Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

acedia

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
KonradW
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 26 lipca 2014, o 15:41

27 lipca 2015, o 12:19

zupełnie przypadkiem wpadłem ostatnio na motyw, który zwie się 'acedia'. z tego ci widziałem, na forum nie był on poruszany.

acedia jest teoretycznie czymś podobnym do depresji, z tego jednak co wynika, nie są pojęciami tożsamymi. kiedy dokonujemy autoanalizy bardzo często zdarza się, o czym wszyscy doskonale wiemy, że potrafimy dopasować wiele ze swoich objawów do jakiegoś zaburzenia emocji, osobowości czy choroby. w tym przypadku pierwszy raz z całkowitym przekonaniem zdałem sobie sprawę, że owa 'acedia' jest dokładnie tym, co w życiu mnie męczy. bez najmniejszej wątpliwości. jak wspomniałem wyżej - acedia nie jest rzekomo tożsama z depresją, jest raczej ogólnym stanem ducha, a nie stricte problemem zaburzonych emocji. niezbyt mocne stany depresyjne zdarzyło mi się w życiu mieć, były one jednak lekkie i krótkie, stanowiły właściwie niezbyt istotne epizody, z którymi się w zasadzie nie identyfikowałem. nie mój typ problemu, że tak powiem (typ nerwicowy - ok, jednak nie depresyjny). ale właśnie ten mój ogólny stan kondycji psychiczno-duchowej w różnych, dłuższych niekiedy okresach życia, byłby przez psychologów/psychiatrów definiowany pewnie (niemal na pewno) jako depresyjny, ale zdawało mi się i zdaje, że chyba nie o nią u mnie jednak chodzi. coś w stylu: jeszcze nie depresja ale już 'nienormalnie'.

acedia jest motywem omawianym w zasadzie tylko przez myślicieli chrześcijańskich, przy czym ogarniali go od setek lat. teoretycznie pojawia się w literackich dziełach ('Kordian' Słowackiego, Iwaszkiewicz coś tam przebąkiwał, Witkacy) i tak dalej, mówi się o "czarnych pająkach w duszy", "jaskółczym niepokoju", ale chyba nie widziałem żeby coś podobnego było omawiane w psychiatrii/psychologii. i tu właśnie wg mnie chodzi o ten pierdol.ny niuans! coś co męczy mnie, i zakładam wielu z was, nie nazwalibyście jednak depresją. z resztą przeczytajcie sami, przeklejam fragment tekstu z wikipedii (w zasadzie na innych, niemal samych katolickich z resztą kurde stronach, piszą to samo) bo pewnie niejednemu z was nie chciałoby się samemu ruszyć palcem ;)

"Acedia, "choroba duszy" objawiająca się niemożnością zaznania spokoju, dekoncentracją i apatią znana jest w tradycji chrześcijańskiej co najmniej od czasów ojców pustyni. Opisali ją m.in. Ewagriusz z Pontu i Jan Kasjan (który nazywa acedię taedium - "przesytem").

Acedia objawia się przygnębieniem, smutkiem, brakiem motywacji do działania, brakiem zaangażowania i nadziei, zniechęceniem, wyczerpaniem, zobojętnieniem i wrażeniem duchowej pustki. Jest to niezdolność bycia tu i teraz, zajmowania się tym, co właśnie jest. Ewagriusz w jednym ze swoich dzieł opisuje przykład mnicha owładniętego demonem acedii. Mnich siedzi w swojej celi, jednak tam nie wytrzymuje. Ciągle wygląda przez okno, czy czasem ktoś nie przyjdzie w odwiedziny. Nie może doczekać się pory na posiłek i żali się na Boga, że czas tak wolno płynie. Potem czyta trochę Biblię, lecz wtedy robi się senny. Podkłada Biblię pod głowę, ale złości się, że jest ona za twarda, by na niej spać. Mnich staje się płaczliwy, ponieważ nie otrzymuje tego, czego chce. Problem w tym, że sam nie wie, co to jest. Jan Kasjan dodaje, że charakterystyczną cechą acedii jest tzw. "horror loci", czyli niechęć do miejsca, w którym się obecnie znajduje i czynności, którą się wykonuje. Kiedy się pracuje, najchętniej nic by się nie robiło. Kiedy się nie pracuje, odczuwa się nudę.

