Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Życie z toksyczną matką/rodziną

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Alex92
Nowy Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 2 maja 2024, o 21:33

10 lutego 2025, o 20:38

Cześć. Jestem Ola, mam 33 lata. Chciałabym wam przedstawić moją drogę z nerwicą lękową, z którą toczę walkę aż po dzień dzisiejszy. Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy moja rodzina została pokłócona między sobą, a ja stałam się małym trybem pomiędzy dwoma stronami. Dostałam wtedy pierwszego poważnego ataku paniki, który objawiał się drgawkami całego ciała, przyspieszonym tętnem, paraliżem mowy i trudnością z oddechem. Po tym doświadczeniu poszłam do lekarza rodzinnego. Moja lekarka przepisała mi Pramolan i stwierdziła, że to są zaburzenia nerwicowe. Po około 4-5 miesiącach od wizyty u lekarza zaczęłam terapię. Terapia ta nie przynosiła skutku, bo było jeszcze gorzej. Psycholog za bardzo próbowała się spoufalać ze mną, narzucała swój sposób myślenia, abym tak samo robiła. Wytrzymałam na tej terapii prawie 1,5 roku (tylko dlatego, że nie chciałam zmian, bo obawiałam się że znów kolejnemu terapeucie będę musiała wszystko od początku opowiadać). Mój stan się nie poprawił. Znalazłam następną terapeutkę pomimo wcześniejszych obaw, która na początku wydawała się empatyczna, słuchająca i dała mi nadzieję na to, że mogę by zdrowa. Jednak tak nie jest, bo z każdą kolejną wizytą, czułam się jakbym wkraczała do jakiejś sekty. Takie rzeczy, jakie od niej usłyszałam, nawet nie będę ich powtarzać. Podejrzewam, że moje lęki wzięły się z okresu dzieciństwa i młodości. Byłam wychowywana w rodzinie, w której jest toksyczna matka. Od małego nie zajmowała się mną, większość życia spędziłam z dziadkami, u których również wszystko musiało być pod linijkę. Musiałam chodzić do szkoły nawet jak byłam chora i miałam gorączkę. Nie mogłam kolegować się z osobami „z gorszych domów”. Musiałam być we wszystkim zawsze najlepsza i zawsze mieć uśmiech na twarzy. Po części czułam, że mam wsparcie w ojcu, ale tak jednak nie było, bo zawsze był na każde zawołanie matki. To co mu powiedziałam w zaufaniu, nigdy w nim nie zostało bo zaraz dzwoniła do mnie matka z pretensjami, ponieważ ojciec jej wszystko powiedział. Dodam, że moja matka jest osobą zaburzoną, w czasach mojej młodości leczyła się z nerwicy natręctw, ale to leczenie przerwała. Dzisiaj jest gorzej, ponieważ do tego czasu traktuje mnie jak małe dziecko i chce mieć cały czas władzę i kontrole nade mną. Dzwoni do mnie codziennie po kilka razy, mimo, że mieszkamy od siebie bardzo blisko. Ja nie mam siły psychicznej, żeby uciąć z nią kontakt, ale chyba powinnam. Nie czuję żadnego wsparcia od rodziny. Oni myślą, że tabletka na wszystko pomoże, a mój organizm oprócz Pramolanu lub Hydroksyzyny w syropie nie przyjmuje dobrze innych leków. Rodzina nie rozumie moich lęków. Nie wiem już co mam zrobić, terapie mi nie pomagają, boję się być sama, boję się nawet wyjść z psem na spacer. Jak boli mnie głowa to zaraz pojawia się lęk i niepokój, że zaraz coś mi dolega, że to jakaś poważna choroba. Potem mam uczucie kręcenia się w głowie i nudności. Dwa razy w trakcie bardzo silnego stresu zwymiotowałam. Każdy dzień dla mnie jest walką żeby go jakoś przeżyć. Co chwilę płacze, po płaczu jest ulga ale nie na długo. Mam dość tych objawów, nie pozwalają mi one normalnie funkcjonować. Boję się robić rzeczy, które kiedyś były dla mnie normalne. Czy ktoś z Was ma podobnie? Lub czy też borykacie z podobnymi problemami? Dodam jeszcze, że próbowałam nawet różnych technik relaksacyjnych, ale widocznie jestem tak spięta, że nic po prostu nie przynosi efektu. Nie mam już siły ze sobą samą :/
Awatar użytkownika
MESJASZ
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 173
Rejestracja: 7 września 2024, o 08:53

