakos te mysli sie rozgonia, ale nie - obudzil mnie strach ze jestem morderca, ze stalam sie z dnia na dzien psychopatka, idac ulica mialam wrazenie ze kazdy we mnie to widzi... pojechalam do mamy, jej tez powiedzialam wszystko! Wieczorem mielismy gosci- a ja ciagle w glowie te mysli, ze jestem w stanie zabic dziecko... w nocy nie wstalam doniego ani raz, nie chce, nei czuje ochoty, meczy mnie jego placz, a teraz... czuje ze chce mu zrobic krzywde z zazdrosci, bo maz ciagle poswieca mu czas, a ja jestem niewazna. Jutro pojdzie do pracy, a ja ... ja musze znow wezwac kolezanke, bo nie moge byc sama z dzieckiem. Boje sie ze oszaleje, ze starce zmysly. Boze... niczego na swiecie nie pragnełam jak mojego dziecka. Kazdy dzien ciazy to byla walka z demonami, tak sie staralam, ten moemnt kiedy spojrzał an mnie, zaraz po wyjeciu mi go z brzucha, powiedzialam wtedy na glow " teraz moge juz umrzec"... nei chciałam nikomu dawac gona rece, czulam z nim tak ogromna wiez, taka milosc ktorej nie da sie opisac, A teraz... nie czuje nic... nie potrafie nawet sie rozplakac. Chce go kochac, chce go nosic na rekach, chce szczerze dawac mu cala siebie, milosc ktorej ogromu sama nie rozumiem, bo nie wiedzialam ze az tak mozna kochac. Teraz maz karmi go w pokoju, ja siedze w kuchni i morduja mnie te mysli...
doszło jeszcze cos dziwnego- brak emocji... nie umiem sie smiac, nie umiem plakac, nie czuje leku przed niczym poza tym co opisałam, nie mam łez...
Błagam pomóżcie mi !!!
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
BŁAGAM O POMOC
- Rozi30
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 29
- Rejestracja: 29 września 2016, o 16:26
Kochana to nerwica lekowa z nasilonymi myślami natrętnymi .mialam to samo po urodzeniu pierwszego dziecka , bardzo mocno nasilone . Tez bałam sie ze mi cos odwali i zrobię mu krzywdę . Zapewniam Cie ze to minie , potrzeba tylko czasu i podejścia . Ja pytałam psychiatry czy moge jednak zrobic krzywdę , powiedział ze absolutnie nie . Po urodzeniu hormony szaleją , co niestety na nas nerwicowcow Zle wpływa . Chodz codziennie na spacery , bierze magnez i olej z wiesiołka ale przede wszystkim zacznij słuchać nagrań jak z tego wyjsć . Bedzie dobrze obiecuje Ci , bo sama przez to przeszłam . Ściskam Cie mocno
- BruceWayne
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 360
- Rejestracja: 22 lutego 2016, o 13:25
Jak to nie ma nikogo, kto mógłby Ci pomóc?
Przecież koleżanka wyżej właśnie to robi. Całe forum jest jedną wielką pomocą dla CIEBIE.
Przede wszystkim to TY możesz sobie pomóc, nikt tego za Ciebie nie zrobi.
Musisz zacząć od podstaw.
Kanał DIVOVIC - https://www.youtube.com/channel/UCcpYOp ... GNA/videos (tu dowiesz się naprawdę wszystkiego, kompletne kompendium wiedzy i samopomocy)
Dział materiałów - nerwica-depresja-rozwoj.html
A na pocieszenie poczytaj sobie działy ozdrowieńców zarówno nerwicy jak i depersonalizacji.
Nerwica to nie choroba. To zaburzenie emocjonalne, które można trwale przejść i zostawić za sobą! Głowa do góry, będzie lepiej!
Wiele osób trafiało na forum w tak złym stanie jak Ty. Zobaczysz, będzie lepiej
Przecież koleżanka wyżej właśnie to robi. Całe forum jest jedną wielką pomocą dla CIEBIE.
Przede wszystkim to TY możesz sobie pomóc, nikt tego za Ciebie nie zrobi.
Musisz zacząć od podstaw.
Kanał DIVOVIC - https://www.youtube.com/channel/UCcpYOp ... GNA/videos (tu dowiesz się naprawdę wszystkiego, kompletne kompendium wiedzy i samopomocy)
Dział materiałów - nerwica-depresja-rozwoj.html
A na pocieszenie poczytaj sobie działy ozdrowieńców zarówno nerwicy jak i depersonalizacji.
