To już będzie ile ? Hmmmm trzeci rok leci od kiedy kręcę się w pogoni za własnym ogonem. Jestem F41.3 mieszane zaburzenia lękowe. Tak mam stwierdzone na papierze, na wypisie, który dostałam jako świadectwo po ukończeniu trzymiesięcznej terapii poznawczo-behawioralnej. Jako nagrodę dostałam masę wiedzy, którą wtłoczono nam do głów w tempie ekspresowym. I po tym wszystkim zrobiło się jeszcze gorzej niż poprzednio. Absolutnie nie był to czas zmarnowany, wręcz przeciwnie, nowe i fantastyczne doświadczenie w moim życiu. Dla mnie to jednak było zbyt krótko. Za dużo wiedzy jak na tak krótki czas. Minęło już trochę od ukończenia terapii a ja mam wrażenie, że ogon urósł jakoś bardziej, a ja coraz szybciej go gonię. Czytam Was tutaj od jakiegoś czasu. Poradniki, wypowiedzi, encyklopedie. Dużo mądrej i fachowej wiedzy, ale gubię się już w tym wszystkim. Moją jedną z gorszych wad jest to, że ja chcę wszystko na raz, już, teraz, pstryknę palcami i stanie się cud. Cierpliwość, wytrwałość i konsekwencja tego mi brakuje. Poznać swoje lęki, poznać strach, przełamywać, oswajać, wizualizować, relaksować, zajmować myśli, nie panikować, nie szaleć, nie nakręcać się. To wszystko jest takie w sumie proste i logiczne ale nie wiem jak to ugryźć. Jakaś cholernie czasem jestem oporna....jak ten beton, a niby mówią mi, że nie jestem taka głupia, że dość ogarnięta jestem i bystra. Jeśli idzie o ten jeden konkretny temat jakim jest nerwica, to załączają się chyba we mnie wszystkie systemy obronne i wyparciowe jakie tylko mogę sobie sama stworzyć. Nie wiem czy komuś będzie się chciało to wszystko czytać co tu naskrobię, ale mi chyba napisanie o tym przyniesie pewną ulgę.
Trzy lata temu ziemia mi się zaczęła chwiać i bujać pod nogami. Lekarz, badania, skierowania itd. Okulista, laryngolog, neurolog, szczegółowe morfologie, tarczyca, cholesterol, jonogram, tomografia itd itp. Wszędzie czysto, tylko wyszedł rąbnięty błędnik. Leczenie przyniosło efekt. W między czasie zaczęły się problemy z ciśnieniem. Stwierdzono nadciśnienie. Trzy różne leki mi dali do brania bo ciśnienie skakało na maksa. O dziwo leki jakoś nie chciały go uregulować. Podjeżdżało w górę w momencie, a ja gnałam biegiem do przychodni po ratunek. Jedno ekg, drugie ekg i co ? Wiadomo co, nic. Raz robione miałam to ekg w chwili kiedy mnie dusiło maksymalnie i telepało jak w febrze. Zapis w normie. Lekarka patrzyła na mnie dość dziwnie i stwierdziła tylko, że muszę mieć bardzo duże to nadciśnienie skoro tyle leków go nie normuje. Męczyłam się tak od maja do września. W sierpniu zaczęło mnie już ostro przyduszać. Do tego doszła jakaś taka wewnętrzna trzęsionka. Tak jakby drgały mi wszystkie wewnętrzne organy. Nie mogłam spać przez to uczucie. Siedziałam na łóżku i wyłam jak bóbr bo miałam już tego dosyć. Poszłam do kardiologa. Echo serca, holter dobowy...cóż wszystko w idealnej normie. Lekarz nie stwierdził żadnego nadciśnienia i kazał odstawić wszystkie leki. O dziwo po wyjściu z jego gabinetu wszystkie dotychczasowe objawy odeszły jak zaczarowane. Dokuczały tylko napady gorąca, to paskudne pieczenie twarzy jakby ktoś oblewał mnie gorącą wodą. Oczywiście dalej męczyłam swoją panią doktor. Mówiłam o swoich objawach, o tym pieczeniu twarzy, o igiełkach biegających po plecach, o dusznościach, mdłościach, uczuciu że zaraz zemdleję. Kolejne morfologie, doppler razy dwa, ginekolog i nic, wielkie zero. Przyszedł kolejny rok i jakoś tak w kwietniu dostałam jakiegoś dziwnego ataku. Serce osiągnęło ruch wirowy. Ono nie biło ono wibrowało, w tak zawrotnym tempie, że prawie wymiotowałam. Ciemno przed oczami, cała odrętwiała, niemożność oddychania. Tata zawiózł mnie na pogotowie. Ekg, dziwna