Problem z uczuciami
: 13 maja 2016, o 10:15
Witam. Chciałabym podzielić się z wami moimi odczuciami i mam nadzieję, że znajdę tu wyrozumiałe osoby, które mnie zrozumieją, bo w wieku 16 lat większość twierdzi, że nie ma się takich problemów. Zawsze byłam inna i miałam bardziej tok myślenia dorosłej osoby. Ale przejdźmy do problemu 
Pewnego, felernego dnia, myślałam, że taki nigdy nie nastąpi.. spadły na mnie okropne myśli i pytanie czy kocham swojego chłopaka i oczywiście coś mi mówiło, że już nie. Zaczął się płacz, strach dlaczego tak się stało przecież kochałam go nad życie i teraz nagle nie?.. Chodziłam zapłakana, bez życia, wyłaczyło mi uczucia, obojętność na wszystko i na niego.. ból z tym związany nie do pomyślenia. Poczucie winy i to że go okłamuję cały czas. Przy tym jeszcze typowe objawy nerwicowe ścisk w gardle, apatia, bóle serca, uczucie jak bym miała zaraz umrzeć na zawał lub wylew, tak jakby serce z ciśnienia zbyt dużego miało się zaraz zatrzymać. Powiedziałam mu o tym że nie jestem pewna swoich uczuć to mnie bardzo bolało i chciałam przerwy.. on mi powiedział że najlepsze co go spotkało to ja i będzie walczył o mnie. Rozstaliśmy się, ale poprosiłam go by przychodził do mnie mimo wszystko i mnie wspierał. Na następny dzień przyszedł, powiedziałam mu że nie chce się rozstawać i go tracić, mimo tego jak się czuję. Przeszło mi na tydzień czułam się jak dawniej szczęście ze związku to ciepło w sercu i brak natrętnej myśli że go nie kocham. Normalność znowu stara ja kochająca bardzo mocno i wrażliwa. Potem raz widziałam jego kolege porozmawialiśmy we trzech.Następnego dnia nie miałam z nim kontaktu i napisalam do jego kolegi czy jest w szkole i dosłownie 2 razy czy jest i czy bd jutro. I zaraz moja głowa włączyła "skoro z nim piszesz to może ci sie podoba i jego kochasz" i zaczęło się znowu płacz, strach, wywoływane i wspominanie miłych chwil z moim chłopakiem, ale ciągle widziałam twarz tego jego kolegi. A ta osoba mogłaby nie istnieć bo jest mi obojętna. I to było wręcz absurdalne myślenie. Po 2 dniach przeszło mi to i znowu pojawiła się myśl że "nie kochasz go, nie zależy ci itd." A jak np. Nie odzywał się do mnie bądź nie przychodził jakiś czas to było mi smutno bo myślałam że już mnie nie kocha i to czy ja tak czy nie nie mialo wtedy znaczenia. Tak samo jak przeżywałam to wcześniej spalił mu się dom to chciałam jak najszybciej jechać i go zobaczyć czy jest z nim wszystko dobrze. Boli mnie to że mam takie myśli.. potrafie się śmiać, czuć radość z tego że jest przy mnie, ale taką że niby ją czuje ale to nie to. Nw jak się tęskni, bo ciągle mam tą pustkę emocjonalną w jego stronę j naprawde zaczynam wierzyć tym myślą że się odkochałam. Ale jak tsk by było to bym tego tak nie przeżywała i nie męczyłoby mnie to tak długo 24h dzien w dzień. Ale tylko do niego mam taką objętność jak i do wszystkiego ale ta do niego boli.. a do innych nie. Czuję się samotna i coś mi wmawia że jestem sama singielka i nie mam chłopaka że to tylko kolega.. też to boli..bo ktoś kto tak bardzo mi się podobał i ktoś kogo kocham/kochałam nw jak już to ująć. Stał mi się obcy i obojętny.. pojawiły się też myśli że ten bylby lepszy albo że on mnie zdradza jak nie odbiera i jak słysze jego imię gdzieś lub człowieka łudząco przypominającego go mam taki dreszcz w sercu jak bym się przestraszyła że to on. I też brakuje mi tej bliskości, więzi, przytulam go a coś mi mówi że go nie kocham, po co to robie że go tak ranie.. i to poczucie winy i ciągłe przygnębienie.. zgasły też moje marzenia typu ślub, wspólne życie z nim bo boję się że nie będę go kochać i nie dam mu szczęścia. Jedynie co zostało z tego to przygnębienie i cały czas złość na siebie za te myśli.. jesteśmy ze sobą od roku i 3 miesięcy.. bliższa relacja zauroczenie trwa 2 lata. I nie wiem czy ja go kocham jeszcze czy się wypaliłam .. chodzę nerwowa i rozmyślam ciągle o tym.. nie wiem czy uczucia wrócą, czy wróci ochota na niego typu całowanie, przytulanie , coś więcej.. ta ochota na seks jak to się mówi.. nie wiem co się dzieje załamałam się.. czemu tak się stało przecież wszystko było dobrze i się jednego dnia popsuło??.. kłutnie są wszędzie ale naprawde było pięknie.. te marzenia to wszystko.. boję się że uczucie nie wróci.. a coś mówi że nie. Kochasz go? Nie. Zależy ci na nim? Nie. Chcesz być z nim? Tak. Tu nie ma podważenia.. nie chce być znieczulicą.. zawsze byłam wrażliwa .. i on jest najważniejszy... boli.. tak boli .. pomóżcie mi co to jest
najlepiej by było skąńczyć ze sobą.. mam dość.

