Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Witam. Nerwica i Depresja. Moja Walka i pytania.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
aleks1723
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 19:38

6 lutego 2016, o 20:28

Witam. Nie chciałbym się za bardzo rozpisywac, więc nie będę opowiadał o moim prywatnym życiu za wiele, oprócz tego, że mieszkam dalej z Rodzicami, pracuje trochę na komputerze, ale nie są to regularne przychody, ale już się przyzwyczaiłem. Pierwszy mój atak paniki chyba zaczął się w szpitalu jakieś 2/3 lata temu, chodziłem wtedy do 3 klasy Technikum. Bolał mnie baaardzo brzuch, i miotowałem itd, pojechał do szpitala i trochę przestało, ale wtedy stało się to... Po raz pierwszy zacząłem wtedy dostawać drgawek itd, prawie zemdlałem ze strachu, serce waliło jak szalone, i pamiętam jak lekarz patrzył się na mnie jak na debila, a ja tylko krzynąłem do niego, żeby coś zrobił bo zaraz umrę, że nigdy tego nie miałem....

Wysłał mnie do psychologa, ale nie poszedłem, lekarka przepisała mi wtedy hydroxyzyne, łykałem przez kolejne 2 dni, a potem jakoś zapomniałem o tych atakach, nawet pomyślałem, że to ciekawe, bo może wyląduje w psychiatryku i będzie tak jak na filmach - Tak wiem, strasznie to dziwne, ale wtedy jakoś spodobał mi się ten obraz człowieka chorego, że się nim opiekują ludzie, a on sobie robi co chce... Ehhh. No i przez te 2 lata może miałem, z 3/4 ataki drgawek kołotania serca itd, ale jakoś nie robiło to na mnie wrażenia, bo wiedziałem, że to przejdzie, że nic mi nie jest. Wracałem do życia towarzyskiego normalnie i naprawde cieszyłem się życiem, byłem aż za bardzo optymistą, zawsze żyłem z głową w chmurach z myślą, że jakoś to będzie...

Przez ostatnie 4-5 miesięcy praktycznie cały czas siedziałem sam przed komputerem, przez całe dnie... Kasa spływała dośc dobrze na konto, a ja się nie martwiłem bardzo co będzie w przyszłość, no ale nie o to chodzi, tylko tak piszę w razie czego - Gdyby to miało jakieś znaczenie.

Prawdziwy koszmar zaczął się 2/3 tygodnie temu - Najpierw atak na basenie, atak tak silny, że usiadłem na ziemi, tak mocno mi zacisneło mięśnie w okół serca, i nie mogłem prawie proszać, żadną kończyną ehh. No dobra pojechał do domu i niby nic, po basenie coś zaczęło mi szumieć w uchu, więc pojechałem do raryngologa... W kolejce dostałem 5 ataków paniki, tzn była tak długa kolejka ( 7 osób), że musiałem co pare minut uciekać na zewnątrz, bo bałem się, że zemdleje i ludzie się tak na mnie dziwnie patrzą... Myślałem, że już nie dam rady, że nie wejdę do raryngologa, ale to by oznaczało, że dałem się, że nie mam kontroli nad umysłem... Wszedłem roztrzęśiony i potem jak wracałem autobusem, to wysiałem po 2 przystankach i szedłem 6 km do domu w - 5 stopni...

Potem miałem silne ataki depresji i nerwicy, nie mogłem spać w nocy, jakby jakiś głos ciągle coś szeptał złego, myślałem, przez chwilę, że to szatan, takie bluźniercze myśli na wszelakie tematy... Zacząłem skupiać się na oddechu i udało mi się przespać 2 noce, potem zacząłem medytować przez parę dni i natrętne myśli ustały ale stanąłem na lęku, który wywował u mnie rozpacz... Mianowicie śmierć mojej Mamy, moja śmierć itd... Jakoś potem pracowałem nad sobą i chciałem się pogodzić z tą myślą, że kiedyś się to skończy, starałem się kontrolować myśli, cały czas być w tu i teraz, ale to strasznie męczące mi się wydwało...

