Postanowiłem, że i ja podzielę się swoją historią. Chyba dlatego, że coraz świadomiej chce z tym wszystkim walczyć i nie radzę sobie sam, a na dzień dzisiejszy jakakolwiek terapia odpada.
Nie wiem za bardzo od czego zacząć. Moje życie jest trochę skomplikowane, choć wiem, że inni mieli gorzej.
Może zacznę od dwóch cytatów. Już nie pamiętam gdzie to znalazłem, czy tu na forum, czy jakieś inne artykuły.:
Często kiedy tacy niedojrzali dorośli mają dzieci, to one wtedy dojrzewają przedwcześnie – w końcu ktoś w domu musi być odpowiedzialny. A kiedy tatuś stara się być fajnym kumplem zamiast tatusiem (i może nawet jest po imieniu z dzieckiem), a mamusię, zajętą sobą i pogonią za trendami, biorą za starszą siostrę – to równowaga się zaburza. Dzieciak nie ma stabilnych wzorców, a często sam staje się bardziej odpowiedzialny od rodziców. I ludzie patrzą z podziwem, taki młody, a taki dojrzały, taki poważny.
Jak to znalazłem i przeczytałem, pierw co pomyślałem, nosz kurde, to cała prawda o mnie.Dzieciak przyjmuje na siebie obowiązki ponad swój wiek, kosztem utraty beztroski dzieciństwa. Czasem traci spontaniczną radość życia już na zawsze, wciąż pozostaje poważny, zajęty tylko poważnymi i wartościowymi rzeczami. Nie ma miejsca na luz. Tylko obowiązki i praca, a jak odpoczynek, to też koniecznie mądry i pouczający. Nie pofrunie, bo przycięto mu skrzydła i przywiązano do ziemi przedwczesną dojrzałością.
Co prawda moi rodzice nie byli moimi kumplami. Mama była mamą, ale miała zbyt wiele na głowie, kochała i nadal kocha, choć zbytnio tego nie okazywała.
Ojciec? Nie pamiętam aby nie pił, na pewno nie dłuższy czas. Nie było żadnej agresji, choć raz na jakiś czas doszło do bójki czy coś w tym stylu, bardzo rzadko. Nie miewał jakiś długich wypadów, co znikał na kilka dni. Nie, zaczęło się od kilku piw dziennie, po pracy, dla odpoczynku, rozluźnienia. Dość długo, normalny, pracujący facet, który niby dba o rodzinę. Piszę niby, bo zbyt się nie przejmował, ale w oczach obcych ludzi odpowiedzialny facet, głowa rodziny i ojciec.
W rzeczywistości? Nigdy niczego mi, mamie i moim siostrą niczego nie brakowało. Mama stawała na głowie abyśmy mieli pod dostatkiem.
Ja dość szybko połapałem co się dzieje. I w wieku nie wiem 14-15 lat zacząłem dorabiać sobie. Pierw oczywiście w... firmie ojca (niewielki rodzinny zakład). Zwyczajnie pomagałem mu, za co miał mi płacić. Jednak Pieniędzy nie było, a jak były to znikome. Aby jeszcze bardziej mu pomóc (zaczynał mieć długi i kłopoty finansowe), przejmowałem więcej jego obowiązków, zamiast brać pieniądze swoje zarobione dawałem mu w ramach pożyczki aby mógł kupować potrzebne materiały, a on zwyczajnie je przepijał. Mimo, że klientów nie było mało zakład padł, przez to, że tatuś nie przejmował się nimi, nie dbał o nich i o zlecenia.
