Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Wystąpienie publiczne

Być może masz jakąś kwestię do poruszenia związaną z nerwicą i lękiem?
A nie wiesz w który powyższy dział dodać temat, bo choćby pasuje to do każdej nerwicy?
Zrób to w takim razie tutaj.
Dział ten zawiera różne tematy, sprawy, wydarzenia w życiu związane z nerwicą i lękiem.
ODPOWIEDZ
kuba
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 12 czerwca 2015, o 08:22

12 czerwca 2015, o 09:05

Witam,

to mój pierwszy post na tym forum. Od początku maja mam kłopoty ze zdrowiem, a mianowicie zaczęło się od dnia mdłości, które pojawiły się ok. godziny 11. Ponieważ czasem przydarzały mi się różne niestrawności, myślałem że to jedna z nich. Cały dzień właściwie nic nie jadłem. Następnego ranka zrobiłem sobie śniadanie w nadziei, że już jest ok. Podnosząc chleb do ust uderzyły mnie znów silne mdłości, a chwilę później doznałem wielkiego lęku. Ten lęk trzymał mnie od 9 rano do jakiejś 13, z tym, że próbowałem go przespać. Niestety, pojawił się znów następnego ranka, i następnego. Zdaje się, że to był element wyzwalający moją nerwicę, bo tak sobie w końcu zdiagnozowałem swoje dolegliwości. Odczuwałem po drodze wielkie poczucie beznadziei przez ok. tydzień, potem zacząłem się czuć lepiej, ale "jakoś inaczej". To chyba była lekka derealizacja. Dodam, że jestem od pół roku za granicą na studiach, więc wsparcie rodziny mam tu ograniczone, są tylko przyjaciele. Byłem z tym u lekarza pierwszego kontaktu, dostałem Atarax na lęk.

W minioną niedzielę miałem kryzys, bardzo duży spadek motywacji i wiary w poprawę. Ale pod wieczór znalazłem tu na forum nagrania DivoVica, które bardzo podniosły mnie na duchu. Od poniedziałku czuję się względnie dobrze, chociaż mam pewne obawy. Nie zrezygnowałem z uczenia się, chodzę biegać, czasem spotykam się z ludźmi. Towarzyszy mi jednak ciągłe myślenie, i teraz jest to głównie myślenie jak z tego wyjść i tłumaczenie sobie.

Chętnie powiedziałbym więcej jak to wyglądało, wracam do Polski w przyszłym tygodniu i mam zamiar szybko zrobić badania ogólne, a potem iść do psychoterapeuty. Ale jest jedna szczególnie aktualna kwestia, w której chciałbym się poradzić.

Otóż w poniedziałek czeka mnie wystąpienie publiczne na konferencji. W normalnym stanie mojego organizmu odczuwałbym silne emocje, chociaż mobilizujące, nie blokujące. Teraz jednak istnieje we mnie obawa, właściwie przeświadczenie, że to wystąpienie się nie uda, że tego się nie da zrobić. Powiadam sobie, że trzeba ten strach (bo to już jest raczej strach, nie lęk) odłożyć na bok i po prostu zrobić swoje. Wystąpienie ma trwać 2 minuty, to prawie nic. A jednak czuję niepewność. Być może jest to strach przed nieznanym, a odczucie zmienione przez nerwicę.

Co w tej sytuacji zrobić? Moje wystąpienie nie jest obowiązkowe, będzie tam wielu moich znajomych. Niektórzy z nich wiedzą o moim stanie. Nie chciałbym jednak rezygnować i poddawać się, tym bardziej, że to wystąpienie do dla mnie prawdziwa korzyść. Zastanawiałem się, czy nie wziąć bezpośrednio przed nim jakiejś tabletki uspokajającej (mam ten Atarax, tabletki 10 mg), która uchroniła by mnie przed ewentualnym atakiem paniki czy czymś w tym rodzaju, zblokowałaby stres który mógłby taki efekt wywołać.
Mam nadzieję że znajdzie się ktoś, kto poświęci chwilę na mój problem. Może zdecyduję się w innym wątku opisać dokładnie co się działo ze mną przez ostatni miesiąc, bo chciałbym z tej nerwicy szybko wyjść. Znam już rady na ten temat, że potrzeba czasu, ale też moja nerwica trwa od miesiąca, więc mam nadzieję na szybkie wyleczenie. Staram się podejmować stosowne kroki, ale chętnie skonsultowałbym swoje działanie żeby wiedzieć, co ewentualnie poprawić.

