Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Wykończona związkiem z narcyzem

Forum o zaburzeniach osobowości (boderline, unikająca - lękowa, zależna, schizotypowa itp)
ODPOWIEDZ
bezimienna68
Nowy Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 26 lutego 2024, o 22:07

2 marca 2024, o 19:23

Dzień dobry wszystkim.
Jestem prawdopodobnie w związku z osobą narcystyczna, przy czym zaznaczę, że to narcyz ukryty wg mnie.
Sama zmagam się z zaburzeniami, które jak u większości z Was, albo u każdego zostały nabyte po prostu przez doświadczenia w domu rodzinnym, różne braki, przemoc itd.
Niedawno zdiagnozowali mi zaburzenia dwubiegunowe, sama nie do końca jeszcze dowierzam diagnozie, ponieważ nawet otoczenie nie zauważa u mnie choroby.
Widzą u mnie natomiast wybuchy emocji, zmiany nastroju, chwiejnosc emocjonalna, drażliwośc itd.
Na razie bez hospitalizacji na oddziale stacjonarnym...
Bylam raz na oddziale dziennym, jak mąż się dowiedział, miał pożywkę by wszystkie niepowodzenia w relacji tłumaczyć występowaniem "dwubiegunowki" u mnie i borderline (na razie mam zdiagnozowane zaburzenia afektywne, BPD miałam zdiagnozowane przez psycholog prywatnie, na dziennym nie dopatrzyli się tego... Może dlatego, że nie przejawiam takich typowych objawów BPD jak proby samobójcze, czy samookaleczenia.
LEKI BIORĘ, bo pewnie zapytacie, czy się leczę..
Jest poprawa, nie mam prawie w ogóle depresji, a jak się pojawia to załamanie nastroju, to jest ono dotkliwe. Być może u mnie jest przewaga stanów mieszanych? Tego nie wiem, bo jak chodzę do specjalisty, to nie wpisują w jakim stanie jestem, tylko ogolna diagnozę...

Ogolem, nie mogę się z tym facetem dogadać.
Mamy małe dziecko. Próbuję mu przytlumaczyc, że w chwilach gdy źle się czuje, gdy płaczę, leżę w łóżku cały dzień, albo pół dnia, dziecko cierpi, bo musi się same sobą zajmować.
Do niego to nie dociera, on wtedy zaczyna gadać o sobie, o tym jak jest mu ciężko, sam też jest chory, rzeczywiście jest mu ciężko. Tylko czy naprawdę nikt z rodziny w chwilach gdy ja mam gorszy dzień, nie może mi zwyczajnie pomóc zaopiekować się dzieckiem, bo ono nie rozumie, że mama jest chora i w danej chwili nie ma siły na zajmowanie się.
Mieszkamy razem już 4 lata, jestem dobra mama, troskliwa i opiekuńcza, bawimy się razem, wożę go na dodatkowe zajęcia.
Nie chcę, żeby się czuł samotny, opuszczony, albo żeby mu się coś stało.
Jak źle się czuję, to po prostu bawi się koło mnie, albo w innym pokoju, ale często coś psoci z nudów.
Gdy mam gorsze stany, miewam problemy ze snem, jestem płaczliwa, a emocje które czuję do męża zamieniają się w agresję czasem - jak tylko go widzę, wyrzucam mu jak nas zaniedbuje.

Sprawa wygląda w ten sposób, że my z synkiem mieszkamy osobno, a on mieszka sobie z rodzicami i z synkiem się spotyka.

Uważam, że on cierpi na narcyzm ukryty. Gdy mu to powiedziałam, a właściwie wykrzyczałam, bo mam coś takiego, że bardzo długo znoszę trudne sytuację, a jak już się przeleje czara goryczy, to dostaję wybuchu, on zaczal opowiadać, jak mu jest ciężko, jak go coś boli, jak musi dużo pracować i nie ma znikąd pomocy. To wszystko jest prawda. Tyle, że nie takiej odpowiedzi oczekiwałam.
Oczekiwałam, że jakoś stanie na wysokości zadania, że zainteresuje się dzieckiem, jeśli się źle czuję, po prostu przyjdzie I się z nim pobawi, zrobi coś do jedzenia, albo w trudniejszych chwilach odprowadzi do przedszkola.

