Mój narzeczony obecnie zmaga się z nerwica i ciężko mi bardzo z tym wszystkim. Cała choroba zaczęła się w lipcu ubiegłego roku od ataku tachykardii zaczęło się szukanie powodu . Prywatne wizyty zaczynając od kardiologa kończąc na stomatologu. W sumie po badaniach wykazało wysokie ciśnienie parę zębów do leczenia i usunięcia i podwyższone OB co wskazywało na stan zapalny i co jakiś czas stan podgoraczkowy. Narzeczony nie spał itp . Był niby u psychologa i psychiatry i zapisywali mu tylko nowe psychotropy (których i tak nie bierze )
Teraz jest coraz gorzej leży całymi dniami w łóżku nawet rozważa opcję półrocznego L4 siedzi ciągle tylko na czacie z ludźmi chorymi na nerwicę i konwersuje twierdząc ,że tam jest rozumiany. Praktycznie nasze rozmowy nie istnieją . Na początku martwiłam się o niego starałam szukać pomocy ale z czasem mam takie odczucia, że on tej pomocy nie chce . Leży w łóżku i ciągle mówi jak to jest źle ,że w pracy jest źle jak by każda praca była super bezstresowe. Jest mi cholernie ciężko bo za parę miesięcy bierzemy ślub a nie czuje wsparcia wiadomo jak dla kobiety ślub jest ważny . Myślałam ,że go to zmobilizuje ale nie . Nie potrafię do niego dotrzeć odbijam się od niego jak od ściany . Każda próba rozmowy kończy się kłótnia ,że go nie rozumiem , że nie chciala bym mieć nerwicy i czuć się jak on , że ciągle nad nim się wyzywam. Ja tak naprawdę mam dość tego że on nie chce się z tego pozbierać nie mam sił bo patrząc to z boku mam wrażenie że mu wygodnie się uzalac . Po 8 godz pracy przychodzę do domu i ciężko mi nawet pogadać z nim straciłam już apetyt źle sypiam. Dobil mnie fakt , że on planuje teraz iść na zwolnienie chorobowe a wiem że jeżeli pójdzie i zostanie w domu to albo nie dostanie przedłużenia umowy w pracy albo będzie mu gorzej wrócić . Nie wiem już co robić rozumiem, że może się źle czuć ale skoro tak jest to trzeba działać próbować się leczyc siedzeniem w domu niczego nie osiągnie . Czuje się naprawdę zagubiona i wypompowana stres w pracy potem się martwię o niego bądź wkurzam, że nie mam pomocy. Nie wiem co robić.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Życie z nerwicowcem
-
- Hardcorowy "Ryzykant" Forum
- Posty: 723
- Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27
To że jest na zwolnieniu to jeszcze nic. Może faktycznie w pracy nie dawał rady. Ja mam fajna prace, bez stresu, a i tak jest mi ciężko. Wiele razy myślałam o zwolnieniu. Każdy jest inny. Zle że nic nie robi. A może zamówisz domowa wizytę psychiatry i jakieś tabelki mu zapisze. Nie każdy jest zdolny do podążania ścieżka odburzonych.Monciak pisze: ↑10 marca 2018, o 18:48Mój narzeczony obecnie zmaga się z nerwica i ciężko mi bardzo z tym wszystkim. Cała choroba zaczęła się w lipcu ubiegłego roku od ataku tachykardii zaczęło się szukanie powodu . Prywatne wizyty zaczynając od kardiologa kończąc na stomatologu. W sumie po badaniach wykazało wysokie ciśnienie parę zębów do leczenia i usunięcia i podwyższone OB co wskazywało na stan zapalny i co jakiś czas stan podgoraczkowy. Narzeczony nie spał itp . Był niby u psychologa i psychiatry i zapisywali mu tylko nowe psychotropy (których i tak nie bierze )
