napad lęku i panika związana z parciem na pęcherz i biegunką
: 6 lutego 2011, o 13:13
Witam Was wszystkich. Cieszę się ,że znalazłam to forum. Dzięki temu wiem że nie tylko ja się tak męcze, i może razem będzie nam raźniej stawić czoła problemom. Mój przypadek jest podobny do niektórych opisanych na tym forum...
Moja historia zaczęla się ok 5 lat temu w 3 klasie technikum.
Zawsze dobrze się uczylam ,bez większego wysilku, więc lekcje mnie raczej nie stresowały. Bylam lubiana , miałam przyjaciół, chlopaka. Normalne fajne życie młodej osoby.
Pamiętam to jak dziś. Lekcja matematyki. Cisza ( zawsze tak było, bo pani od matmy byla surowa) Ja z przyjaciółką siedziałysmy w pierwszej lawce.
Było ok 20 min po dzwonku, czyli srodek lekcji. Nagle poczułam ogromne parce na pęcherz. Nigdy mi się to nie zdarzylo wczesniej. Nie znalam takiego nagego uczucia. Pamiętam moje myśli wtedy " Co się dzieje?? Przecież to niemożliwe żebym nie wytrzymała..." a parcie było coraz mocniejsze. Pani od matmy nikogo nie wypuszczala z lekcji. Więc o wyjsciu moglam zapomnieć. Do końca lekcji walczylam ze sobą by wytrzymać, Zeby sie po prostu nie zsikać.... :/ to bylo straszne, nie słyszałam nic ani nikogo. Tylko myślałam o tym by wytrzymać. po dzwonku od razu pobiegłam do wc.
Byłam u urologa, leki , badania - wsztstko ok, brałam leki antybakteryjne na pęcherz i zurawine. Ale parcie i tak sie pojawialo, szczególnie w chwilach,, gdy mialam utrudniony dostep do toalety.
Byłam juz przewrażliwiona, wiec robilam zapobiegawcze rzeczy, szczególnie przed matma. Malo piłam... na wrazie czego zakładalam podpaskę, i czarne spodnie.
Ledwo zdałam przez unikanie niektórych przedmiotów, tych z których nie chcieli wypuszczać do wc. Czasem czułam sie dobrze, a czasem faktycznie pecherz dokuczał w sytuacjach stresowych. Ale czesto juz sama sie nakręcałam. Przestałam chodzic na wycieczki. I zajecia dodatkowe, wyjscia ze znajomymi... wylączyłam się.
Potem klasa maturalna, matura - czynnosci zapobiegawcze non stop - czarne spodnie, malo picia i podpaski...
Jakos zdalam. A moglam miec super wyniki , pojsc na studia. Nie odważylam się, mimo ogromnych checi bylam zmeczona psychicznie. Nie dalam rady zacząc studiów.
Raz jak jechalam ze znajomymi na wakacje samochodem to zatrzymywalismy sie co 15 min , to byl koszmar... to parcie , stres ze nie wytrzymam przy znajomych... powiedzialam ze mam przeziebiony pecherz, zrozumieli i wspierali mnie. Bylo mi strasznie glupio ze co chwile prosze o zatrzymanie sie... od wtedy mam lęk przed jazda samochodem, szczegolnie w korkach i z kimś. Jak jade sama wiem, że nawet jak sie zsikam , to wypiore sobie fotel i nikt nic nie zauważy. Ale tylko jak mam z kimś gdzies jechac samochodem, a szczegolnie w korkach to juz koniec panika, lęk i ogromne parcie. czesto sie wycofuje z takich podróży.
Dodam że nigdy mi sie nie zdarzylo "popuścić" tylko to ogromne parcie i strach ze wlasnie zaraz nie wytrzymam.
Potem praca, życie po pracy , staralam sie omijac sytuacje z utrudnionym dostepem do wc, czesem nawet zapominalam o tym , ale często powracalo to uczucie paniki i lęku ze zdwojoną silą , szczególnie w niektórych sytuacjach, spotkaniach, miejscach publiczynych w samochodzie, w korkach szczególnie.
