Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Pytanie o sprawy duchowe a nerwice, buddyzm irp

Tutaj filozofujemy. Rozmawiamy o nurtach filozoficznych, religijnych, które mogą pomóc nam poznac siebie, nadać sens życiu i również odburzyć się.
Wstawiamy tutaj także ciekawe linki do stron, a także propozycje książek dotyczących filozofii, religii, (buddyzm, medytacja, joga itp.).
Jednym słowem - oświecenie!
Mała uwaga - jeżeli w stanie nerwicowym nie lubisz zajmować się taką tematyką, powoduje ona u ciebie na razie niepokój.
Wówczas po prostu nie czytaj tego działu, bo trzeba to robić z DYSTANSEM.

nadnie
Świeżak na forum
Posty: 7
Rejestracja: 2 stycznia 2016, o 20:04

23 stycznia 2016, o 21:56

Zaznaczam że to bardziej rozkminy egzystencjalne.
Czuję się fatalnie ostatnio chociaż i tak jest lepiej niż na początku dzięki temu miejscu mocno uspokoiło się wiele objawów.
Ostatnio atakują mnie egzystencjalne sprawy dotyczące życia i boga i zastanawiam się czy nie jest to jakiś kryzys. Ogólnie jestem chrześcijaninem ale od długiego już czas sam kościół w Polsce mnie nie przekonuje, nie potrafię się w nim odnaleźć. I od niedawna zastanawiam się nad buddyzmem, trochę o nim poczytałem kiedyś i były informacje, ze jest to coraz bardziej popularna alternatywa dla chrześcijaństwa w Polsce. Zastanawiam się czy moje zaburzenie nie jest to jakiś własnie kryzys i czy odnowa duchowa by mi nie pomogła.
Tylko czy tak naprawdę buddyzm może dać odnowę duchową? Czy będzie on bardziej skuteczny od katolicyzmu? Ktoś może miał takie problemy i myślał o tym? Jak pogodzić zaburzenie z duchowością? Czy buddyzm staje się popularny bo jest naprawdę lepszym środkiem na nieszczęście?
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

23 stycznia 2016, o 22:08

Z uwagi, iż rozmawialiśmy sobie ostatnio trochę :D to ja na twoim miejscu bym odczekał troszkę na decyzje o zmianie kierunku duchowego :) Bowiem kwestie egzystencjalne są moim zdaniem u ciebie wynikiem samego w sobie zaburzenia, pojawiły się po pewnym czasie a całość jak sam wiesz była wynikiem komplikacji w twoim zyciu, wobec czego powinieneś być na ten moment po prostu wyrozumiały.

Natomiast co do samego buddyzmu to powiem ci tyle, że buddyzm sam w sobie staje się bardziej może nie tyle popularny co brany pod uwagę, gdyż obecny Kościół Katolicki nie pokrywa coraz dalej idacych potrzeb duchowych ludzi, zatrzymał się w miejscu, nie porusza spraw związanych z emocjami człowieka, z jego wnętrzem, nie porusza kwestii brania odpowiedzialności za swoje życie itp.
Dlatego ludzie szukają alternatyw.

Natomiast wielu dośc szybko rezygnuje :D bowiem buddyzm to jest ciężka tak naprawdę filozofia, to znaczy dla tych, którzy są gotowi ją przyjąć jest to filozofia w sumie lekka ale ci, którzy czytając o buddyzmie nie są pewni, czują, ze to jest za cięzkie, nie do ogarnięcia to czasem powinni sobie to odpuścić do czasu aż będą gotowi. To nie jest kwestia kupowania nowego telewizora :)
Największym problemem dla ludzi takich jak my nazwijmy to - zachodu :) jest kwestia odpuszczenia sobie ja, czyli tematyka pustki nirvany, na to naprawdę trzeba być gotowym aby znaleźc w tym sens.
Więc buddyzm i chęć zainteresowania się nim nie może być motywowany - "a może znajdę tam szczęście" bo paradoksem jest to, ze buddyzm ma pomóc dążyć do szczęścia ale niekoniecznie takiego jakiego wizja roztacza się zwykle w ludzkich głowach :)

Jak z każda filozofią tak i buddyzmem trzeba się oswajać, próbowac uświadamiać i mieć otwarty umysł, nie da się przeskoczyć z zamknięta głową z katolicyzmu na buddyzm, no chyba, ze ma to być na zasadzie gadki - jestem buddystą ale tylko na zewnątrz, buddyzm to filozofia twojego wnętrza i stanu umysłu.

