Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zajmowanie myśli - czas

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

16 lutego 2021, o 16:01

limonka7 pisze:
16 lutego 2021, o 15:30
Zgadzam się, jak dzieje się "coś ważnego" to zapominamy o nerwicy. Pisałam właśnie posta o tym samym, dopiero wróciłam z hardkorowej podróży i zauważyłam ze zdziwieniem, że jest mi duuuużo lepiej.

To co pisały dziewczyny o odburzeniu tez się u mnie zgadza. Jak zajmuje się "prawdziwym życiem", a nie tylko analizowaniem objawów, to one powoli stają się coraz słabsze. Teraz jak zdarza mi się poczuć objaw, to stwierdzam: "oho, objaw", czekam chwilę, pozwalam mu być i on za chwilę znika. Skupiam się na tym, żeby żyć i robić to, co dla mnie ważne. Nauczyłam się z tym nie walczyć i to działa :)

Gratulacje, że będziesz tatą :) Myślę, że bąbelki i wszystkie związane z nimi czynności pozwolą Ci mniej skupić się na sobie i będziesz czuł się lepiej :)
Dzięki. Info, ze bedzie Pawelek przewrocilo moje zycie i pozwolilo zapomniec o nerwicy. I moj karypel( po slasku brzdac :D ) ma juz 19 miesiecy. Dla niego chce wrocic do rownowagi.

Dzis nawet jego kupy mnie strasza, chociaz jak.sie nad tym.zastsnowic to nie dziwne :D Pisalem wczesniej o podrozach. Mam na koncie prawie 30 stolic Europy, a po powrocie z Balkan 3 lata temu, gdzie autem zrobilem 4 tys. Km, nerwica po prostu zniknela.

Dlatego wlasnie zalozylem ten temat...
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

16 lutego 2021, o 17:52

hetman999 pisze:
16 lutego 2021, o 13:39
Katja pisze:
16 lutego 2021, o 12:12
Zazwyczaj pod drodzę do tego etapu coś tam trzeba zrozumieć i w ten sposób również w odniesieniu do innych spraw nasza postawa może się zmienić.
Ja się niczego nie pozbywałam. Chociaż na początku bardzo chciałam. Cały dzień o niczym innym nie myślałam tylko co robić jak taka myśl, a co jak inna, co w razie palpitacji, a jak to było kiedyś jak miałam podobne objawy, co jak przyjdzie atak paniki. Jedna wielka analiza, analiza, analiza, a potem analiza analizy, analiza nieanalizowania, analiza analizy nieanalizowania, no obłęd :DD Dziś to rozumiem, że poziom lęku wręcz szybował, stąd mózg parował od analizowania, ale wtedy wydawało mi się to w chUUJ ważne żeby to wszystko zanalizować, upilnować, skontrolować, a nawet gdy już miałam tego dość to mózg robił to sam nawykowo. Mnie somaty w pewnym momencie też już nie ruszały pomimo, że miałam je bardzo mocne, ale co z tego jak pomimo braku reakcji one były i to w takim stopniu, że czasem cięzko było coś zrobić. A były bo pomimo czytania, pisania, radzenia innym we mnie wciąż był opór, obawa, że kurna to nigdy nie minie, albo że kij wie co z tego będzie ( a co ja już nie tworzyłam, że może mi być, ja się bałam już absolutnie wszystkiego, łącznie z częściami własnego ciała, co chwila tworzył się w mojej głowie jakiś mroczny scenariusz tego co stanie mi się w końcu od tej nerwicy), a druga sprawa, że jak system nerwowy jest tak mocno już przeciązony jak u mnie ( + na bieżąco wciąż był przeciążany ) to trzeba czasu żeby się to wszystko wyciszyło i co za tym trzeba się przygotować, że trochę wody upłynie zanim to nasze akceptowanie, ignorowanie i niereaktywnośc przyniosą efekty. Ja stosowałam metody różne w różnych okresach, bo u mnie objawy skakały od somatycznych przez takie bardziej typowe dla ocd czy rocd, do tego kompulsje, natręctwa, ataki paniki + jeszcze problemy zdrowotne, brak pracy, więc ja sobie działałam różnie z tymi myślami i na różnych etapach różne rzeczy mi pomagały. Na pewno pomocne było przypominanie sobie czym są te myśli, jak działa mechanizm lękowy, ośmieszanie natrętów, ale także pozytywne, optymistyczne nastawienie ( to szczególnie gdy dopadły mnie silne stany depresyjne związane z problemami ze zdrowiem ) + postawa agresywna i ryzkowanie. Ale to co mi moim zdaniem najbardziej pomogło i przyniosło w końcu jakiś efekt to przekonanie, że się da i że ja mogę z tego wyjść i pewna determinacja, że choćby skały srały to będzie jeszcze normalnie, ale to wynika w ogóle z mojego nastawienia do życia. To, że nawet w najgorszych chwilach, jak już myślałam że to koniec, mam dość i chyba podziękuję za takie życie, to zawsze wracałam do przekonania, że z tego da się wyjść.
Dzięki za te słowa. Trochę tego miałaś, a siedzenie w domu nikogo nie nastraja dobrze. Ja, pomimo tego, że mam 38 km do pracy, to wolę do niej jeździć niż siedzieć i myśleć w domu.