No i niby jest coraz lepiej teraz, każda myśl co prawda wywołuje we mnie taki szybki przypływ adrenaliny, że mam wrażanie, że ciało wybuchnie z energii, takie zimno przez ciało lub ciepło, nie umiem tego określić, czyli myśl i od razu błyskawicznie adrenalina i ustępuje. Dalej mam myśli, że myśli powrócą, że natrętnie myśli powrócą itd, ale staram się je ignorować i to jest spoko, ale...

Trafiam na takie myśli, że uważam, że jak ich nie rozpracuje, to sam nie wiem, wydają się tak prawdziwe, bo niby są prawdziwe, ale niby bezużyteczne.
Myśle np: Dlaczego to wszystko się kiedyś musi skończyć, to życie, że pewnego dnia wstanę i nie zobaczę już mojej Mamy, jej uśmiechu i energii, która wypełnia Dom, że już nigdy nie odbędziemy rozmowy egzystancjonalnej ( Tak lubię się wygadywać Mamie, na różnie tematy, a Ona zawsze mnie słucha prawie) - Czasem to rozumiem, jak działa to życie, że jestem tylko malutkim procesikiem w całym istnieniu Świata, ale czasem wydaje mi się to bezcelowe, przeraźliwe, że jak to, to co było kiedyś prawdą( Uśmiechnięte dziecko, rodzina, bracia siostry, ciągłe zabawy i zawsze super Lato/ Wakacje) - Tak naprawdę jest tylko małym procesikiem tego Wszechświata, że ktoś mógł parę lat temu walnąć bombę, i takie niewinne dzieci jakim ja byłem kiedyś, by po prostu umrały - Wydaje mi się to przeraźliwe i nie do pomyślenia - Często też myślę, o dzieciach( mam to od dziecka) i myślę, dlaczego One teraz Cierpią, a ja mam pieniążki, mam Mamę, Tatę, miałem dziewczyny, mam kolegów( których średnio lubie, ale jestem przyzwyczajony do nich, bo utrzymują jednak tą normalność życia, pracują itd, nie są świrami, jak ja) Zawsze bałem się chorób, ale jednocześnie lubiałem ryzykować, skakałem z pędzących pociągów ( Złamania przez to były) itd... Zawsze szukałem adrenaliny i myślałem, no dobra to skoro jest śmierć, to dawaj życie, zobaczymy na co cię stać, zobaczymy jak to wygląda) - Ale teraz zaczałem się trochę bać tego życia.


I zauważyłem też dziwną sytuację, przynajmniej na razie ( Jak wstaję rano, to tak do godziny 14/15 jest w miarę okej (zależy czy o czymś pomyślę)- około godziny 17 zaczyna się znowu jak codzień rozmyślanie impulsowe, jedna głupia myśl o tym, że kiedyś mnie nie będzie, albo, że moja mama umiera, a ja jestem poza domem) Trwa to najczęściej do około 21, potem staram się uspokoić, umysł jest już wykończony i czasami tak miałem, że nawet pod wieczór rozumiałem jak działa ten cały Wszechświat, że tak musi być, że nie jestem jedyny, tak to po prostu działa, ale potem na następny dzień znowu jak się ściemnia jest to samo...)

Mięśnie mi skaczą przez cały dzień chyba, ale staram się nie zwracać uwagi... Ogólnie wymyśliłem sobie, że wyjadę do Europy autem, zwiedzić Europę, ale auto muszę naprawić i to zejdzie z miesiąc. Ale znowu myśli, a co będzie jak mnie zaatakują, i to będą ostatnie sekundy z tak cudownego życia, którego czasem się boję ;/) Że wystraczy mała pomyłka, i już nigdy nie zobaczę rodziny mojej... Ostatnio czytałem o tym podróżniku 19 letnim, co w 71 dniu podróży spadł na beton z 4 metrów z mostu i zmarł w Chinach chyba.... A miał wrócić, tak powiedział Rodzinie... I nigdy już ich nie zobaczy.... Wiem, że to może być z mojej strony egoistyczne, ale myślę, w takiej sytuacji o sobie też troszkę... Jednak, chęć Życia prawdziwego jest u mnie troszkę większa tak myślę, i na 100 % wyjadę w podróż - No ale mniejsza o to.