Czy jest lepszy od chrześcijaństwa?
Odrzuć na chwilę wszelkie dogmaty Kościoła i poznaj nauki Jezusa, spróbuj spojrzeć na niego i posłuchac co ma do powiedzenia tak jakby był filozofem i zobaczysz, ze sam Jezus tak bardzo nie różni się od Buddy.
Nie chodzi tylko o kwestię kosmologii ale o prostą naukę jak żyć :)

Odpowiedź i szczęście leży w tobie, religia, filozofia to jest tylko narzędzie.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
nadnie
Świeżak na forum
Posty: 7
Rejestracja: 2 stycznia 2016, o 20:04

23 stycznia 2016, o 22:26

Ano właśnie, może masz rację bo sobie chyba tylko mętlik w głowie robię jak czytam o tym w sieci. Dam na razie sobie z tym spokój, przyjdzie jeszcze czas na rozmyślanie o tym. Dzięki za tak szerokie wyjaśnienie sprawy.
A te egzystencjalne rozkminy raczej na pewno są u mnie od lęku (tak jak rozmawialiśmy) bo nawet mi się nasilają jak się gorzej czuję. Byłem ciekawy co kto uważa o takich zmianach.
kucyki46
Gość

22 marca 2016, o 14:30

https://naukijezusa.wordpress.com/2013/ ... -chrystus/ Kiedy to zgłębisz, zauważysz, że filozofie i religie, choć różne, mają wiele wspólnego. Ważne są dogmaty i filozofia życia. Być może egzystencjalne rozkminy u ciebie są powodem lęku, jednak sprawy duchowe pozwalają sporo uporządkować w życiu.
aleks1723
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 19:38

24 marca 2016, o 20:35

Nie polecam w DD :) - moje zdanie. Chciałem się pozbyć swojego Ego i buddyzmem się interesowałem parę lat, a jak przyszło DD i nerwica, to takie mocne zagłębienie się może być powodem właśnie dalej idącej nerwicy - widzę to po sobie... Że nie lękam się życia samo w sobie, wszystko robię itd, nawet aż za bardzo odważnie właśnie przez tą pewność tego, że jestem tylko materią... Brak Ego moim zdaniem w nerwicy wcale nie pomaga a szkodzi... Bo pozbywając się ego na głębszych poziomach - Pozbywasz się każdych pragnień - Dziewczyny,siłownia, pragnienia seksualne, pragnienia pożądania ludzi itd... Niektórzy medytują po 35 lat pod drzewami i wchodzą w odmienne stany świadomości... Nie polecam w nerwicy jeszcze raz, chyba, że z głową i dystansem - o który w nerwicy i innych zaburzeniach jest ciężko. Mogę tylko powiedzieć, że jako tako niweluje to napewno lęk, ale z takimi poglądami nie da się żyć na dłuższą metę na Zachodzie moim zdaniem... Przykład? Przed nerwicą byłem dość współczującym człowiekiem i nie lubiałem, jak moi znajomi krytykowali kogoś, bo wiedziałem, że to tylko nasza perspektywa egoistyczna, a ten ktoś może być super osobą, tylko np może nie wyglądać. W czasie nerwicy winę się za to, że patrze z perspektywy mojej osoby... Cały czas "muszę" patrzeć z obiektywnej perspektywy a przynajmniej mi tak narzuca nerwica, a jak wiemy jest to nie możliwe! Bo każdy ma własne filtry umysłowe itak dalej i tak dalej, można by tak dojść co do atomu i stwierdzić, że moja mama nie jest moją mamą, tylko po prostu istotą żyjącą, a potem można by stwierdzić, że istota żyjiąca to drgania i pewne częstotliwości ( jak stwierdził budda i naukowcy) Tylko, że buddyści dochodzą do tego przez medytacją i lata praktyk, A NIE PRZEZ TEORIE i to jeszcze błędnie interpretowaną! ( przeze mnie) - Powstało mi od tego 10000 natrętów z którymi nie da się normalnie żyć, bo czasami człowiek nie wie czy to natręt, czy część osobowości... Dlatego jak ktoś jest w nerwicy i nie chce sobie życia utrudnić jak ja to zrobiłem, a je uprościć, to polecam samą medytację mindfulness ( tak się chyba pisze) - Wzięta też z zachodu, ale przerobiona na Zachów przez Kabat'a Zinn'a - Ciastko też poleca i faktycznie teraz stwierdzam, że gdybym tak naprawdę zajął się tylko mindfulness - zamiast całą filozofią buddyjską, to bym lepiej na tym wyszedł - i nikt niestety nie wmówi mi, że tak nie jest, bo widzę to po sobie... Jeszcze tyle mogę widzieć z obserwacji siebie ( oczywiście jest to moja subiektwna opinia oparta na moich doświadczeniach) Ktoś może do tego inaczej podejść i wyciągnąć inne wniąski ( chociaż jak chce się bardzo zagłębić, to się nie da innych wniosków wyciągnąć, bo tego nauczają nauczyciele duchowi wszyscy, że nie jesteś własnym ciałem, umysłem, jesteś energią itd, ale tego nie można rozumieć mentalnie, tylko przez wieloletnie praktyki medytacyjne).
Sroid)freud :) Bez obrazy. Twierdził, że buddyści praktykują formę schizofrenii ( coś w tym stylu) No bo tam chodzi o dosłowne unicestwienie swojej osoby - ZUPEŁNIE TAK JAK TO MY MAMY W NASZYM KOCHANYM DD - CZYLI ODCIĘCIE OD OSOBY, TYLKO ONI SIĘ TEGO NIE BOJĄ, A NIEKTÓRZY WCHODZĄ W JESZCZE GŁĘBSZE POKŁADY ŚWIADOMOŚCI LUB NIEŚWIADOMOŚĆI - NP: SHIZOFRENICY PODCZAS MEDYTACJI ZAMIAST SKUPIĆ SIĘ NA TERAŹNIEJSZOŚCI, TO SKUPIAJĄ SIĘ NA DOZNANIACH MENTALNYCH TAKICH JAK ŚWIATŁA ITD - I ONI MYŚLĄ, ŻE TO STWÓRCA, ALBO "ŚWIETY BUDDA DO NICH PRZEMAWIA" CHOCIAŻ, SAM BUDDA POWIEDZIAŁ, ŻE nie ma się nikt do niego modlić, nie ma człowiek sobie wymyślać niczego, ma praktykować... To tyle ode mnie. Niektórzy mnie zrozumieją inni nie, Ci którzy nie wiedzą o co mi chodzi powiedzą: Weź się za robotę to ci przejdzie! I zapewne mają rację. Nie mogę medytować pod drzewem w Polsce przez 40 lat swojego życia i unicestwić moją formę - Nawet nie wiem, czy Freud nie miał racji... Więc skoro do cholery dostałem to ciało itd, dlaczego mam nie korzystać i cieszyć się w prosty sposób z życia. Wiadomo, ze nirvana to cieszenie się w innej formie nie ludzkiej - nie tak jak ludzie sobie to wyobrażają - Ale ja w tym życiu nie chcę osiągać nirvany, ja chcę być normalnym człowiekiem, a jak na razie się przez to zagubiłem, bo chciałem ją osiągnąć, a wiem, że ona tak naprawdę kosztuje za wiele ( przez buddystów nazywanych iluzjami jak rodzina itd) Ale skąd jest taka pewność, że to iluzja? Nie ma moim zdaniem. To że się odzielą od ciała, to wiadomo że jak z niczym nie będą powiązani, to nie będą nic czuć... Ale człowiek inaczej został zbudowany... Piszę ostatni post związany z duchowością, bo za bardzo się wkręciłem metnalnie, a nerwicy jest to zabójcze... Na razie tylko mindfulness i zdrowe poczucie swojej tożsamości ze współczuciem do ludzi i ze zrozumieniem i bez rozbuchanego ego, że muszę być lepszy, ładniejszy, że ktoś jest gorszy itd... To tyle ode mnie. Pozdrawiam! :)
Największe zło jest ukryte w świętobliwych nadmiernie i w tych powściągliwych nadmiernie.
No bo ja kochałem Życie, ale się za bardzo rozpędziłem i je zgubiłem...
kucyki46
Gość