Jak już pisałam, powtarzam jeszcze raz, że od 4 lat jesteśmy już sami i daje sobie radę sama. Gorzej z emocjami.
Mam matkę o cechach narcyza i po prostu podejrzewam męża o te same zaburzenia.
A to sprawia, że ciężar, który noszę jest olbrzymi - brak jakiegokolwiek zrozumienia u bliskich, przyjaciół też nie mam, jedyny mój towarzysz to synek, mąż jest egocentryczny więc nie okaże mi ciepła, ani serca.
Ja rozumiem, że on pochodzi z domu, w którym był nacisk na zadania i osiągnięcia, a nie na emocje.
Ale ma Boga, przecież mi już nie chodzi o to, żeby o mnie dbał, ale mógłby chociaż przyjść do dziecka i wtedy przejąć opiekę nad nim - dla bezpieczeństwa.
Co w mojej potrzebie jest nienormalnego ?
Pisałam też matce to samo, że boję się samotnego wychowywania i uważam to za niesprawiedliwe (z drugiej jednak strony ja dostaję alimenty, ale co z teo, jak nie jestem w 100% zdrowa mamą).
Mąż uważa, że te alimenty zapłaci, spotka się z 2 razy i mam dać mu spokój.
Tylko, że on mieszka bardzo blisko mnie, to raz.
Dwa, jeszcze jesteśmy w formalnym związku, a on twierdzi, że w jakiś sposób mnie kocha.
Póki co jeszcze się nie rozwiedliśmy.
Na niego za bardzo liczyć nie mogę, gdy zgłaszam my właśnie takie potrzeby, on mówi, że ja bym chciała wszystko na raz - alimenty, jego spotkania i jeszcze tę dodatkowa pomoc.
Ludzie, którzy nie mają tego zaburzenia, widocznie nie rozumieja, że zmiana nastroju może przyjść z dnia na dzień I dla dziecka bezpiecznie jak jest jeszcze drugi stabilny dorosły.
Ale mąż wcale nie jest stabilny.
Pije alkohol, bez przerwy pracuje, a po pracy odpoczywa - właśnie w ten sposób między innymi. Pijac.

Powiecie terapia par - te nie za wiele dają. Terapeuci są tak mało kompetentni (niektórzy), że nie są w stanie rozpoznać w mężu narcyza, bo on siedzi na terapii cicho, jest wtedy zrównoważony i spokojny i myślę, że on też kontroluję swój wizerunek tam.
To ja wychodzę na niezrównoważona i atakująca męża, a on na pokrzywdzonego, a tak nie jest do końca.
On zresztą też się ma za ofiarę i masochistą, a mnie za sadystkę.

To ciekawe, szkoda, że nie widzi swoich zaniedbań i biernej agresji, odsuwania się, braku bliskości, swojej kalkulacji, zamiłowania do pieniadza, chłodu uczuciowego, kontrola, dominacja i wiele więcej.
Wydaje mi się, że w przypadku gdy oboje jesteśmy rodzicami dziecka, mam prawo się zwrócić do ojca z prośbą o pomoc przy nim.

Boli mnie, że on nie rozumie, że tu chodzi o dziecko, a nie o to, że ją go chcę wykorzystywać i żeby on był zatyrany. Rozumiem, że on ma też potrzebę, być ktoś zwrócił uwagę na jego problemy. Z drugiej jednak strony, to jest dość egocentryczne, bo on w przeciwieństwie do mnie niemalże nigdy nie uwzględnia perspektywy dziecka.
Świat uczuć to dla niego czarna magia trochę.
Za to potrafi dać z siebie jakieś konkretne rzeczy i tak, to jest pomoc.

Jeśli jednak chodzi o świat czyiś przeżyć, to on się nad tym nie zastanawia. Pochłonięty jest sobą, tym jaka on jest ofiarą, jaki jest zapracowany i nieszczęśliwy.
To boli, gdy jest się matka I jest w gruncie rzeczy podobnie znieczulony wobec dziecka, jak i wobec mnie.
ODPOWIEDZ