I niby wiem, żeby ignorować takie myśli, ale jest mi baardzo ciężko czasem je ignorować, bo jeszcze takie lękowe, da rady, np, lęk przed depresją itd to jeszcze sobie w miarę radzę, ale te myśli o tym, że kiedyś już nie zobaczę słońca, że nie zoabczę uśmiechu mojej Mamy, Siostrzenicy i to może być już zaraz, ogarnia mnie przerażenie małe chwilowe, a jak tak głębiej o tym myślę, to jestem przygnębiony, do momentu, aż zacznę to analizować i uzmysławać sobię...

Ostatnio od 2 tygodni, jestem tak wrażliwy na każdy bodziec, że to jest coś okropnego, np jak jakiś pan idzie i widzę, że jest chory na coś, to zaczynam płakać, nie wiem jak moi koledzy mogą się śmiać czasem/ Zadarzało się i mnie jak byłem młodszy i głupi/ pod wpływem kolegów, bo sam raczej nigdy... Albo np, czasami koledzy się śmieją z jakiegoś dziadka, i rusz się dziadek tak do siebie gadają, a ja zaraz zaczynam o nim myśleć, że on ma pewnie żonę, dzieci, a może i wnuków, a oni go obrażają... To takie przykre ile okrucieństwa jest na tym świecie, bywały takie dni, że płakałem pół dnia z tego wszystkiego, ale czasem też znowu może dzięki temu potrafię się momentami rozpłakać ze szczęścia i często mi się to wcześniej zdarzało, wystarczy, że patrzyłem na piękny krajobraz i wiem, że to śmiesznie brzmi ale płakałem ze szcześcia, że mogę to widzieć...

Może użalam się nad sobą, ale jestem jakimś "rozstrojonym emojconalnym robotem" - W kiedyś nie tak bardzo, ale ostatnio to jest masakra, opłakuję cały świat, że tak to powiem no i oczywiście mam osłabienie organizmu przez to wszystko... Ogólnie to z natury jestem raczej nerwowy, wybuchowy, czase o głupią pierdołę potrafię się wkurzyć, a dopiero potem to zauważam i dochodzi świadomość...

Dodam tylko, że mój Tata, pił jak byłem młodszy i urządzał awantury, no ale niby jak miałem 7/9 lat, to go wtedy nerwica dopała na amen i zaczął brać leki i odstwił alkohol, aż do dziś... Często się cały dzień nie widzimy, bo on siedzi przed telewizorem, a ja w sumie przed kompem ehhh... Pamiętam, jak dostawałem po gębie, za to, że zrobiłem błąd w zdaniu... No ale uważałem to za normalne, często też jak płakałem, to zabraniał mi płakać no i wtedy uciekałem z domu... No ale szczerze nie wiem czy to może mieć jakiś wpływ, bo mój brat i siostry mieli to samo, a nawet gorzej, bo ja trafiłem na końcowy moment awantur w domu... Brat był chyba bity gorzej z tego co pamietam, nawet jak rozwalił zegarek, to ojciec mu łoił skóre, no ale wydawało mi się to normalne... Wiadomo, że ja dziecka bym nigdy nie uderzył, chętniej tego ojca co bije dziecko... Jako mały gówniarz (4-5 lat) niestety i wstyd mi się do tego przyznać, podsłuchałem krzyki jak moi rodzice uprawiają seks, potem widziałem pierwsze porno właśnie chyba w wieku 5 lat i chyba już od tego wieku byłem skrzywiony seksualnie, bo masturbowałem się pratkycznie codziennie, wiem, że to jest ochydne, ale wtedy potrafiłem wyobraźić sobie, że uprawiam seks z kuzynką starszą itd) - Tak, że to chyba mogło coś wpłynąć, no ale staram się teraz już nie masturbować i nie oglądac porno... Ciężko jest ale daję radę, bo czasami jak widzę jakiś obrazem na internecie jakieś leginsy itd, to strzelba mi się sama obezpiecza, że tak powiem ;/ To jest właśnie dziwne, że mam takie stany emocjonalne dziwne, bo jako tako jakimś cipciakiem nie jestem w tym sensie, chodziłem na boks, jak dostałem to jakoś się nad sobą nie użalałem, no ale dostać fizycznie, to nie jest tak straszne jak dostać psychicznie ;/