Nerwica to nie choroba. To zaburzenie emocjonalne, które można trwale przejść i zostawić za sobą! Głowa do góry, będzie lepiej!
Wiele osób trafiało na forum w tak złym stanie jak Ty. Zobaczysz, będzie lepiej

- dusznomi
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 80
- Rejestracja: 24 sierpnia 2015, o 09:20
nie wiem cosie ze mna dzieje, mam wrazenie ze oszalałam, mam taki kocioł w głowie, wydaje mi sie ze moje mysli i slowa sa neispojne... jak to sie stało z dnia na dzien? mozna tak oszaleć? nie wiem kim jestem, maz zajmuje sie dzieckiem,bo boje sie isc, nawet patrzec na synka, nie czuje emocji, nie czuje nic! Tydzien temu byłam innym czlowiekiem, a teraz wszystko ejst nierealne, ciagle sie zastanawiam czy ludzie widza ze jestem jakas psychiczna. Mam wrazenie ze kazdy widzi moje mysli, boje sie tego co sie dzieje, ze wyladuje w psychiatryku w pasach, ze bede do konca zycia tkwila w tym stanie, ze moje dziecko wychowa sie beze mnie. Boze... tak sie o neigo staralam, tak dbałam... i co... teraz mam takie mysli, ze chcialabym zeby mu sie stała krzywda... a dwa tyg temu zwykle badanie sluchu, ktore miał doprowadzilo mnei do kolatania serca ze strachu, ze ocs moze wyjsc nei tak. Nie mowiac juz co przezylam kiedy pobierali mu krew... co sie ze mna dzieje? czy ja oszalalam, jestem jakas psychopatka, moze schizofrenia ? co to do cholery jest!
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 56
- Rejestracja: 7 października 2015, o 11:49
Wyczerpałaś się psychicznie, potrzebujesz odpoczynku. Twoja psychika odcina Cię od emocji i innych spraw, bo zbyt bardzo emocjonalnie podchodzisz do pewnych rzeczy. Staraj się przyjmować wszystkie uczucia jakie masz normalnie, żyć z nimi i je polubić. Nie możesz się ich bać bo nigdy z tego nie wyjdziesz. Nie oczekuj poprawy z minuty na minute. Daj sobie trochę czasu. Polecam filmy: https://www.youtube.com/watch?v=j9KmSVwcb0M
Wszystkiego się tam dowiesz. Ja dzięki nimi wyszedłem z ciężkiej nerwicy i depresji.
PS. Nie oszalałaś. Psychopata to ktoś kto robi coś nieświadomie. Ty mimo że masz takie emocje i myśli w sobie, jesteś w stanie odróżnić co powinnaś zrobić, a co nie - mimo że Ci cholernie ciężko. Psychopata nie jest w stanie tego odróżnić.
Wszystkiego się tam dowiesz. Ja dzięki nimi wyszedłem z ciężkiej nerwicy i depresji.
PS. Nie oszalałaś. Psychopata to ktoś kto robi coś nieświadomie. Ty mimo że masz takie emocje i myśli w sobie, jesteś w stanie odróżnić co powinnaś zrobić, a co nie - mimo że Ci cholernie ciężko. Psychopata nie jest w stanie tego odróżnić.
- Karo30
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 225
- Rejestracja: 30 sierpnia 2016, o 14:00
Nic nie zrobisz. To tylko obawy ! Przede wszystkim uspokój się. Ja jestem 4 miesiące po urodzeniu dziecka i nerwica zaczęła mi się w ciąży. Co prawda nie miałam takich myśli ale inne (nieistotne jakie). Wszystkie je możesz wsadzić do jednego wora z napisem NERWICA. Ciąża i poród to czas kiedy całe nasze życie się zmienia, duży stres, który mógł u ciebie wywołać dodatkowe objawy. Przede wszystkim - poczytaj forum i zacznij słuchać nagrań (wszystkie sezony), nic nie pomijaj. Ja słuchałam gdy mąż zajmował się dzieckiem, albo jak byłam z małym na spacerze. U mnie w domu wszyscy wiedzieli, że dostałam nerwicy i nikt nie traktował mnie jakbym była psychicznie chora (zresztą byłam w takim stanie, że trudno było nie zauważyć, że coś mi jest). Pomagali mi. Nagrania ci dużo wyjaśnią. Ja mogę powiedzieć, że dzięki Victorowi i Hewadowi (autorzy nagrań) wychodzę powoli z tego zaburzenia. Głowa do góry !