Katja, wnioskuję, że nawet jeśli nie jesteś odburzona na 100%, to te najgorsze momenty, które w kilku kwestiach mamy wspólne, już za Tobą?
Czy na te lęki z d...y też stosowałaś po prostu niereaktywność? Czyli poczułem namiastkę lęku, ale niech sobie będzie? Wiesz, tu zaraz idzie kolejna myśl, że skoro drgnęło coś na widok szczotki klozetowej, to już ze mną jest bardzo źle...
Myślę, że wiele w zaburzeniu zależy od tego jak mocno przeciążyliśmy nasz układ nerwowy ( a najbardziej szkodzi tzw bierny stres ) i jak bardzo zabrneliśmy w nerwicowe schematy + jakieś tam predyspozycje do pewnych spraw, środowisko w którym przebywamy, inne zaburzenia osobowości itp. Ja z racji, że siedzę za granicą, gdzie pracowałam rzadko i pełniłam raczej rolę pani domu która jest idealnie nie dla mnie :D + mało znajomych bo przeprowadziliśmy się na tzw zadupie ( co bardzo kontrastowało z moim wcześniejszym życiem w Warszawie ) , miałam idealne warunki żeby się całe dnie wkręcać. Pamiętam jak czytałam w książce Claire Weekes że tzw zadupia, odosobnienia itp sa idealnym miejscem dla pielęgnowania nerwicy co też ja robiłam :? i przez to moja nerwiczka rozbudowała się o kilka poziomów w tym poziom totalnie abstrakcyjny, gdzie zawał czy wylew był banałem. I co za tym o niereaktywności to ja mogłam sobie na początku pomarzyć, bo jak tu być niereaktywnym jeśli nagle dostaje się silnych natretów samobójczych do tego stopnia, że płaczę się, trzęsie i ucieka na widok noża a nawet jakiegokolwiek kantu. Więc tak po prostu na początku nie mogłam jej stosować, bo poziom nerwicowego obsrania był zbyt duży. Co więc stosowałam? No było mega dużo gadania do siebie, czytania, słuchania nagrań żeby chociaż na poziomie logiczny sobie to wszystko wbić w banię. Tutaj jednak przestrzegam przed spędzaniem całych dni na tym. Potem był etap, że coś tam starałam się działać, oczywiście na początku to szło to wszystko...no nie szło, ale pomimo gęby zapłakanej co godzinę starałam się działać. Kolejny etap to był taki, że poziom lęku nieco opadł i pewne rzeczy troszkę zobaczyłam w innym świetle co pomogło wreszcie rzeczywiście stosować tą niereaktywność i w ogóle był to moment gdy zauważyłam, że ja mam sporą wiedze teoretyczną, ale gorzej z praktykowaniem tego ( myślę, że to jest problem wielu osób tj. wydaje im się, że działają, praktykują a w rzeczywistości niekoniecznie tak jest ). W międzyczasie pojawiła się też depresja czy też stan depresyjny wynikający z problemów zdrowotnych i to już był moment kulminacyjny wszystkiego, ale to już daruję opisy i dojdę do miejsca w którym jestem tj. miejsca w którym wciąż mój stan emocjonalny jest jeszcze w trybie zagrożenia, ale już poziom lęku opadł na tyle, że moje ciało nie reaguję aż tak przesadnie, analizy ustały, a ja mogę już właśnie akceptować ten stan i nie reagować. Ja w ogóle uważam, że wiele osób w tym kiedyś ja myśli, że akceptacja jest punktem wyjścia a to jest punkt dojścia, do tej akceptacji i niereagowania my musimy dojść najczęściej przez różne techniki typu ośmieszanie, racjonalizowanie itp I w zależności od tego jak silne jest u kogoś zaburzenie każdy dochodzi do tego trochę inaczej.
Jeśli chodzi o drgnięcia na widok szczotki klozetowej to takie abstrakcyjne historje wynikają po prostu z bogatej wyobraźni :D ...a poważnie to wynikają z wysokiego poziomu lęku i nie są niczym dziwnym, w stanie zagrożenia niebezpieczeństwo może się czaić nawet ze strony kostki toaletowej i papieru.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