Pozdrawiam,
Kuba

-- 12 czerwca 2015, o 09:04 --
I do tego jeszcze ogólniejsze pytanie: czy branie małych dawek leku uspokajającego będzie mieć działanie terapeutyczne? Zakładając, że osiągnę przez to większy spokój? Wiem, że to nie pozwala pozbyć się myśli, ale ogólnie wskazane jest obniżanie napięcia gdy tylko można, prawda?
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

12 czerwca 2015, o 09:11

Janwychodze z zalozenia . Niezakceptowany LĘK to stracony lęk . Jezeli mnie rozumiesz . Ale to kwestia indywidualna . Ja nigdy nie bralem zadnych piks na uspokojenie ( ziolowe i to doraznie :d ) . Najwazniejsze w walce z nerwica to poznanie przeciwnika i przewidywanie kazdego wyprowadzonego ciosu aby nauczyc sie uniku.
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
kuba
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 12 czerwca 2015, o 08:22

12 czerwca 2015, o 11:23

Rozumiem więc że powinienem tam twardo pójść mimo wszystko, i nawet jeśli dostanę ataku paniki przed albo po prezentacji (które miałem tylko przez parę pierwszych dni), to stanąć i powiedzieć swoje?
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

12 czerwca 2015, o 11:47

Oczywiscie lek to emocja ktora niesie za soba obawe przed czyms ale ta obawa to iluzja . Czego masz sie bac zastanow sie . Ok wystapienie przed wieksza iloscia ludzi budzi lek . Ale nie goni cie psychopata z nozem prawda . Czyli ta obawa to iluzja bo realnego zagrozenia nie ma
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
kuba
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 12 czerwca 2015, o 08:22

12 czerwca 2015, o 18:01

Czuję jednak potrzebę podzielenia się moim przypadkiem, bo doświadczam dziwnego stanu. I nie jest to stan lękowy w tym momencie, tylko takie drobne zakłopotanie. Zacznę od opisania tego, co się ze mną działo.

Dorastałem w rodzinie szczęśliwej. Zawsze otrzymywałem od rodziców dużo i byłem do nich bardzo przywiązany, szczególnie do matki. Byłem również bardzo karny - bardzo obawiałem się zrobienia czegoś złego, czegoś, co mogłoby zmienić moje relacje z matką. Gdy miałem ok. 17-18 lat, pewnego razu doznałem dużego lęku na tym tle - otóż poczułem wtedy że pewne moje sekrety (związane z pornografią itd.) są karygodne i czułem się pod napięciem, musiałem się zdradzić. Porozmawiałem z mamą, ale od tamtej pory co rusz coś wydawało mi się znowu "sekretem". Zacząłem długie rozmyślania natury moralnej. Początkowo dotyczyło to takich rzeczy jak prostytucja np. Potem wpadłem w nerwicę natręctw - nękały mnie myśli że mogę być pedofilem, zoofilem, homoseksualistą. Te natręctwa miały znaczenie dopóki nie pojawiały się nowe. O zoo- i pedofilię w zasadzie przestałem się martwić gdy przyszły obawy o homoseksualizm. A stało się to w momencie - pamiętam że siedziałem w samochodzie i szedł jakiś facet, spojrzałem się na niego i nagle uderzyła mnie myśl "a co jeśli...". To mi nie dawało spokoju przez kilka lat, ogólnie zacząłem się zamykać w sobie, być drażliwym, popsuły się moje relacje z rodzicami, miałem niewielu kolegów, bo ich ze strachu unikałem. Ale muszę powiedzieć, że opanowałem ten stan, ponieważ nie doznawałem z tego powodu żadnych lęków, owszem pojawiał się strach że jestem nienormalny itd. Ale to było wszystko do zniesienia i po czasie w ogóle przestało mi to w życiu przeszkadzać. Do 6 maja.