-
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 379
- Rejestracja: 23 maja 2015, o 20:05
Dusznomi,przecież wiesz ze nerwica atakuje zawsze te wartości ma których zależy nam najbardziej.Kochasz swego synka i napewno nic mu nie zrobisz.Osoby które krzywdzą innych,nie piszą o tymni nie szukaj pomocy.Spokojnie, nie daj się tej mysli wkręcać, ośmieszaj ją, uwierz żevto tylko kolejny wkręt.Kiedy moje córki były małe bałam się ze je zabiję, nie męża którego nienawidziłam ale córki które bardzo kochałam, niestety wtedy nie wiedzałam co nam z tym zrobić.Kiedy urodziła się moja wnuczka to mysł znów przyszła, ale nie zemną juz te numer.Tak ze spokojnie, nie walcz z tą myślą przytulsj synka.Nic się nie stanie to tylko mysl .
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 1
- Rejestracja: 27 listopada 2016, o 12:51
Dusznomi, w zamęcie emocji, jakie odczuwasz ciężko Ci przyjąć wskazówki i rady z zewnątrz. Jednakże proszę wysil się i skoncentruj się na maxa - przynajmniej rozważ poniższe kwestionując swoje obawy i wątpliwości. A czytając Twój opis aż razi w oczy:
1. Sam fakt, iż boisz się, że oszalejesz oraz że być może to psychoza świadczą o tym, że nie psychoza:) Poza tym ludzie, którzy boją się, iż oszaleją nie oszaleją:)
2. Wszystkie Twoje lęki o to, że już dziecka nie kochasz, że je skrzywdzisz, że jesteś wyrodną matką i żoną i pozostałe 1001 'że' to nadmuchana bańka a wzięła się z pkt3 poniżej.
3. W problemie z lękiem KLUCZOWYM mechanizmem jest błędne koło. Twoje myśli wywołują lęk (świadome myśli albo już z automatu), z kolei ten lęk wywołuje u Ciebie jeszcze bardziej przerażający obraz, czyli lęk staje się swoim własnym paliwem. Obraz -> lęk -> jeszcze bardziej przerażający obraz -> jeszcze silniejszy lęk i tak wkoło:)
Przerwanie tego koła choć wydaje Ci się niemożliwe to jednak jest możliwe i będziesz się kiedyś śmiać jak sama ganiałaś swój ogon:) Potrzeba ćwiczeń - po pojawieniu się dramatycznej myśli czy obrazu budujemy nową postawę wobec niej - 'ok, to moja myśl ale jest iluzją, to fanatazja, choć nauczyłam się tak myśleć i jej bać, miiiiinie..
'. Na początku wydaje się to niemożliwe bo myśl z automatu pociąga lawinę lęku, przerażenia, zdołowania i poczucia uwięzienia. ZAUFAJ mi na słowo - umysł poddaje się treningowi, tak samo jak nauczył się myśleć w sposób przerażający (a konkretniej to sama wyćwiczyłaś go każdego dnia poddając się przerażeniu i utrwalając taki schemat:).
4. Idąc jednak teraz do źródła - problem błędnego koła nie jest jednak problemem pierwotnym w całym ciągu przyczynowo-skutkowym. Koło musiało się od czegoś zacząć. Na jakimś tle pojawiły się w Twoim życiu odczucia niepewności, bycia gorszym, może jakiś uraz w relacjach z bliskimi.
Żebyś jaśniej zobaczyła co mam na myśli podam Ci przykład z mojej historii. Dzieciństwo - brak ojca, kochająca i przykładna matka lecz pod spodem masa zakopanego żywcem gniewu do niej (żyła w żalu do ojca wychowując mnie samotnie więc czasem jej się ulewało i potrafiła porównywaniem do ojca, odrzucaniem zbesztać moje poczucie wartości i bezpieczeństwa). Przychodzi wiek 19/20, studia, konieczność funkcjonowania w nowym środowisku i nagle niepokój i totalne zagubienie wśród ludzi w trakcie dojazdu na uczelnię. Owo poczucie zagubienia wynikało z mojego obrazu samego siebie (gorszy, winny itd.) ale było dla mnie niezrozumiałe (żyłem z takim obrazem od lat więc nawet nie byłem świadom).