16 lutego 2021, o 20:51

Katja pisze:
16 lutego 2021, o 17:52
Myślę, że wiele w zaburzeniu zależy od tego jak mocno przeciążyliśmy nasz układ nerwowy ( a najbardziej szkodzi tzw bierny stres ) i jak bardzo zabrneliśmy w nerwicowe schematy + jakieś tam predyspozycje do pewnych spraw, środowisko w którym przebywamy, inne zaburzenia osobowości itp. Ja z racji, że siedzę za granicą, gdzie pracowałam rzadko i pełniłam raczej rolę pani domu która jest idealnie nie dla mnie :D + mało znajomych bo przeprowadziliśmy się na tzw zadupie ( co bardzo kontrastowało z moim wcześniejszym życiem w Warszawie ) , miałam idealne warunki żeby się całe dnie wkręcać. Pamiętam jak czytałam w książce Claire Weekes że tzw zadupia, odosobnienia itp sa idealnym miejscem dla pielęgnowania nerwicy co też ja robiłam :? i przez to moja nerwiczka rozbudowała się o kilka poziomów w tym poziom totalnie abstrakcyjny, gdzie zawał czy wylew był banałem. I co za tym o niereaktywności to ja mogłam sobie na początku pomarzyć, bo jak tu być niereaktywnym jeśli nagle dostaje się silnych natretów samobójczych do tego stopnia, że płaczę się, trzęsie i ucieka na widok noża a nawet jakiegokolwiek kantu. Więc tak po prostu na początku nie mogłam jej stosować, bo poziom nerwicowego obsrania był zbyt duży. Co więc stosowałam? No było mega dużo gadania do siebie, czytania, słuchania nagrań żeby chociaż na poziomie logiczny sobie to wszystko wbić w banię. Tutaj jednak przestrzegam przed spędzaniem całych dni na tym. Potem był etap, że coś tam starałam się działać, oczywiście na początku to szło to wszystko...no nie szło, ale pomimo gęby zapłakanej co godzinę starałam się działać. Kolejny etap to był taki, że poziom lęku nieco opadł i pewne rzeczy troszkę zobaczyłam w innym świetle co pomogło wreszcie rzeczywiście stosować tą niereaktywność i w ogóle był to moment gdy zauważyłam, że ja mam sporą wiedze teoretyczną, ale gorzej z praktykowaniem tego ( myślę, że to jest problem wielu osób tj. wydaje im się, że działają, praktykują a w rzeczywistości niekoniecznie tak jest ). W międzyczasie pojawiła się też depresja czy też stan depresyjny wynikający z problemów zdrowotnych i to już był moment kulminacyjny wszystkiego, ale to już daruję opisy i dojdę do miejsca w którym jestem tj. miejsca w którym wciąż mój stan emocjonalny jest jeszcze w trybie zagrożenia, ale już poziom lęku opadł na tyle, że moje ciało nie reaguję aż tak przesadnie, analizy ustały, a ja mogę już właśnie akceptować ten stan i nie reagować. Ja w ogóle uważam, że wiele osób w tym kiedyś ja myśli, że akceptacja jest punktem wyjścia a to jest punkt dojścia, do tej akceptacji i niereagowania my musimy dojść najczęściej przez różne techniki typu ośmieszanie, racjonalizowanie itp I w zależności od tego jak silne jest u kogoś zaburzenie każdy dochodzi do tego trochę inaczej.
Jeśli chodzi o drgnięcia na widok szczotki klozetowej to takie abstrakcyjne historje wynikają po prostu z bogatej wyobraźni :D ...a poważnie to wynikają z wysokiego poziomu lęku i nie są niczym dziwnym, w stanie zagrożenia niebezpieczeństwo może się czaić nawet ze strony kostki toaletowej i papieru.
Widzę ogromną różnicę, kiedy jadę do pracy, po drodze zawożę syna do żłobka, a potem mam różne spotkania i wtedy, choć gdzieś tam się to cały czas czai, to nie nakręcam się, tak jak w domu.
Siedząc z nerwicą w jednym miejscu, ciągłe kiszenie się w narastającym lęku rzeczywiście znacznie pogarsza sprawę. Ten stan, który masz jest mi znany. Nie ma juz ciągłej analizy i tej pętli. Objawy i myśli jeszcze są, ale nie powodują już takich wątpliwości. Tego bym sobie życzył na ten moment, no ale najpierw jeszcze popracujemy i... wejdę do przerębla :D To w sobotę.

Wyzwania, przełamywanie własnych barier, a potem satysfakcja jest bardzo istotna. Daje kopa, choć nie trwa to wiecznie. Pozwala jednak na chwilę się od tego wszystkiego oderwać i złapać 2 oddech.

A SPORT? Jestem sportowcem od zarania dziejów, ale po rozpoczęciu treningu, kiedy układ nerwowy zaczyna pracować zaczyna się podobna reakcja, jak przy mini atakau paniki. Potem jest już ok, a wieczorem jest wręcz dużo lepiej, bo endorfiny i obniżenie napięcia. Ale ten 1 moment mam wrażenie, włącza znowu całą naszą reakcję.
Jakieś doświadczenia w tej kwestii?
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

