ROCD czy niekochanie?
: 1 kwietnia 2016, o 18:22
Cześć, postanowiłem tu napisać, bo już sam nie wiem co robić...
Od kilku miesięcy jestem z moją obecną partnerką. Ogólnie dobrze do siebie pasujemy. Potrafimy się dogadać, każde z nas troszczy się o siebie nawzajem, mamy podobne cele w życiu i światopogląd. Dzieli nas tylko dość spora różnica wieku (ona starsza o kilka lat). Z boku wyglądamy na na prawdę fajną parę. Ale gdyby ktoś spojrzał co mam w głowie to...
Od rozstania z poprzednią dziewczyną i przeprowadzki do innego miasta (3 lata) nie związałem się na stałe z nikim. W między czasie miałem depresje i różne lęki, w tym lekką fobię społeczną. Od kiedy zaczęliśmy razem spędzać czas, czułem ogromne napięcie. Pojawiały się pytania - czy ja dobrze robię? czy to na pewno jest to czego chce na całe życie? a może powinienem od razu podziękować i nie robić jej nadziei?
Minęło kilka miesięcy. Ona się we mnie zakochała, mimo trudnych doświadczeń z jej poprzedniego związku. A ja cały czas dygoczę ze strachu, o to co będzie. Nie czuje do niej miłości, brak mi emocji, no chyba że lęku - tego mam pod dostatkiem. Od kilku miesięcy właściwie nie potrafię myśleć o niczym innym, tylko o tym "czy powinienem dalej iść w związek czy natychmiast zerwać".
Jestem już na granicy ucieczki ze związku i rozstania. Niby marne rozwiązanie, ale jednak rozwiązanie. W ostatniej chwili wpadłem na posty na temat ROCD. Lista myśli, o których pisał autor tego artykułu na ten temat na zaburzeni.pl w 99% pokrywa się z moimi myślami (chodzi o ten artykuł zanik-uczuc-strata-emocji-czy-ja-ja-jeg ... t6421.html)... Ale tu pojawia się problem. Bo autor pisał, że chodzi o osoby, które do tej pory bardzo kochały swoją partnerkę i coś nagle się zmieniło... A ja od początku nie miałem żadnych motyli i wielkiej pewności co do uczucia... Chociaż lęku było za to całe mnóstwo.
I już na prawdę nie wiem co mam robić...
Od kilku miesięcy jestem z moją obecną partnerką. Ogólnie dobrze do siebie pasujemy. Potrafimy się dogadać, każde z nas troszczy się o siebie nawzajem, mamy podobne cele w życiu i światopogląd. Dzieli nas tylko dość spora różnica wieku (ona starsza o kilka lat). Z boku wyglądamy na na prawdę fajną parę. Ale gdyby ktoś spojrzał co mam w głowie to...
Od rozstania z poprzednią dziewczyną i przeprowadzki do innego miasta (3 lata) nie związałem się na stałe z nikim. W między czasie miałem depresje i różne lęki, w tym lekką fobię społeczną. Od kiedy zaczęliśmy razem spędzać czas, czułem ogromne napięcie. Pojawiały się pytania - czy ja dobrze robię? czy to na pewno jest to czego chce na całe życie? a może powinienem od razu podziękować i nie robić jej nadziei?
Minęło kilka miesięcy. Ona się we mnie zakochała, mimo trudnych doświadczeń z jej poprzedniego związku. A ja cały czas dygoczę ze strachu, o to co będzie. Nie czuje do niej miłości, brak mi emocji, no chyba że lęku - tego mam pod dostatkiem. Od kilku miesięcy właściwie nie potrafię myśleć o niczym innym, tylko o tym "czy powinienem dalej iść w związek czy natychmiast zerwać".
Jestem już na granicy ucieczki ze związku i rozstania. Niby marne rozwiązanie, ale jednak rozwiązanie. W ostatniej chwili wpadłem na posty na temat ROCD. Lista myśli, o których pisał autor tego artykułu na ten temat na zaburzeni.pl w 99% pokrywa się z moimi myślami (chodzi o ten artykuł zanik-uczuc-strata-emocji-czy-ja-ja-jeg ... t6421.html)... Ale tu pojawia się problem. Bo autor pisał, że chodzi o osoby, które do tej pory bardzo kochały swoją partnerkę i coś nagle się zmieniło... A ja od początku nie miałem żadnych motyli i wielkiej pewności co do uczucia... Chociaż lęku było za to całe mnóstwo.
I już na prawdę nie wiem co mam robić...