Ja od połowy gim nie prosiłem o pieniądze dla siebie. Nie ważne czy to na swoje wydatki, buty, książki czy wycieczki klasowe. W mojej głowie była ogromna chęć pomocy rodzicom w tak trudnej sytuacji. Oczywiście gdy mi dawali, brałem, ale sam nigdy nie prosiłem. Dorabiałem sobie trochę tu, trochę tam i zawsze jakoś te parę groszy miałem. Na wakacjach przed klasą maturalną wujek znalazł mi pracę. Prosta, pilnowanie budowy, głównie w nocy. Otóż miałem siedzieć w kanciapie, na jakimś bezludziu i pilnować sam nie wiem czego, od czasu do czasu przejść się. Fakt, że pracowałem co 3 dni, na noc dało możliwość pracy podczas roku szkolnego. Klasa maturalna, ja o 18-6(7) byłem na budowie, o 8 już w szkole. Pamiętam, że nawet dzień przed jedną z matur, a raczej noc, także spędziłem w pracy... Maturę oczywiście zdałem. Nigdy nie miałem problemu z nauką, a raczej z ocenami. Każde moje możliwe świadectwo było z paskiem. Przez co większość miała mnie za kujona, ale to inna bajka. Oczywiście wiele osób zarzucało mi, że taki mądry ktoś jak ja nie może nie iść na studia. Złożyłem papiery do dość dobrej uczelni, tylko jedna, jeden kierunek. Nie chciałem studiować czegoś co mnie nie interesuje, a studia z dala od domu nie mogłem podjąć ze względu na sytuację finansową. Dostałem się, ale zaocznie. Więc zrezygnowałem. Po szkole dość szybko chciałem odbudować biznes ojca, sam podjąłem się prowadzenia działalności, choć o innym profilu. Chcąc wspomóc rodzinę. Mało tego, nawet dawałem pracę swojemu tatusiowi, ale nie wyszedłem na tym dobrze. Moja firma dość dobrze się zapowiadała, jednak nie dałem rady psychicznie tego ciągnąć, stres mnie zjadł.
Znajomi? Miałem, jednak nie długo, w momencie gdy Oni zaczynali swoje pierwsze piwa w gimnazjum, oddalili się, a raczej ja nie chciałem mieć z nimi styczności. Przez to byłem sam. Liczyłem, że w technikum się to zmieni i poznam nowych lepszych ludzi. Szkoła okazał się nienajlepszy wyborem. Jej poziom pozwalał mi jechać na samych 4-5 bez większego wysiłku, bez nauki w domu, jedynie wystarczyło uważać na lekcjach i pouczyć się w autobusie. Byłem najlepszy w klasie, przez to wychodziłem na kujona i także znaleźli sobie we mnie kozła ofiarnego. Ciągła samotność doprowadziła mnie do ucieczki w czat i Internet. Tam poznałem wiele fajnych ludzi. Oczywiście kobiety, tylko kobiety. Z facetami nie mam żadnego bliższego kontaktu. Żadnych kolegów. Z niektórymi udało mi się spotkać. Dość szybko się przywiązywałem do nich. Z dwiema udało mi się zbudować związek. Choć po pierwszym gdzie kobieta mnie wykorzystywała ciężko było się pozbierać.
Drugi? Drugi był ciężki, niektórzy tutaj już wiele na ten temat słyszeli. Z moją drugą dziewczyną spotkałem się pierwszy raz po ok. 4 latach pisania i rozmów tel. Od pierwszego spotkania zaczęliśmy się systematycznie spotykać i jeszcze bardziej otwierać na siebie, choć i tak nie mieliśmy przed sobą już tajemnic. Jednak tym razem ten piękny związek to ja zepsułem. Czym? Strachem... Tak się bałem, że ją stracę, że mnie nie kocha, do tego doszedł stres z domu, z pracy, doszedł jej stres, że ją zostawiłem... Do dziś próbuję to naprawić bez skutku.
Tak, wiem... mam 24 lata, jestem młody.
W chwili obecnej widzę to tak: mam 1/3 życia za sobą, nie mam nic, nie mam znajomych, nie mam z kim pogadać, jestem z dala od domu, nie mam pracy... A ludzie na których mi zależało uciekli na MOJE WŁASNE ŻYCZENIE.
To jakiś zarys mojej opowieści choć jest wiele tego... Pewnie piszę strasznie chaotycznie, po prostu impuls.