17 lutego 2021, o 00:42

hetman999 pisze:
16 lutego 2021, o 20:51
Katja pisze:
16 lutego 2021, o 17:52
Myślę, że wiele w zaburzeniu zależy od tego jak mocno przeciążyliśmy nasz układ nerwowy ( a najbardziej szkodzi tzw bierny stres ) i jak bardzo zabrneliśmy w nerwicowe schematy + jakieś tam predyspozycje do pewnych spraw, środowisko w którym przebywamy, inne zaburzenia osobowości itp. Ja z racji, że siedzę za granicą, gdzie pracowałam rzadko i pełniłam raczej rolę pani domu która jest idealnie nie dla mnie :D + mało znajomych bo przeprowadziliśmy się na tzw zadupie ( co bardzo kontrastowało z moim wcześniejszym życiem w Warszawie ) , miałam idealne warunki żeby się całe dnie wkręcać. Pamiętam jak czytałam w książce Claire Weekes że tzw zadupia, odosobnienia itp sa idealnym miejscem dla pielęgnowania nerwicy co też ja robiłam :? i przez to moja nerwiczka rozbudowała się o kilka poziomów w tym poziom totalnie abstrakcyjny, gdzie zawał czy wylew był banałem. I co za tym o niereaktywności to ja mogłam sobie na początku pomarzyć, bo jak tu być niereaktywnym jeśli nagle dostaje się silnych natretów samobójczych do tego stopnia, że płaczę się, trzęsie i ucieka na widok noża a nawet jakiegokolwiek kantu. Więc tak po prostu na początku nie mogłam jej stosować, bo poziom nerwicowego obsrania był zbyt duży. Co więc stosowałam? No było mega dużo gadania do siebie, czytania, słuchania nagrań żeby chociaż na poziomie logiczny sobie to wszystko wbić w banię. Tutaj jednak przestrzegam przed spędzaniem całych dni na tym. Potem był etap, że coś tam starałam się działać, oczywiście na początku to szło to wszystko...no nie szło, ale pomimo gęby zapłakanej co godzinę starałam się działać. Kolejny etap to był taki, że poziom lęku nieco opadł i pewne rzeczy troszkę zobaczyłam w innym świetle co pomogło wreszcie rzeczywiście stosować tą niereaktywność i w ogóle był to moment gdy zauważyłam, że ja mam sporą wiedze teoretyczną, ale gorzej z praktykowaniem tego ( myślę, że to jest problem wielu osób tj. wydaje im się, że działają, praktykują a w rzeczywistości niekoniecznie tak jest ). W międzyczasie pojawiła się też depresja czy też stan depresyjny wynikający z problemów zdrowotnych i to już był moment kulminacyjny wszystkiego, ale to już daruję opisy i dojdę do miejsca w którym jestem tj. miejsca w którym wciąż mój stan emocjonalny jest jeszcze w trybie zagrożenia, ale już poziom lęku opadł na tyle, że moje ciało nie reaguję aż tak przesadnie, analizy ustały, a ja mogę już właśnie akceptować ten stan i nie reagować. Ja w ogóle uważam, że wiele osób w tym kiedyś ja myśli, że akceptacja jest punktem wyjścia a to jest punkt dojścia, do tej akceptacji i niereagowania my musimy dojść najczęściej przez różne techniki typu ośmieszanie, racjonalizowanie itp I w zależności od tego jak silne jest u kogoś zaburzenie każdy dochodzi do tego trochę inaczej.
Jeśli chodzi o drgnięcia na widok szczotki klozetowej to takie abstrakcyjne historje wynikają po prostu z bogatej wyobraźni :D ...a poważnie to wynikają z wysokiego poziomu lęku i nie są niczym dziwnym, w stanie zagrożenia niebezpieczeństwo może się czaić nawet ze strony kostki toaletowej i papieru.
Widzę ogromną różnicę, kiedy jadę do pracy, po drodze zawożę syna do żłobka, a potem mam różne spotkania i wtedy, choć gdzieś tam się to cały czas czai, to nie nakręcam się, tak jak w domu.
Siedząc z nerwicą w jednym miejscu, ciągłe kiszenie się w narastającym lęku rzeczywiście znacznie pogarsza sprawę. Ten stan, który masz jest mi znany. Nie ma juz ciągłej analizy i tej pętli. Objawy i myśli jeszcze są, ale nie powodują już takich wątpliwości. Tego bym sobie życzył na ten moment, no ale najpierw jeszcze popracujemy i... wejdę do przerębla :D To w sobotę.

Wyzwania, przełamywanie własnych barier, a potem satysfakcja jest bardzo istotna. Daje kopa, choć nie trwa to wiecznie. Pozwala jednak na chwilę się od tego wszystkiego oderwać i złapać 2 oddech.

A SPORT? Jestem sportowcem od zarania dziejów, ale po rozpoczęciu treningu, kiedy układ nerwowy zaczyna pracować zaczyna się podobna reakcja, jak przy mini atakau paniki. Potem jest już ok, a wieczorem jest wręcz dużo lepiej, bo endorfiny i obniżenie napięcia. Ale ten 1 moment mam wrażenie, włącza znowu całą naszą reakcję.
Jakieś doświadczenia w tej kwestii?
Moje doświadczenia ze sportem w trakcie zaburzenia sa takie, że raz mnie mój facet zmobilizował, że dośc tego mazgajenia się idziemy biegać, no więc ja się ubrałam w taki specjalny strój, specjalne buty, opaska no Rocky Balboa , od razu od drzwi biegniemy, zaraz ulica i nie ma zatrzymywania się na światłach w miejscu też biegam, dalej przez ulice w zakręt i ...... uhuhuh uhuhuh uhuhuh ciemność, słabość i prawie na czworakach do domu, aż się irlandzkie bąbelki taty pytały co się pani stało :D Więc ja się może na temat sportu wypowiadać nie będę :ups
Ale fakt, że ja nigdy nie lubiłam biegania, za to tenis stołowy, pływanie i spacery ( potrafiłam robić po 40 km dziennie ) bardzo + gry zespołowe jak koszykówka czy unihokej, ale mi sport zawsze raczej służył w zaburzeniu, oprócz początków gdzie byłam tak oslabiona, że ledwo łaziłam.

Co do wyzwań natomiast to masz rację, ale też trzeba w tym wszystkim patrzeć na swoje samopoczucie, żeby nie zajeżdżać organizmu. Ja tak robiłam jak miałam faze ryzkowania i to jest do pewnego stopnia ok, ale też trzeba mieć na uwadzę, że my jednak możemy być osłabieni, zmęczeni, mogą nas boleć mięsnie i to jest realne. I nie twierdzę przy tym, że mamy leżeć plackiem i tylko odpoczywac, ale żeby jednak mieć to na uwadzę, że nas organizm nie jest teraz w życiowej formie.

