Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zapętlenie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Awatar użytkownika
pudzianoska
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 301
Rejestracja: 24 października 2016, o 21:37

1 lutego 2019, o 18:20

Witajcie dzielni nerwicowcy!
Ciocia Natalka potrzebuje obiektywnych rad od osób z zewnątrz.
Nie będę przytaczać całej mojej historii, stali bywalcy wiedzą, że odburzam się bez leków już dwa lata, nerwicę dostałam w 2014/15 roku, rok byłam na lekach i wtedy czułam się wspaniale, przeszłam 9 miesięczną terapię, udało mi się zrozumieć wiele rzeczy, szczególnie te, które mnie do nerwicy zaprowadziły, często radziłam ludziom tutaj w tematach brzusznych, ale jednak czuję, że doszłam do ściany. W związku z tą ścianą postanawiam wrócić na terapię, bo widzę, że pewne rzeczy we mnie utrudniają mi wyjście z zaburzenia, w tym miejscu bardzo dziękuję Oli (Olala) za nasze rozmowy, bo one też spowodowały, że spojrzałam na swoje problemy inaczej.
Mam wrażenie, że mój główny konik (układ pokarmowy) to twierdza nie do zdobycia. Towarzyszy mi od początku i w przeciwieństwie do reszty objawów nie chce ustąpić, a wręcz się pogarsza i jestem przekonana, że stoi za tym brak akceptacji dla tego objawu. No i tutaj zaczynają się schody. Nie umiem, po prostu nie umiem zaakceptować tego objawu. Mimo terapii, rozumowego analizowania, aktywności, zmian otoczenia myślowego, potwierdzeń w badaniach, nie umiem się od tego odczepić. Ostatnio miałam trudny czas (poronienie). W międzyczasie zaczęłam robić prawko (niech to będzie przykład). To mnie bardzo stresowało i stresuje. Posypał mi się brzuch. Boli, kłuje, wzdyma, biegunki, cuda. Dobre okresy, przeplatają się złymi. I mimo tego, że pracuję nad tym tak długo, moja reakcja na to jest tylko jedna - załamka. Nawet nie chodzi o lęk, choć on oczywiście wszystko potęguje. Moja reakcja na te objawy ciągle jest taka sama. Na początku odburzania miałam mega powera i wtedy faktycznie udawało mi się to olewać, o czym z resztą z chęcią pisałam. Jednak w miarę pojawiania się nowych objawów, które każdorazowo przynosiły lęk, mój brzuch pracował gorzej i gorzej. Teraz jestem z nim w miejscu sprzed odburzania. I dobja mnie fakt, że nadal ze łzami w oczach musze powtarzac do siebie "to przejdzie" wcale w to nie wierząc... Jak złapać tego bakcyla? Wiem, że spośród miliona metod, najlepsze są - olej i zaakceptuj. Ja to wiem, ale nie umiem. Piszę to ze wstydem, choć to żaden powód do wstydu. Jednak jest mi źle samej przed sobą, że dalej biegam za własnym ogonem i dziwię się, że nie ruszyłam dalej. Proszę o jakieś dobro słowo, ściskam!
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Jeśli nie otrzymujesz cudu, stań się nim.

https://wordpress.com/view/pudzianoska.wordpress.com
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1566
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

3 lutego 2019, o 15:46

Nie rozumiem w czym jest problem. Masz somaty od brzucha ale nie piszesz nic i lęku?
Awatar użytkownika
sennajawie
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 324
Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54