Pewnego, felernego dnia, myślałam, że taki nigdy nie nastąpi.. spadły na mnie okropne myśli i pytanie czy kocham swojego chłopaka i oczywiście coś mi mówiło, że już nie. Zaczął się płacz, strach dlaczego tak się stało przecież kochałam go nad życie i teraz nagle nie?.. Chodziłam zapłakana, bez życia, wyłaczyło mi uczucia, obojętność na wszystko i na niego.. ból z tym związany nie do pomyślenia. Poczucie winy i to że go okłamuję cały czas. Przy tym jeszcze typowe objawy nerwicowe ścisk w gardle, apatia, bóle serca, uczucie jak bym miała zaraz umrzeć na zawał lub wylew, tak jakby serce z ciśnienia zbyt dużego miało się zaraz zatrzymać. Powiedziałam mu o tym że nie jestem pewna swoich uczuć to mnie bardzo bolało i chciałam przerwy.. on mi powiedział że najlepsze co go spotkało to ja i będzie walczył o mnie. Rozstaliśmy się, ale poprosiłam go by przychodził do mnie mimo wszystko i mnie wspierał. Na następny dzień przyszedł, powiedziałam mu że nie chce się rozstawać i go tracić, mimo tego jak się czuję. Przeszło mi na tydzień czułam się jak dawniej szczęście ze związku to ciepło w sercu i brak natrętnej myśli że go nie kocham. Normalność znowu stara ja kochająca bardzo mocno i wrażliwa. Potem raz widziałam jego kolege porozmawialiśmy we trzech.Następnego dnia nie miałam z nim kontaktu i napisalam do jego kolegi czy jest w szkole i dosłownie 2 razy czy jest i czy bd jutro. I zaraz moja głowa włączyła "skoro z nim piszesz to może ci sie podoba i jego kochasz" i zaczęło się znowu płacz, strach, wywoływane i wspominanie miłych chwil z moim chłopakiem, ale ciągle widziałam twarz tego jego kolegi. A ta osoba mogłaby nie istnieć bo jest mi obojętna. I to było wręcz absurdalne myślenie. Po 2 dniach przeszło mi to i znowu pojawiła się myśl że "nie kochasz go, nie zależy ci itd." A jak np. Nie odzywał się do mnie bądź nie przychodził jakiś czas to było mi smutno bo myślałam że już mnie nie kocha i to czy ja tak czy nie nie mialo wtedy znaczenia. Tak samo jak przeżywałam to wcześniej spalił mu się dom to chciałam jak najszybciej jechać i go zobaczyć czy jest z nim wszystko dobrze. Boli mnie to że mam takie myśli.. potrafie się śmiać, czuć radość z tego że jest przy mnie, ale taką że niby ją czuje ale to nie to. Nw jak się tęskni, bo ciągle mam tą pustkę emocjonalną w jego stronę j naprawde zaczynam wierzyć tym myślą że się odkochałam. Ale jak tsk by było to bym tego tak nie przeżywała i nie męczyłoby mnie to tak długo 24h dzien w dzień. Ale tylko do niego mam taką objętność jak i do wszystkiego ale ta do niego boli.. a do innych nie. Czuję się samotna i coś mi wmawia że jestem sama singielka i nie mam chłopaka że to tylko kolega.. też to boli..bo ktoś kto tak bardzo mi się podobał i ktoś kogo kocham/kochałam nw jak już to ująć. Stał mi się obcy i obojętny.. pojawiły się też myśli że ten bylby lepszy albo że on mnie zdradza jak nie odbiera i jak słysze jego imię gdzieś lub człowieka łudząco przypominającego go mam taki dreszcz w sercu jak bym się przestraszyła że to on. I też brakuje mi tej bliskości, więzi, przytulam go a coś mi mówi że go nie kocham, po co to robie że go tak ranie.. i to poczucie winy i ciągłe przygnębienie.. zgasły też moje marzenia typu ślub, wspólne życie z nim bo boję się że nie będę go kochać i nie dam mu szczęścia. Jedynie co zostało z tego to przygnębienie i cały czas złość na siebie za te myśli.. jesteśmy ze sobą od roku i 3 miesięcy.. bliższa relacja zauroczenie trwa 2 lata. I nie wiem czy ja go kocham jeszcze czy się wypaliłam .. chodzę nerwowa i rozmyślam ciągle o tym.. nie wiem czy uczucia wrócą, czy wróci ochota na niego typu całowanie, przytulanie , coś więcej.. ta ochota na seks jak to się mówi.. nie wiem co się dzieje załamałam się.. czemu tak się stało przecież wszystko było dobrze i się jednego dnia popsuło??.. kłutnie są wszędzie ale naprawde było pięknie.. te marzenia to wszystko.. boję się że uczucie nie wróci.. a coś mówi że nie. Kochasz go? Nie. Zależy ci na nim? Nie. Chcesz być z nim? Tak. Tu nie ma podważenia.. nie chce być znieczulicą.. zawsze byłam wrażliwa .. i on jest najważniejszy... boli.. tak boli .. pomóżcie mi co to jest