P.S. Karypel spoko, ale ja najbardziej lubię określenie kaszojad :D
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

17 lutego 2021, o 07:47

Dla mnie w ogóle ta sytuacja jest jednak nowa, bo moja nerwica nie była nigdy tak głęboka, a od wybuchu minęły ledwie 3,5 miesiąca. 5 lat temu siedziałem w niej przez 2,5 roku i nie było tak natrętnie.

Przypuszczam, że nie każdy jest w stanie porywać się z motyką na słońce, ale wyzwania są w życiu potrzebne. Popatrz na przykład na limonkę. Wymagająca podróż, a nerwica ustępuje. To właśnie jest mi znane i jednak w pewien sposób oczekiwane (do rymu :D) .

A osobny temat sportu pewnie jeszcze założę. ;ok
;thx
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

17 lutego 2021, o 16:22

hetman999 pisze:
17 lutego 2021, o 07:47
Dla mnie w ogóle ta sytuacja jest jednak nowa, bo moja nerwica nie była nigdy tak głęboka, a od wybuchu minęły ledwie 3,5 miesiąca. 5 lat temu siedziałem w niej przez 2,5 roku i nie było tak natrętnie.

Przypuszczam, że nie każdy jest w stanie porywać się z motyką na słońce, ale wyzwania są w życiu potrzebne. Popatrz na przykład na limonkę. Wymagająca podróż, a nerwica ustępuje. To właśnie jest mi znane i jednak w pewien sposób oczekiwane (do rymu :D) .

A osobny temat sportu pewnie jeszcze założę. ;ok
;thx
Dlatego pisałam, że wiele zależy od stopnia nasilenia objawów, od tego jak mocno wkręcimy się w nerwicowe obawy, co się dzieje na bieżąco w naszym zyciu, z jakim powodów w ogóle to zaburzenia mamy itd. Dlatego jeden pójdzie do nowej pracy i zapomni o nerwicy bo pochłonie go wir obowiązków, a drugi w tej pracy każdego dnia będzie musiał się przełamywac żeby w ogóle wytrwać. Ja kiedyś miałam zaburzenie w sumie z kilka miesięcy i też mi przeszło na zasadzie, że się trochę uspokoiłam i zajęłam życiem i minęło. Niestety wtedy nie rozumiałam dlaczego w ogóle to się pojawiło w moim życiu i straciłam 10 lat aż do kolejnego nawrotu na rzeczy które mogła zrozumieć już 10 lat temu i dlatego jestem zdania, że jeżeli ktoś ma zaburzenia z jakimś solidniejszym fundamentem to oczywiście w pierwszej kolejności trzeba się odburzyć, ale też gdzieś w toku tego odburzania przydałoby się jeszcze zrozumieć pare rzeczy na temat np presji wewnętrznej, pewnych postaw którymi sami sobie generujemy stres, złych przekonań, które często pielęgnujemy latami czy na temat postawy wiecznego krytykanta swojej osoby, bo jeśli tego nie zrobimy, a jedynie uspokoimy swój stan emocjonalny na tyle, że będziemy w stanie normalnie funkcjonować to kwestią czasu są nawroty, albo będzie w miare ok, ale będziemy mieli mnóstwo nerwicowych nawyków i zachowań typu unikanie, bierność itp. U mnie przez 10 lat był względny spokój, ale co z tego jak pełno było właśnie tych lękowych uników, niepotrzebnego stresu i możliwych do uniknięcia kłopotów zdrowotnych przez złe postawy itp spraw. Dlatego ja uważam, że jeżeli przytrafia nam się coś takiego i to nie z powodu przedłużającej się grypy, to jest to znak od organizmu, że nie tędy droga. U mnie zanim wywaliły mi bezpieczniki to przez 3 lata były sygnały alarmowe, które ja lekceważyłam i dalej robiłam swoje, no to w końcu wywaliło to wszystko w kosmos i musiałam się zastanowić nad tym jak ja żyję i gdzie mnie to zaprowadziło.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

17 lutego 2021, o 17:45

No to popatrz, w skrocie: od chwili odburzenia 2.5 roku temu, zwiedzilem 6 krajow, a w zeszlym roku byl Poland trip; oswiadczylem sie, ozenilem, kupilem i wyremontowalem mieszkanie, urodzil mi sie syn, odszedl moj dziadek i co? Nerwicy nie bylo, choc cisnienie bylo wielkie, szczegolnie, jak na moich oczach umieral dziadek. I wszystko to sobie wytlumaczylem w glowie. Nawet w momencie, kiedy 3 lata temu wpadlem z 11 m do szybu windy i zlamalem.obie nogi, po 2 tygodniach nerwicy zajmowania sie innymi sprawami :) juz nie bylo. A teraz, po krotkiej spinie z totalnym zerem, ktore w robocie wszystko zawala, na ktorego nie mam sily nacisku, bo nie jest w moim dziale, nagle system sie wlaczyl. Co za absurd. Tyle przezyc, a przy czyms tak prozaicznym znowy wejsc w te ruchome piaski, systematycznie sie zapadajac. No, ale byc moze TO jest to,czego mi brakuje: DYSTANS. A teraz dystans musi przerodzic sie w akceptacje inaczej dupa zbita.
Czasem wiec podstawy do nerwicy sa fundamentalne, a czasem incydentalne.
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