Jako lekarstwo na acedię mnisi w dawnych czasach uważali dbałość i uważność w wykonywaniu wszystkich czynności, osiąganą poprzez medytację i kontemplację, czyli to, co buddyści nazywają satipatthāna.

Współczesny mnich benedyktyński, Niemiec Anselm Grün uważa, że acedię można utożsamiać ze stresem, niepokojem, zabieganiem, które dzisiaj towarzyszą prawie każdemu człowiekowi i nazywane są niekiedy "chorobą naszych czasów". Twierdzi on, że acedia jest nie tyle chorobą (w odróżnieniu od depresji), co niekorzystnym stanem ducha, który jest charakterystyczny dla człowieka w pewnych okresach jego życia."

dalej w temacie, na innej stronie, okraszone już mocniej katolicką fazą, fragmenty:

"Prawda o napięciu istniejącym w acedii często pojawia się u Ewagriusza z Pontu: “Acedia jest jednoczesnym i długotrwałym pobudzeniem popędliwości i pożądliwości, ta pierwsza złości się na to, co obecne, druga zaś pożąda tego, co nieobecne”. Bardzo istotne w tym sformułowaniu jest wskazanie na długotrwałość pobudzeniu. W istocie zatem acedia jest owocem utrwalonego sposobu reagowania na naszą podstawową sytuację egzystencjalną: wieczne nienasycenie tym, co tutaj mamy do dyspozycji, I wieczne pragnienie czegoś, czego nie możemy tutaj bezpośrednio osiągnąć. Acedia narzuca się nam jako odpowiedź na tą sytuację.
[...]
Pierwszym i najbardziej widocznym znakiem opanowania przez acedię jest wewnętrzny niepokój. Ten objaw pozwala odróżnić człowieka pozytywnie zaangażowanego od opanowanego przez acedię. Częstą jej formą jest neurotyczny aktywizm zawodowy nazywany pracoholizmem. Zresztą wszelkie formy uzależnień, czy to od używek, czy od jakichś czynności, czy związków z innymi ludźmi są przejawami takiej ucieczki i braku zdolności przyjęcia rzeczywistości takiej, jaka jest.
[...]
Acedia przejawia się szczególnie dotkliwie wówczas, gdy nosimy w sobie pragnienie uznania, ambicji bycia lepszym, uzyskania potwierdzenia siebie. Często u podstaw tych pragnień leży ideał, z którym się konfrontujemy. Gdy jednak nie uzyskujemy spodziewanego uznania, a jednocześnie nie możemy zmienić sytuacji, w jakiej żyjemy — czy dotyczy to więzi z osobami, z którymi przyszło nam żyć: z żoną, mężem, dziećmi, współbraćmi..., czy miejsca lub pracy — zamykamy się pełni złości na siebie. Autoagresja jednak od razu przenosi się na innych i całą sytuację. Odcinamy się więc od nich, zatwardzając swoje serca. Stajemy się nieczuli i głusi, a jednocześnie istnieją w nas ogromne napięcia: z jednej strony wołanie, jakby z głębokiej studni, o pomoc przy jednoczesnej złości na wszystko i wszystkich. Jest to szczególnie trudny stan.
[...]
W przypadku ludzi żyjących w świecie „wypędzanie z celi" wyraża się stałą chęcią zmiany: jeżeli jesteśmy w domu, chcemy gdzieś pójść, ale gdy jesteśmy z wizytą u kogoś, to z kolei chcemy wrócić do domu. Podobnie kiedy robimy coś, chcemy robić coś innego, jednak gdy właśnie robimy to, co chcieliśmy robić, znowu chce się nam czegoś innego. Acedia wyraża się często stałym niepokojem i nieopanowaną chęcią robienia czegoś innego lub bycia gdzieś indziej.
Acedia przejawia się także w hipochondrii, czyli nadmiernej trosce o własne zdrowie. Jednocześnie istnieje tutaj podwójne oddziaływanie: z jednej strony acedia wzbudza lęk, który powoduje dolegliwości organizmu, a te z kolei napędzają lęk o zdrowie, co umacnia acedię. Tworzy się w ten sposób zamknięte koło, które można przerwać jedynie gwałtownym cięciem, nie poddając się lękowi."