Teraz jest coraz gorzej leży całymi dniami w łóżku nawet rozważa opcję półrocznego L4 siedzi ciągle tylko na czacie z ludźmi chorymi na nerwicę i konwersuje twierdząc ,że tam jest rozumiany. Praktycznie nasze rozmowy nie istnieją . Na początku martwiłam się o niego starałam szukać pomocy ale z czasem mam takie odczucia, że on tej pomocy nie chce . Leży w łóżku i ciągle mówi jak to jest źle ,że w pracy jest źle jak by każda praca była super bezstresowe. Jest mi cholernie ciężko bo za parę miesięcy bierzemy ślub a nie czuje wsparcia wiadomo jak dla kobiety ślub jest ważny . Myślałam ,że go to zmobilizuje ale nie . Nie potrafię do niego dotrzeć odbijam się od niego jak od ściany . Każda próba rozmowy kończy się kłótnia ,że go nie rozumiem , że nie chciala bym mieć nerwicy i czuć się jak on , że ciągle nad nim się wyzywam. Ja tak naprawdę mam dość tego że on nie chce się z tego pozbierać nie mam sił bo patrząc to z boku mam wrażenie że mu wygodnie się uzalac . Po 8 godz pracy przychodzę do domu i ciężko mi nawet pogadać z nim straciłam już apetyt źle sypiam. Dobil mnie fakt , że on planuje teraz iść na zwolnienie chorobowe a wiem że jeżeli pójdzie i zostanie w domu to albo nie dostanie przedłużenia umowy w pracy albo będzie mu gorzej wrócić . Nie wiem już co robić rozumiem, że może się źle czuć ale skoro tak jest to trzeba działać próbować się leczyc siedzeniem w domu niczego nie osiągnie . Czuje się naprawdę zagubiona i wypompowana stres w pracy potem się martwię o niego bądź wkurzam, że nie mam pomocy. Nie wiem co robić.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 65
- Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11
Troszkę przemyślałam ten temat z pozycji nerwicowca, i doszłam do wniosku, że...:
1) Nie ma takiej rzeczy na ziemi, którą ktoś mógłby mi dać i to by sprawiło, że nerwica by odeszła. Może i mi się wydawało, że tak jest, ale serio - tak nie jest. Bardziej pomaga bycie z kimś, ale absolutnie nie wchodzenie w to i rozważanie jego problemów. Próba rozwiązania moich problemów przez kogoś skończyłaby się absolutną katastrofą
2) Widzę, że z zewnątrz świat wygląda zupełnie inaczej. To, czego ja się boję, nie istnieje w świecie realnym, po prostu się nie dzieje. Dla drugiej osoby tłumaczenie, zapewnianie i próba pomocy musi być jak chodzenie we mgle. I do tego, jeśli nie potrafi złapać dystansu, kończy się po prostu wzięciem tego problemu na siebie. A to jest bardzo, ale to bardzo zła droga, bo każdy sam musi rozwiązywać swoje problemy emocjonalne Nie da się inaczej -> patrz pkt 1)
3) Żeby być z osobą zaburzoną i trzeba stać na własnych nogach, mieć własne życie i odpowiedni dystans. I stawiać granice. Ok, ktoś się boi iść do pracy - ale musi, bo musi się jakoś utrzymać. Dorosłe osoby muszą zarabiać na swoje potrzeby, nie ma już rodziców, którzy dadzą pieniążki Ktoś się boi choroby - trudno, nadal musi z tym jakoś żyć, nie? To jest chyba najtrudniejsze, bo zwykle swoim lubym chcielibyśmy nieba przychylić Ale z tym przychylaniem nieba trzeba ostrożnie, bo można tej osobie zaszkodzić. Nie można jej zabrać życiowych wyzwań, bo wtedy... się nie odburzy
K.