17 lutego 2021, o 19:47

hetman999 pisze:
17 lutego 2021, o 17:45
No to popatrz, w skrocie: od chwili odburzenia 2.5 roku temu, zwiedzilem 6 krajow, a w zeszlym roku byl Poland trip; oswiadczylem sie, ozenilem, kupilem i wyremontowalem mieszkanie, urodzil mi sie syn, odszedl moj dziadek i co? Nerwicy nie bylo, choc cisnienie bylo wielkie, szczegolnie, jak na moich oczach umieral dziadek. I wszystko to sobie wytlumaczylem w glowie. Nawet w momencie, kiedy 3 lata temu wpadlem z 11 m do szybu windy i zlamalem.obie nogi, po 2 tygodniach nerwicy zajmowania sie innymi sprawami :) juz nie bylo. A teraz, po krotkiej spinie z totalnym zerem, ktore w robocie wszystko zawala, na ktorego nie mam sily nacisku, bo nie jest w moim dziale, nagle system sie wlaczyl. Co za absurd. Tyle przezyc, a przy czyms tak prozaicznym znowy wejsc w te ruchome piaski, systematycznie sie zapadajac. No, ale byc moze TO jest to,czego mi brakuje: DYSTANS. A teraz dystans musi przerodzic sie w akceptacje inaczej dupa zbita.
Czasem wiec podstawy do nerwicy sa fundamentalne, a czasem incydentalne.
Troszkę nie rozumiemy się. Stresy nie muszą równać się nerwicy. To nie to samo. Fundament pod nerwice to nie stresy jako takie, bo te ma każdy tylko to co pisałam wyżej czyli np. złe przekonania, nadmierny perfekcjonizm, nadodpowiedzialność, nierealne ambicje, złe podejście do obwiązków, bierność, unikanie i parę jeszcze innych. Przez takie postawy generujemy sobie ogromną ilość stałego najczęściej biernego stresu, który z czasem może nas doprowadzić do przeciążenia systemu nerwowego. Dlaczego te postawy sa takie problematyczne? Ponieważ mieszkanie nie remontujesz codziennie, dziadek też codziennie Ci nie umiera, a tego typu postawy przeciążają nasz układ nerwowy systematycznie i często latami. Poza tym tak jak pisałam wyżej bierny stres typu zamartwianie się, poczucie winy itp jest dużo ogorszy od sytuacji w których po prostu działamy i mamy z tego tytułu jakieś stresy.Druga sprawa to nerwica nie musi się pojawiać w chwilach największego stresu, przeciwnie ona często pojawia się w chwilach spokoju, albo wywołuje ją jakaś błaha z pozoru rzecz, jako ta kropka nad i. U mnie również zanim wywaliło wszystko w kosmos a lęk poszybował było tak ze 3 lata, że coś tam czasem mi się działo, ale zajęłam się czyms i przechodziło czyli układ nerwowy przeciążał się, a ja niestety nie widziałam wtedy, że sama do tego doprowadzam swoimi podejściem do życia, no ale to ja. Jak jest w Twoim przypadku nie wiem, jeżeli uważasz, że u Ciebie wystarczy, że się czymś zajmiesz to w porządku, ale gdyby to tak zawsze wystarczyło się tylko czymś zając i luz to nie powstałaby ta strona.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
hetman999
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 85
Rejestracja: 22 marca 2016, o 13:55

17 lutego 2021, o 21:15

Katja pisze:
17 lutego 2021, o 19:47
Troszkę nie rozumiemy się. Stresy nie muszą równać się nerwicy. To nie to samo. Fundament pod nerwice to nie stresy jako takie, bo te ma każdy tylko to co pisałam wyżej czyli np. złe przekonania, nadmierny perfekcjonizm, nadodpowiedzialność, nierealne ambicje, złe podejście do obwiązków, bierność, unikanie i parę jeszcze innych. Przez takie postawy generujemy sobie ogromną ilość stałego najczęściej biernego stresu, który z czasem może nas doprowadzić do przeciążenia systemu nerwowego. Dlaczego te postawy sa takie problematyczne? Ponieważ mieszkanie nie remontujesz codziennie, dziadek też codziennie Ci nie umiera, a tego typu postawy przeciążają nasz układ nerwowy systematycznie i często latami. Poza tym tak jak pisałam wyżej bierny stres typu zamartwianie się, poczucie winy itp jest dużo ogorszy od sytuacji w których po prostu działamy i mamy z tego tytułu jakieś stresy.Druga sprawa to nerwica nie musi się pojawiać w chwilach największego stresu, przeciwnie ona często pojawia się w chwilach spokoju, albo wywołuje ją jakaś błaha z pozoru rzecz, jako ta kropka nad i. U mnie również zanim wywaliło wszystko w kosmos a lęk poszybował było tak ze 3 lata, że coś tam czasem mi się działo, ale zajęłam się czyms i przechodziło czyli układ nerwowy przeciążał się, a ja niestety nie widziałam wtedy, że sama do tego doprowadzam swoimi podejściem do życia, no ale to ja. Jak jest w Twoim przypadku nie wiem, jeżeli uważasz, że u Ciebie wystarczy, że się czymś zajmiesz to w porządku, ale gdyby to tak zawsze wystarczyło się tylko czymś zając i luz to nie powstałaby ta strona.
Katja, Katjo Katjenko - wbrew pozorom rozumiem Cię w pełni. :) <okey> Jednak, nasze życiowe doświadczenia dają nam podporę - czyż nie? Po prostu zastanawiał mnie fakt, że w moim życiu miałem już jazdy nerwicowe, które mijały samoistnie, bo coś ważnego się wydarzyło. No, ale wróciłem na forum, czyli ten wciąż tlący się popiół niewłaściwego podejścia, nie został ugaszony.

