Dziś o zaufaniu do samego siebie w zaburzeniu! 
Wzrost zaufania do samego siebie jest potrzebny ogólnie w życiu. Ale w tym wpisie chcę poruszyć tą kwestię w odniesieniu do zaburzeń psychicznych.
To jak powstaje zaburzenie to rozumiem wiemy

Jeśli nie to zapraszam do pozostałych wpisów i nagrań dostępnych na forum. Ta wiedza jest niezbędna aby można było wszystko dobrze zrozumieć.
Powstanie zaburzenia jest ściśle związane z tym, iż wówczas opada Nam bardzo lub w pewien sposób obniża się, poziom zaufania do samych siebie.
To czemu tak się dzieje nie jest skomplikowane.
Każdy człowiek ma w sobie stan świadomości, który odpowiada za świadome działanie. A także stan emocjonalny, który często działa automatycznie.
Stan emocjonalny jest mocno powiązany z pamięcią, uwagą, a także automatycznymi reakcjami, zachowaniami, które są specyficzne i indywidualne dla danego człowieka. (Tak zwane predyspozycje).
Innymi słowy nie każdy np. idąc do nowej pracy będzie miał wielkiego stresa i będzie się bał niepowodzenia. Ktoś inny może mieć w nosie niepowodzenie w konkretnie pracy ale zależeć mu będzie na np. opinii innych ludzi.
Każdy ma jakiś sposób reagowania, który powiązany jest i z cechami osobowości ale także wcześniejszymi doświadczeniami, czy też aktualnym stanem zdrowia emocjonalnego.
Zawsze jednak zasada działania stanu emocjonalnego jest taka sama. I to nawet u osób, które są nazwijmy to zrównoważeni emocjonalnie.
Prosty przykład:
Jakiś facet ma dostać nową pracę. W jego stanie świadomości pokaże się cel - nowa praca. Plany z nią związane itp.
Natomiast żeby nie wiem kim ten człowiek był, to stan emocjonalny ma jak zawsze swoje życie. Sprawdzi sobie pamięć, poprzednie doświadczenia.
I nagle z tzw. dupy pojawią się MYŚLI.
Np. "no tak ...ale jak coś nie pójdzie w tej pracy, to może żona pomyśli żem fajtłapa i weźmie sobie tego spod 4".
Zaufanie do siebie lekko początkowo czasem opada.
I ten facet oczywiście mógłby ulegać takim myślą i nie próbować zmieniać pracy. Ale załóżmy, że wykorzystując stan świadomości, wizję lepszego zarobku, posiadania lexusa, jednak IDZIE.
W pracy poszło w miarę okey, przyzwyczaja się.
Zaufanie do siebie rośnie.
Potem każde kolejne takie doświadczenie będzie inaczej rozpatrywane przez stan emocjonalny,
To oczywiście błahy przykład, który nie oddaje realiów zaburzeń psychicznych ale chodzi mi o to aby w pełni zrozumieć jak działa stan emocjonalny, który ma w sobie każde z Nas.
W wypadku zaburzeń lękowych jest tak samo, z tym, że o wiele (ojj wiele) mocniej ;p
Zaraz po pierwszych czy to atakach paniki, czy lękowych myślach, czy objawach somatycznych stan emocjonalny, zostaje wypełniony jednym wielkim czerwonym napisem:
ZAGROŻENIE
I od tej pory wszystko się zmienia.
Jeśli mielibyśmy sobie wyobrazić jak wygląda Nasz stan emocjonalny podczas zaburzenia...i to nawet wtedy kiedy wcale nie czujemy się jakoś źle. A być może nawet jesteśmy bez mała spokojni... to byłby to wielki rozgrzany do czerwoności kocioł, z wrzącą wodą. A w niej bulgotałyby wszystkie Nasze obawy, wątpliwości a także inne emocje.
Dlatego właśnie podczas zaburzenia, często przestajemy sobie radzić z innymi emocjami, jak np. agresją, frustracją, dumą, złością bo to wszystko tam wrze!