1) Nie ma takiej rzeczy na ziemi, którą ktoś mógłby mi dać i to by sprawiło, że nerwica by odeszła. Może i mi się wydawało, że tak jest, ale serio - tak nie jest. Bardziej pomaga bycie z kimś, ale absolutnie nie wchodzenie w to i rozważanie jego problemów. Próba rozwiązania moich problemów przez kogoś skończyłaby się absolutną katastrofą
2) Widzę, że z zewnątrz świat wygląda zupełnie inaczej. To, czego ja się boję, nie istnieje w świecie realnym, po prostu się nie dzieje. Dla drugiej osoby tłumaczenie, zapewnianie i próba pomocy musi być jak chodzenie we mgle. I do tego, jeśli nie potrafi złapać dystansu, kończy się po prostu wzięciem tego problemu na siebie. A to jest bardzo, ale to bardzo zła droga, bo każdy sam musi rozwiązywać swoje problemy emocjonalne Nie da się inaczej -> patrz pkt 1)
3) Żeby być z osobą zaburzoną i trzeba stać na własnych nogach, mieć własne życie i odpowiedni dystans. I stawiać granice. Ok, ktoś się boi iść do pracy - ale musi, bo musi się jakoś utrzymać. Dorosłe osoby muszą zarabiać na swoje potrzeby, nie ma już rodziców, którzy dadzą pieniążki Ktoś się boi choroby - trudno, nadal musi z tym jakoś żyć, nie? To jest chyba najtrudniejsze, bo zwykle swoim lubym chcielibyśmy nieba przychylić Ale z tym przychylaniem nieba trzeba ostrożnie, bo można tej osobie zaszkodzić. Nie można jej zabrać życiowych wyzwań, bo wtedy... się nie odburzy
K.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 10
- Rejestracja: 25 października 2017, o 17:53
To mam poprostu żyć i nie przejmować się tym , że osoba która kocham egzystuje ? Może faktycznie za dużo na siebie biorę . Po wczorajszej długiej rozmowie z nim chyba faktycznie muszę " złożyć broń " i skoro chce iść na to L4 to niech idzie choć dla mnie to absurdalny pomysł bo myślę , że potem jak się wyciszy w domu itp to będzie mu gorzej wrócić do pracy i objawy mogą wrócić ze zdwojoną siłą . Ale co ja mogę wiedzieć teoretycznie jestem bez nerwicy .ZlotyKamyk pisze: ↑11 marca 2018, o 08:51Troszkę przemyślałam ten temat z pozycji nerwicowca, i doszłam do wniosku, że...:
1) Nie ma takiej rzeczy na ziemi, którą ktoś mógłby mi dać i to by sprawiło, że nerwica by odeszła. Może i mi się wydawało, że tak jest, ale serio - tak nie jest. Bardziej pomaga bycie z kimś, ale absolutnie nie wchodzenie w to i rozważanie jego problemów. Próba rozwiązania moich problemów przez kogoś skończyłaby się absolutną katastrofą
2) Widzę, że z zewnątrz świat wygląda zupełnie inaczej. To, czego ja się boję, nie istnieje w świecie realnym, po prostu się nie dzieje. Dla drugiej osoby tłumaczenie, zapewnianie i próba pomocy musi być jak chodzenie we mgle. I do tego, jeśli nie potrafi złapać dystansu, kończy się po prostu wzięciem tego problemu na siebie. A to jest bardzo, ale to bardzo zła droga, bo każdy sam musi rozwiązywać swoje problemy emocjonalne Nie da się inaczej -> patrz pkt 1)
3) Żeby być z osobą zaburzoną i trzeba stać na własnych nogach, mieć własne życie i odpowiedni dystans. I stawiać granice. Ok, ktoś się boi iść do pracy - ale musi, bo musi się jakoś utrzymać. Dorosłe osoby muszą zarabiać na swoje potrzeby, nie ma już rodziców, którzy dadzą pieniążki Ktoś się boi choroby - trudno, nadal musi z tym jakoś żyć, nie? To jest chyba najtrudniejsze, bo zwykle swoim lubym chcielibyśmy nieba przychylić Ale z tym przychylaniem nieba trzeba ostrożnie, bo można tej osobie zaszkodzić. Nie można jej zabrać życiowych wyzwań, bo wtedy... się nie odburzy
K.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 65
- Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11
No... a co możesz zrobić?Monciak pisze: ↑11 marca 2018, o 11:51To mam poprostu żyć i nie przejmować się tym , że osoba która kocham egzystuje ? Może faktycznie za dużo na siebie biorę . Po wczorajszej długiej rozmowie z nim chyba faktycznie muszę " złożyć broń " i skoro chce iść na to L4 to niech idzie choć dla mnie to absurdalny pomysł bo myślę , że potem jak się wyciszy w domu itp to będzie mu gorzej wrócić do pracy i objawy mogą wrócić ze zdwojoną siłą . Ale co ja mogę wiedzieć teoretycznie jestem bez nerwicy .