3 lutego 2019, o 17:02

pudzianoska pisze:
1 lutego 2019, o 18:20
Witajcie dzielni nerwicowcy!
Ciocia Natalka potrzebuje obiektywnych rad od osób z zewnątrz.
Nie będę przytaczać całej mojej historii, stali bywalcy wiedzą, że odburzam się bez leków już dwa lata, nerwicę dostałam w 2014/15 roku, rok byłam na lekach i wtedy czułam się wspaniale, przeszłam 9 miesięczną terapię, udało mi się zrozumieć wiele rzeczy, szczególnie te, które mnie do nerwicy zaprowadziły, często radziłam ludziom tutaj w tematach brzusznych, ale jednak czuję, że doszłam do ściany. W związku z tą ścianą postanawiam wrócić na terapię, bo widzę, że pewne rzeczy we mnie utrudniają mi wyjście z zaburzenia, w tym miejscu bardzo dziękuję Oli (Olala) za nasze rozmowy, bo one też spowodowały, że spojrzałam na swoje problemy inaczej.
Mam wrażenie, że mój główny konik (układ pokarmowy) to twierdza nie do zdobycia. Towarzyszy mi od początku i w przeciwieństwie do reszty objawów nie chce ustąpić, a wręcz się pogarsza i jestem przekonana, że stoi za tym brak akceptacji dla tego objawu. No i tutaj zaczynają się schody. Nie umiem, po prostu nie umiem zaakceptować tego objawu. Mimo terapii, rozumowego analizowania, aktywności, zmian otoczenia myślowego, potwierdzeń w badaniach, nie umiem się od tego odczepić. Ostatnio miałam trudny czas (poronienie). W międzyczasie zaczęłam robić prawko (niech to będzie przykład). To mnie bardzo stresowało i stresuje. Posypał mi się brzuch. Boli, kłuje, wzdyma, biegunki, cuda. Dobre okresy, przeplatają się złymi. I mimo tego, że pracuję nad tym tak długo, moja reakcja na to jest tylko jedna - załamka. Nawet nie chodzi o lęk, choć on oczywiście wszystko potęguje. Moja reakcja na te objawy ciągle jest taka sama. Na początku odburzania miałam mega powera i wtedy faktycznie udawało mi się to olewać, o czym z resztą z chęcią pisałam. Jednak w miarę pojawiania się nowych objawów, które każdorazowo przynosiły lęk, mój brzuch pracował gorzej i gorzej. Teraz jestem z nim w miejscu sprzed odburzania. I dobja mnie fakt, że nadal ze łzami w oczach musze powtarzac do siebie "to przejdzie" wcale w to nie wierząc... Jak złapać tego bakcyla? Wiem, że spośród miliona metod, najlepsze są - olej i zaakceptuj. Ja to wiem, ale nie umiem. Piszę to ze wstydem, choć to żaden powód do wstydu. Jednak jest mi źle samej przed sobą, że dalej biegam za własnym ogonem i dziwię się, że nie ruszyłam dalej. Proszę o jakieś dobro słowo, ściskam!
Rozumiem Twoje położenie. Sama jestem, byłam w czymś podobnym. Moje somaty to głównie właśnie układ pokarmowy. Coś strasznego, problemy z jedzeniem, bóle, ssanie, wykrecanie. Tak naprawdę problemy z tym miałam od lat. W sumie to znam osoby co mają zespół jelita drazliwego, tak naprawdę to jest choroba też emocjonalna, gdzie układ pokarmowy jest zajechany niewłaściwym traktowaniem. Raz, nie możesz traktować tych odczuć jako "powrotu" do poprzednich wrażeń nerwicowych, a kolejny etap. Ja na ten moment mam tak, że jakbym się "cofnela" z lata wstecz, moja nerwa zaczęła się od katastroficznych boli brzucha. Teraz mam coś podobnie. Ale traktuje to jak kolejny etap w drodze do mety. Trzeba to gówno całe przejsc jeszcze raz w odburzaniu. Z każdym najmniejszym elementem. Czekam jeszcze tylko na jakiś atak paniki (bo nie miewam od dawien dawna) i będę zdrowa. 😂😂 Więc traktuj to nie jako nawrot somatow ale kolejny etap. Układ pokarmowy jest najsilniej związany z psychika, i również fizycznie, nadnercza, hormony, wpływ układu przywspółczulnego na całe funkcjonowanie. Mimo że np lęków nie masz, przez huśtawke w hormonach i neuro odczuwać możesz somaty. No i wiadomo najlepsze - codzienny stres. Bez nerwicy niestety stresu też się doświadcza -_- a gdy ktoś nie umie go przeżywać odpowiednio, no to wiadomo, seria objawów gwarantowana. Mam to samo. Musimy się nauczyć odpowiednio przeżywać stres. A co do samego brzucha, hm, mi najbardziej pomagają probiotyki, zdrowe i lekkie odżywianie, suplementy, żadne katowanie kawą, alkoholem ciężko strawnym jedzeniem. Czytałam kiedyś książkę o babce co miała właśnie coś ala jelito drazliwe. I miała prawdziwe piekło. Zmiana diety pozbyła się WSZYSTKICH somatow. Flora bakteryjna itp to jest naprawde mega skomplikowana sprawa. My z reguły już od urodzenia nie mamy flory takiej jaka trzeba. Przez kulturę, to co jemy my nasi rodzice i przodkowie. Musisz się skupić raczej na diecie i tym podobym, a nie jako na objawie nerwicowym. My nerwicowcy powinniśmy dbać o siebie 200 razy lepiej niż inni. Jesteśmy wrażliwi na wszystko.
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.

Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem :si

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Awatar użytkownika
sennajawie
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 324
Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54

3 lutego 2019, o 17:48

Nerwyzestali pisze:
3 lutego 2019, o 15:46
Nie rozumiem w czym jest problem. Masz somaty od brzucha ale nie piszesz nic i lęku?
Jakby problemem w nerwicy był tylko lęk. 🤔😂
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.

Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem :si

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1566
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

3 lutego 2019, o 18:16

sennajawie pisze:
3 lutego 2019, o 17:48
Nerwyzestali pisze:
3 lutego 2019, o 15:46
Nie rozumiem w czym jest problem. Masz somaty od brzucha ale nie piszesz nic i lęku?
Jakby problemem w nerwicy był tylko lęk. 🤔😂
Chodzi mi o to, że nie napisała właściwie czego dotyczny lęk. Czy te somaty są bo boi sie czegoś konkretnego, czy samych somatów, czy somaty akurat te powstały, a lęk ma ogólny, czy jak to jest.
Awatar użytkownika
pudzianoska
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 301
Rejestracja: 24 października 2016, o 21:37

3 lutego 2019, o 18:51

Bo mi nie chodzi o to, jak pozbyć się lęku, który powrócił - rozumiem, że jest to wynik realnych stresów. Mam problem z tym, że pojawienie się konkretnych somatów wyzwala we mnie również inne emocje - typu złość, frustracja, smutek i mimo, że widzę ten schemat, nie umiem go przerwać. Emocje są tak silne, że zawsze się im poddaje, a to tylko przedłuża stan, w którym jestem. Z teorii wiem, że kiedy przychodzą emocje, po prostu trzeba na nie przyzwolić, nie da się z nimi walczyć. Jednak ja się z nimi szarpię i nie przynosi mi ulgi logiczne rozumowanie. Kiedy emocje opadną, obiecuję sobie, że następnym razem się nie dam, ale w ostatnim czasie pomaga to na krótko. Ewidentnie coś źle czynię, zatem napisałam posta, bo z boku pewne rzeczy łatwiej wyłapać :)
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Jeśli nie otrzymujesz cudu, stań się nim.

https://wordpress.com/view/pudzianoska.wordpress.com
Awatar użytkownika
pudzianoska
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 301
Rejestracja: 24 października 2016, o 21:37