Minęlo od tamtej lekcji matmy 5 lat, a od mniej więcej roku, przez ten stres zaczął mi dokuczać brzuch i jelita , wiec oprócz parcia na pęcherz , dostaje też biegunki. Więc już wogóle staram sie nie wychodzic tam gdzie nie czuje sie swobodnie- czyli wlasciwie wszedzie poza domem.
Ten lęk i panika najcześciej atakują gdy jestem z kimś na miescie czy jade samochodem, nawet z mama czy moim narzeczonym- oni mnie rozumieją, ale i tak boje sie kompromitacji i wpadam w panike.
Bralam leki uspakajające, czesto przed jakąs wspólną sprawą na miescie biore stoperan, i syrop neospazminę, ale i tak sie stresuje i potrzebuje co chwile sie zatrzymać na stacji lub znaleść wc gdzies na mieście. jak juz wiem ze toaleta jest tam gdzie jade to jest w miare ok, byle tylko nie stac w korkach , bo wtedy odrazu oblewam sie zimnym potem , przyspieszony oddech ... czuje że musze wyjsc z samochodu, szukam wzrokiem przy drodze krzakow czy toi toia , ale w miescie stojąc w korkach jest to czesto nierealne. Chce uciec wtedy. Chyba ze jade sama. Wtedy czuje sie duzo bardziej komfortowo.
Jutrozadzwonie zapisac sie do neurologa, albo psychiatry, potrzebuje jakiegoś leku na te ataki paniki, bo mnie to wykończy. Czuje sie jak inwalida, nie moge normalnie żyć. A bardzo chce!!! Powracam czasem myslami do czasów gdy nie mialam tego problem, to byly czasy...
Czytalam troche co pisaliscie o " walcz albo uciekaj" dokladnie tak sie czuje.... ale tez wiem ze narazie nie dam sobie rady sama, bo za dlugo to juz trwa, musze chyba wyciszyć ten lęk i panike jakimiś lekami, a potem dac sobie rade ze swoją psychiką... wydaje mi się to jak spacer pod prąd rzeki.... ale spróbuje , chce normalnie żyć!!!!!!!!!!
Za rok biore ślub, przecież jesli bedzie tak jak teraz to nie dam rady dojechac nawet pod kościól.... musze coś z tym zrobić. Rozmowy samej ze sobą niestety nic nie dają.
Jesli ktoś doczytał to do konca , to proszę, napisz co uważasz o tym.
Moja historia zaczęla się ok 5 lat temu w 3 klasie technikum.
Zawsze dobrze się uczylam ,bez większego wysilku, więc lekcje mnie raczej nie stresowały. Bylam lubiana , miałam przyjaciół, chlopaka. Normalne fajne życie młodej osoby.
Pamiętam to jak dziś. Lekcja matematyki. Cisza ( zawsze tak było, bo pani od matmy byla surowa) Ja z przyjaciółką siedziałysmy w pierwszej lawce.
Było ok 20 min po dzwonku, czyli srodek lekcji. Nagle poczułam ogromne parce na pęcherz. Nigdy mi się to nie zdarzylo wczesniej. Nie znalam takiego nagego uczucia. Pamiętam moje myśli wtedy " Co się dzieje?? Przecież to niemożliwe żebym nie wytrzymała..." a parcie było coraz mocniejsze. Pani od matmy nikogo nie wypuszczala z lekcji. Więc o wyjsciu moglam zapomnieć. Do końca lekcji walczylam ze sobą by wytrzymać, Zeby sie po prostu nie zsikać.... :/ to bylo straszne, nie słyszałam nic ani nikogo. Tylko myślałam o tym by wytrzymać. po dzwonku od razu pobiegłam do wc.
Byłam u urologa, leki , badania - wsztstko ok, brałam leki antybakteryjne na pęcherz i zurawine. Ale parcie i tak sie pojawialo, szczególnie w chwilach,, gdy mialam utrudniony dostep do toalety.
Byłam juz przewrażliwiona, wiec robilam zapobiegawcze rzeczy, szczególnie przed matma. Malo piłam... na wrazie czego zakładalam podpaskę, i czarne spodnie.
Ledwo zdałam przez unikanie niektórych przedmiotów, tych z których nie chcieli wypuszczać do wc. Czasem czułam sie dobrze, a czasem faktycznie pecherz dokuczał w sytuacjach stresowych. Ale czesto juz sama sie nakręcałam. Przestałam chodzic na wycieczki. I zajecia dodatkowe, wyjscia ze znajomymi... wylączyłam się.