jak pisałem wyżej - niby można by to było podciągnąć pod znane z psychologi/psychiatrii zaburzenia, ale tu wg mnie liczy się ów niuans. nie zaburzenie, ale ogólny stan ducha, postawa życiowa względem świata, reakcja na świat. swoją drogą lekarstwem na to są te same rzeczy, które poleca się na walkę z depresją czy nerwicą. mi teraz nie chodziło o robienie zamieszania czy mnożenie bytów i teorii ponad potrzebę. kwestia raczej świadomości. no i dla mnie brzmi to nieco bardziej ludzko, nie wydaje mi się w pewnym sensie tak destrukcyjne jak wkręcanie sobie depresji, patrzenie na swój stan jako na stan depresyjny. części ludzi taka świadomość, jeśli podobnie jak ja nie do końca wiedzieli jak określić swój stan może okazać się przydatna.

co nie zmienia faktu, że ścigający mnie przez miejsca, czasy i ludzi "horror loci" jest w ch.j męczący. wieczne znużenie i nienasycenie. wiecznie nie w porę i nie na miejscu. chociaż, muszę wam powiedzieć, już dobrze ponad rok minął od moich jazd, nerwica minęła, a ja się wiele nauczyłem. dzięki temu często zyskuję wewnętrzny spokój, coraz częściej jest mi dobrze tu i teraz, na chillu, z jasnym wzrokiem skierowanym w przyszłość. no, w każdym razie często gęsto jest mi lepiej wewnętrznie i mądrzej niż przed nerwicą. ale "horror loci" jeszcze będzie mnie nieraz męczył, jeszcze wymaga pracy. ale jestem o to spokojny.

jeśli ktoś ma jakąś myśl na temat acedii chętnie usłyszę - czy to pro (bo faktycznie może się w istotnym, kurde, niuansie różnić - problem ogólnego stanu ducha, a zaburzenie emocjonalne/osobowościowe) czy zjechanie konceptu (bo tak naprawdę to tylko stara katolicka faza, która jest tożsama ze współczesnymi definicjami na naukowym gruncie). jestem ciekaw jak acedia postrzegana jest z punktu widzenia psychologii/psychiatrii.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

27 lipca 2015, o 13:24

Bo ja jak zwykle ogólnie myślę, że błędnie jest bardzo pokazywany ogólnie stan depresji. Nie ma jakby rozróżnienia depresji. Wszystko co ma doła nazywa się bez mała już depresją.
Depresja tu, depresja tam, zaniżony stan i depresje mam :D

Myślę, że tak naprawdę też problem jest taki, ze dla naprawde wielu osób łatwo jest powiedzieć - mam depresję, ten stan o którym się tyle mówi, a skoro się tyle mówi to musze go mieć bo inaczej by tego nie można było wyjaśnić.
Inni znowu w nerwicy boją się, "boże a jak dostane depresji"!

W tym co napisałeś to myślę jednak, ze nie ma sprzeczności z samą depresją czy stanami depresyjnymi.
Być może tak nazywany był właśnie wówczas właśnie stan depresyjny przez mędrców, niepokój itd.
I do tej pory można go spokojnie myślę tak nazywać.

Bowiem tak naprawdę emocje, stan emocjonalny to jest dosłownie bez mała stan ducha.
Ja sam to widze po sobie, u mnie wychodzenie z nerwic, tych wszystkich zaburzeń, blokad emocjonalnych, dało mi bardzo wiele do zrozumienia, że stan emocjonalny to stan ducha.
Nie utożsamiając tego z żadna konkretną religią, emocje to dosłownie duchowość.
Ja to tak widzę i chociaż może to dla niektórych dziwnie brzmieć to świadomośc emocjonalna daje spokój wewnetrzny i tak naprawdę duchowy.

Bo z równowagą emocjonalną ida postepy w zachowaniu, postawie, mysleniu, możesz być bardziej otwarty na ogólnie świat, inaczej postrzegać rzeczywistośc i duch takze rośnie w siłę.

Myślę, że to jest dobry tekst ale nie widze sprzeczności między tym a stanami depresyjnymi rozumianymi inaczej niż typowo psychiatrycznie.

Bo już inaczej się przedstawia depresję po prostu w psychiatrii, no ale nie oszukumy się psychiatria, psychologia nie stawia na rozwój świadomy moim zdaniem.
Bardziej są to dyscypliny naukowe i starają się zbliżac do tego ale zarazem odcinać. Dlatego oni to wszystko opisują swoim własnym naukowym językiem.

I myśle, ze tego się nie zmieni, trzeba szukać samemu sobie pola po środku, tak jak ty to choćby robisz.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
ODPOWIEDZ