3 lutego 2019, o 19:08

sennajawie pisze:
3 lutego 2019, o 17:02
pudzianoska pisze:
1 lutego 2019, o 18:20
Witajcie dzielni nerwicowcy!
Ciocia Natalka potrzebuje obiektywnych rad od osób z zewnątrz.
Nie będę przytaczać całej mojej historii, stali bywalcy wiedzą, że odburzam się bez leków już dwa lata, nerwicę dostałam w 2014/15 roku, rok byłam na lekach i wtedy czułam się wspaniale, przeszłam 9 miesięczną terapię, udało mi się zrozumieć wiele rzeczy, szczególnie te, które mnie do nerwicy zaprowadziły, często radziłam ludziom tutaj w tematach brzusznych, ale jednak czuję, że doszłam do ściany. W związku z tą ścianą postanawiam wrócić na terapię, bo widzę, że pewne rzeczy we mnie utrudniają mi wyjście z zaburzenia, w tym miejscu bardzo dziękuję Oli (Olala) za nasze rozmowy, bo one też spowodowały, że spojrzałam na swoje problemy inaczej.
Mam wrażenie, że mój główny konik (układ pokarmowy) to twierdza nie do zdobycia. Towarzyszy mi od początku i w przeciwieństwie do reszty objawów nie chce ustąpić, a wręcz się pogarsza i jestem przekonana, że stoi za tym brak akceptacji dla tego objawu. No i tutaj zaczynają się schody. Nie umiem, po prostu nie umiem zaakceptować tego objawu. Mimo terapii, rozumowego analizowania, aktywności, zmian otoczenia myślowego, potwierdzeń w badaniach, nie umiem się od tego odczepić. Ostatnio miałam trudny czas (poronienie). W międzyczasie zaczęłam robić prawko (niech to będzie przykład). To mnie bardzo stresowało i stresuje. Posypał mi się brzuch. Boli, kłuje, wzdyma, biegunki, cuda. Dobre okresy, przeplatają się złymi. I mimo tego, że pracuję nad tym tak długo, moja reakcja na to jest tylko jedna - załamka. Nawet nie chodzi o lęk, choć on oczywiście wszystko potęguje. Moja reakcja na te objawy ciągle jest taka sama. Na początku odburzania miałam mega powera i wtedy faktycznie udawało mi się to olewać, o czym z resztą z chęcią pisałam. Jednak w miarę pojawiania się nowych objawów, które każdorazowo przynosiły lęk, mój brzuch pracował gorzej i gorzej. Teraz jestem z nim w miejscu sprzed odburzania. I dobja mnie fakt, że nadal ze łzami w oczach musze powtarzac do siebie "to przejdzie" wcale w to nie wierząc... Jak złapać tego bakcyla? Wiem, że spośród miliona metod, najlepsze są - olej i zaakceptuj. Ja to wiem, ale nie umiem. Piszę to ze wstydem, choć to żaden powód do wstydu. Jednak jest mi źle samej przed sobą, że dalej biegam za własnym ogonem i dziwię się, że nie ruszyłam dalej. Proszę o jakieś dobro słowo, ściskam!
Rozumiem Twoje położenie. Sama jestem, byłam w czymś podobnym. Moje somaty to głównie właśnie układ pokarmowy. Coś strasznego, problemy z jedzeniem, bóle, ssanie, wykrecanie. Tak naprawdę problemy z tym miałam od lat. W sumie to znam osoby co mają zespół jelita drazliwego, tak naprawdę to jest choroba też emocjonalna, gdzie układ pokarmowy jest zajechany niewłaściwym traktowaniem. Raz, nie możesz traktować tych odczuć jako "powrotu" do poprzednich wrażeń nerwicowych, a kolejny etap. Ja na ten moment mam tak, że jakbym się "cofnela" z lata wstecz, moja nerwa zaczęła się od katastroficznych boli brzucha. Teraz mam coś podobnie. Ale traktuje to jak kolejny etap w drodze do mety. Trzeba to gówno całe przejsc jeszcze raz w odburzaniu. Z każdym najmniejszym elementem. Czekam jeszcze tylko na jakiś atak paniki (bo nie miewam od dawien dawna) i będę zdrowa. 😂😂 Więc traktuj to nie jako nawrot somatow ale kolejny etap. Układ pokarmowy jest najsilniej związany z psychika, i również fizycznie, nadnercza, hormony, wpływ układu przywspółczulnego na całe funkcjonowanie. Mimo że np lęków nie masz, przez huśtawke w hormonach i neuro odczuwać możesz somaty. No i wiadomo najlepsze - codzienny stres. Bez nerwicy niestety stresu też się doświadcza -_- a gdy ktoś nie umie go przeżywać odpowiednio, no to wiadomo, seria objawów gwarantowana. Mam to samo. Musimy się nauczyć odpowiednio przeżywać stres. A co do samego brzucha, hm, mi najbardziej pomagają probiotyki, zdrowe i lekkie odżywianie, suplementy, żadne katowanie kawą, alkoholem ciężko strawnym jedzeniem. Czytałam kiedyś książkę o babce co miała właśnie coś ala jelito drazliwe. I miała prawdziwe piekło. Zmiana diety pozbyła się WSZYSTKICH somatow. Flora bakteryjna itp to jest naprawde mega skomplikowana sprawa. My z reguły już od urodzenia nie mamy flory takiej jaka trzeba. Przez kulturę, to co jemy my nasi rodzice i przodkowie. Musisz się skupić raczej na diecie i tym podobym, a nie jako na objawie nerwicowym. My nerwicowcy powinniśmy dbać o siebie 200 razy lepiej niż inni. Jesteśmy wrażliwi na wszystko.
O jelicie drażliwym to mogłabym doktorat napisać ;)
Problem z nim (moim zdaniem) polega na tym, że podpina się pod niego zbyt wiele różnych zaburzeń ze strony układu pokarmowego. Z tego powodu osoby z nerwicą (w tym ja) zaczynają wątpić, że uda się im z tego wyjść, skoro nerwica nie jest jedyną przyczyną i jej wyeliminowanie może nie wystarczyć. Tylko umówmy się - termin jelito drażliwe powstał dla zaburzeń czynnościowych układu pokarmowego, spowodowanych stresem i nieodpowiednim przekazywaniem informacji poprzez nerw błędny. A to, że uchyłki, sryłki, nietolerancje, sibo i dysbioza jest również nazywana jelitem drażliwym, jest dla mnie głupie i mi osobiście bardzo zaszkodziło podczas próby układania sobie w głowie, skąd wzięły się moje problemy z brzuchem. Bardzo długo nachodziły mnie wątpliwości, bo nawet nie szukając o tym informacji, musiałam i muszę się z nimi stykać w pracy. Zgodzę się, że dieta pomaga, probiotyki pomagają i warto po nie sięgnąć. Ale sądzę również, że dopóki z całym przekonaniem nie przyjmie się do wiadomości, że to TYLKO zaburzona praca układu pokarmowego wywołana stresem, dopóty człowiek będzie się w tym babrał. Też znam ludzi, którzy mówią, że mają drażliwe jelito, ale nie mają nerwicy. Tyle że ich drażliwe jelito, to kilka wzdęć raz na jakiś czas, a nie milion objawów dzień w dzień. Tyle z teorii. Zgadzasz się ze mną? :D