Także mniej więcej tak wygląda Moja Historia, chciałem tylko, żebyście ją poznali, byłem na 2 spotkanach z psychoterapeutką, ale jak ona mi kazała na 2 zapisywac własne myśli, to tak myślę, że pracować nad sobą mogę sam i nie potrzebuję wizyt, skoro ona nie chce wyciągać przeszłości, to poradzę sobie sam, no i jakoś sobie radzę, ale te niektóre myśli są przerastające czasem, choć wiem, że to tylko myśli, to one są pewne i rzeczywiste, no bo przecież wiadomo, że kiedyś umrę i kiedyś właśnie tak będzie wyglądało, życie, bez Mamy, już nigdy nie będzie tak samo, bez niej cały dom się rozpadanie, Ojciec zacznie pić spowrotem, albo zwiększy dawkę. A Dom opustoszeje, znowu jak Mój Ojciec pierwszy umrze, co jest bardziej prawdopodobne, bo ma już 60 lat... To Mama się załamie i wtedy będę się musiał opiekować pewnie, bo nie chciałbym, żeby żyła w samotności, bo to okropieństwo dla niektórych... Jeszcze najlepiej bym miał, gdybym umrał przed nimi, ale wiem, że to tchórzostwo i się bałbym chyba, bo kocham życie za bardzo, nawet z przykrościami....

Wiem, wiem, Żyj teraz itd, ale czasem ciężko mi ignorować tak silne myśli prawdziwe, że to wszystko się skończy i już naprawdę nigdy nie zobaczę uśmiechu rodziców, czasem wydaje mi się to na tyle nie prawdziwe, że nie wierzę w to, wydaje mi się, że tak będzie zawsze, ale w głębi wiem, że to nie prawda... Chyba nie dorosłem.

Przepraszam was, że aż tyle, jak komuś się chciało, aż tyle tego czytać to Dziękuję i doceniam to naprawdę. Chciałem się tylko wypisać sorry, że aż tak długo.
Pozdrawiam.
Foofuu
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 107
Rejestracja: 24 maja 2015, o 21:37

6 lutego 2016, o 21:21

Hej! Czytałeś vademecum nerwicy? Na forum jest dużo artykułów na ten temat. Myśli, które Cię prześladują są jak najbardziej normalne w tym stanie, po prostu mózg potrzebuje jakiegoś bodźca, żeby zacząć się stresować. Na pewno nie powinieneś analizować tych myśli, zastanawiać się nad sensem istnienia, co będzie po śmierci itd. Najwięksi filozofowie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania, więc i Tobie (tym bardziej w tym stanie) się to nie uda ;) na pocieszenie mogę Tobie powiedzieć, że jak zaburzenie minie, to te myśli przestaną się pojawiać i cała radość z życia powróci :) ja jeszcze nie jestem do końca odburzony, ale ostatnio miewam dni prześwitów, w których wszystko znów jest normalne. Nie rezygnuj z psychoterapii, dużo czytaj i wdrażaj w życie rady ludzi z forum :)
Wszelka radość obecna na świecie bierze się ze szczęścia, którego życzymy innym.
Magda321
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 366
Rejestracja: 25 czerwca 2015, o 15:06

6 lutego 2016, o 22:49

Hej początki rozumienia nerwicy nigdy nie są łatwe olanie tematu było dobrym pomysłem, ale kiedy przychodził atak nadal był ten strach dlatego olanie tematu nie sprawdziło się, ale nie ma się czym załamywać.Jest forum są artykuły, jesteśmy my.Damy radę :D Żyj teraz- bardzo ważne słowa i mają swoją słuszność bardzo ważne jest nie rezygnować z życia i nie zajmować się objawami, ale nie sztuka je oleać, ale i również akceptować :D Zachęcam do lektury i nagrañ dają wiele do myślenia.Zawsze są też książki o tematyce nerwicowej, które również mogą się okazać pomocne.
Psychoterapie również pilecam, ale trzeba pamiętać o własnym zaangażowaniu!
Pozdrawiam i życzę sukcesów w odburzaniu :)
Miej wyjebane, a będzie ci dane :)
Awatar użytkownika
Kasia1977
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 250
Rejestracja: 31 stycznia 2016, o 09:31

