Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zaburzenia towarzyszą mi całe życie

Być może miałeś jakieś nieciekawe przeżycia, traumę i chcesz to z siebie "wyrzucić"?
Albo nie znalazłeś dla siebie odpowiedniego działu i masz ochotę po prostu napisać o sobie?
Możesz to zrobić właśnie tutaj!

Rozmawiamy tu również o naszych możliwych predyspozycjach do zaburzeń, dorastaniu, dzieciństwie itp.
ODPOWIEDZ
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

5 stycznia 2016, o 01:13

Będę się streszczać, bo w przeciwnym razie musiałabym napisać post długości książki.

Pomimo, że zaburzenia towarzyszą mi od samego początku, wciąż ciężko mi jasno określić problem; a może właściwie ze względu na to, bo nie mam do czynienia z pojedynczą kwestią. Jedynymi wyraźnie stwierdzonymi zaburzeniami są zaburzenia lękowe z napadami paniki i zespół stresu pourazowego, ale to tylko pojęcia. Mam dwadzieścia jeden lat. Dyskomfort i poczucie braku bezpieczeństwa i stabilności towarzyszy mi, odkąd pamiętam.

Wychowałam się w dużym domu pełnym specyficznych osobowości, wszyscy ściśnięci i ciężko powiedzieć, aby ktokolwiek tam mógł mi przekazać dobre podejście do życia:
Moja matka, niedojrzała, narcystyczna, wychowana sama przez osobę okrutną i wyrachowaną oraz alkoholika, nigdy umysłem nie wyrwała się z tego domu. Zawsze trochę obawiałam się jej i jej reakcji, a trochę o nią, jako dziecko często miałam koszmary z jej udziałem, jednocześnie brakowało mi jej. Wybuchowa, emocjonalna, skupiająca uwagę na sobie (na każdy mój problem reagowała płaczem i opowieściami o sobie i dlaczego jej to robię, nawet kiedy jako dziecko myślałam o samobójstwie), nietolerująca sprzeciwu, wymuszająca uczucia, reakcje i to, aby chodzić dookoła niej na paluszkach. Do tej pory budzi we mnie dyskomfort.
Ojciec, z którym w zasadzie mam bardzo dobry kontakt, ale mimo wszystko bezsilny i dołujący, potrafiący podciąć skrzydła. Ograniczali mnie, dla wszystkiego wyrażali i wyrażają sprzeciw, zostałam wychowana trochę w bańce i w negatywnym nastawieniu do świata, do innych. Wszystko było złe i głupie i zawsze znalazło się milion powodów, dla których coś nie jest dla mnie. Mieszkam z nimi, teraz już w trójkę, do tej pory, bo nie stać mnie jeszcze na wyprowadzkę.
Byli dziadkowie, jedni, o których wspomniałam- którzy potrafili zastosować szantaż emocjonalny i obelgi nawet dla mnie kilkuletniej, słyszałam, jak źle wychowanym dzieckiem jestem; złym, oberwało mi się. I byli drudzy, agresywny, rzucający obelgami dziadek, wyrażający wszystko krzykiem, poniżający innych, łącznie ze swoją żoną. Byli też inni, pogrążeni w depresji bracia babki ze strony matki, alkoholik i schizofrenik, będący czasem bezpośrednim zagrożeniem życia.
Do 10 roku życia przejawiałam już pierwsze objawy zaburzeń lękowych i nerwicy natręctw: czułam silny lęk, bałam się innych, miałam różne objawy somatyczne, szkoła, wyjazdy klasowe i kolonie były dla mnie męczarnią, z których często trzeba było mnie zabierać. Innych też się obawiałam, zazdrościłam, nie byłam nauczona poprawnej interakcji z innymi. Byłam dzieckiem trochę aspergerowskim: powolnym, z problemami z motoryką, bardzo złym w sportach, naśladującym innych w mowie, często przerysowanej. Z tego względu doświadczyłam już wtedy silnych prześladowań, mówiono o mnie rzeczy okrutne: że nie ma dla mnie miejsca na tym świecie, cieszono się z mojego płaczu, padały różne hasła, żarty, etc. Także mój wygląd sprawiał problem, mam bowiem problemy z hormonami, skutkiem czego była dosyć mocna wirylizacja, trądzik, etc, co udało mi się pokonać kilka lat temu.