24 marca 2016, o 20:55

Aleks.. posiadłeś dużo wiadomości, które jednak namąciły Ci w głowie i nie potrafisz dojść z sobą do ładu. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=1026&werset=6#W6 http://adonai.pl/wiara/?id=134 Przestudiuj te dwa teksty. Co z nich wnioskujesz? Do tego znajdź sobie 338 odcinek Galileo. Zobacz go w spokoju. Jesteś rozdarty, bo chciałbyś zjeść ciasto i mieć ciastko :) Czy porównując popkulturę i buddyzm (który wg mojej opinii również postrzegasz dalece niedokładnie), stwierdzasz, że da się pogodzić ze sobą te dwa sposoby na życie?
WWA
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 191
Rejestracja: 6 lutego 2016, o 14:59

24 marca 2016, o 21:36

Cześć,

Przechodziłem przez to co Ty, też czytałem o buddyźmie, co raz więcej miałem rozkmin nad sensem życia co powodowało u mnie ogromny lęk. W zasadzie nerwica, moje postępowanie ale i ten Świat, doprowadziło mnie do stanu w którym nie wiedziałem czego mam się złapać. Straciłem swoją hierarchię wartości. Prawdę, miłość i inne najważniejsze wartości w życiu człowieka relatywizowałem. W sensie, że każdy ma swoją prawdę itd. A to nie jest tak. :)

