Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Czy to nerwica?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
silhouette
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 21 listopada 2017, o 17:08

30 listopada 2017, o 22:30

Cześć! Postaram się w miarę zwięźle i przede wszystkim szczerze napisać co się ze mną dzieje. Otóż jakiś czas temu (16pazdziernika) najzwyczajniej w świecie zasypiałam u boku mojego partnera, gdy nagle przeszedł mnie chłód po całym ciele, uczucie przerażenia, serce biło jakby miało wyskoczyć, uczucie jakby cała radość, szczęście znikło z tego świata i myśl: „A co jeśli stracę chłopaka? Czy ja go kocham” ... byłam tak silnie przerażona jak nigdy przedtem... to miało tak destrukcyjna sile (a trwało raptem kilkanaście sekund) ze miałam ochotę coś sobie zrobić w tamtej chwili, uciec od tego. Powiedziałam do chłopaka żeby mnie przytulił. Przytulil mnie i przeszło. Rano wstaliśmy, zrobiłam śniadanie, niby wszystko okej... do czasu. Po godzinie od momentu wstania z łóżka dopadły mnie myśli „czy ja z nim chce być”, „czy ja go kocham” „czy ze sobą będziemy”. Przy tych myślach towarzyszyli mi silne odczucie jakbym miała się z nim zaraz rozstać... straszne :( ten stan trwał aż do czwartku/ piątku (w czwartek byłam u psychiatry i stwierdził ze to nerwica i zalecił branie leków, jednak nie brałam Ich bo bałam się ich skutku). W piątek już było ze mną całkiem niezle. Dodam ze przez ten cały okres (od pon-pt) miałam przebłyski bardzo radosne, ze przecież jest wszystko wporzadku, ze go kocham i będziemy razem. Nadszedł weekend i już całkowicie mi przeszło, czułam się super. Wróciłam do normalności, myśli poszły w dal... do czasu. 12 listopada (znowu niedziela wieczór) wróciłam z moim partnerem do mojego domu i już przed bramą siedząc w samochodzie, rozpłakałam się... z obawy przed utratą jego ZUPEŁNIE BEZPODSTAWNIE. Postanowiłam ze we wtorek udam się do psychoterapeuty, po tej wizycie nie ulżyło mi za bardzo ale wiedziałam ze to dopiero początek i nie mogę od razu doznać skutków i rezultatów całej terapii na pierwszym spotkaniu. W środę kiedy partner do mnie niespodziewanie przyjechał, poczułam ulgę... tak jakbym nie wiedziała po co to wszystko i w jakim stanie jestem, bo przecież wszystko jest wporzadku. Myślałam ze ze mną lepiej, niestety czwartek i piątek był taki sam... poczucie ze nasz związek się kończy, smutek przygnębienie, ciagle myślenie o tym związku, myśli ze go nie kocham itd... W niedziele kiedy byłam u swojego partnera w domu poprawiło mi się, na tyle ze mogłam cieszyć się jego obecnością i jego osoba. Kiedy wróciliśmy pod mój blok wieczorem, znowu rozpłakałam się w samochodzie... weszłam z nim do domu, zrobiliśmy kolacje (wtedy przez chwile poczułam ze jest okej) obejrzeliśmy Milionerów No i niby spoko... do czasu. Poszliśmy do mojego pokoju i nagle gdy spojrzałam na partnera, całkiem świadomie odczułam ze jest mi obcy, ze nic mnie z nim nie łączy (podświadomie wiedziałam ze przecież łączy)... momentalnie się rozryczalam, wpadłam w panikę, nie mogłam na niego patrzeć sprawiało mi to ból. Tato przyszedł aby mnie uspokoić i poprosił mojego chłopaka zeby wyszedł. W momencie gdy mój chłopak wyszedł, rozyczalam się jeszcze bardziej, autentycznie odczułam tak tą sytuacje, ze mnie zostawia na zawsze :(( ... W poniedziałek czułam się tak jakbym już z nim nie była... totalnie. Kiedy przyjechał do mnie do sklepu (bo zadzwoniłam ze go potrzebuje, byłam roztrszesiona) na jego widok znowu się rozryczalam, wpadłam w okropna panikę, nie mogłam złapać tchu, serce biło jak szalone. Kiedy się troszkę uspokoiłam zaczęłam rozmowę z moim partnerem. Mówiłam przez płacz „nie wyobrażam sobie nie stworzyć z Tobą przyszłości”, „nie chce innego partnera”, „cholernie mi na Tobie zależy”. Itp. To wszystko mówiłam z totalnym odczuciem ze między nami koniec :((( Tato polecił żebym nabrała sił (apropo tych ataków paniki), No i we wtorek, środę i czwartek nie widziałam się z moim partnerem. Dopiero w piątek kiedy szlam do psychiatry spotkałam się z chłopakiem. Weszłam do gabinetu opowiedziałam o całej sytuacji. Psychiatra powiedział ze nie ma czegoś takiego jak nerwica, ze to tylko wymysł cywilizacyjny, ze trzeba patrzeć na nasze sny, co ze sobą niosą, bo to potęga podświadomości bla bla... No czułam się jak u wróżbity troche. Po czym dodał czy chcę żebym usłyszała jakie jest jego danie na ten temat. Odpadłam ze tak.