Dodatkowo napieprza ten wrzątek oparami w postaci miliona obaw, wątpliwości.
Nasz logiczny stan świadomości zostaje przytłoczony tą lawiną oparów z czerwonego kotła.
Dlatego prawie każdego początkowe działania świadome to DIAGNOZY, badania lekarskie, fora, blogi, youtube, wszystko żeby tylko świadomie dowiedzieć się co Nam jest!!
Potem jak już się dowiadujemy.... to oczywiście jest tego za mało aby ostudzić kocioł. A więc świadomość kieruje się w stronę upewniania się, uspokajania.
Prób okiełznania tego całego syfu!
W tym mniej więcej czasie opada nagle bądź powoli zaufanie do samych siebie.
Jesteśmy w szoku! Jak to możliwe??? Jak to mogło MNIE spotkać???
Tracimy zaufanie do Naszych zmysłów, myślenia, ciała. Czujemy się chorzy, poszkodowani, zmęczeni. Nie wiemy w co wierzyć ani komu.
A samym sobie wówczas nie do końca potrafimy. Ot tak po prostu.
Wydaje Nam się, że to co Nas teraz męczy to były rzeczy od zawsze do skontrolowania!!
Nigdy nie było dziwnych myśli, zawsze kontrolowaliśmy to jak się czujemy, nie było żadnych objawów płynących z ciała...
A obecnie?! Somatyka, jakieś chore myśli...szok!
Życie na krawędzi, ciągła walka o przetrwanie. Tak to można określić, a i tak to określenie dość banalne
Z czasem chcemy zacząć "ogarniać" powstały burdel.
Ale wtedy dzieje się rzecz, która znowu Nas zaskakuje.
A mianowicie:
"Działam, jeżdżę konno, kłusuję, uprawiam wspinaczkę, sport, chodzę na basen, fitness, na terapię, słucham chłopaków, czytam książki, zahaczam też o solarium, kino i teatr ale to ciągle jest!!!!"
A to dlatego, że ten wrzący kocioł zapisuje się mocno w pamięci.
Stąd często zaburzenie ma wygląd sinusoidalny. Czyli po jakiejś poprawie, lepszym chwilowo okresie, nagle jest zjazd w dół.
Bowiem
na całość umysłu ten spanikowany stan emocjonalny wywarł duże wrażenie.
Potrzeba będzie dlatego czasu oraz świadomego wkładu aby się to całkiem zatarło.
Wymagane jest budowanie na nowo zaufania do siebie.
Dodatkowo warto dodać, że kiedy zaczynamy wyrywać się ze szponów zaburzenia, stan emocjonalny drży w posadach.
On nie rozumie jeszcze wtedy co się dzieje.
Wielki opasły chochlik czuwający nad wielkim kotłem aby temperatura była odpowiednia, zadaje sobie pytania!
"zaraz zaraz, ten gość, który dopiero co latał po lekarzach i psychiatrach, marnował miesiące życia na moje obawy i lęki.
Bał się, że upadnie w galerii handlowej, bał się ośmieszenia. Tego, że zwariuje, że nie kocha, że skoczy pod samochód. Zabije siebie, bądź kogoś. Dostanie depresji, nie wytrzyma i coś sobie zrobi, choć sam już nie wie co ale coś na pewno...obawiał się, że dostanie zawału, zatoru, sm , jakiejś tajemniczej choroby, bądź spompuje się pod siebie w miejscu publicznym...i.....teraz on mi mówi, że nic mi nie będzie????"
I jeb pod kocioł 10 kilo węgla
(To właśnie ten moment kiedy próbujemy porzucić kontrolę, a zaburzenie Nam się nasila, bowiem stan emocjonalny potrzebuje pewnego czasu oraz widocznego działania, aby się uspokoił. Tak samo dotyczy to okresu, kiedy najgorsze się uspokoiło ale nadal są jakieś pozostałości).
Staram się komicznie to opisywać, ale faktycznie tak realnie działa zaburzenie lękowe oparte na mechanizmach lękowych.
Ale dobra!
To wszystko jest już znane. Jaki to ma związek z tym zaufaniem do siebie?