W połowie stycznia wyjechałem do Norwegii na wymianę, gdzie do dziś jestem. Wszystko było ok, czułem się świetnie, były normalne codzienne stresy, sprzeczki ze znajomymi, co było dla mnie zupełnie normalne, w porządku itd. Zapisałem się na siłownię, chodziłem w góry, na basen, do sauny. Dość intensywnie żyłem, ok. 4 dni w tygodniu ćwiczyłem, w pozostałe używałem sauny. Na początku maja miałem odwiedziny z Polski. Były to koleżanki mojej znajomej. Traf chciał że zakochałem się w jednej z nich ze wzajemnością. Wydarzenie pozytywne, tym bardziej że przez kilka ostatnich lat była "posucha", która mnie dość frustrowała.

5 maja wstałem wcześnie (od kilku dni chodziłem dość późno spać), zjadłem śniadanie i w normalnym nastroju poszedłem na uczelnię. Tam odbywając spotkanie musiałem wyjść do toalety. Poczułem mdłości. Silne, nawracające co kilkanaście sekund, czy może minutę. Trochę mnie to zestresowało, bo nie mam dobrych wspomnień z dolegliwościami trawiennymi (np. w samolocie w styczniu również dostałem jakiejś niestrawności wskutek dość niezdrowego i obszernego obiadu przed lotem, przez co na pokładzie dostałem małego ataku paniki, który jednak opanowałem i nic mi nie było już wieczorem tego dnia). Poprosiłem o przerwanie spotkania po czym próbowałem te mdłości przeleżeć. Niestety nie przechodziły. Udałem się więc do domu, napiłem jakiegoś leku na żołądek, i postanowiłem pościć. Na obiad zjadłem jednego gotowanego ziemniaka. Ponieważ była tam moja nowa miłość, to starałem się wykorzystywać szanse - i zgodziłem się pójść w góry. Na najwyższą górę w rejonie, dwie godziny wspinaczki. Po drodze było mi dość słabo, ale wspiąłem się, zeszliśmy na dół, ogólnie na dworze i w ruchu lepiej się czułem z tymi mdłościami, które trochę ustąpiły. Tego dnia znów bardzo późno poszedłem spać, a następnego dnia wstałem i 8 bo koleżanki wracały do domu. Mieliśmy zjeść razem śniadanie. Zrobiłem je sobie, czując niemiłe uczucie w brzuchu, taką pustkę połączoną ze wypełnieniem powietrzem. Niestety, kiedy chciałem zacząć jeść, znowu zrobiło mi się niedobrze, i tego już mój mózg nie wytrzymał - doznałem ataku lęku. Schroniłem się w pokoju, położyłem i liczyłem że zaraz przejdzie. Minęły trzy godziny, z czego większość chyba przespałem, ale lęk nie mijał. Polepszyło się trochę gdy zadzwoniłem do rodziców. Do końca dnia jakoś wytrwałem. Niestety poranny lęk powracał jeszcze w kolejne dwa czy trzy dni - bardzo silny, irracjonalny. Trzeciego dnia udałem się do lekarza i tak jak napisałem wyżej dostałem Atarax 10 mg do zastosowania w razie potrzeby. Stwierdziłem, że takiej potrzeby nie ma i nie chciałem go nawet kupić. Ale przekonał mnie kolega. Właściwie po powrocie z przychodni znów złapał mnie silny lęk o nic i przeszło po wizycie w aptece. Wieczory w te dni były zwykle ok. Dzień po wizycie u lekarza odwiedził mnie brat. 9-16 maja spędziłem z nim. To były dni wielkiej pustki, zmęczenia, porannego lęku i poczucia bezsensu. Odwoływałem wszystkie spotkania na uczelni, ale z uwagi na wizytę brata chodziliśmy do miasta, w góry, pojechaliśmy na wycieczkę samochodem. Momentami bywało ok, poza wkradającym się stanem derealizacji. Przed wyjazdem brata bałem się, że gdy tylko wyjedzie to wrócą napady lęku. Ale tak się nie stało. Już wracając z dworca czułem się całkiem dobrze. Mimo wszystko, byłem dość mocno przekonany, że to depresja. Wpadały mi do głowy różne myśli, typu samobójstwo, chwilami nie mogłem znieść świadomości itd. Lek wziąłem tylko raz - zmulił mnie strasznie i tyle. Nie było to w trakcie lęku, tylko raczej żeby sprawdzić co wniesie. Nie wniósł takiej poprawy jakbym chciał, więc nie używałem go. Brat wyjechał 16.05 i do 24.05 byłem wolny od lęków, z wyjątkiem poranków, chociaż i te były lepsze. Już był moment, że czułem się na drodze do wyzdrowienia. Leżałem rano 24.05 w łóżku i wylegiwałem się. Przez umysł przechodziły mi jakieś tam myśli ale w miarę normalne, gdy nagle pomyślałem sobie coś o mojej nowej dziewczynie - i nastąpił atak lęku. Nie tak straszny, ale pierwszy od dłuższego czasu. To mnie mocno zbiło z tropu, pomyślałem że nic nie jest ze mną lepiej. Jednocześnie zacząłem myśleć, że to nie depresja, tylko nerwica.

