Hej, to mój pierwsz post. Moje objawy, część ( na szczęście ) w czasie przeszłym
- obsesja mycia rąk, nie jest może tak, że nie mam już kilku warstw naskórka, ale bakterie czają się wszędzie
- jak bakterie to i wirusy, na moje nieszczęście wraz z początkiem moich zaburzeń lękowych przyplątała mi się angina ( po raz pierwszy w moim życiu )a potem jakieś inne gówno, no i się zaczęło, choroby od tych bardziej pospolitych typu przeziębienie poprzez boreliozę czy legionelle na egzotycznych i występujących w innych szerokościach geograficznych kończąc. Wróg był wszędzie. Autobus? Ilu tam jest pewnie chory ludzi i ta klimatyzacja, albo jej brak. Zgrzeje się i choroba jak nic. Kino? Dżizas Krajst, ten kaszle, a ten obok dziwnie wygląda, pewnie chory . Kaszlący ludzie? Zamiast siedzieć w domu to łazi taki i zaraża

itd itp
- skoro bakterie i wirusy czają się wszędzie to trzeba rozpoznać wroga i przygotować się do walki, co spowodowało, że z domu wychodziłam miliony razy upewniając się czy jestem gotowa na każdą ewentualność atmosferyczną a skład i działanie leków znałam lepiej niż niejeden farmaceuta
- obsesja naprawiania wszystkich i wszystkiego dookoła na czele ze sobą, przykład : zdenerwowałam się. Uuuuu to musi być jakaś przyczyna. Najpewniej w dzieciństwie. I jeb 3 godziny rozważań aż dynia mało nie trzaśnie jak to tam ze mną jest i było, co i jak i dlaczego, no i oczywiście w punktach co źle, co do naprawy i wytyczne ( obowiązkowo też w punktach ) co i jak powinnam robić i teraz bardzo ważne wytyczne muszą być dopracowane w najdrobniejszych szczegółach ( zreszta jak wszystko inne ) co powoduje tysiące "ale", a co jak to, a co jak inaczej, a co jak np. fortepian spadnie mi na głowę

( taka normalna życiowa sprawa ). I kolejna ważna rzecz wytyczne i te inne pierdy w punktach muszą być pomyślane z pewną taką....hmmmm dostojnością, na poważnie i co najważniejsze idealnie bez żadnych pomyłek co powoduje, że lecą milion razy, bo albo coś sie jednak jebn*, albo za mało dobitnie i poważnie. W końcu o moje nowe, lepsze życie chodzi, o naprawę ( tak, tak jestem perfekcjonistką ). Potem jeszcze milion razy zapowiedzi, że od teraz już tylko te punkty co ustaliłam i kolejne "ale" i od nowa.
- zrobię sobie coś, odpierdol* mi totalnie i zrobię sobie coś ( nożem ) + natręty o nożach, cięciu
- nakręcanie się, że ktoś mnie obraził, źle potraktował i że co teraz ( czyt. program naprawczy czyt. z czego to wynika czyt. dzieciństwo czyt. punkty, analizy, wytyczne oczywiście w rytm melodii never ending story )
- choroby, czyli nieśmiertelny klasyk z zawałem i udarem na czele
- kolejny klasyk czyli nigdy ci to nie przejdzie, nie będziesz mogła wychodzić z domu i w ogóle twój świat się skończył i kup sobie już jakieś miejsce na cmentarzu i pronto do trumny

- wszystkie stany emocjonalne x 1000 i do kwadratu
- w początkowej fazie: a co jak wyjde z domu i coś mi się stanie, a stać mi sie mogło wszystko od zawału na paraliżu nóg i dupy kończąc
- gdyby mnie tylko tak wszystko nie wkurwiał* to byłabym spokojna i wtedy byłoby ok, ale wszystko mnie wkurwi* i jestem niespokojna i co teraz, pewnie atak