Kiedy miałam dziesięć lat, wyleciałam z rodziną na półtorej roku do Irlandii, gdzie w szkole przez cały ten czas, każdego dnia, doświadczałam rasizmu narodowościowego: ze względu na pochodzenie i mówienie w innym języku każdy zwracał na mnie uwagę, byłam opluwana, ścigana przez grupki, czekano na mnie w różnych miejscach, nachodzono, często musiałam się chować, chodzić na inne przystanki, ktoś musiał przyjechać mnie pilnować, w dodatku nie rozumiałam wiele z tego, co się dzieje i byłam w pewnym sensie uczniem ze specjalnymi potrzebami, jedynym takim tam. Nie mogłam przejść przez korytarz bez usłyszenia chociaż kilku uwag. Wtedy zaczęły się naprawdę silne ataki paniki, depresja, myśli samobójcze.
W polskim już gimnazjum zostałam przyjęta jako outsiderka, nie potrafiłam wtedy już zbytnio rozmawiać z ludźmi, moja samoocena była zerowa, toczyły się dalsze problemy z wyglądem. Ataki paniki były tak silne, że doświadczałam ich codziennie, na większości godzin. Zaczęłam brać pierwsze psychotropy, byłam pod opieką lekarską na własne życzenie.
Brałam pięć rodzajów psychotropów na przestrzeni kilku lat i byłam pod opieką lekarską, rzuciłam je dopiero około dwóch lat temu, traktuję je jako pomoc ostateczną, funkcjonowanie z nimi wspominam jako mękę. Do tej pory pamiętam moment, gdy w liceum poczułam się tak źle, że uciekłam z lekcji i siedziałam na podłodze w toalecie, dopóki ktoś nie przyszedł mi pomóc. Przez okres roku w liceum byłam uzależniona od leków, zwłaszcza krótkotrwałych benzo, leków przeciwbólowych i przeciwhistaminowych. Nie czułam lęku do tego stopnia, że przeszłam gruntowną przemianę, stałam się agresywna, robiłam takie rzeczy, że podejrzewano mnie o ćpanie, piłam dużo i mam na koncie wspomnienia, za które okrutnie mi wstyd. Paradoksalnie stało się o mnie głośno, więc poznałam dużo ludzi, stąd do tej pory mam garstkę znajomych, ciekawych i wartościowych, wbrew pozorom tego, w jakich okolicznościach się poznaliśmy. Byłam uczniem i znienawidzonym, i uwielbianym, bowiem w pewnych dziedzinach byłam najlepsza i szalenie ambitna, niestety z tego, co wymagało logiki, cóż, poleciałam na tyle, że do tej pory walczę o wstęp na studia.
Po szkole pracowałam rok i teraz znowu zamierzam znaleźć pracę, zdałam nawet prawo jazdy z wielkim trudem. Miałam czas, kiedy czułam się tak gorsza i słabsza we wszystkim od innych, że odizolowałam się od nich na rok. Do tej pory wszystko jest źródłem stresu, dla przykładu: mam uprawnienia do jazdy autem, ale wciąż wmawia się mi w domu, że robię milion rzeczy źle i uprawienia uprawnieniami, ale w rzeczywistości pewnie zrobiłabym coś nie tak, wszystko jest strasznie sztuczne. Stąd zbieram na własne auto. Gdybym słuchała matki, nie zrobiłabym niczego i nigdzie w życiu nie była.
Nawet z najlepszymi znajomymi funkcjonowało mi się ciężko i burzliwie, zrywałam na jakiś okres znajomości, bowiem wstyd mi było za swoje słowa czy reakcje.

