Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zagubiona

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Grotesque
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 3 kwietnia 2020, o 13:55

19 kwietnia 2020, o 10:59

Hej
Jestem w dziwnej sytuacji. Już dwa miesiące się tak męczę i zastanawiam się czy to nerwica czy ja tylko sobie wmawiam. Ogólnie zaczęło się od tego, że nakręciłam się na rozwój osobisty i rozwiązanie swoich dotychczasowych problemów. Mam grupę znajomych chodzących na imprezy elektroniczne - w tej grupie nawiązałam toksyczną i wyniszczającą dla mnie relację. W zeszłym semestrze byłam na Erasmusie i tak uciekłam od tego człowieka - bez tego raczej nie byłabym w stanie tego skończyć. Na początku tego semestru stwierdziłam, że znajdę sobie więcej zajęć i ograniczę spotkania z tamtymi znajomymi. Chciałam uregulować rytm okołodobowy i bardziej skupić się na nauce, a także ograniczyć internet. Ogólnie często w stresie miewałam problemy z bezsennością i praktycznie od razu nakręciłam się, że jak teraz muszę wstać rano to na pewno nie zasnę i faktycznie spałam coraz gorzej. Zaczęłam wydzwaniać do rodziców, że źle śpię i mam doła i szukać sobie diagnoz psychiatrycznych, potem uciekłam z zajęć do domu rodzinnego. Doszło zamartwianie się, że przez dotychczasowy tryb życia jestem "do tyłu" w porównaniu z innymi znajomymi ze studiów, a także poczucie winy, że tak dramatyzuję i martwię rodziców. W międzyczasie wpadłam na pomysł wzięcia urlopu dziekańskiego. Pomyślałam, że może te studia to nie jest to co chcę robić w życiu i chciałam iść do pracy i spróbować czegoś innego. Rozmawiałam dużo z rodzicami i to tata powiedział mi, że mogę mieć zaburzenie lękowe, zaczął dochodzić do przyczyny i niestety wygadałam się o tych znajomościach. Reakcja rodziców była bardzo emocjonalna i zostałam posądzona o uzależnienie od narkotyków i zaczęłam w to wierzyć i o tym myśleć. Pomysł z dziekanką jest już w ogóle nieaktualny przez obecną sytuację. Czytałam dużo o nerwicach, depresji i wmawiać sobie, że to mam. Czytając historie ludzi o samobójstwie też zaczęłam to rozważać. Gdy mama powiedziała, że powinnam zacząć się modlić to pomyślałam, że może to jest to i też myślałam o tym kilka dni (nigdy nie byłam wierząca). Nie miałam ataków paniki, objawów somatycznych (poza szybkim biciem serca, uczuciem zimna, bezsennością i takim ogólnym pobudzeniem), nie boję się chorób. Rozmawiałam kilka razy z terapeutką - powiedziałam jej o tej relacji i ogólnie o tych znajomych, ale nie wiem czy wracanie do jakichś moich złych przeżyć tu cokolwiek da. Przypominam sobie jakieś rzeczy z dzieciństwa i ogólnie z przeszłości i wydaje mi się, że żyłam jakoś całkowicie nie tak jak powinnam i trzeba odmienić swoje życie o 180 stopni, ale to też zrodziło stres. Cały czas wizualizuję sobie w głowie te rozmowy z terapeutką i wyobrażam sobie co jej powiem - za każdym razem wymyślam inny problem bo wydaje mi się, że mam milion problemów ze sobą, nad którymi mogłabym pracować. No i przez to zaczynam wątpić w sukces psychoterapii bo wydaje mi się, że wmawiam coś sobie i terapeutce i tak naprawdę po prostu nie wiem czego chcę. Nie umiem się skupić na nauce bo cały czas myślę albo o tym, albo o tym, że trzeba myśleć pozytywnie i, że wszystko będzie dobrze, albo zamiast się koncentrować myślę o tym, żeby się koncentrować. To wszystko byłoby zabawne gdyby nie trwało już dwa miesiące. Wzięcie się za cokolwiek oprócz rozmawiania o swojej sytuacji i ciągłej analizy lub czytania for internetowych czy innych poradników jest dla mnie ciężkie i powoduje stres. Tkwię w takim letargu i wydaje mi się, że muszę wybrać - albo ci znajomi albo studia i rodzina. Z tym, że nikt nie będzie mnie kontrolował i tak naprawdę nie muszę nic wybierać. Czasem myślę, że może jak podejmę decyzję, że zrywam kontakt z tymi znajomymi to wszystko wróci do normy, ale tak naprawdę nie umiem i nie chcę tego robić. Poza tym to nie ma znaczenia obecnie bo i tak prędko się nie spotkamy. Nie dowierzam już swoim myślom i nie chcę na razie zbyt wiele "rozwiązywać". Chciałabym skupić się na dniu dzisiejszym. Gdy próbuję medytować, to też te myśli mnie zalewają. Jak przekonać siebie, że to wszystko nie jest teraz istotne? Czy robienie rzeczy "na siłę" może w końcu przynieść efekt? Chciałabym zapomnieć, że ta sytuacja w ogóle zaistniała, ale ciągle mielę to w głowie i szukam sobie problemów. Jeśli ten post jest głupi i dziecinny to proszę usuńcie go.
Awatar użytkownika
Lucky*
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 62
Rejestracja: 27 maja 2018, o 20:52