mina lekarza, uspokajacz w zastrzyku i do domu kazali jechać. Kolejna wycieczka na pogotowie była już za kilka dni, do tego doszły drgawki. Nie wiem czy poprawnie nazywam ten objaw, skacze i drga całe ciało. Takie spięcie nagłe mięśni, dostałam jakiegoś szczękościsku wtedy i przygłuchłam prawostronnie. Ciśnienie znowu w górę. Kolejne ekg, mina i zastrzyk. Takich nocnych wędrówek miałam około dziesięciu. Potem przestałam już tam jeździć. Cała w strachu, panicznym wręcz strachu usiłowałam przeczekiwać te ataki już w domu. Łóżko trzęsło się i skakało razem ze mną, mąż trzymał mnie za rękę, a ja skakałam jak ta głupia. Byłam wykończona już psychicznie. Znowu lekarz, znowu badania. Gastroskopie nawet zrobiłam. Powtórzyłam testy alergiczne - no tutaj trochę powychodziło cudów. I tak trwałam od ataku do ataku. Dusiło, drgało, trzęsło, twarz piekła. Wkurzałam się jak byłam w łazience, że co patrzyłam na dywanik to jego wzór drgał mi jakby w oczach. Co ciekawe tylko ten łazienkowy zawsze. Uczucie nagłego dławienia i że zaraz zemdleję. Przeskoki serca, takie nagłe jakby uderzenie i uczucie takiej słabości po tym. Zaczęłam mierzyć ciśnienie kilkanaście razy dziennie i oczywiście ciągle biegałam do przychodni. Przed świętami w zeszłym roku pobiegłam na wizytę bo coś kłuło mnie w prawym boku. Wchodzę do gabinetu i mówię, że co tu może boleć i kłuć z tej strony ? Pani doktor mówi, że nic tam nie ma co by dawało taki objaw. Prawie się z nią pokłóciłam. Rozpłakałam się przy jej biurku bo już nie wytrzymałam. Powiedziała tylko "dziewczyno pora na psychologa bo masz nerwicę". Oczywiście jej nie uwierzyłam zbytnio i jeszcze w Wigilię byłam znowu na wizycie u kardiologa. Popatrzył na zapis moich ciśnień, zrobił znowu echo serca i stwierdził, że "na 500% to co mnie męczy to są emocje". Poszłam na wizytę do psychologa, ten skierował mnie na terapię i tak spędziłam na niej te trzy miesiące.
Co mam dzisiaj ? Atako-drgawki zdarzają się rzadko ale jeszcze są. Najgorsze są te duszności...te to mam i cały dzień (oczywiście nie wierzę, że taki stan nerwicowych objawów może utrzymywać się 24 na dobę przez 7 dni w tygodniu). Ciągle czuję napięcie, ciągle się czymś zamartwiam. Boję się o zdrowie rodziców i męża - tu mam ku temu powody. Boję się o swoje zdrowie. Tutaj akurat wiem, że mam z tym problem bo jestem hipochondryczką i to taką chyba dość zaawansowaną. Byle coś mnie zaboli, zakłuje a ja mam już taką panikę w oczach, że masakra. Sporo lęku i sporo strachu. Tata miał 4 lata temu zawał, mam za sobą 11 lat pierwszego małżeństwa, gdzie nerw sporo mnie to kosztowało. Największym dla mnie problemem jest ciągły strach, który czuję w związku z padaczką mojego obecnego męża. Tak mnie to zjada, że czasem nie potrafię normalnie funkcjonować. Oczywiście kiedy się poznaliśmy wiedziałam o tym, że ją ma. Na szczęście ataki są bardzo rzadko. Pierwszego doświadczyłam dopiero po 2 latach bycia ze sobą. Przyszło nagle i niespodziewanie...jak to bywa. Trzymałam go nie wiedząc zbytnio co robić, a łzy lały mi się potokami. Minęło szybko i nie było tak groźnie. Dopiero kolejny atak, który dostał za następne 2-3 lata zwalił mnie totalnie z nóg. To był taki już pełny i silny, z duszeniem się i utratą świadomości. To była masakra. Panika, strach, chciałam wezwać pogotowie ale nagle zapomniałam jak się używa telefonu. Sąsiad obok pomógł, zadzwonił, był przy mnie. Przyjechali, zbadali dali zastrzyk i pojechali. W mojej głowie został ten obraz. Mam go do dzisiaj i nie potrafię tego zapomnieć. Nigdy w życiu tak się nie bałam jak wtedy. Nigdy w życiu nie byłam tak bardzo bezradna jak wtedy. Czuję, że zawiodłam, że spanikowałam, mam wyrzuty sumienia, że