Czas obecny?

Zaczynam chorować i czuć się naprawdę źle. Niedługo zaczynam serię badań. Podejrzewam początek cukrzycy, albo, że siadają mi nadnercza, bo tarczycę wyleczyłam. Mój organizm jest zupełnie rozstrojony. Ciągłe wydzielanie się adrenaliny w nieadekwatnych sytuacjach, bycie w stałym poczuciu zagrożenia bezpieczeństwa, jestem przemęczona, mam tzw. tunnel vision, niską temperaturę ciała, niskie ciśnienie, wysokie tętno, zbyt niski cukier, znowu nasilają się koszmary, omamy hipnagogiczne, w dodatku zaczęłam mylić kszałty widziane kątem oka, mózg na zwykłe przedmioty podsuwa mi jakieś dziwne, straszne wizje, mam irracjonalne myśli, w ciągu ostatniego pół roku moja pamięć i przetwarzanie informacji naprawdę podupadło i dzieją się rzeczy dziwne, niepokojące. Myślę o tym dwadzieścia cztery na dobę, nie mogę dojść do ładu. Ledwo stoję na nogach czasami. Jestem totalnie pograżona we własnych myślach, za mgłą. Boję się psychozy czy zaburzeń schizoafektywnych.

-- 5 stycznia 2016, o 01:13 --
Schudłam bardzo, wyglądam jak anorektyczka, choć staram się jeść dobrze i suplementować.

Jeśli chodzi o kontakty z ludźmi, to jest mi wciąż ciężko. Nie chcę już roztkliwiać się pomiędzy tym, czy mam Aspergera, czy zaburzenia osobowości takie czy siakie, czy tę a nie inną chorobę, a może jestem HSP, bo ciężko wbić się w jedną konkretną definicję, zresztą są one dla lekarzy i naukowców. Postanowiłam najpierw sprawdzić ciało, a jeżeli będzie okej, pracować nad umysłem intensywniej, niż zwykle, ale to wszystko jest ogólnie trudne i oddzielające mnie od świata.

Wobec ludzi, a znam naprawdę ciekawe, godne uwagi osobistości z różnych kręgów, jestem często niezwykle paranoiczna, nie ufam ludziom. Wiele rzeczy sobie dopisuję, źle interpretuję (a z drugiej strony często lepiej niż inni określam stany emocjonalne czy osobowość danej osoby i przewiduję zachowania również sprawniej), szukam akceptacji, bliskości, która jest jednocześnie moim przekleństwem, zbyt często zgadzam się, gdy powinnam powiedzieć nie, a mówię nie, gdy powinnam się zgodzić, łatwo się zrażam, nieustannie towarzyszy mi dyskomfort, nawet, jeżeli na poziomie intelektualnym nad tym panuję. Wszystko jest dla mnie pod znakiem zapytania.

Kilka dni temu doświadczyłam również ze znajomymi napadu, skutkiem czego oni ucierpieli fizycznie, a ja psychicznie, bowiem seria obelg, jaką usłyszałam, przypomniała mi o mojej traumie. Z drugiej strony w jakiś sposób nas to zjednoczyło, wróciłam do nich po okresie izolacji, ale w kwestii moich zdolności społecznych nic się nie zmieniło. Planuję coś z tym zrobić.
Awatar użytkownika
Serafe81
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 3 stycznia 2016, o 22:10

5 stycznia 2016, o 09:13

Doedeer, skąd jesteś?
Dzieliłam dużo Twoich problemów, również na podłożu wyglądu i dręczenia w młodości, dodaj do tego perfekcjonizm. Uświadomienie sobie problemu to pierwszy krok do zdrowia, cieszę się, że go zrobiłaś. Przede wszystkim wybierz się do psychiatry, byle dobrego. Porozmawiaj z nim. Nie bój się stygmatu choroby psychicznej. Niech oceni, czy Twoje problemy to już zaburzenie chorobowe, czy można zapisać Ci coś kontrolowanego, co by Cię wyciszyło.
Myślę, że powinnaś znaleźć dobrego terapeutę. Wyrzucić to z siebie. Ciało też, owszem, ale to Twoja dusza choruje i od niej zachorowało ciało - nie na odwrót. Upieranie się przy samodzielnej walce jest piękne, ale i... głupie. Zobaczysz, że kiedy trafisz na wyrozumiałego słuchacza, z którym będziesz mogła porozmawiać o tym wszystkim, sprawy powoli zaczną się układać w Twojej głowie. Życzę Ci tego, wiem jak to jest żyć w piekle własnego umysłu.
"Tak samo w przypadku drugiego człowieka./Patrzę i nie mówię: jego skóra powinna być bardziej/różowa albo jego włosy powinny być krócej obcięte./Człowiek po prostu jest.”J. Zinker
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

6 stycznia 2016, o 20:43

Miałam czterech psychiatrów, więc tak jakby stygmat mnie już nie boli, mówię o tym całkiem otwarcie ;)
Awatar użytkownika
Serafe81
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 3 stycznia 2016, o 22:10

6 stycznia 2016, o 22:03

Dlaczego więc przerwałaś? Myślę, że nie tyle kwestia w tabletkach, co w skombinowaniu ewentualnych leków i terapii. Tylko to może pomóc Ci się wyciszyć.
"Tak samo w przypadku drugiego człowieka./Patrzę i nie mówię: jego skóra powinna być bardziej/różowa albo jego włosy powinny być krócej obcięte./Człowiek po prostu jest.”J. Zinker
doedeer
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 149
Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42

13 stycznia 2016, o 05:53

Bo ich nie lubię, z wielu przyczyn, bo życie na lekach było dla mnie utrapieniem, zatem o żadnej kombinacji nie ma mowy.
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.
ODPOWIEDZ