Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
kryzys odburzeniowy- lęk uogólniony
- Natalie1208
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 436
- Rejestracja: 17 maja 2017, o 13:39
Drodzy, potrzebuję kopa.
Otóż, w lipcu zeszłego roku zaczęłam odburzanie ( dodam, ze zaburzenie mam w zasadzie od dziecka) . Szło naprawdę bardzo dobrze, odstawiłam leki, skłonna byłam już mówić nawet ze się odburzyłam, naprawdę myślałam ze zaburzenie lękowe w moim życiu to już tylko historia.
No i tak. Nagle na początku marca doznałam silnego lęku- taki standard- straszaki przelatywały mi przez głowę, trochę tak sie gorzej czułam, w nocy dostałam ataku paniki. No i własnie. Od tamtego momentu nieustannie czuje lęk wolnpłynący, uogólniony. 24/24 czuję niepokój, nie mgoę sie na niczym skupic, nie mogę usiedzieć w miejscu, nie mogę spać. Poradziłam sobie z somatami- nie boje się fizycznych objawów. Chociaż nie wiem jak sie źle czuła fizycznie, wiem ze to wszystko od lęku- nie sprawdzam juz tego i nie panikuje, nie boje się też ataku paniki. Nie potrafię jednak zupełnie znaleźć sposobu na ten lęk uogólniony. Już nawet czuje pokusę żeby wrócic do jakiś leków. chociaz tego akurat bardzo nie chce, bo myślę ze juz taka ogromna pracę wykonałam, ze szkoda by było. Proszę, podzielcie się Waszym doświadczeniem, dotyczącym wolnopłynacego lęku. Chyba po prostu dzisiaj tego potrzebuje.
Otóż, w lipcu zeszłego roku zaczęłam odburzanie ( dodam, ze zaburzenie mam w zasadzie od dziecka) . Szło naprawdę bardzo dobrze, odstawiłam leki, skłonna byłam już mówić nawet ze się odburzyłam, naprawdę myślałam ze zaburzenie lękowe w moim życiu to już tylko historia.
No i tak. Nagle na początku marca doznałam silnego lęku- taki standard- straszaki przelatywały mi przez głowę, trochę tak sie gorzej czułam, w nocy dostałam ataku paniki. No i własnie. Od tamtego momentu nieustannie czuje lęk wolnpłynący, uogólniony. 24/24 czuję niepokój, nie mgoę sie na niczym skupic, nie mogę usiedzieć w miejscu, nie mogę spać. Poradziłam sobie z somatami- nie boje się fizycznych objawów. Chociaż nie wiem jak sie źle czuła fizycznie, wiem ze to wszystko od lęku- nie sprawdzam juz tego i nie panikuje, nie boje się też ataku paniki. Nie potrafię jednak zupełnie znaleźć sposobu na ten lęk uogólniony. Już nawet czuje pokusę żeby wrócic do jakiś leków. chociaz tego akurat bardzo nie chce, bo myślę ze juz taka ogromna pracę wykonałam, ze szkoda by było. Proszę, podzielcie się Waszym doświadczeniem, dotyczącym wolnopłynacego lęku. Chyba po prostu dzisiaj tego potrzebuje.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 131
- Rejestracja: 12 marca 2018, o 11:41
Ja czasami odczuwam lęk wolno płynący. Najważniejsze żeby zdać sobie sprawę dlaczego on się pojawia. Mówisz że dostałaś w nocy ataku paniki i warto zadać sobie pytanie dlaczego? Czy był jakiś stres większy przed tym atakiem? Czy byłaś tylko na lekach czy korzystasz też z psychoterapii?