Wśród osób odburzonych, których historię znajduje się w dziale "Sukces" znajdziemy wiele przykładów poradzenia sobie z nerwicą w wyniku zajęcia się czymś. Ja byłem jednym z nich. No cóż, najwyraźniej trzeba wyrwać chwast wraz korzeniami, a nie tylko ucinać jego łodygę... :friend:
limonka7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 89
Rejestracja: 22 lipca 2018, o 11:58

18 lutego 2021, o 17:09

Katja pisze:
17 lutego 2021, o 16:22
hetman999 pisze:
17 lutego 2021, o 07:47
Dla mnie w ogóle ta sytuacja jest jednak nowa, bo moja nerwica nie była nigdy tak głęboka, a od wybuchu minęły ledwie 3,5 miesiąca. 5 lat temu siedziałem w niej przez 2,5 roku i nie było tak natrętnie.

Przypuszczam, że nie każdy jest w stanie porywać się z motyką na słońce, ale wyzwania są w życiu potrzebne. Popatrz na przykład na limonkę. Wymagająca podróż, a nerwica ustępuje. To właśnie jest mi znane i jednak w pewien sposób oczekiwane (do rymu :D) .

A osobny temat sportu pewnie jeszcze założę. ;ok
;thx
Dlatego pisałam, że wiele zależy od stopnia nasilenia objawów, od tego jak mocno wkręcimy się w nerwicowe obawy, co się dzieje na bieżąco w naszym zyciu, z jakim powodów w ogóle to zaburzenia mamy itd. Dlatego jeden pójdzie do nowej pracy i zapomni o nerwicy bo pochłonie go wir obowiązków, a drugi w tej pracy każdego dnia będzie musiał się przełamywac żeby w ogóle wytrwać. Ja kiedyś miałam zaburzenie w sumie z kilka miesięcy i też mi przeszło na zasadzie, że się trochę uspokoiłam i zajęłam życiem i minęło. Niestety wtedy nie rozumiałam dlaczego w ogóle to się pojawiło w moim życiu i straciłam 10 lat aż do kolejnego nawrotu na rzeczy które mogła zrozumieć już 10 lat temu i dlatego jestem zdania, że jeżeli ktoś ma zaburzenia z jakimś solidniejszym fundamentem to oczywiście w pierwszej kolejności trzeba się odburzyć, ale też gdzieś w toku tego odburzania przydałoby się jeszcze zrozumieć pare rzeczy na temat np presji wewnętrznej, pewnych postaw którymi sami sobie generujemy stres, złych przekonań, które często pielęgnujemy latami czy na temat postawy wiecznego krytykanta swojej osoby, bo jeśli tego nie zrobimy, a jedynie uspokoimy swój stan emocjonalny na tyle, że będziemy w stanie normalnie funkcjonować to kwestią czasu są nawroty, albo będzie w miare ok, ale będziemy mieli mnóstwo nerwicowych nawyków i zachowań typu unikanie, bierność itp. U mnie przez 10 lat był względny spokój, ale co z tego jak pełno było właśnie tych lękowych uników, niepotrzebnego stresu i możliwych do uniknięcia kłopotów zdrowotnych przez złe postawy itp spraw. Dlatego ja uważam, że jeżeli przytrafia nam się coś takiego i to nie z powodu przedłużającej się grypy, to jest to znak od organizmu, że nie tędy droga. U mnie zanim wywaliły mi bezpieczniki to przez 3 lata były sygnały alarmowe, które ja lekceważyłam i dalej robiłam swoje, no to w końcu wywaliło to wszystko w kosmos i musiałam się zastanowić nad tym jak ja żyję i gdzie mnie to zaprowadziło.
OOOO Katja, dokladnie tak samo mialam! Mialam powazniejsza nerwice pare lat temu, przeszla sama. Ostatnie lata byly calkiem fajne, ale jak teraz patrze to caly zeszly rok mialam MEGA DUZO czerwonych flag i sygnalow alarmowych... musialam doczekac do Wielkiej Nerwicy 2020 zeby sie ogarnac w koncu. Ciezko mi bylo wyjsc z tego zaburzenia teraz, bylo naprawde glebokie, pojawila sie depresja, co dodatkowo mnie zalamalo...
Ale teraz widze, czując się już dużo lepiej, że w końcu musiało to nadejść. Dzięki temu, że pierwszy raz świadomie i w całości mierzę się z tematem, czuję, że na przyszłość będę dużo silniejsza. Przede wszystkim będę pamiętać żeby nie popełnic tego błędu i nie olewać znaków ostrzegawczych...
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

19 lutego 2021, o 20:26

limonka7 pisze:
18 lutego 2021, o 17:09
Katja pisze:
17 lutego 2021, o 16:22
hetman999 pisze:
17 lutego 2021, o 07:47
Dla mnie w ogóle ta sytuacja jest jednak nowa, bo moja nerwica nie była nigdy tak głęboka, a od wybuchu minęły ledwie 3,5 miesiąca. 5 lat temu siedziałem w niej przez 2,5 roku i nie było tak natrętnie.