6 lutego 2016, o 23:26

Kiedy człowiek wie i może mówić, że jest odburzony? W ciągu sześciu lat odkąd pierwszy raz dostałam epizodu lękowego połączonego z depresją po śmierci bliskiej mi osoby, napady kilku tygodniowe zdarzały mi się cztery razy, aktualnie wychodzę dzięki forum własnie z czwartego. Między "odwiedzinami zombie" bo tak nazywam moje stany:-) żyję zupełnie normalnie, bez lęku...mija kilka miesięcy i znów czuję, że nadchodzi małymi kroczkami...Za każdym razem psychiatra ładuje mi leki i po kilku tygodniach wracam do żywych:-) tym razem leki nie zadziałały, a pomimo to muszę je brać jeszcze kilka miesięcy. Radzę sobie dzięki wspaniałym nagraniom których wysłuchuję własnie na tym forum i stosuję się do mądrości i rad Victora i Divina za co dziękuję z całego serca. Od kilku dni czuję się świetnie, z dnia na dzień lęk słabnie, każdego dnia znikają kolejne objawy. Obserwuję swoje ciało od kilku lat i wiem, że tym razem poradziłam sobie dzięki swojej pracy, oszukaniu nerwicy i lęku, coś idzie nie po ich myśli...to wspaniałe uczucie, aż boję się, że ono minie. Dlatego pytam raz jeszcze i proszę o jakąkolwiek odpowiedź. Kiedy wiadomo,że to koniec, ostatni raz? A jeśli nawet nie ostatni raz to kiedy tak naprawde można mówić o sobie, albo chociaż myśleć, że jest się odburzonym?
ka-sia
Gość

6 lutego 2016, o 23:49

"...to wspaniałe uczucie, aż boję się, że ono minie."


Kidy już się nie zastanawiasz - minie czy nie minie;)
Awatar użytkownika
Kasia1977
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 250
Rejestracja: 31 stycznia 2016, o 09:31

6 lutego 2016, o 23:57

Dziękuję...
Piotr
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 16
Rejestracja: 4 lutego 2016, o 13:24

7 lutego 2016, o 12:25

Cześć,

Twoje odczucia są kalkę w kalkę takie same jak moje. Też nie widzę tego sensu istnienia, ciągle myślę o śmierci i nie potrafię sobie wyobrazić, że nie ma nic. Mieszkam z moimi rodzicami i też się strasznie o nich martwię (oni są starsi a mam wrażenie, że w ogóle o tym nie myślą), że kiedyś umrą i nie będę mógł z nimi porozmawiąć, dotknąć itd. lub, że ja umrę szybciej od nich nawet o tym nie wiedząc.

Kiedyś ten temat spływał po mnie jak po kaczce, czasami śmiałem się z nich że są staruszkami i nie mogą czegoś tam zrobić. Teraz? Na samą taką myśl chce mi się płakać.

Tak samo jak spotykam na ulicy starszych ludzi. Patrzę na nich i sobie myślę "są już tacy starzy, niedługo umrą i jak się mogą tym nie przejmować? ja będę też taki stary albo umrę szybciej niż oni?". Jestem młody, a boję się tego że kiedyś będę stary lub że umrę młodo i to mnie dobija. Czuję się jak jakiś zaczarowany wśród innych.
Kiedyś było zupełnie inaczej, teraz tak jakbym zdał sobie z tego wszystko sprawę a inni jeszcze nie.

Chciałbym, żeby było tak jak kiedyś, ale wydaję mi się że jak już sobie z tego zdałem i zdaję sprawę to nigdy to nie minie....