Ja mam po prostu tak mocno wrytą tą reakcję na brzuch (głównie to na biegunkę), że aż sama nie mogę wyjść z podziwu dla samej siebie, jak w przeciągu paru minut, z osoby, która czuje się super i już by chciała odburzać cały świat, zamieniam się w wkurzone i/lub przestraszone dziecko, które wali głową w mur i płacze, że mu guz rośnie. Może to jakaś bliźniacza osobowość? :D
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Jeśli nie otrzymujesz cudu, stań się nim.

https://wordpress.com/view/pudzianoska.wordpress.com
życie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 596
Rejestracja: 18 października 2017, o 09:26

4 lutego 2019, o 09:06

Ja tak tylko krótko. Mi pomaga debutir. Nie ma skutków ubocznych, więc jak dla mnie super 😁 teraz zrobiłam sobie dłuższą przerwę od niego i znów zaczyna mnie kręcić.
Wczoraj byłem bystry
i chciałem zmieniać świat.
Dziś jestem mądry,
więc zmieniam siebie.
Rumi
Awatar użytkownika
Zestresowana
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 457
Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22

3 kwietnia 2019, o 18:00

Pudzianoska! Jak ja ciebie rozumiem! Jestem w identycznym punkcie. Odstawiłam leki, wszystko wróciło 10x bardziej. Jestem teraz na terapii u Victora i on świetnie wszystko tłumaczy i łączy kropki. Ale ja nie umiem zaakceptować i strasznie szarpie się z nerwica. A wiem, że żeby było lepiej, musze to zaakceptować i przestać się szarpać. I pojawia się w efekcie frustracja i złość na siebie, że wiem, ale nie umiem. Od kilku miesięcy wale życie na przeczekanie i to nie jest nic fajnego szczerze mówiąc. A powrót do leków? Wiem, że na dłuższą metę niczego nie rozwiąże, poza tym boje się skutków ubocznych, odstawiania i tego, że nie podzialaja. Tzn. Żeby też była jasność - ja wiem, że leki tu niczego nie załatwia, jedynie trochę ułatwia, jeśli akurat będą dobrze dobrane. Ale jestem teraz w takiej kropce, w takim poczuciu braku wyjscia z sytuacji i w takim waleniu głową w mur, że to nieporozumienie jakieś jest.
Hahaha, ja wiem, że się z nerwica szarpie, nie akceptuje i wypieram lęk, wiem, że to są błędy które popełniam i nie mogę przestać tego robić. Na głowę wiem, w praktyce nie potrafię.
zagrody123456
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 434
Rejestracja: 7 lutego 2019, o 15:35