Przekonałem się o tym na własnej skórze, dopiero po kilku latach od momentu wyjścia z zaburzeń lękowych. Bo dla mnie zaburzenia lękowe to jeden wielki mechanizm określonych zachowań, obaw i ALE.
Z tego kręgu można wyjść.
Zrozumiałem, że budowanie zaufania do samego siebie nie polega na zmianie w stanie emocjonalnym. Bo ten jest i tak poza kontrolą i automatyczny.
Stan emocjonalny jednak także się uczy, bowiem powiązanie z pamięcią, uwagą ma też skutek pozytywny
Kiedy im więcej robimy dla siebie dobrego (mimo, że czasem to boli), tym bardziej stan emocjonalny się do tego dostosowuje.
Uczy się samoistnie!
A więc budowanie zaufania do siebie polega na wzmacnianiu stanu świadomości.
I nie mam tu na myśli żadnych głębokich filozoficznych bajerów.
Ale świadome kroki, inne niż zaburzenie by chciało. Twarde i systematyczne.
A więc jak można podnosić zaufanie do samego siebie i wzmacniać Naszą świadomość, co ma zarazem wpływ na stan emocjonalny (Naszą inteligencję emocjonalną)?
1. Wiedza.
Czasem mówi się, że im więcej wiedzy tym gorzej. I w wypadku zaburzeń lękowych jest w tym sporo prawdy. Ale dotyczy to bardziej tematów, wokół których kręcą się Nasze obawy. Czyli np. choroby psychiczne, fizyczne, zaburzenia osobowości.
Bowiem to są rzeczy, których możemy nie być w stanie - na początku szczególnie - należycie zrozumieć.
Interpretacja opisów tychże chorób, może być błędna i przypisywana niepotrzebnie sobie. Co tylko karmi i tak już dość opasłego chochlika, czuwającego na garem.
Ale wiedza dotycząca zaburzeń lękowych, emocji, stresu, tego jak można sobie z tym radzić jest zawsze według mnie bardzo potrzebna.
Książki, teksty opisujące nie tylko mechanizmy lękowe ale i obronne, zasady działania emocji i wszystko to co jest związane z tą tematyką, czasem warto przeczytać.
Rozwija Nas tak naprawdę automatycznie.
Ale musi być spełniony pewien warunek. I to będzie zarazem punkt 2.
2. Zaufanie czemuś lub komuś.
Czasem wiedza nie wystarcza aby gar się uspokoił

Bowiem brakuje Nam kierunku.
Z jednej strony nie jesteśmy w stanie poczuć tak szybko zaufania do siebie. A z drugiej w chwili kiedy wydaje Nam się, że Nasze życie się kończy, trudno zaufać w pełni komuś lub jakiejś teorii.
Jednakże jest to potrzebne. Niekoniecznie musi to być od razu pełne zaufanie full wypas. Wystarczy nazwijmy to
"bilet zaufania".
Czyli mimo wszystko postanowienie, że czegoś będę się trzymał. Oddanie swoich zmagań jakiemuś kierunkowi.
Czasem jest tak, że czujemy, iż utożsamiamy się z jakąś teorią, terapią i wtedy dobrze jest wbić w to swój haczyk zaufania.
Oddać kawałek pola temu bakcylowi, którego być może załapaliśmy choćby w małym stopniu.
Niekoniecznie musi to być to co robią wszyscy. Ważne jest aby to "czuć". Że chcemy spróbować iść tym tropem. Temu akurat powierzyć bilet zaufania.
Coś do Nas bardziej przemawia? To spróbujmy ALE jednocześnie trzymajmy się tego od tej pory!
Zbyt duża ilość kierunków i wszystkiego naraz może być niekorzystna.
Dlatego jeśli coś Cię inspiruje, lub ktoś, chcesz czegoś spróbować, coś do Ciebie przemawia to wbij w to swój haczyk zaufania!! Choćby na początku jak najmniejszy!
Bardzo ważnym jest aby mieć swego bakcyla

Bo czas mija a Ty nie wybierając czegoś, nie uczysz się niczego.