21 kwietnia 2020, o 20:38

Mi to wygląda niestety na początek nerwicy. Musisz zacząć nad sobą pracować. Całe forum to kopalnia bezcennej wiedzy, więc może i Ty znajdziesz tutaj jakąś wskazówkę.
Nie martw się samobójem - gdybyś chciała to już byś dawno to zrobiła.
Zastanawia mnie jak dokładniej wygląda Twoja praca z terapeutką i czy poleciła Ci wykonywać jakieś ćwiczenia?
Zauważyłem, że możesz mieć problemy z poczuciem własnej wartości i pewnością siebie.
I głowa do góry, inteligentna z Ciebie dziewczyna, a nerwica lubi atakować takie osoby.
Grotesque
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 3 kwietnia 2020, o 13:55

22 kwietnia 2020, o 10:05

Terapeutka stwierdziła, że mam konflikt wewnętrzny właśnie związany z tymi znajomościami i mówiłam jej o relacji z tym gościem, tyle, że serio ja to analizowałam mnóstwo razy i tylko się tym dołuję i już o tym gadałam z mnóstwem osób. Poza tym poleciła relaksację Jackobsona do spania. Mam też taki problem, że coś sobie pomyślę i zaraz wizualizuję w głowie całą rozmowę z terapeutką o tym, że o tym pomyślałam i ogólnie wizualizuję to mówienie o tej całej sytuacji. Jakiś czas temu dostałam ketrel i escitalopram i stwierdziłam, że sobie poradzę bez nich i po tygodniu odstawiłam bo czułam skutki uboczne i stwierdziłam, że to jest po prostu kwestia bezsenności i jak się wyluzuję i przestanę o tym wszystkim myśleć to już będzie okej, no ale nie przestałam 😏 no i stwierdziłam, że może do nich wrócę, ale też to cały czas roztrząsam. Brać/nie brać, nerwica/nie nerwica. Wydaje mi się, że moje poczucie własnej wartości znacznie spadło w ostatnim czasie. Wszystko miało być inaczej, miałam się poukładać, a jest jakiś syf.
Awatar użytkownika
Lucky*
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 62
Rejestracja: 27 maja 2018, o 20:52

22 kwietnia 2020, o 11:28

Skutki uboczne mogą trwać nawet 2 tygodnie. Czasem krócej a czasem dłużej. Musisz je przeboleć i będzie lepiej. To raz.
Dwa - oprócz leków potrzebna jest solidna praca nad sobą. Medytacja i inne podobne techniki na początku nie zdają egzaminu. Dlaczego? A no dlatego, że Twój umysł będzie zajęty bardziej samymi objawami niż skupieniem się na prawidłowym oddychaniu, postawie i zwykłym "nie myśleniu o objawach".
Sugeruje Ci żebyś brała te leki na spokojnie bo po jakimś czasie objawy staną się na tyle łagodne, że będzie można spróbować różnych technik. Nie będzie to tydzień - dwa, ale nawet trzy-cztery miesiące. Jest czas także spokojna głowa ;)
Jak masz jakiś problem to śmiało wal na priv, postaram się co nieco doradzić bo sam miałem kiedyś pewien epizod :D
Grotesque
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 3 kwietnia 2020, o 13:55

22 kwietnia 2020, o 17:15

Właśnie uczelnia mnie goni, a ja tu rozkminiam :D jak pomyślę ile rzeczy teraz zawalam to mnie aż to przygniata. Trwa mój ulubiony blok zajęciowy, a ja kompletnie nie mogę się skupić i udzielam bzdurnych odpowiedzi na pytania :/.
ODPOWIEDZ