
Na wstępie może się przedstawie, mam na imię Łukasz, mam 27 lat i cierpie na zaburzenia lękowe uogólnione od 3 lata. Poniżej opiszę swoją historię - komentarze mile widziane.
Otóż mój problem z zaburzeniami rozpoczął się gdy miałem 24 lata - to był dla mnie dość trudny okres - dużo stresu związanego z pracą, ponieważ byłem przedstawicielem handlowcy - podobno bardzo dobrym, chociaż ja o sobie miałem bardzo niskie nieimanie, wydawało mi się, że wszystko zawdzięczam fartowi, nie lubiłem spotkań handlowych - bardzo się tym stresowałem, a gdy się stresowałem nie mogłem spać. Tak czy inaczej byłem nim wówczas już 4 lata i szło mi dość dobrze, do momentu w którym zmieniłem zespół, z małego 2 osobowego pokoju gdzie nikt mnie nie ocenia, mogę popełniać błedy do woli przeniosłem się do Open Space - tam, każdy mnie klepie po plecach i mówi - o stary pomożesz nam, jesteś dobry, zawsze jeden z lepszych w rankingach - moja reakcja strach, stres (przecież ja nie jestem dobry !!!). Bardzo dużo się stresowałem w tym zespole z racji na dużą presję, duże oczekiwania przy niskiej samoocenie - koszmar. Bałem się rozmawiać przez telefon, bałem się oceny, krytyki, masakra.
Międzyczasie zauważyłem, że czas mi ucieka przez palce a ja cały czas sam - brak kobiety. Podczas gdy moi bracia - sztuk 3 każdy w związku. Wiec postanowiłem to zmienić, niestety bezowocnie. Rodzice też mnie cały czas o to cisnelli (bardziej żartem), ja natomiast dołowałem się ponieważ zauważyłem, że powoli wszystkie osoby mi najbliższe są powoli w związku a ja zostaje sam.
Któregoś dnia po nie udanej randce (dziewczyna nie podobała mi sie), wróciłem do domu (jestem Warszawskim słoikiem) i usiadłem załamany i mówie sobie - boże co za lipa. Po tym wydarzeniu nie mogłem spać przez tydzień - chodziłem totalnie spięty do pracy, paraliż, nie mogłem zmrużyć oka. Wiec co? alko, to zawsze mi pomagało, niestety nie w tym przypadku. Wróciłem wiec do domu, w domu tydzien na zwolnieniu i jak ręką odjął - nic, zero objawów, myśle sobie ufff, Boże cudownie. Problem pojawił się ponownie gdy po tygodniu miałem wrócić do pracy - to samo, znowu problem ze snem. Poszedłem do lekarza od zaburzeń snu, po kilku wizytach powiedział mi, że mój problem to ciągłe zamartwianie się, to nie sen. Ok, wiec poszedłem do psychiatry, nie chciałem nic czytać o moim zaburzeniu, jestem, chory więc niech da mi leki - Seroxat 20 mg. Ok, brałem, chodziłem do psychologa na psychodynamiczną 8 msc, niby było ok, ale cały czas czułem, że coś nie gra. Między czasie zwolniłem się z pracy (ją winiłem za problem ze zdrowmiem). Między zmianą pracy miałem przerwę 2 msc i w tym okresie było całkiem ok, problem wrócił gdy miałem iśc do pracy - znowu stres, paraliż, zamartwienie się - CO JEST kobieta luźna w udach? Myślę, sobie. Poszedłem do psychiatry - ten na to Parogen i terapia poznawczo behawioralna, ok git, będzie dobrze. Chodziłem na terapię, wydawało mi się, że powoli idę do przodu, chociaż cały czas dokuczała mi dystymia, wydawało mi się, że mój problem to kwestia kobiet, kompleks tego, że jestem sam, strach przed tym, że zostane sam w tym smutnym jak pii.. mieście. Po roku chodzenia na terapie zaczełem się buntować, wkurzać na mojąterapeutkę, mówie do niej: co tydzień przychodzę do Pani z czymś nowym, ile można poznawać swoję wewnętrzne problem? Całe moje życie skupiło się na tym aby wyjść z mojego zaburzenia, Pani mi pomagała do pewnego momentu, ale to już nie działa. Wierzyłem w to, że ta kobieta mnie uleczy. Niestety tak się nie stało. Po roku terapi zrezygnowałem i teraz jestem na Mozarinie 10 mg, próbowałem iśc do innego psychologa, ale się buntuje - nie wiem dla czego, nie ufam już chyba psychologom, chyba nie mam już cierpliwości. Mój psychiatra kazał mi zrobić przerwę od terpi ok 6 msc i zapisać się na terapię schematów (połączenie poznawczo behawioralnej z dynamiczną).