3. Nie unikamy, nie uciekamy totalnie od tematów zaburzeń.
Ten punkt nie każdemu może odpowiadać i od razu zaznaczam, iż to jest moja prywatna obserwacja.
Pisząc to nie mówię niczego takiego, że unikając tematyki zaburzeń nie dasz rady wyjść z zaburzenia. Chcę aby to było jasne i dobrze zrozumiane.
Niczego takiego nie sugeruję!
Ja mam tu akurat własne typowo spostrzeżenia dotyczące tego, iż czasem słyszę "uciekłem totalnie od tematów nerwicy i jest mi lepiej".
Zgoda. Ale zauważyłem też, iż często jeśli to jest wychodzenie z zaburzeń tylko na zasadzie zajęcia się czymś, odwrócenia uwagi, panicznej ucieczki od słowa "zaburzenie", to na tym "lepiej" się kończy.
I absolutnie nie namawiam tu nikogo, do tego aby np. nie wyszedł ze znajomym tylko siedział w necie i czytał o zaburzeniach...
Nie mówię też aby analizować swój stan i objawy i nic innego w życiu nie robić.
W ogóle nie o to chodzi!!!
Ale kiedy wpadliśmy w zaburzenie, ono w pewien sposób zostawia na jakiś czas trochę śladu w Nas.
Dlatego ciutkę oswojenia się z tą tematyką. Z tym, że takie coś dotyka ludzi oraz spojrzenie na te identyczne schematy mechanizmów lękowych, widoczne u innych czasem się przydaje.
Oczywiście nie rzecz w tym aby przez 12 godzin dziennie siedzieć w tych tematach, ani też nawet 5 dni w tygodniu.
Bo to Nasze życie jest najważniejsze!!
Ale jeśli tematyka zaburzenia wydaje się Nam tak straszna, że najchętniej i najszybciej uciekamy od niej, zapominamy na siłę wręcz, to wtedy nie wzmacniamy stanu Naszej świadomości.
Potem nie ma w Nas specyficznego rodzaju pewności, że w razie co wrzący kocioł nie zrobi już na Nas aż takiego wrażenia!
Pamiętajmy, że jakie by objawy nie były mocne i silne, stany depresyjne...czy to u Nas czy kogokolwiek innego. Do tego obojętnie jak długo trwające, to jest to wszystko stanem umysłu.
Mimo wszystko stanem, który jest epizodyczny! W coś się wkręciliśmy, to i możemy się odkręcić!
I takich twardych postaw trzeba się trzymać!
4. Miejmy twarde postawy i postanowienia wobec zaburzenia i obaw.
Mega ważna sprawa. Jak zaczepimy się małym haczykiem zaufania w jakiejś terapii, teorii, w działaniu. To żeby nie wiem co się działo, należy iść tym tropem.
Obojętnie jaki mamy kocioł w głowie, jak coś postanawiamy w związku z procesami wychodzenia z zaburzeń, to się tego trzymajmy.
Oczywiście bez presji, w stylu "jak nie będę się trzymał postanowień to koniec".
Jesteśmy tylko ludźmi ale chodzi o to aby wracać do tego, do tych tych postaw jakie chcemy mieć wobec zaburzenia i obaw.
Jeśli postanowiliśmy nie googlować, to tego nie róbmy.
Kiedy postanowiliśmy, że tego dnia coś zrobimy, to mimo nasilenia np. wówczas lęku, anhedonii czy czegokolwiek, spróbujmy to zrobić.
Mimo, że może to nie dawać pełni radości i zadowolenia.
Jeśli czemuś lub komuś postanowiliśmy zaufać i chcemy iść tą drogą, to nie zbaczajmy z niej po kilku niepowodzeniach. Mimo tego, że czujemy zawsze niepewność!
Jest to mega ważne! Bo jeśli się czegoś trzymamy jakiś stały czas, to wysyłamy właśnie z Naszego stanu świadomości, do stanu emocjonalnego sygnał, że my robimy swoje. W miarę systematycznie i stale. Oddaliśmy bilet zaufania i podążamy tym tropem.
