Hej. Mam problem znowu. Od kiedy tylko mam nerwice, moja największa obawa to omdlenie. od jakichś dwóch lat co najmniej ze 100 razy dziennie mam myśl ze mdleje. w najróżniejszych sytuacjach. i o ile myśl była tylko myślom, to ostatnio obudziłam się w nocy zlana potem chciałam iśc do łazienki i jeb

ciemno w oczach. Musiałam się położyć na podłodze. Było mi mega słabo i niedobrze. nie zemdlałam ale było już bardzo blisko. Potem trzęsłam się, chyba pół godziny i przeszło. nie musze chyba mówić co się potem uruchomiło w mojej głowie. oczywiście następnego dnia telefon do lekarza i wróżenie ze szklanej kuli co mi się dzieje, dlaczego? why? i w ogóle czy nie umre. Dostałam skierowanie na zbadanie glukozy i ogólne badania krwi bo od dziecka borykam się z anemia. Od tamtej pory jest fiksacja. już nie mam natrętnej myśli o mdleniu 100 razy dziennie, tylko chyba milion, mdleje ciągle, co chwile w każdej sytuacji.
Co jest nieprawdopodobne. Moje ataki paniki tez się zmieniły. Z ataków gdzie nie mogłam ustać w jednem miejscu musiałam chodzic jak wariatka po pokoju, trzesac się. Teraz robi mi się słabo mam zawrót głowy i odcina mi nogi normalnie. Nie ma opcji żeby stać.
Codziennie jest coraz gorzej, od samego rana mam myśli o mdleniu wiec wiadomo jak się czuje, codziennie mi niedobrze i całymi dniami mi słabo. Podpowiedzcie coś bo ciężko mi cholernie. już nawet kiedy wychodzę z pokoju do kuchni mam lęk.