Pewnie czytaliście tzw. świadectwa nawrócenia, w sensie, że ludzie piszą, ze zrozumieli, nie wiem nawet jak to nazwać, że to Bóg, Jezus jest odpowiedzią na wszystko. No cóż zawsze kręciłem bekę z takich ludzi... Dopóki sam tego nie przeżyłem. :) Pomimo, że chodziłem do kościoła to moja wiara była taka nijaka. Nigdy się w nią nie wgłębiałem pewnie jak większość ludzi. Dopiero cierpienie duchowe ale i fizyczne, jak to przy nerwicy, spowodowało, że zacząłem czytać o tym co Jezus chciał przekazać. No i zacząłem coś tą łepetyną ogarniać. Nie obyło się bez płaczu, strachu i ogólnej rozsypki. Jednak to co zrozumiałem to to, że muszę oddać wszystkie swoje troski Bogu. W tym o chęci robienia kariery, założenia rodziny itd. Poszedłem do kościoła z tą myślą, że trudno mam nerwice ale oddaje wszystko co nerwica mi atakuje (a natręty i lęki miałem okropne) Bogu. Czułem, że wiem co muszę zrobić (ryzykować, akceptować i działać ale przede wszystkim zaufać Bogu), pomimo tego do kościoła szedłem z płaczem (z wyczerpania z powodu cierpienia ale i radości, że już wiem co mam robić). Heh...i tu najdziwniejsze wchodzę do kościoła i okazało się, że tego dnia było święto ofiarowania Pańskiego, ksiądz mówił, o oddaniu Bogu wszystkiego, o bezgranicznym zaufaniu, po to żeby wszystko zyskać. No cóż dla mnie to był znak, że idę w dobrym kierunku. Niesamowite przeżycie. Od tamtej pory jest mi o wiele lżej, tak naprawdę od tamtego momentu stałem się prawdziwym chrześcijaninem. :)

Im więcej czytam pism chrześcijańskich teologów i Pisma Św. tym bardziej zauważam, że spora część elementów różnych nurtów psychologicznych (logoterapia, dezintegracji pozytywnej i inne), ale również skupianie się na "prezent moment" znajdują się właśnie w naukach Jezusa. Przy czym odnoszę wrażenie, że nurty te są malutkim wycinkiem rzeczywistości a chrześcijaństwo jest pełną i piękną dla jednych koncepcją filozoficzną dla innych drogą życia.

Heh gdyby ktoś mi pare lat temu powiedział, że tak będę się wypowiadał o Bogu, chrześcijaństwie to bym spojrzał na tę osobę z rozbawieniem. :)

Całkowicie nie zgodzę się z Victora stwierdzeniem, że: "Kościół Katolicki nie pokrywa coraz dalej idacych potrzeb duchowych ludzi, zatrzymał się w miejscu, nie porusza spraw związanych z emocjami człowieka, z jego wnętrzem, nie porusza kwestii brania odpowiedzialności za swoje życie itp."

Wręcz przeciwnie, tylko trzeba zacząć szukać. Tematy o których wspomniał Victor porusza ks. Pawlukiewicz.

https://www.youtube.com/watch?v=mWm1sFhM10k tak od 6 minuty
https://www.youtube.com/watch?v=5-ygHAB43J0
Mnie bardzo pomógł.

pozdrawiam
Bylem juz samobojca, mordercą, schizofrenikiem, chadowcem, gejem, ksiedzem, utracilem sens swojego zycia, mialem raka w tylku I w mozgu, nie kochalem swojej dziewczyny I ona nie kochala mnie, potrzebowalem akceptacji, a teraz mam to wszystko w dupie. :)
aleks1723
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 19:38

25 marca 2016, o 09:15

Witam. Dziękuję, jednak na razie niestety to do mnie nie przemawia, bo uważam, że to jest schronienie swojego Ego. Ja właśnie co najgorsze nie odczuwam lęku przed tym, że jestem nicością, ale chciałbym się wypłakać, bo nie czuję się osobą... Może to na razie iluzja, ale ciężka do przebrnięcia... Rano wstaję i nie wiem czy prawdą jest to, że jestem nicością, czy prawdą jest to, że mam rodzine itd... Jeszcze mi długo zejdzie na pewno drogi zanim odnajdę swoją ścieżkę. Bo na razie wszystko czym chcę sobie pomóc ( jako osobie) to siebie krytykuje " bo to zwiększa ego" Nie wiem - to się dzieje automatycznie jak szaleństwo... Nie rozumiem kultur, przynależności, śpię spokojnie, ale nie odczuwam osoby, że jestem osobą i właśnie przed buddyzm wydaje mi się to prawdziwe... Każde tworzenie osobowości wydaje mi się złudne, bo jest podparte Egoistycznymi pobudkami np: Chęć braku cierpienia, chęć ciepła, chęć schronienia - Tak jakbym się nie czuł człowiekiem, ale miał ciało i wszystko. Nie wiem sam, będę musiał wybrać własną ścieżkę, choć czuję, że tamto życie się po części skończyło - a było piękne dość - a teraz coś podpowiada mi, że było iluzją... Może uda mi się odzyskać spokój ducha w przyszłości, nawet jeżeli będzie chodziło o podparcie swojego Ego o jakąś religię i poczucie się bezpieczniej... Chciałbym to zrozumieć, że jestem naprawdę Bratem, Wójkiem itd... A nie widzieć tego jako iluzji, i że jestem tylko albo aż "stworzeniem/istotą/bytem). Może gdy nie będę mógł już wytrzymać z braku emocji itd, to wtedy będę się starał uwierzyć w Boga, albo chociaż w jakiś astral, coś wyższego... żebym tylko mógł uwierzyć w coś wyższego, to byłaby dla mnie już duża zmiana... CDN.
Dziękuję i Pozdrawiam, wrócę na to forum za parę miesięcy i zdam relację czy mi się udało... Bo najgorsze jest to, że ja już nie traktuję tego jako nerwicę, tylko jak nowe poglądy... Choć nie powiem, większy spokój ducha odczuwałem jak wierzyłem w Boga i Budowałem swojego Ego, że jestem jednostką, a nie całością... Ale nie da się w tej iluzji długa żyć, bo jest nas 7 milardów... ( Moim zdaniem iluzji) codziennie ginie 400 tysięcy osób. 400 000! Taki jednostek jakimy my jesteśmy...
Fakt za dużo rzeczy analizuje... Np jak ma być dobra osoba, która jest wychowywana w złym towarzystwie całe życie np Dzihadyści... Oni nie mają wyboru stania się dobrym, bo jedyne co mają w mózgach to zło i nawet nie wiedzą pewnie, że to zło, tylko myślą, że to jest dobre, bo pójdą do "Boga" Ehh... To już wolę nie mieć osobowości, choć nie powiem ciężko jest żyć.
Nawet jak się zajmuję czymś na 100% to i tak ciężko jest żyć. Wydaje mi się, że nic, żadne forum żadne rady psychologów itd mi nie pomoże, jak nie zmienie przekonania... Bo ja nie wierze w takie coś jak osobowość jak na razie po prostu i uważam, że wszystko jest oparte na Ego, no ale w czasie zobaczymy jak to wyjdzie.
Pozdrawiam.
Największe zło jest ukryte w świętobliwych nadmiernie i w tych powściągliwych nadmiernie.
No bo ja kochałem Życie, ale się za bardzo rozpędziłem i je zgubiłem...
WWA
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 191
Rejestracja: 6 lutego 2016, o 14:59