To uspokaja Nasze zaburzenie, oczywiście po czasie.
5. Spróbujmy odpowiadać sami sobie.
Często jak już zdobywamy pewną wiedzę, nadal mamy ciągłe w głowie pytania i wątpliwości. Następuje wówczas okres uspokajania się i często to od Nas zależy jak on długo będzie trwał.
Cała rzecz w tym, iż informacje od osób trzecich są pocieszające ale też nie wzmacniają one aż tak stanu Naszej świadomości. Wpada to w ucho, dobrze się słucha ale równie szybko wypada.
Szczególnie, że ta osoba zwykle nie ma Naszego biletu zaufania.
Dlatego jak masz jakieś wątpliwości to zachęcam Cię do pewnego prostego ćwiczenia
Napisz sobie to co chcesz napisać, o co zapytać. Możesz to zrobić gdziekolwiek lub na czymkolwiek. Nawet w poście na forum. Potem przeanalizuj to co napisałeś i spróbuj udzielić sam sobie odpowiedzi, na podstawie tego co wiesz. W oparciu o tą postawę jaką chcesz nabyć.
Jak nie jesteś czegoś pewny, jest gdzieś luka to poproś o wsparcie, czy to innych ludzi z zaburzeniem, czy też terapeuty.
Ale za każdym razem staraj się sam sobie odpowiedzieć na swoje wątpliwości czy obawy.
Samo napisanie swoich obaw i przeanalizowanie tego z jakby z 3 osoby, nawet jeśli się boimy i nie potrafimy szybko na to odpowiedzieć, ma sens
Jest to bowiem inne działanie niż zwykle zamierzone przez mechanizmy lękowe. Nie tylko uspokajamy się wówczas ale także wzmacniamy to co wiemy. Z czasem będziemy się czuć coraz lepiej w roli takiego własnego recenzenta Naszych nerwicowych wypocin ;p
Do tego jeśli znamy kogoś kto ma jakieś problemy emocjonalne, coś rzuciło się Nam w oczy. To nie analizujmy tego co ta osoba mówi, czy pisze tylko pod kątem jak się wkręcić... lub uspokoić bo ma to samo...ale również spróbujmy być
recenzentem czyiś zmagań.
Może jednak będziemy wiedzieli cokolwiek co może być podpowiedzią?
To tak samo wzmacnia Nas samych.
6. Dawajmy bilet zaufania, miejmy autorytety ale nie łykajmy wszystkiego jak pelikan swoje żarło
Mając zaburzenie lękowe jesteśmy mocno chłonni na wszystko. Zdarza się, iż mamy jakiś swój autorytet ale źle zinterpretujemy jego niektóre słowa i zaczyna się jazda.
To samo u lekarza psychiatry czy psychologa, możemy usłyszeć jakąś opinię, z która się nie zgadzamy. Dla przykładu, że z zaburzeń wyjść się nie da.
Dlatego warto pamiętać, że suma sumarum to my potrzebujemy zrobić porządek we własnych emocjach. Nie Ci ludzie, którzy mają własne doświadczenia, przekonania, wiedzę i to czasem niekoniecznie praktyczną a wyuczoną.
To my jesteśmy najważniejsi!
Dlatego warto poświęcić czasem trochę czasu na ten punkt 5! Aby krok za krokiem budować własną strategię. Nie opartą tylko na czyiś słowach.
Oczywiście bierzmy z innych to wszystko co najlepsze dla Nas, co się może Nam przydać. Inspirujmy się innymi.
Ale postarajmy się mieć coś w tym swojego, swoje przemyślenie. Własną odpowiedź. I wtedy w to wszystko wbijmy haczyk zaufania i działajmy twardo według tego.
Ciągłe zmienianie strony, sposobów działania nie wysyła budującego sygnału do Naszych emocji.
Dopiero jak czujemy, że z czegoś wycisnęliśmy już wszystkie soki, to możemy pomyśleć co dalej.