Dla tych co nie chce się czytać tekstu powyżej, poniżej opis moich aktualnych zaburzeń, z którymi nie potrafie sobie poradzić, staram się odnieść do tego co jest zamieszczane tutaj na forum, ale cały czas wydaje mi się, że mam coś innego.
Otóż:
- nie mam ataków paniki,
- nie mam agrofobii,
- to co mi dolega to ciągłe poczucie "nieszczęsci", tego, że jestem "chory", czuje się ograniczony przez tą chorobę,
- mam natrętne myśli, myślę cały czas - co mi jest? szukam rozwiązania. Po przesłuchaniu jakiegoś filmiku o odburzaniu na YT cały czas o tym myślę, powtarzam sobie,
- nie potrafię skupić się na jednej czynności - cały czas z tyłu głowy mam, że coś jest nie tak,
- czuje się często spięty,
- wszystko zaczyna się gdy otworze oczy - pierwsze co to, o kurcze wstałem, muszę coś robić, aby znowu nie analizować, aby nie przyszły mi natrętne mysli - i tak przychodzą ...
- najbardziej dołujące dla mnie jest brak umiejętności odnalezienia się w towarzystwie tzn. może być fajnie miło, nagle przychodzi impuls, poczucie z tyłu głowy, że coś się dzieję - wówczas niby rozmawiam z osobami wokół mnie, ale mam ochotę od nich uciec - iśc położyć się spać, byle nie myśleć. Nie mam radości z rozmowy jak nagle to "coś" przyjdzie.
- boje się przebywać sam, tzn. mogę to robić i potrafię, ale wówczas cały czas myślę - co mi jest? Co będę robił jak to przyjdzie? cały czas moje życie kręci się woków zaburzenia.
- mam wielkie poczucie potrzeby miłości - bycia z kimś, akceptacji mnie, mojej osoby. Wydaje mi się, że wówczas moje zaburzenie zniknie.
Teraz jak to wszystko napisałem, wydaje mi się, że to wszystko jest takie głupie i blachę. No ale piszę, bo mam nadzieję na pomoc.
-- 13 lutego 2016, o 19:34 --
Może dodam jeszcze tylko jedną kwestię: podczas terapii poznawczo-behawioralnej nikt nie zapoznawał mnie z technikami relaksacji, nie został mi opisany schemat działania rekacji walcz lub uciekaj, jak sobie radzić z natrętnymi myślami. Dla mnie terapia była taką pigułką szczęcią po której przez kilka dni czułem się dobrze.
Terapeutka powiedziała mi, że moje zaburzenie bierze się bardziej z problemem braku akceptacji ze strony ojca, dużej presji, mojego perfekcjonizmu. Braku doświadczenia w pewnym etapie dojrzewania akceptacji ze strony najbliższych - rodziców.
-- 13 lutego 2016, o 19:38 --
I jeszcze jedna rzecz:
- moje natrętne myśli nie dotyczą np. tego, ze jestem gejem, będę księdzem, kogoś zabije. Nic z tych rzeczy. Bardziej dotyczą ciągłego rozmywślania tego co mi jest, kto mi może pomóc.
-- 14 lutego 2016, o 00:12 --
To chyba ostatnia rzecz, ktora chce dopisac: lek, ktory mi najbardziej dokucza to lek przed zlym samopoczuciem tzn. Brakiem mozliwosci skupienia sie nad tym co robie tylko ciagle analizowanie, brak radosci jaki mnie napada, boje sie, ze zaraz znowu dopadnie mnie to beznadziejne samopoczucie podczas, ktorego nie bede w stanie sie cieszyc, tylko bede skupiony na problemie, ktory mi dolega. Jak, ktorys z moich znajomych mowi mi, ze np za 2 tyg chce jechac nad morze - moja reakcja to strach. Jaksie bede czuł. Strach.
Kolejna kwestia to strach przed brakiem alceptacji z drugiej strony mojego zaburzenia, to mnie przeraza, ze przez to moge byc odtracony.