Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Witajcie. Potrzebne wsparcie, bo już nie daję rady.

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
Lus
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 292
Rejestracja: 23 kwietnia 2018, o 22:42

26 lipca 2019, o 23:47

Jerry pisze:
26 lipca 2019, o 13:58
Z moczem też można, ale nie jest to szczególnie popularne, choć niezmiernie skuteczne. Łodygi mają dużo mniejsze stężenie trójchloronerwosanu, który wzmacnia działanie peptydów kopytanowych. Możesz próbować, ale to jak całowanie zdjęcia chłopaka, do którego nie miałaś odwagi zagadać w liceum. Nie zadziała równie fajnie... Możesz zmielić, ale nie jest to konieczne. Po 24 godzinach moczenia staną się miękkie jak ciasteczka maczane w herbacie. Myć też nie musisz bo bród osiądzie na dnie. Wystarczy wyjąć i wytrzeć. Ja robiłem tak, że brałem gryz kopyt, a potem gryz korzeni, gryz kopyt, gryz korzeni, itd. Aż do zjedzenia 2 kilogramów na raz.
3 razy mocniej oznacza 3 razy lepsze samopoczucie w skali De Guessa. Jest szybciej, owszem, ale przede wszystkim jest mocniej. Czujesz się jak nowo narodzona, biegasz nago po łące, skaczesz jak dziecko w kałużę, słuchasz muzyki z pierwszego Woodstocku i myślisz, że właśnie przeszłaś reinkarnację. Absolutne mistrzostwo świata.
Hmmm, no nie wiem czy chcę się czuć jak nowo narodzona..
Peptydy kopytanowe ;) Super, no i gryz kopyt :hehe: to ja wezmę łychę mielonych i gryz korzeni, ale korzeni wezmę mniej, żeby nie latać nago po łące :P
Awatar użytkownika
Jerry
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 835
Rejestracja: 14 stycznia 2015, o 17:12

29 lipca 2019, o 23:13

Ech, nie wiesz co dobre...
Nowa dostawa kozich racic z hodowli ekologicznej na Podkarpaciu. Kilogram świeżych, całych - 19 zł/kg. Kilogram świeżych, drobno mielonych - 23 zł/kg.
Pamiętajcie, że najlepsze na nerwice są z koziołka racice!
Moczymy je 2 dni w wodzie lub mleku, mieszamy z miodem i cytryną, a następnie pałaszujemy (1-2 kilogramy dziennie). Nerwica przechodzi po tygodniu, depresja po dwóch.
Zapraszam do składania zamówień.
droomla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 10 lipca 2019, o 11:30

14 września 2019, o 21:19

Minęło trochę czasu... Jakoś tak poczułam potrzebę, żeby coś tu napisać, tak w ramach podsumowania - nawet samej sobie - co się zmieniło.
Nadal mam lęki, natrętne myśli i tę parszywą fobię społeczną, ale coś jakby we mnie drgnęło. Zrozumiałam definitywnie, że przed tym lękiem nie ma ucieczki i czy chcę, czy nie, muszę się z nim skonfrontować.
Pojechałam z rodziną na kilkudniowe wakacje - nie umarłam, nie oszalałam i nie miałam biegunki. Spotkałam się kilka razy z przyjaciółką - to samo. Partner wrócił do pracy, zaczęłam zostawać sama z dzieckiem. Dawałam radę. Od dwóch tygodni codziennie odprowadzam i odbieram syna ze szkoły i daję radę. Co więcej - udało mi się pójść na zebranie w szkole i wytrwać tam do końca czyli 1,5 godziny, choć myślałam, że się zsikam, cała byłam spocona, chciałam generalnie uciec i byłam o krok od ataku paniki. Ale ZOSTAŁAM. Siedziałam grzecznie na tym krzesełeczku i wypełniałam wszystkie zgody, ankiety itp. Do tej pory nie wierzę, że to zrobiłam. Co więcej, zapisałam się na psychoterapię i odbyłam już dwa spotkania. Był lęk i derealizacja, ale opanowałam to. Zero ataków paniki jak dotąd. Jestem otwarta na pracę nad sobą. Co prawda przeraża mnie, że to dopiero pierwsze kroki na drodze do odburzania, że jeszcze tyle zmagań, cierpienia... ale widzę gdzieś w oddali to światełko.
Aha, odstawiłam wieczorną dawkę Doxepinu i powoli zaczynam schodzić z Afobamu. Mam lęki, cierpię strasznie, ale do cholery... LOS SIĘ MUSI ODMIENIĆ. Prawda...?
Gnr00
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 25 maja 2019, o 20:22