Ciężko jest patrzeć, jak ktoś ważny "egzystuje", w Twoim mniemaniu. Ale on nie "egzystuje", tylko próbuje jakoś rozwiązać swój problem. Nie jest łatwo być przy kimś w takiej sytuacji. Tylko że to chyba analogiczna sytuacja do takiej, kiedy ktoś robi coś w sposób, jaki zupełnie Ci nie pasuje. Możesz namawiać i przekonywać, ale on może nie słuchać Z tym tylko, że nie chodziło mi o to, że masz nic nie robić, możesz go wspierać, rozmawiać, namawiać itd, ale nie w taki sposób, żeby wchodził w defensywę. Wtedy na pewno nic nie dotrze. Sztuką jest takie wsparcie, które faktycznie kogoś zmotywuje, a nie namówienie go żeby zrobił to, co Tobie się wydaje słuszne.
Wydaje mi się, że warto w takiej sytuacji stawiać granice, do walki z nerwiczką potrzebna jest motywacja. Jeśli możesz, to zerknij do książeczki Grzegorza Szaffera, tam można zobaczyć nerwicę niejako od środka. Dbaj o siebie i swoje potrzeby no i siły życzę
K.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 10
- Rejestracja: 25 października 2017, o 17:53
Mam ta książkę w domu mój luby ja czytał w sumie jako pierwsza lekturę na temat nerwicy . Jak znajdę trochę czasu w tym natloku zajęć też postaram się dokończyć ja bo od paru miesięcy utknelam na którejś z początkowych stron .ZlotyKamyk pisze: ↑11 marca 2018, o 18:09No... a co możesz zrobić?Monciak pisze: ↑11 marca 2018, o 11:51To mam poprostu żyć i nie przejmować się tym , że osoba która kocham egzystuje ? Może faktycznie za dużo na siebie biorę . Po wczorajszej długiej rozmowie z nim chyba faktycznie muszę " złożyć broń " i skoro chce iść na to L4 to niech idzie choć dla mnie to absurdalny pomysł bo myślę , że potem jak się wyciszy w domu itp to będzie mu gorzej wrócić do pracy i objawy mogą wrócić ze zdwojoną siłą . Ale co ja mogę wiedzieć teoretycznie jestem bez nerwicy .
Ciężko jest patrzeć, jak ktoś ważny "egzystuje", w Twoim mniemaniu. Ale on nie "egzystuje", tylko próbuje jakoś rozwiązać swój problem. Nie jest łatwo być przy kimś w takiej sytuacji. Tylko że to chyba analogiczna sytuacja do takiej, kiedy ktoś robi coś w sposób, jaki zupełnie Ci nie pasuje. Możesz namawiać i przekonywać, ale on może nie słuchać Z tym tylko, że nie chodziło mi o to, że masz nic nie robić, możesz go wspierać, rozmawiać, namawiać itd, ale nie w taki sposób, żeby wchodził w defensywę. Wtedy na pewno nic nie dotrze. Sztuką jest takie wsparcie, które faktycznie kogoś zmotywuje, a nie namówienie go żeby zrobił to, co Tobie się wydaje słuszne.
Wydaje mi się, że warto w takiej sytuacji stawiać granice, do walki z nerwiczką potrzebna jest motywacja. Jeśli możesz, to zerknij do książeczki Grzegorza Szaffera, tam można zobaczyć nerwicę niejako od środka. Dbaj o siebie i swoje potrzeby no i siły życzę
K.
Dziękuję za miłe słowa wsparcia i pomyślności życzę .