10 lutego 2025, o 21:13

Alex92 pisze:
10 lutego 2025, o 20:38
Cześć. Jestem Ola, mam 33 lata. Chciałabym wam przedstawić moją drogę z nerwicą lękową, z którą toczę walkę aż po dzień dzisiejszy. Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy moja rodzina została pokłócona między sobą, a ja stałam się małym trybem pomiędzy dwoma stronami. Dostałam wtedy pierwszego poważnego ataku paniki, który objawiał się drgawkami całego ciała, przyspieszonym tętnem, paraliżem mowy i trudnością z oddechem. Po tym doświadczeniu poszłam do lekarza rodzinnego. Moja lekarka przepisała mi Pramolan i stwierdziła, że to są zaburzenia nerwicowe. Po około 4-5 miesiącach od wizyty u lekarza zaczęłam terapię. Terapia ta nie przynosiła skutku, bo było jeszcze gorzej. Psycholog za bardzo próbowała się spoufalać ze mną, narzucała swój sposób myślenia, abym tak samo robiła. Wytrzymałam na tej terapii prawie 1,5 roku (tylko dlatego, że nie chciałam zmian, bo obawiałam się że znów kolejnemu terapeucie będę musiała wszystko od początku opowiadać). Mój stan się nie poprawił. Znalazłam następną terapeutkę pomimo wcześniejszych obaw, która na początku wydawała się empatyczna, słuchająca i dała mi nadzieję na to, że mogę by zdrowa. Jednak tak nie jest, bo z każdą kolejną wizytą, czułam się jakbym wkraczała do jakiejś sekty. Takie rzeczy, jakie od niej usłyszałam, nawet nie będę ich powtarzać. Podejrzewam, że moje lęki wzięły się z okresu dzieciństwa i młodości. Byłam wychowywana w rodzinie, w której jest toksyczna matka. Od małego nie zajmowała się mną, większość życia spędziłam z dziadkami, u których również wszystko musiało być pod linijkę. Musiałam chodzić do szkoły nawet jak byłam chora i miałam gorączkę. Nie mogłam kolegować się z osobami „z gorszych domów”. Musiałam być we wszystkim zawsze najlepsza i zawsze mieć uśmiech na twarzy. Po części czułam, że mam wsparcie w ojcu, ale tak jednak nie było, bo zawsze był na każde zawołanie matki. To co mu powiedziałam w zaufaniu, nigdy w nim nie zostało bo zaraz dzwoniła do mnie matka z pretensjami, ponieważ ojciec jej wszystko powiedział. Dodam, że moja matka jest osobą zaburzoną, w czasach mojej młodości leczyła się z nerwicy natręctw, ale to leczenie przerwała. Dzisiaj jest gorzej, ponieważ do tego czasu traktuje mnie jak małe dziecko i chce mieć cały czas władzę i kontrole nade mną. Dzwoni do mnie codziennie po kilka razy, mimo, że mieszkamy od siebie bardzo blisko. Ja nie mam siły psychicznej, żeby uciąć z nią kontakt, ale chyba powinnam. Nie czuję żadnego wsparcia od rodziny. Oni myślą, że tabletka na wszystko pomoże, a mój organizm oprócz Pramolanu lub Hydroksyzyny w syropie nie przyjmuje dobrze innych leków. Rodzina nie rozumie moich lęków. Nie wiem już co mam zrobić, terapie mi nie pomagają, boję się być sama, boję się nawet wyjść z psem na spacer. Jak boli mnie głowa to zaraz pojawia się lęk i niepokój, że zaraz coś mi dolega, że to jakaś poważna choroba. Potem mam uczucie kręcenia się w głowie i nudności. Dwa razy w trakcie bardzo silnego stresu zwymiotowałam. Każdy dzień dla mnie jest walką żeby go jakoś przeżyć. Co chwilę płacze, po płaczu jest ulga ale nie na długo. Mam dość tych objawów, nie pozwalają mi one normalnie funkcjonować. Boję się robić rzeczy, które kiedyś były dla mnie normalne. Czy ktoś z Was ma podobnie? Lub czy też borykacie z podobnymi problemami? Dodam jeszcze, że próbowałam nawet różnych technik relaksacyjnych, ale widocznie jestem tak spięta, że nic po prostu nie przynosi efektu. Nie mam już siły ze sobą samą :/
Ja byłem tym ostatnim, który by usiadł na podłodze i zaczął uprawiać joge lub medytować, a jednak przekonałem się i to jest moje jedyne narzędzie do walki z somatami i nawiasem sprawdza się dobrze.

Co do psychologów to jestem sceptyczny i radziłbym omijać, w większości oni sami powinni się leczyć i są bezużyteczni, ale to też zależy od człowieka, bo niektórym autentycznie wystarcza nawinąć makaron na uszy i są szczęśliwi, ale też odwrotnie - źle nawinięty makaron lub zły gatunek makaronu i już są rozbici.

Powinnaś uciąć kontakt z rodziną jeżeli masz taką możliwość, tylko nie ma na to rady że "nie potrafisz". Testosteronu specjalnie sobie chyba nie wstrzykniesz. No chyba, że czekasz aż jakiś psycholog nawinie Tobie odpowiedni gatunek makaronu na uszy i to zadziała. Jak chcesz być zdrowa i aby każdy dzień nie był walką, to musisz się odciąć od nich.

Na początek spróbuj często spędzać czas na podłodze leżąc w ciszy i nic nie robiąc, w końcu pewnie nauczysz się relaksować i to powinno bardzo pomóc w walce z nerwicą.
ODPOWIEDZ