Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Życie przeszłością i poczucie winy po rozstaniu / zdublowałem ten post z tematu o miłości, nie wiem gdzie powinien być
-
- Nowy Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 31 lipca 2025, o 18:28
Witajcie, wiem, że to stary temat jak świat i pewnie wielu z Was ma dużo poważniejsze problemy. Zacznę od tego że prawdopodobnie od dziecka (a mam już 44 lata?!) miałem zaburzenia adaptacyjne, osobowość lękową, co się przerodziło w różne uzależnienia behawioralne i utajoną depresję w połączeniu z thc. Pierwszy rok dawałem z siebie wszystko i jeszcze więcej, a od roku czyli od połowy związku przestałem radzić sobie z realizacją naszych planów, aż moja męska duma, stres i nerwy w oparach thc doprowadziły, że zamiast wziąć się za siebie rozpędzałem się w tej destrukcji, że aż w końcu zderzyłem się ze ścianą. Miłość mojego życia nie miała już siły, strach i zwątpienie spowodowały, że ze mną zerwała. Oboje w momencie rozstania tzn. zerwania ze mną rzucaliśmy thc. I tak bardzo widziałem już światełko w tunelu, lecz rozstanie odbyło się tak nagle w tych ostatnich oparach thc i w podwyższonym stanie nerwowości w czasie odstawienia. Przez pierwsze 2-4 tygodnie szok, panika i niedowierzania. Raz błagałem, raz atakowałem, postradałem kompletnie rozum. Pisałem jej strasznie dziwne rzeczy o sobie, bo od paru lat sam się diagnozowałem w kierunku adhd i wszystkie te większe i mniejsze moje problemy opisywałem jej w wielkich słowotokach. Zablokowała mój numer i nie dziwię się jej, bo w tym szoku i panice zrobiłem z siebie kogoś kim kompletnie nie jestem. Teraz po kilkunastu wizytach u psychoterapeuty i kilku psychiatrów wiem już niby co mi było i jest, ale to chyba bardziej przez moje sugestie, niż diagnozy. Nie pomaga mi ta opieka, bo jestem pod kontrolą fachowców od uzależnień, a to moim zdaniem jest leczenie objawów a nie przyczyny moich problemów. Od 1,5 miesiąca żyć nie mogę, a od 2 tygodni zapadam się już całkiem. Zatapiam się w przeszłości coraz bardziej, czuję coraz mocniej jak ją zawiodłem i ile strachu jej sprawiłem. A teraźniejszość jest wegetacją i mam całkowicie odcięty sens do jakiegokolwiek działania. Z kolei przyszłość jest wręcz paniką i czymś czego nie chcę znać. Czuję się jak bym był w żałobie po zabiciu miłości mojego życia. Łączyło nas wszystko, a ja nie poradziłem sobie w najważniejszym momencie mojego życia. Nie wiem, sam czy chcę się tutaj wygadać/wypisać czy znaleźć radę na walkę i sens do działania. Ale z góry dziękuję jak ktoś z Was da radę to przeczytać i może jakoś na to odpowiedzieć, doradzić, pocieszyć czy cokolwiek...