I TUTAJ, podkreślam TUTAJ jest punkt zwrotny. ZAMIAST zastanowić się czemu czuję takie zagubienie, odkryć przyczynę i zweryfikować przekonania o sobie i ludziach, ja PRZERAZIŁEM SIĘ tego odczucia i wpadłem w pętlę 'Boże, co to za stan? Muszę wysiąść!!!! Drzwi od tramwaju zamknięte!!!! Wariuję, na pewno wariuję!!!!! Ale wali serce, pocę się, co się dzieje??????!!!! muszę wysiąść!!!!!!' Czyli zamiast dojść do źródła i przyjrzeć się przyczynie niepokoju, zafiksowałem się na owym niepokoju i lęku, który wywołał. Zamiast odkłamać swoje przekonania później już tylko lękałem się, że lęk się pojawi (czyli się właśnie pojawiał:) i tkwiłem w tym lata.... Znam Twój ból, uwierz:)
Dopiero terapia (tu pomagają leki by móc na spokojnie pomyśleć) - rentgen relacji z mamą, ojcem, dziadkami i odkrycie ile fałszu w obrazie siebie, ludzi i świata nosiłem pozwoliło mi spojrzeć zdrowo. Problem wyćwiczonego do perfekcji błędnego koła pozostał (umysł wyćwiczył się w bezmyślnej reakcji więc ciężko mieć do niego pretensje) jednakże teraz rozumiałem skąd się to wzięło. Mogłem teraz w miejscach, sytuacjach, które wywoływały wewnętrzny terror ćwiczyć postawę 'ok, ta reakcja się wyćwiczyła ale minie, dziś myślę już zdrowo' (tu znowu mogą pomóc leki, podkreślam jedynie POMÓC).
Podsumowując, to jedyna droga do zdrowia, trwałego zdrowia - dziś mam rodzinę, prawo jazdy (kiedyś widziałem tylko jak wpadam w panikę za kierownicą hahaha), firmę i masę odpowiedzialności, które znoszę. Ty też możesz odzyskać równowagę i radość serca choć teraz czytasz to może jak przez szybę i nie wierzysz bo treść nr 1 w Twoim umyśle to fantazje, które przez lęk nakręcają się jak pies ganiający ogon. Nad tym lękiem jednak MASZ kontrolę i nie musisz nim reagować, co odkryjesz ćwicząc nową reakcję.
Wspomnisz moje słowa i napiszesz tu kiedyś na forum o tym jak odzyskałaś zdrowie i równowagę:)
Dodam jeszcze, że gruntem okazało się też dla mnie uporządkowanie moich spraw egzystencjalnych. Relacja z Bogiem, nawrócenie sercem, odpowiedź na pytanie o sens rzeczy i światło z tego wynikające baaaaardzo mnie umocniły, uporządkowały i umacniają każdego dnia. Będę się modlił o szybkie wyzdrowienie dla Ciebie:)
1. Sam fakt, iż boisz się, że oszalejesz oraz że być może to psychoza świadczą o tym, że nie psychoza:) Poza tym ludzie, którzy boją się, iż oszaleją nie oszaleją:)
2. Wszystkie Twoje lęki o to, że już dziecka nie kochasz, że je skrzywdzisz, że jesteś wyrodną matką i żoną i pozostałe 1001 'że' to nadmuchana bańka a wzięła się z pkt3 poniżej.
3. W problemie z lękiem KLUCZOWYM mechanizmem jest błędne koło. Twoje myśli wywołują lęk (świadome myśli albo już z automatu), z kolei ten lęk wywołuje u Ciebie jeszcze bardziej przerażający obraz, czyli lęk staje się swoim własnym paliwem. Obraz -> lęk -> jeszcze bardziej przerażający obraz -> jeszcze silniejszy lęk i tak wkoło:)
Przerwanie tego koła choć wydaje Ci się niemożliwe to jednak jest możliwe i będziesz się kiedyś śmiać jak sama ganiałaś swój ogon:) Potrzeba ćwiczeń - po pojawieniu się dramatycznej myśli czy obrazu budujemy nową postawę wobec niej - 'ok, to moja myśl ale jest iluzją, to fanatazja, choć nauczyłam się tak myśleć i jej bać, miiiiinie..