„Pani nie chce z nim być, to wszystko przez to ze nie może się Pani z tym pogodzić”


A ja momentalnie w płacz... No szok.
Oczywiście nie wzięłam tego do siebie. Przecież chce z nim być!!! I ja to wiem i jestem tego pewna!
Po tej wizycie miałam totalny mętlik w głowie... Ehh masakra. Zaczęłam myśleć ze może ja się oszukuje, ze faktycznie może nie kocham, ze może to tylko to ze się boje być sama (nie boje się tego, świadomie o tym wiem) i te myśli zaczęły mi się przeplatać... zaczęłam dążyć do myślenia ze go kocham, po chwili nastąpiła myśl a co jeśli nie, potem myśl a dlaczego niby nie, następnie może się oszukuje i takie błędne koło do niczego nie prowadzące...

Na weekend pojechaliśmy do Krakowa do moich dziadków i wujków (nowe otoczenie, inni ludzie - dobrze mi to zrobiło). Czułam się super naprawdę, poczułam prawdę jaka jest to ze Marcel (mój partner) jest obok, jesteśmy razem i go kocham i to jest prawda. (Pisząc to teraz odczułam lęk ze go nie chce stracić)


Po powrocie do Wrocławia było całkiem normalnie, zwyczajnie. Nie mam do tej pory napadów paniki. Zaczęłam myśleć ze może tęsknie za tym co było kiedyś (widywanie się codziennie, chęć bycia blisko) i ze to nie wróci (ale niby dlaczego nie wróci) ze może to przez co przeszłam wywołało u mnie uraz w psychice i zmieniło myślenie (ale nie zmieniło stanu bytu!) ... dzisiaj jest czwartek 30.11 a ja czuje się przygnębiona znów na myśl ze mogłabym go stracić... oglądam wspólne zdjęcia i płacze bo za tym tęsknie, za nim... czuje ze go kocham :(( Nie wiem co się ze mną dzieje, dlaczego jestem taka smutna, poniekąd czuje niepokój i stres. Dodam ze to mój pierwszy tak długi związek (rok czasu i miesiąc).


Być może mój umysł pod wpływem tych myśli, silnie zaprojektował wizje rozstania, po czym skoro zaczęłam o tym tak strasznie rozmyślać, natrętne myśli itd. to tym sposobem zakodował już informacje ze z nim nie jestem?

Dlaczego tak się stało? Ktoś może coś podobnego przeżył? Proszę o pomoc :(
szpagat
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 436
Rejestracja: 25 września 2015, o 13:30

1 grudnia 2017, o 09:55

Ja przezylam I sporo ludzi na forum :)
Znajdz temat Zordona o Rocd, przeczytaj od deski do deski I pozwol narazie temu byc.
Jestes na poczatku drogi wiec szybko sie z tego wykaraskasz jak przestaniesz sie nakrecac :)
A na opinie psychologa to az braki mi slow. To tak, jakby osoby bojace sie schizofrenii ja jednak mialy, ale baly sie z tym pogodzic? Nieeee!
Uwazam, ze kochasz swojego patrnera, dlatego nerwica przywalila Ci sie do tego.
Iwona29
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1904
Rejestracja: 10 maja 2017, o 08:53

1 grudnia 2017, o 10:25

Ras jest prawda.Nerwa czepia się tego na czym nam najbardziej zależy....chce nam pokrzyzowac plany i życie.