Można powiedzieć, że nie doszukiwałem się u siebie żadnych chorób. Od początku byłem prawie pewien że to depresja, potem że nerwica. W końcu stwierdziłem, że może mam niedobory, że może źle działają hormony bo robi się ciemno o 23 i jasno o 4 rano. Zaciemniłem pokój, zacząłem brać magnez, chodzić spać w granicach 24-1 w nocy i budzić się o 8-9. Przez 10 kolejnych dni było nawet fajnie - starałem się nie myśleć o zdrowiu, szło mi na uczelni, odrywałem się od problemów. Jedyne co mi dokuczało to myśl "jest jakoś inaczej". Widok przez okno, początkowo kojarzył mi się z atakami paniki, a teraz zaczął być po prostu inny. Te same góry i drzewa, ale jest "inaczej". Mój pokój taki sam, ale "inny". Całe życie i ja "inne, odmienne" niż niedawno. Takie miałem odczucia od 24.05 do 5.6. Tego ostatniego dnia wieczorem trochę się pokłóciłem z bratem, będąc dodatkowo znużony tym, że nic nie mija i że wciąż jest "inaczej". Przez to kolejne dwa dni aż do 7.6 miałem bardzo złe, tym bardziej że był to weekend i siedziałem w pokoju.

I pod wieczór w niedzielę 7.6, czyli parę dni temu, pocieszając się forami i opiniami ludzi, natrafiłem na nagrania Divina i Victora. Już odsłuchując czułem się lepiej, natomiast od poniedziałku jest, powiedziałbym, stabilnie. Odbywam spotkania na uczelni, było kilka towarzyskich. Odczuwałem przy nich jakby zalążki lęku i pewną derealizację ("wow, jak ja się tu znalazłem?", oczywiście logiczną odpowiedź znałem).

Oprócz tego mam objawy trawienne - czasami jest mi szczególnie po posiłku lekko niedobrze. Budzę się z lekkim kłębkiem nerwów w klatce piersiowej. Zasypiam gładko, budzę się w nocy dwa razy (dziwne, ale tak jest codziennie). Pierwszy raz jest ok, przewracam się na drugi bok. Drugi raz jest już bliżej rana i wtedy czuję ten nieduży już lęk. W sumie to wczoraj i dziś tego lęku prawie że nie czułem. Muszę powiedzieć, że przez te dwa dni brałem magnez bezpośrednio przed zaśnięciem. Oprócz tego bywa zmęczony, ale nie senny. Czuję w głowie niemal niewyczuwalnie bolesny balonik. Nie jest to strasznie uciążliwe, ale dziś miałem to przez jakieś 1.5 h. No i zdarza się martwić mi o przyszłość. W przyszłym tygodniu mam konferencję - wczoraj wieczorem ogarnął mnie strach, że to jest niemożliwe. Dziwny był ten strach, tak czułem, jakby pójście tam było fizycznie niewykonalne. Dzień wcześniej zaś miałem, też wieczorem, strach, że jak wrócę do domu to pogorszy się mój stan, że nie będę sobie mógł tam po 6 miesiącach znaleźć miejsca, że rodzina będzie na mnie wywierać presję i że zacznę ich odbierać jako wrogów. To przyszło przed samym snem, chwilę sobie to logicznie próbowałem ułożyć i w trakcie tego zasnąłem. Zarówno strach przed tym co będzie po powrocie jak i tym co będzie na konferencji nie ma swojej siły za dnia - teraz obie rzeczy wydają mi się raczej ok, chociaż pamiętam uczucie tego niemiłego strachu.