25 marca 2016, o 09:56

3mam kciuki, że znajdziesz odpowiednią drogę i będziesz spokojny. Pzdr.
Bylem juz samobojca, mordercą, schizofrenikiem, chadowcem, gejem, ksiedzem, utracilem sens swojego zycia, mialem raka w tylku I w mozgu, nie kochalem swojej dziewczyny I ona nie kochala mnie, potrzebowalem akceptacji, a teraz mam to wszystko w dupie. :)
nerwynerwynerwy
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 24 czerwca 2015, o 14:26

25 marca 2016, o 10:54

Aleks i WWA - podpisuję się obiema rękami i nogami i nie będę się tu powtarzać. Nikomu w stanie nerwicy nie polecam rozkminek religijno - filozoficznych. Jak najdalej od tego i żadnych pomysłów typu zmiana wiary itd. Namęczyłam się z tym kilka lat temu jak zaczynała się u mnie nerwica, ale gdy opadł lęk (u mnie wtedy akurat po lekach) to zobaczyłam prawdę, która była we mnie przed nerwicą - jestem katoliczką i nie potrzebuję żadnej innej filozofii ani wiary, a wszystkie "rozważania" wydały mi się z d... wzięte. Powiem więcej - zaczęłam wierzyć w Boga jeszcze bardziej i moja wiara wreszcie stała się żywa. To LĘK mydli nam oczy i powoduje, że przychodzą takie rozważania o sensie i jego braku, wierze, prawdach obiektywnych i subiektywnych etc. Pierdu, pierdu. I NIE polecam zdecydowanie słuchać i czytać o szatanie, manifestacjach demonicznych - takich materiałów o zagrożeniach duchowych jest mnóstwo, ale błagam, my mamy nerwicę, a nie diabła pod skórą :roll:

Apropos modlitw, jeśli ktoś chce, bo wcale nie zamierzam nikogo nakłaniać, mnie pomogła nowenna pompejańska http://pompejanska.rosemaria.pl/. Wiele ludzi mówiło mi o tym, że ich wyciągnęła z nerwic i lęków. Dla mnie była jak medytacja i przyniosła mi wiele spokoju. Odmówiłam jedną i starczyło:) Oczywiście jeśli kto chce ją "odklepać" to nie ma sensu, ale polecam, choć jest niełatwa.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

31 marca 2016, o 20:07

WWA bo nie porusza. Zwróć tylko uwagę na to, że napisałem w całokształcie jako o instytucji a nie pojedynczych osobach. Kościół Katolicki utknął (jako instytucja) utknął w tym momencie jeśli chodzi o potrzeby emocjonalne ludzi.
I mówię tu o ogóle.
Natomiast to, że ktoś zawierza Bogu i łatwiej mu ryzykować, akceptować i wprowadzać zmiany, to nie jest pokrywanie tych potrzeb, to jest tylko pewna forma i pewne narzędzie do tego aby łatwiej było to zrobić.
Tak jak zrobiłeś to ty. I jeśli to u kogoś działa to okey.
Ale pokrywanie potrzeb emocjonalnych to jest coś dużo większego ale zmiany nadejdą bo nie będzie powoli wyjścia ;)