3 kwietnia 2019, o 18:53

pudzianoska pisze:
1 lutego 2019, o 18:20
Witajcie dzielni nerwicowcy!
Ciocia Natalka potrzebuje obiektywnych rad od osób z zewnątrz.
Nie będę przytaczać całej mojej historii, stali bywalcy wiedzą, że odburzam się bez leków już dwa lata, nerwicę dostałam w 2014/15 roku, rok byłam na lekach i wtedy czułam się wspaniale, przeszłam 9 miesięczną terapię, udało mi się zrozumieć wiele rzeczy, szczególnie te, które mnie do nerwicy zaprowadziły, często radziłam ludziom tutaj w tematach brzusznych, ale jednak czuję, że doszłam do ściany. W związku z tą ścianą postanawiam wrócić na terapię, bo widzę, że pewne rzeczy we mnie utrudniają mi wyjście z zaburzenia, w tym miejscu bardzo dziękuję Oli (Olala) za nasze rozmowy, bo one też spowodowały, że spojrzałam na swoje problemy inaczej.
Mam wrażenie, że mój główny konik (układ pokarmowy) to twierdza nie do zdobycia. Towarzyszy mi od początku i w przeciwieństwie do reszty objawów nie chce ustąpić, a wręcz się pogarsza i jestem przekonana, że stoi za tym brak akceptacji dla tego objawu. No i tutaj zaczynają się schody. Nie umiem, po prostu nie umiem zaakceptować tego objawu. Mimo terapii, rozumowego analizowania, aktywności, zmian otoczenia myślowego, potwierdzeń w badaniach, nie umiem się od tego odczepić. Ostatnio miałam trudny czas (poronienie). W międzyczasie zaczęłam robić prawko (niech to będzie przykład). To mnie bardzo stresowało i stresuje. Posypał mi się brzuch. Boli, kłuje, wzdyma, biegunki, cuda. Dobre okresy, przeplatają się złymi. I mimo tego, że pracuję nad tym tak długo, moja reakcja na to jest tylko jedna - załamka. Nawet nie chodzi o lęk, choć on oczywiście wszystko potęguje. Moja reakcja na te objawy ciągle jest taka sama. Na początku odburzania miałam mega powera i wtedy faktycznie udawało mi się to olewać, o czym z resztą z chęcią pisałam. Jednak w miarę pojawiania się nowych objawów, które każdorazowo przynosiły lęk, mój brzuch pracował gorzej i gorzej. Teraz jestem z nim w miejscu sprzed odburzania. I dobja mnie fakt, że nadal ze łzami w oczach musze powtarzac do siebie "to przejdzie" wcale w to nie wierząc... Jak złapać tego bakcyla? Wiem, że spośród miliona metod, najlepsze są - olej i zaakceptuj. Ja to wiem, ale nie umiem. Piszę to ze wstydem, choć to żaden powód do wstydu. Jednak jest mi źle samej przed sobą, że dalej biegam za własnym ogonem i dziwię się, że nie ruszyłam dalej. Proszę o jakieś dobro słowo, ściskam!
Ja mam podobnie.. Też po dużym stresie śmierci raty, objawy że strony żołądka.. Nudności i ból żołądka.. I też ciężko mi to zaakceptować bo gdzieś w głowie myśli że coś mi jednak jest.. A dobre słowo to takie że skoro dobie poradzilas z tyloma objawami z tym również tylko trochę czasu...
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

3 kwietnia 2019, o 22:08

pudzianoska pisze:
1 lutego 2019, o 18:20
Witajcie dzielni nerwicowcy!
Ciocia Natalka potrzebuje obiektywnych rad od osób z zewnątrz.
Nie będę przytaczać całej mojej historii, stali bywalcy wiedzą, że odburzam się bez leków już dwa lata, nerwicę dostałam w 2014/15 roku, rok byłam na lekach i wtedy czułam się wspaniale, przeszłam 9 miesięczną terapię, udało mi się zrozumieć wiele rzeczy, szczególnie te, które mnie do nerwicy zaprowadziły, często radziłam ludziom tutaj w tematach brzusznych, ale jednak czuję, że doszłam do ściany. W związku z tą ścianą postanawiam wrócić na terapię, bo widzę, że pewne rzeczy we mnie utrudniają mi wyjście z zaburzenia, w tym miejscu bardzo dziękuję Oli (Olala) za nasze rozmowy, bo one też spowodowały, że spojrzałam na swoje problemy inaczej.
Mam wrażenie, że mój główny konik (układ pokarmowy) to twierdza nie do zdobycia. Towarzyszy mi od początku i w przeciwieństwie do reszty objawów nie chce ustąpić, a wręcz się pogarsza i jestem przekonana, że stoi za tym brak akceptacji dla tego objawu. No i tutaj zaczynają się schody. Nie umiem, po prostu nie umiem zaakceptować tego objawu. Mimo terapii, rozumowego analizowania, aktywności, zmian otoczenia myślowego, potwierdzeń w badaniach, nie umiem się od tego odczepić. Ostatnio miałam trudny czas (poronienie). W międzyczasie zaczęłam robić prawko (niech to będzie przykład). To mnie bardzo stresowało i stresuje. Posypał mi się brzuch. Boli, kłuje, wzdyma, biegunki, cuda. Dobre okresy, przeplatają się złymi. I mimo tego, że pracuję nad tym tak długo, moja reakcja na to jest tylko jedna - załamka. Nawet nie chodzi o lęk, choć on oczywiście wszystko potęguje. Moja reakcja na te objawy ciągle jest taka sama. Na początku odburzania miałam mega powera i wtedy faktycznie udawało mi się to olewać, o czym z resztą z chęcią pisałam. Jednak w miarę pojawiania się nowych objawów, które każdorazowo przynosiły lęk, mój brzuch pracował gorzej i gorzej. Teraz jestem z nim w miejscu sprzed odburzania. I dobja mnie fakt, że nadal ze łzami w oczach musze powtarzac do siebie "to przejdzie" wcale w to nie wierząc... Jak złapać tego bakcyla? Wiem, że spośród miliona metod, najlepsze są - olej i zaakceptuj. Ja to wiem, ale nie umiem. Piszę to ze wstydem, choć to żaden powód do wstydu. Jednak jest mi źle samej przed sobą, że dalej biegam za własnym ogonem i dziwię się, że nie ruszyłam dalej. Proszę o jakieś dobro słowo, ściskam!
Hej☺️. A co dla Ciebie znaczy olewać? Kto ma zaakceptować? Kto tak reaguje na te objawy? Ty? Czy nerwica? Kto mówi że to jest straszne i Kto daje temu wiarę?
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