4. Idąc jednak teraz do źródła - problem błędnego koła nie jest jednak problemem pierwotnym w całym ciągu przyczynowo-skutkowym. Koło musiało się od czegoś zacząć. Na jakimś tle pojawiły się w Twoim życiu odczucia niepewności, bycia gorszym, może jakiś uraz w relacjach z bliskimi.
Żebyś jaśniej zobaczyła co mam na myśli podam Ci przykład z mojej historii. Dzieciństwo - brak ojca, kochająca i przykładna matka lecz pod spodem masa zakopanego żywcem gniewu do niej (żyła w żalu do ojca wychowując mnie samotnie więc czasem jej się ulewało i potrafiła porównywaniem do ojca, odrzucaniem zbesztać moje poczucie wartości i bezpieczeństwa). Przychodzi wiek 19/20, studia, konieczność funkcjonowania w nowym środowisku i nagle niepokój i totalne zagubienie wśród ludzi w trakcie dojazdu na uczelnię. Owo poczucie zagubienia wynikało z mojego obrazu samego siebie (gorszy, winny itd.) ale było dla mnie niezrozumiałe (żyłem z takim obrazem od lat więc nawet nie byłem świadom).
I TUTAJ, podkreślam TUTAJ jest punkt zwrotny. ZAMIAST zastanowić się czemu czuję takie zagubienie, odkryć przyczynę i zweryfikować przekonania o sobie i ludziach, ja PRZERAZIŁEM SIĘ tego odczucia i wpadłem w pętlę 'Boże, co to za stan? Muszę wysiąść!!!! Drzwi od tramwaju zamknięte!!!! Wariuję, na pewno wariuję!!!!! Ale wali serce, pocę się, co się dzieje??????!!!! muszę wysiąść!!!!!!' Czyli zamiast dojść do źródła i przyjrzeć się przyczynie niepokoju, zafiksowałem się na owym niepokoju i lęku, który wywołał. Zamiast odkłamać swoje przekonania później już tylko lękałem się, że lęk się pojawi (czyli się właśnie pojawiał:) i tkwiłem w tym lata.... Znam Twój ból, uwierz:)
Dopiero terapia (tu pomagają leki by móc na spokojnie pomyśleć) - rentgen relacji z mamą, ojcem, dziadkami i odkrycie ile fałszu w obrazie siebie, ludzi i świata nosiłem pozwoliło mi spojrzeć zdrowo. Problem wyćwiczonego do perfekcji błędnego koła pozostał (umysł wyćwiczył się w bezmyślnej reakcji więc ciężko mieć do niego pretensje) jednakże teraz rozumiałem skąd się to wzięło. Mogłem teraz w miejscach, sytuacjach, które wywoływały wewnętrzny terror ćwiczyć postawę 'ok, ta reakcja się wyćwiczyła ale minie, dziś myślę już zdrowo' (tu znowu mogą pomóc leki, podkreślam jedynie POMÓC).
Podsumowując, to jedyna droga do zdrowia, trwałego zdrowia - dziś mam rodzinę, prawo jazdy (kiedyś widziałem tylko jak wpadam w panikę za kierownicą hahaha), firmę i masę odpowiedzialności, które znoszę. Ty też możesz odzyskać równowagę i radość serca choć teraz czytasz to może jak przez szybę i nie wierzysz bo treść nr 1 w Twoim umyśle to fantazje, które przez lęk nakręcają się jak pies ganiający ogon. Nad tym lękiem jednak MASZ kontrolę i nie musisz nim reagować, co odkryjesz ćwicząc nową reakcję.
Wspomnisz moje słowa i napiszesz tu kiedyś na forum o tym jak odzyskałaś zdrowie i równowagę:)
Dodam jeszcze, że gruntem okazało się też dla mnie uporządkowanie moich spraw egzystencjalnych. Relacja z Bogiem, nawrócenie sercem, odpowiedź na pytanie o sens rzeczy i światło z tego wynikające baaaaardzo mnie umocniły, uporządkowały i umacniają każdego dnia. Będę się modlił o szybkie wyzdrowienie dla Ciebie:)
- dusznomi
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 80
- Rejestracja: 24 sierpnia 2015, o 09:20
Bardzo dziekuję za odpowiedz, duzo mi dajecie tutaj, najwiecej nadziei... u mnie od 2 tygodni jest genialnie, radze sobie bardzo dobrze i mam nadzieje ze nigdy to nie minie. Zycze wam wszytskmi duzo zdrowia i ludzi ktorzy pomoga wam we wszystkich upadków podniesc sie z usmiechem na twarzy