Do tego w szukaniu tego "czegoś" nie ma niczego złego, pamiętajcie nie każdy jest taki sam, każdą ma własną historię i własne rozterki.
Mnie szukanie bardzo zmieniło na plus, zauważyłem podobieństwa, zrozumiałem zasady tworzenia się religii ogólnie, bardzo pomogło mi to stanąć na nogi filozoficznie i poukładać sobie w głowie. W tym czasie pobłądziłem jak wielu ale było to warte całości.
Teraz każda religia wydaje mi się piękna :)

Prawdą jest, że lęk miesza, ze w lęku najlepiej nie dochodzić tego "skąd pochodzi Bóg" :) jednakże jak mówię nie każdy jest taki sam, niektórzy nerwice do tego mają trochę dłużej, są zagubieni, i potrzebują zdobyć podstawę religijną lub filozoficzną do tego aby coś zmieniać w swoim życiu. I to może być także postawa typowo logiczno-materialistyczna, nie musi to być wcale związane z duchowością. Niektórzy tego mogą potrzebować.

Oczywiście nie rzecz leży w szukaniu opętań czy na siłę czytaniu o rzeczach, których się nie rozumie i nie jest się na to gotowym ani umysłowo ani mentalnie, wtedy warto całkiem odpuścić z takich poszukiwań.

To jest w końcu kącik duchowo - filozoficzny a nie "nie pier****, nie ma nic innego poza tym w co ja wierzę, nic nie kombinuj bo masz lęk."
Ja tak odbieram takie posty, masz Boga - nie kombinuj, odmów modlitwę.
A co z tymi, którzy tak nie potrafią? Jest masa ciekawych podstaw, na których można się zaczepić (chociaż na jakiś czas) i warto o tym czasem porozmawiać.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
AnnaMaria
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 3 marca 2015, o 18:00

31 marca 2016, o 21:00

Victorek powiem ponownie Tobie co już kiedyś Ci napisałam - modlę się za Ciebie :) Naprawdę zasmuca mnie zawsze że tak odszedłeś od wiary a przecież sam mnie w jej stronę kierowałeś kiedy byłam w rozpaczliwym dole bez wyjścia.
Ja się Ciebie i tego wtedy uczepiłam i żyję, mam swobodę, jestem wolna a Ty żeś jakby opadł. Wysłałam Ci nawet dwa PW na które nie odpisałeś :) Martwię się o Ciebie a dokładnie o Twój stan ducha. Zwykle jest tak, że człowiekowi się wydaje, że wie już wszystko a potem wraca do Boga, do Jezusa. Nie lepiej to zrobić teraz? Po co czekać?
Wiem, rozumiem, że to taki dział i takie tam ale nie lepiej utrwalać to co już mamy?
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

31 marca 2016, o 22:37

Lol! Marta jesteś duchową wielbicielką? :D

Wybacz brak odpowiedzi na PW ale to dotyczy w sumie wielu osób :) Nie mam kiedy odpisywać na nie a nawet czasem mam problem aby je dokładnie przeczytać. Nie jest to sprawa osobista.
Cóż dziękuję za modlitwę, to bardzo miłe.
Ja ciebie popychałem dawno temu w stronę wiary bo widać było, że tego potrzebujesz i że w tym była moc dla ciebie dobra. Co nie oznacza od razu, że ja obecnie tego potrzebuję czy ktokolwiek inny. To tak nie działa.
Ale absolutnie nie uważam, ze wiem wszystko, myślę, ze jesteśmy zbyt ograniczeni aby poznać to co prawdziwe. Natomiast na pewno jestem czasem "ciekawy", jak przystało na "radosnego badacza życia" :D
Nie wiem czy to oznacza upadłość mojego ducha. Staram się wystrzegać ignorancji i szanuję ludzi z ideałami.
Czasem nawet czuję, ze mój duch jest wysoko co mam nadzieję, nie oznacza początków CHADU :DD
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
aleks1723
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 19:38