3 kwietnia 2019, o 22:22

Czy Ty świadomie Natalko uważasz że objawy brzuszne to nic wielkiego? Czy też świadomie tego nie akceptujesz również. Piszesz jakbyś była nerwicą a nią nie jesteś. To nerwica podszywa się pod Ciebie i mówi Ci że nie akceptujesz. Gówno prawda. Świadomości jest wszystko jedno, jest jak jest. Umysł nadaje etykiety. Umysł mówi to jest fajne a to nie. Połóż się jak boli Cię brzuch. Wycisz. Zadaj sobie pytanie ciekawe co mi umysł powie o moim brzuchu. I czekaj? Zobaczysz jak dyskretnie przemykaja się nieuchwytne myśli ,,to boli,, czyli jest źle. A może nic Ci nie przyjdzie do głowy. Jak medytując kiedyś właśnie tak zrobiłam czekałam na te oceniające myśli. Po jakimś czasie myśli się wyciszyły ale ból był dalej. W jakim szoku byłam że w sumie ten ból nie był taki straszny. To te myśli powodowały więcej cierpienia niż sam czysty ból. Przemyśl temat, może coś Ci pomoże. Trzymam kciuki!
marmazon
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 12 lutego 2019, o 09:06

3 kwietnia 2019, o 22:28

Taaaa każdy Cię tu rozumie i nic z tego nie wynika, chyba że lubisz takie ciepłe kluchy typu jesteśmy z Tobą i co jeden to ma takie objawy, więc nie jesteś sama :P

Kiedy robiłaś badania i jakie, od tego trzeba zacząć. Coś wyszło? Bierzesz teraz jakieś leki na żołądek, jelita i całą tą resztę? Napisz.
Awatar użytkownika
pudzianoska
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 301
Rejestracja: 24 października 2016, o 21:37

