Chciałem się Was zapytać następującą rzecz.
Mam 30 lat, od paru lat leczę się na nerwicę. Próbowałem już wielu leków, teraz mam chyba szóste. Większość po prostu nie robi na mnie żadnej różnicy, ani na lepsze, ani na gorsze. Teraz biorę Welbox 150 i w sumie, to nie widzę zbyt dużej różnicy, no, może ciut mniej dostaję ataku nerwów.
(Próbowałem też lamitrin, pramolan, fevarin, asentra, alventa, concerta (to ostatnie dlatego, że mam b.duże problemy z koncentracją). Może jeszcze zapomniałem o jakimś innym leku.
Tzn. od małego dziecka miałem tiki nerwowe (nie wiem jak to dokładnie opisać - jakby miętolenie palcami u dłoni
Chodziłem na psychoterapię łącznie kilka lat, łącznie do trzech różnych psychoterapeutów, raz był to nurt bodajże gestalt, potem poznawczo - behawioralna, a ostatnie to... szczerze mówiąc nie pamiętam, terapeuta mi podawał jakąś paroliterową nazwę, skrótowiec, tłumaczył, że to łączy jakieś różne nurty itd. No ale mniejsza z tym.
Mój psychiatra powiedział tak, że gdybym nie był jeszcze do tej pory na psychoterapii, to by mi ją zaproponował, ale jako, że byłem już na trzech, to mi polecił, żebym albo spróbował grupowej, bo może warto spróbować, skoro indywidualna nie pomagała, albo jeszcze lepiej, leczenie na oddziale dziennym, które trwa około 6h dziennie przez 3 miesiące. Podał mi adresy różnych placówek, m.in. Instytut Psychiatrii i Neurologii na ul. Sobieskiego w Warszawie, poradnię leczenia nerwic na ul. Dolnej 42 w Warszawie, Wolskie centrum zdrowia psychicznego, szpital nowowiejski i chyba tyle.
Czy ktoś z Was miał styczność z leczeniem w którymkolwiek z tych miejsc, albo czy w ogóle miał styczność z terapią w trybie dziennym, czy faktycznie jest ona dużo efektywniejsza od takiej typowej, że się chodzi np. raz w tygodniu?
Niby z jednej strony, co tu się zastanawiać, warto spróbować, ale jakoś z drugiej strony, zwolnienie lekarskie na jakieś 2-3 miesiące, no nie wiem. Niby w pracy nie mogą mi odmówić, niby lekarz zapewniał, że nie ma podane na zwolnieniu lekarskim, jaki jest powód, ale jednak nie wiem, jakby na mnie potem patrzyli.
Byłem u innego psychiatry (ten mój "główny" przyjmuje mnie prywatnie, więc mnie odesłał gdzieś indziej, żeby mi mogli wystawić skierowanie, no i ten drugi powiedział, że wszyscy, których zna, a którzy byli na takiej terapii, byli potem zadowoleni).
Dostałem skierowanie, diagnoza F42.2 wg ICD10.
Pracuję zdalnie, więc może tym bardziej nie powinienem się obawiać tego, co sobie o mnie pomyślą, ale jednak jakaś (może irracjonalna?) obawa cały czas jest. Warto poświęcić te 2-3 miesiące? Ktoś był, poleca? Jak taka terapia w takim trybie wygląda?
Z innej beczki - czy ktoś się orientuje, czy takie rzeczy, jak tiki nerwowe, mogą być przenoszone genetycznie?
Bo u kuzynki widziałem podobne tiki, chociaż jest jeszcze dzieckiem. No, co prawda ona ma jeszcze jakieś problemy neurologiczne, podejrzewano też u niej ZA, no i była wcześniakiem, ale też mnie to zawsze zastanawiało. Lekarz mi mówił jedynie, że ciężko tak naprawdę stwierdzić, bo tiki mogą mieć różne podłoża, i tak dalej. Eh, szkoda, że nie da się tego tak łatwo zweryfikować.