Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Adhedonia a a stabilizacja związku - poradźcie...

Forum dotyczące derealizacji i depersonalizacji.
Dzielimy się tutaj naszymi historiami, objawami, wątpliwościami oraz wszystkim co nas dręczy mając derealizację.
Dopisz się do istniejącego tematu lub po prostu jeśli chcesz stwórz nowy własny wątek.
ODPOWIEDZ
Me and Me
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 13 grudnia 2016, o 20:21

18 stycznia 2017, o 18:08

Staram się znaleźć wskazówkę do dalszej walki...Przeklejam pytania, które mnie nurtują - bo trochę stanęłam w miejscu...Może znajdzie się ktoś, mądry i doświadczony i poradzi mi cokolwiek....

W mojej walce z depresją, złymi przekonaniami i adhedonią związkową pojawiał się kolejna wątpliwość…
Przez różne moje problemy mam silną potrzebę odczuwania motyli w brzuchu i dodatkowo rządzi mną dążenie do perfekcyjności na wielu płaszczyznach życia - w tym w związku oczywiście.
W mojej rodzinie nie miałam przykładów, ani własnego doświadczenia jak to jest być z kimś w zdrowym ustabilizowanym związku.
Wiem, że mam fikcyjny obraz związku opartego cały czas na silnych emocjach, zakochaniu, częstej fascynacji, cudownym seksie, wzajemnym zrozumieniu bez słów itd…Fikcja – wiem.
Ciągle mam wrażenie, że musze pogodzić się, że już nie czuję tych motyli, takiego podniecenia psychicznego i fizycznego i całej tej niezwykłości i uniesienia.
Pojawiają się myśli, że mogę się tylko „zakochiwać” i nie jestem powołana ani do małżeństwa, ani do macierzyństwa (choć w środku gdzieś sprzeciwiam się takiej diagnozie)

1. Jak nabyć tą umiejętność radzenia sobie ze stabilizowaniem związku i zanikaniem tej „chemii”?
2. Boję się, że robiąc postępy w moim wychodzeniu z bagna, nie zauważę ich, będę zawsze oczekiwać czegoś więcej i więcej i lepiej i bardziej i boję się, że przez to ZAWSZE będzie mi czegoś brakować, bo przecież szczęśliwy związek to w głębszej fazie już nie motyle w brzuchu i namiętność co drugi dzień. Muszę wiedzieć przecież kiedy to w jaki sposób będę się czuła będzie już „tym” do czego dążę.
3. Często jak wspieramy się nawzajem na tym forum, zalecamy odnosić się do uczuć z etapu „chemicznego” – czy ma to sens skoro często ludzie zakochują się i dokochują szybko, co pozwala sądzić, że ten „chemiczny” etap nie jest do końca wiarygodny?


Pozdrawiam wszystkich walczących i wątpiących...
Awatar użytkownika
potrzebujacyy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 66
Rejestracja: 2 października 2015, o 22:11

21 stycznia 2017, o 11:55

Witaj, nie wiem czy znalazłaś to, więc wklejam. Ja się do tego stosuje i po mału widzę efekty ;) Posta napisał kolega Zordon:

Dobra, zjadłem :D Jedziemy :D Siema Arek :P Widzisz tak to ta nasza psychika i układ nerwowy są skonstruowane, że mają swoją odporność na stres. No i bywa tak, że nadmiar stresu może doprowadzić do ich przeciążenia. Umysł wchodzi w stan alarmowy, co nazywamy "reakcją walcz-uciekaj". Mając tą reakcję aktywną, zmienia się sposób postrzegania świata, otoczenia, myśli, emocje, ogólnie włącza się tryb, który odczuwamy jakby nas lekko za przeproszeniem "poye*ało" :D U różnych osób objawia się to w różny sposób. Jedni dostają somatyki, drudzy ostrej derealizacji/depersonalizacji, inni natręctw, a nam odcięło emocję. W stanie alarmowym umysłu, uwaga skierowana jest głównie do wewnątrz i nie ma miejsca na odczuwanie uczuć, emocji. Nie czujemy przyjemności, wszystko wydaje się płowe, bez wyrazu, czujemy się puści w środku, życie nie ma celu, a bliskie osoby stają się dla nas obce, a wręcz ich obecność nas drażni. Jeśli człowiek jest uczuciowy i emocjonalny, to taki zanik emocji powoduje niemały szok. Zaczynamy się zastanawiać czy na pewno kochamy, czy coś czujemy, oglądamy zdjęcia, przypominamy sobie wspólne chwile, dzwonimy, próbujemy te uczucia odzyskać, ale niestety czym bardziej w to wchodzimy, tym mniej czujemy... Błędne koło spowodowane przez lęk, nerwicę.