3 kwietnia 2019, o 23:34

Hej! Dzięki za komentarze :D Minęły jakies dwa miesiące od napisania przeze mnie tego posta i już dużo się zmieniło :D
Postaram się odpisać zbiorczo, jak i indywidualnie, bo nawiązaliście do różnych spraw. Dziękuję za odzew.
Gafa! To o czym piszesz, to trafne spostrzeżenia. Ja bardzo długo nie akceptowałam objawów brzusznych, choć myslałam, że jest inaczej. Wszystko inne - kołatania, kłucia klatki, duszności, uczucia zapadania, zawroty olałam w 100% i dość szybko jeden objaw za drugim mijał. Wydawało mi się, że skoro nie dałam zamknąć się w domu, rozumowo ogarnęłam temat, chodziłam na terapię, poszerzyłam swoją strefę komfortu, to wszystko jest okej. To były ważne aspekty odburzania, dużo mi pokazały, powiększyły zaufanie do siebie, ale ja nadal nie potrafiłam przyjąć i zrozumieć "sztuki cierpienia". Gdy tylko się pogarszało wpadałam w złość, frustrację smutek. Potem brałam się w garść, było dobrze, potrafiłam mieć naprawdę długie okresy bez lęku z mini somatami, ale ich powrót i kryzys, znowu zaczynały spiralę wątpliwości. Każda sytuacja stresowa, nowy somat, codzienne życiowe problemy powodowały objawy brzuszne, a objawy brzuszne pogłębiały moją złość. Czyli jednym słowem - nigdy ich tak na prawdę nie zaakceptowałam. Ja ich nienawidziłam, ja ich nie chciałam, ja się na nie nie godziłam, ja się ich bałam. Mimo, że kiedy tak prawdziwie się zapierała, to widziałam sukcesy (np. trwające miesiącami mdłości przechodziły z dnia na dzień), to jednak porachunki jelitowe, ciągłe skupianie się na brzuchu, bezwiednie pojawiające się w głowie myśli, czy dziś tez będą wzdęcia, czy będzie kłuło, powodowało, że było coraz gorzej. To z kolei było otwarta furtką dla wątpliwości, choć powtarzałam i powtarzam, że zaakceptowanie braku całkowitej kontroli nad życiem jest dla mnie kluczowe (takie to zboczenie po pracy w służbie zdrowia).
Masz też rację, że kiedy wyłaczy się natrętne myśli, kiedy oddzieli się objaw od lęku, to on... to on staje się ewentualnie jakimś tam dyskomfortem. Traci na znaczeniu. Jest jak nieproszony gość, który trochę śmierdzi, ale w sumie można się przyzwyczaić :D
Ja jestem typem, który musi tysiace razy czegoś doświadczyć, żeby zakodować. Zrobienie prawa jazdy i moje pierwsze podrygi na drodze dostarczyły mi tyle stresu, że jak na dłoni dostrzegłam, że moje objawy po dużym stresie zwiększają się o stokroć. Zauważyłam z większą niż na terapii mocą, jak bardzo boję się ośmieszenia i opinii innych, dlatego wbrew złemu smapoczuciu, odważyłam się prowadzić wykłady, choć nadal przed nimi lub po nich dzieją się z moim ciałem cuda. Jednak mam teraz w sobie taką turbo motywację, żeby żyć nie nerwicą, a z nią, bo szkoda czasu na realizację marzeń i pokonywanie lęków oraz odkładanie planów, na jakies bliżej nieokreślone czasy PO nerwicy. Bardzo wyraźnie dotarło do mnie, że objawy często pojawiają się jakiś czas po dużym stresie, więc człowiek po kilku dobrych dniach może wpaść w złość niechcą zaakcpeptować, że organizm nie jest głupi i jakoś szuka ujścia nerwów. I że te kilka dni, a nawet tygodni spokoju to nie było wyjście z nerwicy, że nawet kiedy dość szybko opadnie lęk, to ciało potrzebuje do uspokojenia się o wiele więcej czasu. Poza tym nawiązując stricte do brzucha ciągła stymulacja nerwów układu pokarmowego za sprawą nerwu błędnego to jest coś co można przekierować i zmienić, ale nie przez miesiąc, a czasem i nie przez rok. Zestresowana! Jest dla nas nadzieja, tylko same musimy sobie poukładać w głowie wspomniane przez Ciebie kropki. Ja chcę wrócić na terapię, bo nerwica jak na dłoni pokazała mi moje braki ogólnożyciowe, mam więc nad czym pracować.
Marmazon! Z całym szacunkiem dla Ciebie, śledziłam Twoje posty w dziale dotyczącym problemów brzusznych, wiem jaki masz tok myślenia i muszę stwierdzić, że jest on daleki od mojego. Etap badań mam za sobą, podobnie jak akceptację różnych scenariuszy i niedoskonałości diagnostyki, jak i całej służby zdrowia. Nie popieram Twojego ciągłego powtarzania na tym forum, że tutaj wszyscy wszystko zrzucają na nerwicę. To forum jest poświęcone ludziom, którzy oprócz realnych (czyt, ogranicznych) chorób mają zaburzenia lękowe dające często przypominające różne choroby objawy somatyczne i szukają tutaj wsparcia emocjonalnego. Jeśli będę chciała się poradzić w dziedzinie gastroenetrologii, napiszę na forum jej poświeconym, choć najbardziej rozsądnym krokiem będzie udanie się do specjalisty. Nie denerwuj się więc, że ludzie odpisują tutaj ludziom z objawami somatycznymi koncentrując się na pracy nad duchem/emocjami. Wiem, że chcesz pomóc, ale ja wiem, gdzie mam się udać, jeśli mam wątpliwości, co do wcześniejszej diagnozy. O zaburzeniach układu pokarmowego musze np. słuchac i czytać w pracy, więc mam pole do nakręcania się:D Mój problem nie polega już na pytaniu, czy to co mam to choroba, tylko jak wdrożyć w życie prawdziwą akceptację i zaczęło mi się to w końcu udawać :) A historia mojej przygody z brzuchem, lekarzami, dietami i sposobami leczenia jest gdzies w historii moich postów ;P
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Jeśli nie otrzymujesz cudu, stań się nim.

https://wordpress.com/view/pudzianoska.wordpress.com
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 399
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

4 kwietnia 2019, o 07:45

Piękny wykład,brawo.Prawdziwa akceptacja to jest proces,nam się wydaję że akceptujemy a tak naprawdę chcemy od tego wszystkiego uciec .I tu jest chyba prawdziwy problem.
ODPOWIEDZ