
Ostatni rok nie był dla mnie łaskawy, konflikt z matką partnera, śmierć bliskiej mi osoby, w styczniu - rak piersi mojej mamy. W związku z tym mogę dolegliwości hipochondryczne się nasilają.
Ostatnie wizyty do alergolog, proktolog, endokrynolog, chirurg... osteopata, psychoterapeuta.
Podczas badań wynikło, że mam kamienie na woreczku - jestem po laparoskopii, szczelina odbytu - zaleczona farmakologicznie i malutka przetoka Jednak, po lewej stronie odbytu, bardziej w pośladki pod skórą mam od września zgrubienie, guz. Proktolog nie wie co to jest, tluszczak, kaszak albo jakiś zbiornik plynowy, chociaż wszystko jak twierdzi mało prawdopodobne. Wysłał mnie na USG transreklane, zapewniał, że to żadna zmiana złośliwa. Ale do mnie to nie dociera.. jutro mam USG, a ja już wiem na 100% że to rak złośliwy tkanek miękkich mięsak sacrome i wykanczam partnera, siebie... nie jestem w stanie iść do pracy, leżę w łóżku i "żegnam się, że światem"...
Ile tak można się męczyć.. panicznie boje się diagnozy - wyroku, śmierci, bolu cierpienia, odchodzenia..