7. Nie identyfikujemy się ze wszystkim i każdym wokoło.
Baaaardzo potrzeba w tym wypadku trzymania się określonej postawy.
Mając zaburzenia nie sposób uniknąć natknięcia się na informację, która Nas wprowadzi w panikę. A nawet by się mogło wydawać, że takie informacje wyrastają jak spod ziemi

Jak bałem się schizofrenii, to wszędzie było o niej pełno informacji lub spotykałem ludzi chorych w ciągu dnia.
Kiedy cykałem się zawału, to co jakiś czas ktoś nawijał o tym, lub wylewie. Jak obawiałem się chorób, wszędzie był temat np. raka ;p
Depresji...codziennie rano w programie mówiono o niej
Wynika to z zaburzeniowego podrasowania uwagi. Jesteśmy wówczas wyczuleni i nastawieni na wyszukiwanie informacji, które rzekomo dotyczą Naszego życia.
A tak naprawdę dotyczą iluzji lękowej. Bo realnie nie zagraża nam nic.
W każdym razie na to rada jest jedna.
Z uwagi, iż nie zawsze da się uniknąć takich informacji (a nawet nie polecam tego aby zamknąć się totalnie w szklanym kloszu, gdzie żadne złe informację nie docierają -
oczywiście na siłę też ich nie należy wyszukiwać!!!).
Jednak kiedy coś Nas zdenerwuje, zaalarmuje robimy prostą rzecz. Mówimy sobie:
" To nie dotyczy mnie. Nie ważne, że istnieją jakieś podobieństwa, bo też istnieje mnóstwo różnic. Ta osoba to zupełnie inny człowiek, ze swoją genetyką, doświadczeniami, historią. TO NIE DOTYCZY MNIE. Ja mam swoją diagnozę, swoje badania, swoje poglądy, których się próbowałem do tej pory trzymać i nic się nie zmieniło przecież".
I...kropka

Nie analizujemy bez końca tematu, który Nas wystraszył.
Bowiem TO NIE DOTYCZY NAS.
Bo taka prawda, że zwykle wtedy skupiamy się na tych elementach, które Nam pasują do Naszych obaw. Ale o całości gówno wiemy
8. Nie zapominajmy o życiu!!
Ja wiem...łatwo gadać...
Ale wokół Nas mimo tego, ze jesteśmy zaburzeni, kręci się życie. Ono dla Nas nie zwolni, nie zatrzyma się, bo my sobie chcemy akurat teraz poanalizować swoje objawy ;p
Podejmowanie jakiś działań i decyzji w okresie zaburzenia bywa jak wiemy trudne. Ale nie warto wszystkiego odkładać.
Oczywiście jakieś wielkie decyzje warto przemyśleć, bo czasem stan w jakim jesteśmy podpowiada Nam np. ucieczkę od czegoś. A ta ucieczka nie musi być dla Nas wcale dobra życiowo.
Chodzi mi o to aby jednak nie oczekiwać, że wszystko się dla Nas zatrzyma. Mając zaburzenie nie zawsze potrafimy utrzymywać ten sam rytm co zawsze.
I to jest jasne i nawet nie ma sensu tego od siebie wymagać, bo powstanie presja i brak zrozumienia.
Ale kiedy łączymy ogarnianie postaw wobec zaburzenia i jednocześnie staramy się robić coś w życiu, mimo, iż ciężko. To zaufanie do samych siebie rośnie.
Szczególnie, że mimo jakiś niepowodzeń, zawsze działanie daje jakieś efekty czy rezultaty.
Co wzmacnia Nasze poczucie skuteczności, powoli co prawda ale wzmacnia!
9. Nie boję się...nawrotu ;p
Czasem widoczne jest na forum to jak pojawi się jakaś osoba, która z zaburzenia wyszła bądź wychodzi i zaczyna sobie dobrze radzić.
Od razu walą się pytania:
"udało się na zawsze?", "ile już jesteś odburzony?", "wracają Ci jakieś objawy?". Itp.