Przypuszczam, że nie każdy jest w stanie porywać się z motyką na słońce, ale wyzwania są w życiu potrzebne. Popatrz na przykład na limonkę. Wymagająca podróż, a nerwica ustępuje. To właśnie jest mi znane i jednak w pewien sposób oczekiwane (do rymu :D) .

A osobny temat sportu pewnie jeszcze założę. ;ok
;thx
Dlatego pisałam, że wiele zależy od stopnia nasilenia objawów, od tego jak mocno wkręcimy się w nerwicowe obawy, co się dzieje na bieżąco w naszym zyciu, z jakim powodów w ogóle to zaburzenia mamy itd. Dlatego jeden pójdzie do nowej pracy i zapomni o nerwicy bo pochłonie go wir obowiązków, a drugi w tej pracy każdego dnia będzie musiał się przełamywac żeby w ogóle wytrwać. Ja kiedyś miałam zaburzenie w sumie z kilka miesięcy i też mi przeszło na zasadzie, że się trochę uspokoiłam i zajęłam życiem i minęło. Niestety wtedy nie rozumiałam dlaczego w ogóle to się pojawiło w moim życiu i straciłam 10 lat aż do kolejnego nawrotu na rzeczy które mogła zrozumieć już 10 lat temu i dlatego jestem zdania, że jeżeli ktoś ma zaburzenia z jakimś solidniejszym fundamentem to oczywiście w pierwszej kolejności trzeba się odburzyć, ale też gdzieś w toku tego odburzania przydałoby się jeszcze zrozumieć pare rzeczy na temat np presji wewnętrznej, pewnych postaw którymi sami sobie generujemy stres, złych przekonań, które często pielęgnujemy latami czy na temat postawy wiecznego krytykanta swojej osoby, bo jeśli tego nie zrobimy, a jedynie uspokoimy swój stan emocjonalny na tyle, że będziemy w stanie normalnie funkcjonować to kwestią czasu są nawroty, albo będzie w miare ok, ale będziemy mieli mnóstwo nerwicowych nawyków i zachowań typu unikanie, bierność itp. U mnie przez 10 lat był względny spokój, ale co z tego jak pełno było właśnie tych lękowych uników, niepotrzebnego stresu i możliwych do uniknięcia kłopotów zdrowotnych przez złe postawy itp spraw. Dlatego ja uważam, że jeżeli przytrafia nam się coś takiego i to nie z powodu przedłużającej się grypy, to jest to znak od organizmu, że nie tędy droga. U mnie zanim wywaliły mi bezpieczniki to przez 3 lata były sygnały alarmowe, które ja lekceważyłam i dalej robiłam swoje, no to w końcu wywaliło to wszystko w kosmos i musiałam się zastanowić nad tym jak ja żyję i gdzie mnie to zaprowadziło.
OOOO Katja, dokladnie tak samo mialam! Mialam powazniejsza nerwice pare lat temu, przeszla sama. Ostatnie lata byly calkiem fajne, ale jak teraz patrze to caly zeszly rok mialam MEGA DUZO czerwonych flag i sygnalow alarmowych... musialam doczekac do Wielkiej Nerwicy 2020 zeby sie ogarnac w koncu. Ciezko mi bylo wyjsc z tego zaburzenia teraz, bylo naprawde glebokie, pojawila sie depresja, co dodatkowo mnie zalamalo...
Ale teraz widze, czując się już dużo lepiej, że w końcu musiało to nadejść. Dzięki temu, że pierwszy raz świadomie i w całości mierzę się z tematem, czuję, że na przyszłość będę dużo silniejsza. Przede wszystkim będę pamiętać żeby nie popełnic tego błędu i nie olewać znaków ostrzegawczych...
Dokładnie o tym piszę. Gdy wychodzimy z tych stanów na zasadzie zajmę się czymś to przejdzie to owszem może to być skuteczne, sama znam osoby które w ten sposób funkcjonują, z tym że to nawraca u nich co pewnien czas ponieważ mają mnóstwo zachowań generujących niepotrzebny stres i mnóstwo nigdy nie uświadomionych nie przepracowanych złych nawyków + nie bardzo ogaraniają na czym właściwie polega to całe zaburzenie, więc tak naprawdę to ciągle przed nim uciekają w pracę, związkim, wyjazdy i mają wiele zachowań unikających wynikających z nieprzepracowania tematu.
Druga sprawa to akurat w moim przypadku nerwica po prostu musiała mi w końcu przypierdo** jak obuchem w łeb bo inaczej do tej pory załatwiłabym za moją rodzinę miliony rzeczy, które każdy powinien załatwiać sam i robiłabym mnóstwo innych rzeczy, które w efekcie prowadziłyby to sytuacji, że wszystkie lampki ostrzegawczę świeciłby na czerwono, więc z mojej perspektywy to co się stało było wręcz konieczne. Dla mnie zaburzenie to jest sygnał: weź człowieku się ogarnij.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
ODPOWIEDZ