14 września 2019, o 21:35

droomla pisze:
14 września 2019, o 21:19
Minęło trochę czasu... Jakoś tak poczułam potrzebę, żeby coś tu napisać, tak w ramach podsumowania - nawet samej sobie - co się zmieniło.
Nadal mam lęki, natrętne myśli i tę parszywą fobię społeczną, ale coś jakby we mnie drgnęło. Zrozumiałam definitywnie, że przed tym lękiem nie ma ucieczki i czy chcę, czy nie, muszę się z nim skonfrontować.
Pojechałam z rodziną na kilkudniowe wakacje - nie umarłam, nie oszalałam i nie miałam biegunki. Spotkałam się kilka razy z przyjaciółką - to samo. Partner wrócił do pracy, zaczęłam zostawać sama z dzieckiem. Dawałam radę. Od dwóch tygodni codziennie odprowadzam i odbieram syna ze szkoły i daję radę. Co więcej - udało mi się pójść na zebranie w szkole i wytrwać tam do końca czyli 1,5 godziny, choć myślałam, że się zsikam, cała byłam spocona, chciałam generalnie uciec i byłam o krok od ataku paniki. Ale ZOSTAŁAM. Siedziałam grzecznie na tym krzesełeczku i wypełniałam wszystkie zgody, ankiety itp. Do tej pory nie wierzę, że to zrobiłam. Co więcej, zapisałam się na psychoterapię i odbyłam już dwa spotkania. Był lęk i derealizacja, ale opanowałam to. Zero ataków paniki jak dotąd. Jestem otwarta na pracę nad sobą. Co prawda przeraża mnie, że to dopiero pierwsze kroki na drodze do odburzania, że jeszcze tyle zmagań, cierpienia... ale widzę gdzieś w oddali to światełko.
Aha, odstawiłam wieczorną dawkę Doxepinu i powoli zaczynam schodzić z Afobamu. Mam lęki, cierpię strasznie, ale do cholery... LOS SIĘ MUSI ODMIENIĆ. Prawda...?
Gratulacje :) „małymi” kroczkami do przodu ^^
droomla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 10 lipca 2019, o 11:30

14 września 2019, o 21:47

Dzięki. :)
Lus
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 292
Rejestracja: 23 kwietnia 2018, o 22:42

16 września 2019, o 12:43

droomla pisze:
14 września 2019, o 21:19
Minęło trochę czasu... Jakoś tak poczułam potrzebę, żeby coś tu napisać, tak w ramach podsumowania - nawet samej sobie - co się zmieniło.
Nadal mam lęki, natrętne myśli i tę parszywą fobię społeczną, ale coś jakby we mnie drgnęło. Zrozumiałam definitywnie, że przed tym lękiem nie ma ucieczki i czy chcę, czy nie, muszę się z nim skonfrontować.
Pojechałam z rodziną na kilkudniowe wakacje - nie umarłam, nie oszalałam i nie miałam biegunki. Spotkałam się kilka razy z przyjaciółką - to samo. Partner wrócił do pracy, zaczęłam zostawać sama z dzieckiem. Dawałam radę. Od dwóch tygodni codziennie odprowadzam i odbieram syna ze szkoły i daję radę. Co więcej - udało mi się pójść na zebranie w szkole i wytrwać tam do końca czyli 1,5 godziny, choć myślałam, że się zsikam, cała byłam spocona, chciałam generalnie uciec i byłam o krok od ataku paniki. Ale ZOSTAŁAM. Siedziałam grzecznie na tym krzesełeczku i wypełniałam wszystkie zgody, ankiety itp. Do tej pory nie wierzę, że to zrobiłam. Co więcej, zapisałam się na psychoterapię i odbyłam już dwa spotkania. Był lęk i derealizacja, ale opanowałam to. Zero ataków paniki jak dotąd. Jestem otwarta na pracę nad sobą. Co prawda przeraża mnie, że to dopiero pierwsze kroki na drodze do odburzania, że jeszcze tyle zmagań, cierpienia... ale widzę gdzieś w oddali to światełko.
Aha, odstawiłam wieczorną dawkę Doxepinu i powoli zaczynam schodzić z Afobamu. Mam lęki, cierpię strasznie, ale do cholery... LOS SIĘ MUSI ODMIENIĆ. Prawda...?
PRAWDA, myślę że w głębi serca wszyscy w to wierzymy, choć nie żyje sie lekko ;) Pozdrawiam!
ODPOWIEDZ