Ok, podstawa już jest. Teraz czas na uspokojenie Twoich nerwów :) Widzisz, powyżej wytłumaczyłem Ci jak to działa, a teraz zapytam, dlaczego odczuwasz ten brak uczuć właśnie do niej a nie dla kumpli i innych mniej ważnych osób? Ano dlatego, że to ONA JEST TWOIM SKARBEM! Kochasz ją bardzo mocno, obawiasz się, że straciłeś do niej uczucia, obawiasz się, że przez to ją stracisz. A pożywką nerwicy jest właśnie lęk, on podtrzymuje stan emocjonalny w którym właśnie się znajdujesz. Umysł w stanie nerwicy wywołuje te lękowe myśli po to, aby nas straszyć! Powiedz sam, czy wywoływało by u Ciebie lęk to, że przestałeś lubić średnio ważnego kumpla? Pewnie że nie, bo jest Ci obojętny. Nerwica nie miałaby pożywki ;) Ale ta cholera już dobrze wie jak o siebie zadbać, i za cel bierze największe wartości w życiu, czyli zdrowie, życie (własne czy kogoś), uczucia do kochanych osób, albo inne sprawy ważne dla nas. Tak więc sam fakt, że Twoje lękowe myśli dotyczą jej, jest niezaprzeczalnym dowodem, że ją kochasz i to dowodem wypływającym z podświadomości, czyli prawdziwszego dowodu już nie znajdziesz :)

Teraz tylko potrzeba nauki odpowiedniego podejścia do tego stanu. Przede wszystkim nie podejmuj żadnych decyzji co do związku. Nie róbcie sobie przerwy, nie odpoczywajcie od siebie, to nic nie da, no bo w końcu się kochacie :D Ludzie którzy się kochają nie potrzebują od siebie przerwy :D Psycholog w tym wypadku nie jest żadnym autorytetem i nie może wpływać na Twoje decyzje :) KLUCZOWYM aspektem odburzania jest pozbycie się lęku przez tymi objawami, przed stanem który teraz masz. Ja już dobrze wiem, że uczucie tej pustki w sercu i obcości do kochanej osoby jest strasznie prawdziwe i przytłaczające, ale jest ILUZJĄ wywołaną przez lęk. Nie ma nic wspólnego z tym, co czujesz na prawdę. Ogarnięcie tego na 100% będzie wymagało czasu i objawy nie ustąpią z dnia na dzień (choć mogą się uspokoić, przykładowo po przeczytaniu motywujących postów, co jest dowodem, że to tylko lęk). W każdym razie MUSISZ uwierzyć, że ten brak emocji nie jest prawdziwy, jakkolwiek realny sie on wydaje, jest tylko iluzją. Więc teraz w kontaktach z dziewczyną musisz zaakceptować, że nie będziesz czuł tego co kiedyś, że będzie Ci obca, ale z tym da się żyć, trochę poudawać, że wszystko jest ok. Nie zmieniać nic w życiu. Jeśli przestaniesz się bać objawów, poprzez wiarę, że są spowodowane lekkim "przegrzaniem kabli" w mózgu, to zaczniesz do nich podchodzić w sposób normalnościowy a nie lękowy. Nauka tego może trochę zająć, choć jeśli od razu podejdziesz odpowiednio bez nakręcania, może ustąpić szybko :) Z czasem będą pojawiać się prześwity, a Twoja wiara w to, że to tylko zaburzenie i iluzja zacznie rosnąć. Czas jest potrzebny do przekonania podświadomości, że nie ma się czego bać. Przekonywana podświadomość zaprzestanie z czasem produkować lękowe myśli i wątpliwości, Tobie będzie coraz lepiej, uczucia zaczną wracać a życie wróci na właściwe tory :D

Tak więc, akceptacja, nastawienie normalnościowe, niereaktywność (poczytaj w postach Divina o tym), no i przede wszystkim CZAS! Poczytaj tutaj o reakcji "walcz-uciekaj" o myślach lękowych, derealizacji. Posłuchaj nagrań :D Trzymam kciuki stary, bo wiem przez co przechodzisz, ale to mija, a sam jestem tego przykładem :D Powodzenia :)

czy-ja-ja-jego-kocham-zanik-uczuc-strat ... t6929.html <- tutaj masz link do tego tematu.

Od siebie tylko napiszę, że wiem jak to jest, jakie to straszne. Jednak gdy stawimy temu czoła, będziemy robić na przekór tym myślom, to ten strach będzie coraz mniejszy :) Dasz radę :)
ODPOWIEDZ