Potem klasa maturalna, matura - czynnosci zapobiegawcze non stop - czarne spodnie, malo picia i podpaski...
Jakos zdalam. A moglam miec super wyniki , pojsc na studia. Nie odważylam się, mimo ogromnych checi bylam zmeczona psychicznie. Nie dalam rady zacząc studiów.
Raz jak jechalam ze znajomymi na wakacje samochodem to zatrzymywalismy sie co 15 min , to byl koszmar... to parcie , stres ze nie wytrzymam przy znajomych... powiedzialam ze mam przeziebiony pecherz, zrozumieli i wspierali mnie. Bylo mi strasznie glupio ze co chwile prosze o zatrzymanie sie... od wtedy mam lęk przed jazda samochodem, szczegolnie w korkach i z kimś. Jak jade sama wiem, że nawet jak sie zsikam , to wypiore sobie fotel i nikt nic nie zauważy. Ale tylko jak mam z kimś gdzies jechac samochodem, a szczegolnie w korkach to juz koniec panika, lęk i ogromne parcie. czesto sie wycofuje z takich podróży.
Dodam że nigdy mi sie nie zdarzylo "popuścić" tylko to ogromne parcie i strach ze wlasnie zaraz nie wytrzymam.
Potem praca, życie po pracy , staralam sie omijac sytuacje z utrudnionym dostepem do wc, czesem nawet zapominalam o tym , ale często powracalo to uczucie paniki i lęku ze zdwojoną silą , szczególnie w niektórych sytuacjach, spotkaniach, miejscach publiczynych w samochodzie, w korkach szczególnie.
Minęlo od tamtej lekcji matmy 5 lat, a od mniej więcej roku, przez ten stres zaczął mi dokuczać brzuch i jelita , wiec oprócz parcia na pęcherz , dostaje też biegunki. Więc już wogóle staram sie nie wychodzic tam gdzie nie czuje sie swobodnie- czyli wlasciwie wszedzie poza domem.
Ten lęk i panika najcześciej atakują gdy jestem z kimś na miescie czy jade samochodem, nawet z mama czy moim narzeczonym- oni mnie rozumieją, ale i tak boje sie kompromitacji i wpadam w panike.
Bralam leki uspakajające, czesto przed jakąs wspólną sprawą na miescie biore stoperan, i syrop neospazminę, ale i tak sie stresuje i potrzebuje co chwile sie zatrzymać na stacji lub znaleść wc gdzies na mieście. jak juz wiem ze toaleta jest tam gdzie jade to jest w miare ok, byle tylko nie stac w korkach , bo wtedy odrazu oblewam sie zimnym potem , przyspieszony oddech ... czuje że musze wyjsc z samochodu, szukam wzrokiem przy drodze krzakow czy toi toia , ale w miescie stojąc w korkach jest to czesto nierealne. Chce uciec wtedy. Chyba ze jade sama. Wtedy czuje sie duzo bardziej komfortowo.
Jutrozadzwonie zapisac sie do neurologa, albo psychiatry, potrzebuje jakiegoś leku na te ataki paniki, bo mnie to wykończy. Czuje sie jak inwalida, nie moge normalnie żyć. A bardzo chce!!! Powracam czasem myslami do czasów gdy nie mialam tego problem, to byly czasy...
Czytalam troche co pisaliscie o " walcz albo uciekaj" dokladnie tak sie czuje.... ale tez wiem ze narazie nie dam sobie rady sama, bo za dlugo to juz trwa, musze chyba wyciszyć ten lęk i panike jakimiś lekami, a potem dac sobie rade ze swoją psychiką... wydaje mi się to jak spacer pod prąd rzeki.... ale spróbuje , chce normalnie żyć!!!!!!!!!!
Za rok biore ślub, przecież jesli bedzie tak jak teraz to nie dam rady dojechac nawet pod kościól.... musze coś z tym zrobić. Rozmowy samej ze sobą niestety nic nie dają.
Jesli ktoś doczytał to do konca , to proszę, napisz co uważasz o tym.