- Natalie1208
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 436
- Rejestracja: 17 maja 2017, o 13:39
Zakończyłam terapie poznawczo- behawioralną, uznałyśmy z panią psycholog ze już jej nie potrzebuje, potrafię sobie radzic sama
i jescze w styczniu, ba nawet w lutym byłam skłonna się cieszyć ze jestem odurzona- faktycznie czułam się jakbym miała już to za sobą
Rzeczywiście przed tym atakiem paniki miałam pare dni silnego stresu- dlatego rozumeim też skąd ten atak- wcale nawet się nie dziwiłam ze w końcu przyszedł ( powiem nawet ze zdziwiłabym się gdyby po takim długim maksymalnym napieciu nie przyszedł
) . Stresujacą sytuację udało mi sie rozwiązać, jednak no wąłsnie lęk wolnopłynacy nieustannie sie utrzymuje, dajac wrażenie , ze znowu wracam do początku ( chociaz domyslałm sie ze to pewnie iluzja). Nie wiem juz gdzie popełniam błąd, chociaz domyślam się że byc moze to jednak lęk przed lękiem i stad to utrzymujące sie napięcie ? moze podświadomie jednak za wszelką cenę chce żeby to napiecie juz znikło ?



-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 131
- Rejestracja: 12 marca 2018, o 11:41
Ja zakończyłam swoją terapię w listopadzie ( w połowie) a w styczniu zaliczyła "wielki powrót". Tak się zdarza. Wychodzenie z nerwicy to proces u każdego inny. To nie wyścig i wątpię żebyś popełniła jakikolwiek błąd.
- Ciasteczko
- Administrator
- Posty: 2682
- Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01
Natalie, postęp w wychodzeniu z zaburzenia, czy w ogóle w poprawianiu swojego psychicznego stanu nie jest ciągły, nieprzerwany, nie polega na pięciu się w górę w nieskończoność. Trzeba uwzględnić postoje, ewentualne chwilowe powroty do poprzedniego stanu, które nazywamy kryzysami. Człowiek ma dni, albo całe okresy, kiedy ma się lepiej, albo gorzej. Dotyczy to zarówno osób tzw. zaburzonych, jak i takich, które są w "normie". Czasem jest to spowodowane jakimiś wydarzeniami,a czasami bierze się jakby znikąd. Do początku nie jesteś w stanie wrócić,bo masz w tej chwili za dużo doświadczeń i za dużo pracy za sobą, żeby to było możliwe. Możesz natomiast czuć się chwilę jak na początku. Stresujące wydarzenia potrafią robić różne rzeczy z umysłem, potrafią dawać wrażenie,że emocjonalnie cofamy się nawet do doświadczeń i mechanizmów reakcji z dzieciństwa, co mogą poczuć np. osoby przeżywające jakąś analogiczną sytuację do traumy, której zaznały wiele lat temu. Także tym, że masz wrażenie, że cofnęłaś się w osobistym rozwoju zupełnie bym się nie przejmowała.
Wydaje mi się, że w Twoim wypadku pomóc może przede wszystkim odstresowanie, musisz ochłonąć, czyli zadbać o siebie psychicznie i fizycznie, zaplanować jakieś fajne rzeczy,które lubisz robić i dać tym emocjom z Ciebie spłynąć. Przede wszystkim na zasadzie przyjacielskiej,bez wpadania w panikę,że oto masz nawrót. Sama napisałaś, że powód był,umysł pamięta taki rodzaj reakcji, więc się pojawiła. A teraz Ty musisz się sobą zająć jak najlepszą przyjaciółką,bez paniki,z uśmiechem.
Wydaje mi się, że w Twoim wypadku pomóc może przede wszystkim odstresowanie, musisz ochłonąć, czyli zadbać o siebie psychicznie i fizycznie, zaplanować jakieś fajne rzeczy,które lubisz robić i dać tym emocjom z Ciebie spłynąć. Przede wszystkim na zasadzie przyjacielskiej,bez wpadania w panikę,że oto masz nawrót. Sama napisałaś, że powód był,umysł pamięta taki rodzaj reakcji, więc się pojawiła. A teraz Ty musisz się sobą zająć jak najlepszą przyjaciółką,bez paniki,z uśmiechem.

Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy.

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 105
- Rejestracja: 5 lipca 2016, o 16:00
To ja dodam swoje trzy grosze.
Jestem na terapii od końca listopada 2017 r., nerwica trwa sobie od lipca 2015 r.