31 marca 2016, o 23:37

Victor tylko się nie wkręć w CHAD! :D
A tak na poważnie, to ja uważam, że gdybym zamiast zagłębiania się w buddyzm i próba osiągnięcia nirvany... (ehh...) - Jakbym trafił tu na forum od razu kurde i zagłębiał się jeszcze bardziej we wszystko, to bym był na autostradzie pewnie do zdrowia, ale że Życie człowiek sam sobie utrudnia to kiszka jak na razie, bo mi od buddyzmu i "usuwania tożsamości z tamtego czasu" zostało parę natrętów, przez które ciężko o normalne życie w społeczeństwie, bo się człowiekowi myli, czy to prawda, czy nie prawda. NP: Jak ktoś coś zrobił źle w telewizji, to ja mam myśl: "Ciekawe co spowodowało, że on to zrobił , musiał być biednym człowiekiem" i staram się wszystko usprawiedliwiać, do tego stopnia, że nie rozróżniam na poziomie emocjonalnym co jest dobra a co zło, ale wiem jak się zachowywać, taki wkręt jakby świat był jedną wielką energią i to, że coś się złego stanie, to nie do końca może jest tak, bo może ta energia i tak wraca na ziemie... No ale z ludzkiej perspektywy, to jest złe, to ja wiem. Może to się niektórym wydawać dziwne, ale takie przekonania mają wszyscy mnisi, że wszystko jest energią i tak naprawdę nie ma dobra ani zła, ale człowiek potrafi rozpoznać dobrą energię... Ehhh Dziwne to z ludzkiego punktu widzenia ja to wiem, że to się dziwne może wydawać, tyle, że to jest tak silny wkręt, że ciężko mi żyć...
Np pomiędzy kumplami, jak oni się z kogoś nabijają, że np dziewczyna jakaś wymalowana, to że pusta, ale ja utraciłem nazewnictwo, nie potrafiłbym określić, co znaczy, że jest pusta np... Z boku, to może się wydawać, że w mojej głowie jest chaos i pewnie jest, w niektórych kwestiach na tyle skrajny, że ciężko mi jest obrać jakikolwiek punkt zaczepienia w życiu, bo straciłem po części jakby subiektywną opinię, a jak chcę wydać jakąś opinię albo coś, to mnie tylko lęk zalewa i pot, bo nie potrafię, mówię np: Ten i ten nie powienien tego zrobić, ale gdzieś wiem: Ale zaraz, z mojej perspektywy nie powinien, ale może z perspektywy świata, to jest neutralne...
No ale, może kiedyś dojdę do ładu ze sobą, w końcu jakieś poglądy muszę chyba mieć itd, bo jak na razie to jest Pan ktoś... Po prostu chodzę bo chodzę, robię coś bo robię, ale każde moje słowo powoduje lęk, bo wiem w sobie, że wszystko to co powiem i tak większego sensu nie będzie miało no ale tam dupa... I to się nie dzieje jak nic nie robię i analizuję, tylko jak jestem z kumplami, jak pracuję... :D Jednym słowem Pan Nikt, myślałem też nad tym, że może to być spowodowane niechęcią wzięcia odpowiedzialności, za własne słowa i czyny, ale sam nie wiem, zobaczymy co los przyniesie... Najłatwiej to by mi było robić wszystko tak jak inni, tylko ja nie czuję tego bluesa jak to się mówi... Na siłkę chcę iść, bo ciało zawsze warto budować, choć zawsze to robiłem w inne sposoby niż siłka. O dziewczynach na razie zapomnę, ze względu na mój stan i moje poglądy obecne...
Po ostatnim razie jak dziewczynie z którą się spotykałem dogłębnie wytłumaczyłem, że nie wierzę w miłość, wierzę w tylko miłość matki do dziecka, ale takie pierdzielenie szopki, że ktoś kogoś kocha, to nie bardzo rozumiem, potem rozwód i co, już nie kocha? Gdzie ta miłość? :D Czy miłość musi zależeć od warunków zewnętrznych? No właśnie... Ten pogląd niosę już ze sobą od chyba gimbazy, albo technikum. Do seksu nic nie mam, żeby nie było, ale nie lubię tych szopek o miłości... Za dużo już słyszałem i można przecież łatwo wyciągnąć wnioski, że takie coś pomiędzy chłopakiem a dziewczyną nie istnieje ( istnieje jedynie pożądanie i chęć "posiadania" drugiej osoby) Ale co, jak już będzie ta sama dziewczyna z innym chłopakiem, to nie można już jej kochać?! Czy to nie jest bezsensu?- Moim zdaniem A niektórzy chcą posiadać dziewczyny ja samochód, a potem płaczą, jak się coś nie tak... Nie krytykuję jak coś, każdy to inaczej odbiera i ma inne poglądy życiowe...

Dobra ja się tu rozpisałem kurde jak zwykle, jakaś nocna wena :D


Pozdro i dzięki za odbiór.
Największe zło jest ukryte w świętobliwych nadmiernie i w tych powściągliwych nadmiernie.
No bo ja kochałem Życie, ale się za bardzo rozpędziłem i je zgubiłem...
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

2 kwietnia 2016, o 18:49

Ale widzisz Aleks, wcale nie jest powiedziane, że gdybyś np. trafił na forum to byś się również nie powkręcał. Jest parę osób (na szczęście bardzo mało), które ponakręcały się Divoviciem. Bowiem zarówno ja jak i Divin dobrze sami wiemy, iż troche filozofii i spojrzenia innego na siebie i emocje są również potrzebne i przez to poruszamy pewne tematy w nagraniach.
I tak np słowa "nie jesteś swymi emocjami", parę osób zinterpretowało opacznie i wpadło w natręctwa.
Jednakże nie jest to wina samych nagrań w sobie ale bezkrytycznego "łykania" tego o czym się słyszy/czyta, a także pewnego rodzaju usposobienia.
Kto wie czy i ty byś pewnych wyrwanych z kontekstu słów tak nie zinterpretował ? ;)

Moim zdaniem popełniasz błąd powtarzając, ze źle zrobiłeś czytając to i owo i gdyby nie to to by było inaczej, zamykasz się przez to w tym. Przeczytałeś już to, nie cofniesz czasu. Natomiast nie ma powodu aby nadal demonizować to co przeczytałeś. Bo widać w tym wszystkim co piszesz wpływ tych różnych myśli, choćby De Mello jednakże obecnie troszkę to wszystko demonizujesz. Nie musisz uprawiać aż tak daleko idacej analizy tego wszystkiego, w żadnych z tych pism/dzieł nikt do tego nie namawia ani nie stosuje takiej retoryki. Ty robisz to sam, będac mocno nakręconym i jak mówię demonizujesz to.
Tak jak hipochondryk demonizuje ból głowy.