Nikt nie zapyta o sytuację danej osoby, jej historię, liczy się tylko to czy nerwica może wrócić
A przecież TO NAS NIE DOTYCZY, bo ta osoba to inny byt!
Do tego to też troszkę wskazuje, że nie do końca rozumiemy samo zaburzenie.
Kiedy wychodziłem z zaburzenia, to nigdy nie myślałem o tym, że to MUSI BYĆ na zawsze. Bo przecież ogólnie istnieje EWENTUALNA możliwość, iż stan emocjonalny "poświruje" ponownie.
Czyli dokładnie wyjaśniając - mogą pojawić się jakieś życiowe problemy, presje, stresy, które będą chciały wepchnąć Nas w tematy zastępcze i mechanizmy lęku.
Nie musi tak być ale może. Życie bywa przecież różne.
Oczywiście każdy pragnie wiedzieć i mieć pewność, że wychodzenie z zaburzenia jest na ZAWSZE.
I co na pewno to to, że kiedy świadomie wyszkolimy się w odpowiednich reakcjach na lęk, obawy, wątpliwości, to w razie jakiś trudności życiowych, nie wejdziemy ponownie w mechanizmy lękowe.
Czyli nie damy się jednak wepchnąć w tematy zastępcze.
Ja nie doświadczyłem od czasu odburzenia żadnych objawów nerwicowych. I wiem, że zbudowałem w sobie tak wielkie zaufanie do samego siebie, iż nerwica mnie nie tknie.
Ale jednak dawałem sobie wewnętrznie taką możliwość! Bo jeśli bałbym się nawrotu, to bałbym się zaburzenia. To bezsensu!
Błędne koło!
Sadzę, że taka postawa, którą wówczas miałem czyli - jak ma przyjść ponownie to niech przyjdzie. Wzbudzała właśnie poczucie zaufania, wzmacniała stan mojej świadomości.
Bo nie można się odburzać bojąc się nawrotu. Bo to jest bezsensu!
Nie w tym rzecz aby tracić nie daj Boże wiarę, iż nie można wyjść z zaburzenia trwale. Bo oczywiście, że można!
Tylko mając w sobie wielki strach przed nawrotem, nadajemy wielką wartość samemu zaburzeniu!
Cała sprawa w tym żeby mentalnie sobie na to pozwolić! Bo to podnosi zaufanie do samych siebie, że w razie co jesteśmy na to gotowi!!
Strach przed nawrotem oznacza kiepską postawę na samo zaburzenie.
O wiele lepiej jest dopuścić myśl, że w razie gdybym kiedyś (
czysto teoretycznie!) doświadczył mechanizmów lękowych to okey!! Będę na to gotów!
Po to przecież wychodzę świadomie z zaburzenia aby się go nie bać!
10. Strzał w dychę czyli "ryzykowanie", puszczanie kontroli.
I w tym miejscu się zatrzymam, gdyż zauważyłem, że lubicie słuchać o "ryzykowaniu" ale w odniesieniu do własnych zaburzeń i wątpliwości.
Nie każdy od razu wie jak przełożyć ogólną teorię "ryzykowania" na siebie.
Dlatego w kolejnych wpisach podam przykłady różnych odrębnych rodzajów zaburzeń, obaw i wątpliwości i trochę podpowiem jak może w takich wypadkach wyglądać "ryzykowanie".
A podsumowując
Najważniejsze to pojąć, że oprócz chęci po prostu do normalnego życia, zajmowania się swoimi sprawami, rodziną, planami, ambicjami. To warto zwracać uwagę na Nasz stan emocji. I nie mówię tu o analizowaniu rozkminek nerwicowych czy życiowych czarnych scenariuszy

Ale aby budować to zaufanie do siebie, poprzez doświadczenia i nie poddawanie się tylko temu co Nasze emocje planują i Nam podpowiadają.
Miejmy także własny plan i twarde zasady. Mimo, ze czasem boli i nie daje to od razu szczęścia.
A wtedy to stan emocjonalny się dopasuje do Nas, do Naszego stanu świadomości, do tego co sobie wypracowaliśmy, a nie odwrotnie