Tak więc wyglądają moje ogólne objawy. Mój plan to słuchać dalej DivoVica i uczyć się jak sobie radzić, zacząć czytać książkę żeby odciążać umysł, ale to trudne. Trudne ze względu na to, że cały dzień kombinuję świadomie i podświadomie, jak z tego wyjść. Do tego stopnia, że przed godziną zacząłem się zastanawiać, czy to w ogóle nerwica. Owszem, symptomy są pięknie dopasowane, ale zastanowiła mnie moja zdolność do opowiadania wszystkim naokoło co mi jest i że to nerwica i że w ogóle wiem jak się z tego wychodzi, że trzeba ignorować myśli i robić swoje, relaksować się i zdrowo żywić, chodzić spać regularnie i wstawać też, biegać i jeść banany, czekoladę i orzechy. Zastanowił mnie też fakt, że nie doszukuję się innych chorób - zawierzyłem całkowicie że to nerwica i jestem tym dość zawiedziony, bo wolałbym np. żeby to była niedoczynność tarczycy czy coś takiego.

A potem przeczytałem już po raz drugi stronę http://www.nerwica.vegie.pl/niedobor_magnezu.html i zwątpiłem zupełnie - czy możliwe żeby miał nerwicę? Od początku było to dziwne choć wierzyłem, że tak jest. A było dziwne, bo moje życie było zadowalające, miałem sukcesy, znalazłem w końcu miłość itd. Nie było powodu, żeby wpadać w nerwicę i depresję, a miałem ich objawy.

Przy tym dodam że humor cały czas denny i cały czas po głowie chodzi mi jak tę nerwicę zwalczyć. Ale nie są to myśli katastroficzne, nie szukam chorób serca mimo, że mam tętno 50, nie czytam o raku mózgu chociaż mam dziwne uczucie w głowie, a mdlenie odbieram jako efekt stresu. Tak wygląda jakbym wdrożył wszystko co trzeba - tylko z wyjątkiem tego, że cały czas mi chodzi po głowie -jak to wyleczyć? Nie powoduje to myślenie stresu czy zmartwienia (cały ten stan ogólnie mnie przybija), to są raczej ciągłe rozmyślania, i w sumie przeszkadza mi to w pracy i chciałbym się móc lepiej skupić.

Moją wielką prośbą jest, aby ktoś przeczytał mój opis i powiedział, co sądzi. Jeśli niedobory magnezu, kwasów Omega-3 czy innych substancji mogą powodować objawy nerwicy, czy jakieś kwestie hormonalne, to może jednak moje podłoże jest organiczne. Sam tego nie ocenię, ale są tu na forum osoby, które znają ludzi w nerwicy i wiedzą pewnie, jak wypada porównanie. Podkreślę, że jestem w kraju gdzie pada głównie cały czas od stycznia, słońca niewiele, w deszczowe dni jest raczej gorzej niż w słoneczne, chodziłem dwa razy w tygodniu do sauny (2x 45h w tyg. pocenia) i pewnie za mało przy tym piłem, oprócz tego na siłownię, gdzie szczególnie intensywnie trenowałem od początków kwietnia (ok. 1.5 h na sesję, 3x w tyg.). Jem tu mało mięsa i jeśli już, to kurczaka. Wieprzowinę od stycznia jem w postaci szynki, ale też nie za wiele. Leków nie biorę, choć po ostatnim dołku próbowałem pół tabletki tego Ataraxu dwa razy dziennie, ale po dniu odstawiłem i jest identycznie, tylko nie muli. Łykam tylko magnez obecnie raz przed snem i zastanawiam się nad zwiększeniem tej dawki lub na braniu go dwa razy dziennie. Nie mogę się doczekać badań krwi, chociaż przed powrotem czuję ten taki jakiś strach, jeśli się na tym za bardzo skupię. Ogólnie określiłbym to właśnie jako strach o konkretnej przyczynie - boję się pogorszenia swojego stanu, a nie lęk. Nie zauważam u siebie fobii, wychodzę do miasta, sklepu bez przeszkód, jeśli już przychodzi jakaś wątpliwość że może poczuję się źle, to zbywam ją mówiąc sobie, że skoro zawsze było ok to teraz też będzie. Nie przechodzą jedynie objawy, dekoncentracja, brak naturalnej ochoty na dawniej wykonywane z pasją czynności, niechęć do śmiechu (to akurat nie zawsze, czasem podśmiewam się sam do siebie).

Pozdrawiam
ODPOWIEDZ