Miałem ataki paniki jeszcze niedawno, serce biło jak oszalałe, myślałem ze zaraz umrę. Teraz wiem, że to była nerwica i mam to gdzieś, robię jej na przekór i wychodzę np. biegać żeby jej pokazać ze serce jest zdrowe i nie umrę. Ale te myśli cały czas się głębią, raz jest lepiej, a zaraz jest 2 razy gorzej...
aleks1723
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 stycznia 2016, o 19:38

7 lutego 2016, o 13:41

Cześć Piotrek! :) No ja tak mam dokładnie, ataków paniki się nie boję prawie w ogóle, bo jestem do nich przyzwyczajony, aczkolwiek sądzę, że pomaga mi to, że kiedyś byłem bardzo zainteresowany rozwojem osobistym i medytacją, chyba pod koniec 1 technikum zacząłem się tym wszystkim interesować. Na początku choć to dziwnie brzmi byłem przerażony i zacząłem Wierzyć mocno w Niebo i Piekło, że będziemy ciałami po śmierci itd... I strach przed utratą ciała. Aczkolwiek moim zdaniem dawało mi to tylko iluzje, bo budowałem tylko tym swoje EGO, że będę miał tam w Niebie super, nawet lepiej niż tu... Gdyby nie silna wola i trochę wiedzy, to zapewne by mnie tutaj nie było, bo bym nie wytrzymał z moim umysłem i natrętnymi myślami...

Nie mówię, że jestem całkowicie odburzony, ale pracuję nad sobą, np dzisiaj jest już lepiej, i choć dalej pojawiają mi się myśli, że zaraz przyjdą jakieś złe myśli, egzystencjonalne itd, to staram się dalej koncentrować na swoich sprawach. Jest u mnie na pewno lepiej niż 3 tygodnie temu, kiedy nie widziałem sensu życia i bałem się, że nie usnę w nocy i nie poradzę sobię w własnym umysłem... Wiem, że całkowicie inaczej jest pisać kiedy ma się w miare dobre samopoczucie, a inaczej kiedy jest się pogrążonym. Aczkolwiek najważniejsze to praca nad sobą, nie biorę leków i nie mam zamiaru, bo widzę, że praca nad sobą potrafi działać cuda, i to tak naprawdę chyba jedyna droga. Nie mówię, dalej jestem rozdrażniony i dotyka mnie każde słowo kąśliwe czy dokuczne itd. Postanowiłem, że będę medytował codziennie rano, i wieczorem, a w dzień będę robił to co zawsze i to na co mam ochotę... Niedawno myślałem, że muszę się ograniczać, że muszę prowadzić Życie takie jak mnisi, żeby się wyciszyć... I to mnie też dołowało. Tak jak powiedizała moja psychoterapeutka, po tym jak powiedziałem jej, że muszę jechać do Tajlandii się wyciszyć - Powiedziała, że bycie mnichem to pewien stan i można nim być w normalnym życiu. Także nie zamierzam wprowadzać raczej restrykcyjnych zasad tak jak: Odpowiednia mowa, odpowiednie chodzenie itd... Jestem/ Byłem człowiekiem energiczym, który lubił robić szalone rzeczy i czasem dziwnie się zachowywać, nie zamierzam karać się za moją za duzą ekspresje. Nawet sam Budda powiedział, że nie musisz być mnichem, jeżeli jesteś lekarzem, to rób to najlepiej jak umiesz, jeżeli sprzedawcą, to bądź najlepszym sprzedawcą, chodzi tu chyba o skupianie się na tym co się robi.

Ah troszkę się rozpisałem, ale myślę, że to też trochę może pomóc. I może powiem jeszcze, że nie nazwał bym tego walką, bo ja tak na prawdę z nikim nie walczę, ja po prostu zmieniam sposób rozumienia świata. Bo uważam, że chyba tylko dogłębnym zrozumieniem, można całkowicie opóścić, ten zamknięty umysł i powrócić do prawdziwego umysłu :D Tak to wygląda u mnie w Teorii, a w praktyce, pisząc ten post, miałem już z 10 myśli typu: "A może to nie prawda co piszesz, może twój pozytywizm jest zły" " jest tyle cierpienia na świecie i sam się niedług o tym przekonasz" " to nie będzie trwać wiecznie" itd - Dobra myśli, chodźcie mi po głowie jak chcecie, ale ja i tak będę robił swoje i starał się cieszyć życiem i spełniać swoje marzenia nawet z wami. :D