okazałam się słaba. Ciągle się boję, że dostanie kolejnego ataku, który być może praktycznie w każdej chwili. Oczywiście jest na lekach i pod kontrolą neurologa. Tak bardzo się boję i nie wiem jak to zwalczyć. Ile można żyć z tym strachem ? Nawet teraz jak to wszystko piszę, to aż mnie zadusza i telepie. Coś wewnątrz, w środku pulsuje i ściska. Rozlewa się to po całym ciele i nie daje spokoju, ani na moment nie odpuszcza. Wiecie co jest najbardziej głupie w tym wszystkim ? Ja wciąż zadaję pytanie " Czy to na pewno nerwica ? Może to coś jednak innego, fizycznego, jakaś choroba na 100% ale nie że nerwica". Normalnie beton, tylko lać mnie w ten głupi łeb. Ciągle chwytam się pomysłu, że to jednak nie to. Wypieram, walczę, zero akceptacji....a ogon wciąż rośnie. Zastanawiam się kiedy się o niego potknę. Od czego zacząć ? Doradźcie mi coś, podpowiedzcie. Wszystkie sugestie będą mile widziane. Nie mogę już tak dłużej żyć, bo takie życie to nie życie, to czysta wegetacja.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Witam...jestem...pomoc każdą przyjmę :)
-
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 390
- Rejestracja: 10 marca 2014, o 22:12
brak wiary, że to nerwica to chyba każdy ma i przechodzi, mi sie zaczęło od zawrotów głowy, wpadł lęk i mega dd, kosmos we łbie, mój najgorszy stan to grudzień tamtego roku, dopiero FORUM,VICTOR,DIVIN ich wpisy, ich rady i moja psycholog oświecili mój zakuty łeb, na początek radze Ci zaakceptować te objawy, one nic Ci nie zrobią
- elala73
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 439
- Rejestracja: 5 listopada 2014, o 09:44
witaj
Pamiętam jak moja siostra wertowała internet w poszukiwaniu podobnych objawów do moich i znalazła forum psych. , gdzie kropka w kropkę były objawy , które mnie męczyły. Oczywiście wyśmiałam ją i nie miałam zamiaru tego czytać . Nie chodziło o to ,że się jakoś wstydziłam tego zaburzenia , tylko mój stan zdrowia bardziej mi się kojarzył z rakiem mózgu w zaawansowanym stadium lub inną poważną chorobą ,niż takie nie wiadomo co. Oj zatruwałam życie lekarzom . Wpadałam do gabinetu i na dzień dobry kładłam się na leżankę . Wykłócałam się na sorze jak nie chcieli mnie po raz kolejny przyjąć. Dzwoniłam na pogotowie i sapałam w słuchawkę .
Jesteś po terapii , Ty możesz teraz pomagać.
pozdr
Ela
Pamiętam jak moja siostra wertowała internet w poszukiwaniu podobnych objawów do moich i znalazła forum psych. , gdzie kropka w kropkę były objawy , które mnie męczyły. Oczywiście wyśmiałam ją i nie miałam zamiaru tego czytać . Nie chodziło o to ,że się jakoś wstydziłam tego zaburzenia , tylko mój stan zdrowia bardziej mi się kojarzył z rakiem mózgu w zaawansowanym stadium lub inną poważną chorobą ,niż takie nie wiadomo co. Oj zatruwałam życie lekarzom . Wpadałam do gabinetu i na dzień dobry kładłam się na leżankę . Wykłócałam się na sorze jak nie chcieli mnie po raz kolejny przyjąć. Dzwoniłam na pogotowie i sapałam w słuchawkę .

Jesteś po terapii , Ty możesz teraz pomagać.
pozdr
Ela
- dankan
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 935
- Rejestracja: 23 maja 2014, o 10:11
Co tu dużo mówić...typowiusieńka nerwicusia 
Za mało wychodzisz naprzód jak owijają Cię wątpliwości. Znam to po sobie choć jest coraz lepiej
Zapoznaj się z forum i cóż pracuj nad tym

Za mało wychodzisz naprzód jak owijają Cię wątpliwości. Znam to po sobie choć jest coraz lepiej
Zapoznaj się z forum i cóż pracuj nad tym

Najlepsza instrukcja pozbycia sie nerwicy plus inne wpisy ludzi z forum
moja-historia-plus-moje-odburzanie-t5194.html#p49014
spis-tresci-autorami-t4728.html
moja-historia-plus-moje-odburzanie-t5194.html#p49014
spis-tresci-autorami-t4728.html