Ten psycholog czy ciort wie kto jest jakiś rypnięty!!

Jakbyśmy zwracali uwagę na wszystkie sny to byśmy oszaleli i żyli pod presją ich.
Co prawda często mam sny z dzieckiem moim małym chociaż nie mam a chce i przez nerwe się bronie.

Nie wątp w miłość do chłopaka bo już dawno byś to zostawiła i odwrotnie jakby było inaczej
Walcz ! Nie uciekaj bo wygrasz😉
Jak nie Ty to kto.
" Będziesz kiedyś bardzo szczęśliwa,powiedziało życie...Ale najpierw sprawię, że będziesz silna"🙂
silhouette
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 21 listopada 2017, o 17:08

1 grudnia 2017, o 10:50

(Jestem nowa na forum i nie wiem jak tu Was oznaczyć :D)

szpagat - tak czytałam to (już przy pierwszym ataku)... i niesamowicie mnie to uspokoiło dodało sił i wytłumaczylo wiele, ale jak to wróciło po tych 2 czy tam 3 tygodniach zaczęłam myśleć ze to nie do końca to, ze ja na pewno nie kocham i ze się oszukuje, a tylko szukam powodów na około zamiast z nim zerwać ... totalnie bezsensu. Czasami te myśli doprowadzają mnie do tego ze być może psychiatra miał racje, ze nie potrafię zaakceptować tego ze nie chce z nim być (CHORE i NIELOGICZNE - wiem). Ciagle odpycham te myśli staram się normalnie funkcjonować, z psychoterapii nie rezygnuje, we wtorek będzie 4 spotkanie.

Iwona 29 - dokładnie, bo niby dlaczego te myśli zaczęły mnie dopadać dopiero w takim stanie... czasami sobie myśle ze może podświadomość przez to wszystko chce mi zakomunikować ze ja serio tego nie chce i mecze się w tej relacji.... No bzdura, gdyby tak było to właśnie dawno bym zerwała. Dbam o niego, troszczę się, martwię, spędzam z nim super czas (chociaż powoli wkrada się monotonia niestety :/). Nigdy bym nie pomyślała ze JA mogłabym zerwać relacje w której czuje się świetnie, z osobą z która planuje spędzić życie (robimy sobie plany o domu, dzieciach). Zazwyczaj było tak ze to ze mną zrywali... ostatnie moje doświadczenia przeżyłam bardzo zle, czułam się odrzucona i tak czasem sobie myśle ze skoro w tym związku jest tak super (aż za bardzo) to kiedy to się wkoncu skończy? Tak jakbym podświadomie dążyła do jego upadku równocześnie bojąc się utraty partnera. Już mnie głowa boli od tego myślenia 😕


Bardzo cieszę się ze jest to forum i ze są ludzie, którzy rzetelnie i szczerze o wszystkim piszą. Jesteście ogromna pomocą dla osób takich jak ja i innych „zagubionych”. A przecież każdy człowiek jest stworzony do tego żeby kochać.
Awatar użytkownika
Halka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 457
Rejestracja: 18 czerwca 2017, o 21:29

1 grudnia 2017, o 10:54

Nom to Ci niezle psychiatra namieszał. Potrafią i psycholodzy a potem siedzimy w głowie i analizujemy. Zamiast poczekać to sie nakręcamy. Skoro na teraz chcesz być znim to bądz poprostu, sprubuj niedać sie ciągnąć doprzodu umysłowi. Bądz teraz znim niemysl co będzie za rok. Jesli niemasz nato wpływu to poco zadręczać. Przytul doniego i sprawdz co czujesz wtym momencie niedaj doprzodu co zarok bedziesz czuć ale wtym kiedy jesteś znim, czy spokój , ciepło , miłość .I zapamietaj .
ODPOWIEDZ