A i tutaj taka rada, jeżeli ktoś za bardzo zawierza, tak jak ja to miałem w każde słowo, każdej osoby. Niech przestanie czytać pierdoły ludzi, którzy piszą na internecie, że walczą z nerwicą 20 lat... Guzik prawda, oni się jej nadal boją, brali leki, ale nie wystarczy zrozumieć tego wszystkiego, tutaj musi być praktyka, która jest cholernie bolesna, bo nie łatwo zmienić swoje światopoglądy, które się miało przez dwadzieścia parę lat, a to właśnie te światopoglądy moim zdaniem są wyzwalaczem cierpienia :)

Dobra Czas Walki... Tzn Czas Zmiany ( Siebie) ! :D Ludzie Cierpią moim zdaniem, bo chcieliby zachować swoje światopoglądy i Siebie, i żeby ta nerwica po prostu uciekła i chcą tylko ulgi, ale ja postawiłem sprawę jasno, mogę cierpieć, ale uleczę siebie przez całkowitą zmianę. Czeka mnie jeszcze baaardzo dużo zapewne pracy nad emocjami i reagowania na kłopotliwe sytuacje inaczej niż ucieczką lub strachem. Nie można wiecznie uciekać przed Życiem. Jak mnie wieczorem dopadną takie myśli, to niech mnie dopadają, ale przynajmniej mam ich świadomość, a nie tak jak dawniej, że myślałem, że to ja jestem tymi myślami.

To wszystko jednak będzie, Bieda, Umieranie Ciała itd, tęsknota za bliźnimi, tego nikt nie ominie, ale myślenie o tym, też nie spowoduje, że to minie :) A mi się chyba zdawało, że jak będę dużo o tym myślał, to to stanie się nieprawdą, albo że coś wymyśle, a tu guzik prawda, tylko mam to w głowie, a i tak nic nie zrobię.

Powodzenia ze zmianą "Twoich Poglądów", bo to My musimy sami je zmienić, nikt za Nas tego nie zrobi! :) Trzymaj się! :)
Pozdrawiam.
Piotr
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 16
Rejestracja: 4 lutego 2016, o 13:24

7 lutego 2016, o 15:19

Cześć Aleks,

kurde jakbym widział siebie, tzn ja nie medytuje. Też walczę z tym tak na serio od 3 tygodni i widzę postępy (chociaż czasami jest naprawdę ciężko, ale jakoś panuje nad lękiem). Baaaardzo dużo dało mi to forum i ludzie którzy się tu znajdują. Jesteście świetni. Staram się o tym nie myśleć, chyba najgorzej jest rano.
O wiele lepiej czuje się po bieganiu, chociaż ciężko mi się do tego zmusić. Gdy biegnę też myślę.. Parę godzin po bieganiu czuje się dobrze, nie dołuje mnie to wszystko tak bardzo. Jak tak dalej pójdzie to będę biegał codziennie, bo się od tego uzależnię :P

Pokonaliśmy nerwicę w 80-90%? To i z tym sobie poradzimy:)

Życzę powodzenia i dawaj znać co u Ciebie!
Awatar użytkownika
Kasia1977
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 250
Rejestracja: 31 stycznia 2016, o 09:31

7 lutego 2016, o 21:13

Ja stosuję się do rad z nagrań Divovica od dwóch tygodni i widzę ogromną poprawę. Choruję od sześciu lat i dopóki nie weszłam na to forum wydawało mi się,że walczyłam z moją nerwicą:-) Nic bardziej mylnego:-). To co chłopaki mówią w nagraniach i w jaki sposób przedstawiają cały schemat lęków, nerwicy itp przypadłości jest wspaniały! To lepsze od niejednej terapii, a przeszłam ich kilka:-) Naprawdę polecam, wracam do życia, a jeszcze kilkanaście dni temu byłam wrakiem człowieka. Nie było łatwo zacząć, ale trzeba zacisnąć zęby i do przodu!!!
ODPOWIEDZ