Gdyby stało się tak, ze nie przeczytałbyś De Mello a np Nowy Testament to mówię ci, ze gdybyś chciał tak mocno iść kok w krok za słowami Jezusa miałbyś problem ;) taki sam jak teraz. Spróbuj kiedyś ogarnąć filozofię Jezusa a zobaczysz, że to też nie jest takie proste do przyswojenia - i to nawet dla ludzi ZACHODU ;)

Pora się przestać zadręczać, jak chcesz korzystać z czegoś takiego jak filozofia to trzeba z niej korzystać wtedy gdy jest to praktyczne.
Bo widzisz mówisz, że mocno wpłynał na ciebie buddyzm i De Mello ale prawda jest taka, iż lekceważysz główną zasadę i głowne prawo na podstawie, którego miałeś się w ogóle z tymi filozofiami zapoznawać.
Zarówno Budda jak i De Mello (on w szczególności) piszą jasno, że bezkrytyczne czytanie ich wypocin to bezcelowe działanie.
Ty wszystko bierzesz z tego bez mała bezkrytycznie.
Ale to nie główny powód tego w jakim stanie teraz jesteś, główny powód to taki, że chcesz brać dosłownie słowa jakie choćby De Mello wypowiada (widać to po części twoich postów) a przecież on sam mówił, że takie zachowanie jest niedopuszczalne, bowiem to są jego tylko słowa, to tylko jego teoria, jest POGLĄD i w tym momencie Ty masz "wyprany mózg" a nie odkryłeś prawdy o jakiej w jego książce się mówi.
Prawdę możesz odkryć patrząc na nią ze swojego punktu widzenia a nie przyjmując kogoś - i moim zdaniem tej głównej zasady nie przyswoiłeś, a jest ona najważniejsza.

Ja DE Mello kiedyś czytałem fragmentami ale, ze miałem wtedy już swój pogląd to nie znalazłem w tym nic aż tak odkrywczego jak mi się wydawało, że znajdę. Niedawno jednak w tamtym roku przeczytałem ją całą z ciekawości o co tyle często szumu.
I szum wynika z ignorowania poczatkowych słow autora - bezkrytyczne traktowanie jego słów, branie jego większości opowiastek na serio i zbyt dosłownie - podczas gdy one mają służyć wysiłkowi myślowemu, a takze próby zastosowania JEGO postawy i poglądu na rzeczywistość - co jest ogromnym błędem.

Ja De Mello to nawet rozumiem, myślę, że wiem co go skłoniło do tak głębokich i nowatorskich przemyśleń. Był on przecież terapeutą a do tego osobą duchowną, przeczytał wiele zapewne różnych filozofii a przede wszystkim wysłuchał wielu potrzebujących ludzi.
A to powoduje, że w którymś momencie zdajesz sobie sprawę, że ludzie ci nie potrzebują (aby się wyleczyć właśnie) często wcale typowych schematów pomocy psychologicznej, ale potrzebują spojrzeć na swoje emocje i życie emocjonalne od jakby duchowej strony (czegoś MEGA waznego) a takze, że i filozofia jest często niezbędna do włączenia w obieg.
On to próbował połączyć, zrobił to bardzo fajnie, wiele z tego natomiast to są jego poglądy ale... nie tylko ;) Zawsze pamiętaj, iż nawet De Mello, który mówił o tym, iż nie powinno się mieć "wypranego mózgu" przez kogoś, był pod widocznym przecież wpływem wielu filozofii, nie on pierwszy poruszał wiele z tych wszystkich zagadnień, on to po prostu ładnie połączył i dodał swoją teorię, która miała do wielu ludzi trafiać i rzeczywiście tak jest.
Brawo mu za to!

Natomiast takie przyjmowanie jego postaw i poglądów jako pewny sposób na prawdziwe i szczęśliwe życie jest po prostu błędem i w żadnym razie jemu samemu na pewno nie o to chodziło.
Na prawdę musisz patrzeć z własnej perspektywy i tego jaką masz dotychczasową wiedzę. Nie da się obejść tego, że to co wcześniej słyszeliśmy/czytaliśmi, to jak zostaliśmy wychowani wpływa na nasze postawy w przyszłości.
Jednakże nie można popadać w skrajności, w skrajności de mellowskie również nie, nie można żyć z kartki. Wybieraj to co praktyczne i co jest zgodne z tobą samym na obecnym poziomie.
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
ODPOWIEDZ