Bez dwóch zdań jest lepiej niż było, terapia mi pomaga, ale powiedziałabym, że bardziej w moim własnym podejściu do lęków i myśli niż w samym nieodczuwaniu lęku. Staram się nie bać lęlu wolnopłynącego, który odczuwam często, prawie codziennie, ale gdy go przyjmuję, jak chmury na niebie, sam przechodzi. To samo z myślami, nie nadawać im znaczenia, nawet jeśli nas szokują i męczą. Same sobie przepłyną.
Moja psychoterapeuta mówi mi, że lęk każdy odczuwa a u nerwicowców on może po prostu wracać, choć nie musi, jakby z automatu. Wcale nie musi tego lęku poprzedzać wydarzenie stresujące. Mózg nauczył się tak reagować, utworzyły się połączenia nerwowe i trzeba czasu, aby wygasły.
Tak jak napisała Ciasteczko, odburzenie to nie ciągły wzrost w górę. To upadek, podnoszenie się, trwanie. Akeptacja... Może znowu upadek, gorszy dzień czy tydzień. I momenty pełne światła i spokoju. Ja myślę, że kluczem jest nasze podejście. Im bardziej będziemy sobie robić presję i zastanawiać się, skąd się to znowu wzięło, dlaczego nie przechodzi, kiedy przejdzie, tym gorzej będziemy się czuć. Po długim czasie zrozumiałam, co Divin, Victor and company mają na myśli mówiąc do oporu o niereaktywności, nie tworzenia sobie presji. Może chodzi o to, żeby walka przestała być walką? Żebyśmy się starali nie spinać. Ciężkie to jest, wiem, ale chyba to jedyna droga.
Pozdrawiam,
Bożena
Jestem na terapii od końca listopada 2017 r., nerwica trwa sobie od lipca 2015 r.
Bez dwóch zdań jest lepiej niż było, terapia mi pomaga, ale powiedziałabym, że bardziej w moim własnym podejściu do lęków i myśli niż w samym nieodczuwaniu lęku. Staram się nie bać lęlu wolnopłynącego, który odczuwam często, prawie codziennie, ale gdy go przyjmuję, jak chmury na niebie, sam przechodzi. To samo z myślami, nie nadawać im znaczenia, nawet jeśli nas szokują i męczą. Same sobie przepłyną.
Moja psychoterapeuta mówi mi, że lęk każdy odczuwa a u nerwicowców on może po prostu wracać, choć nie musi, jakby z automatu. Wcale nie musi tego lęku poprzedzać wydarzenie stresujące. Mózg nauczył się tak reagować, utworzyły się połączenia nerwowe i trzeba czasu, aby wygasły.
Tak jak napisała Ciasteczko, odburzenie to nie ciągły wzrost w górę. To upadek, podnoszenie się, trwanie. Akeptacja... Może znowu upadek, gorszy dzień czy tydzień. I momenty pełne światła i spokoju. Ja myślę, że kluczem jest nasze podejście. Im bardziej będziemy sobie robić presję i zastanawiać się, skąd się to znowu wzięło, dlaczego nie przechodzi, kiedy przejdzie, tym gorzej będziemy się czuć. Po długim czasie zrozumiałam, co Divin, Victor and company mają na myśli mówiąc do oporu o niereaktywności, nie tworzenia sobie presji. Może chodzi o to, żeby walka przestała być walką? Żebyśmy się starali nie spinać. Ciężkie to jest, wiem, ale chyba to jedyna droga.
Pozdrawiam,
Bożena
- Sine
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 245
- Rejestracja: 5 listopada 2017, o 10:24
Ja mam to samo, jest o wiele lepiej ale taki lek uogólniony mnie trzyma codziennie, jest słaby ale jest. Codziennie rano z nim wstaje i w ciągu dnia przechodzi by znow pojawić się rano i tak codziennie w kółkoBozenazinha pisze: ↑21 marca 2018, o 13:27To ja dodam swoje trzy grosze.
Jestem na terapii od końca listopada 2017 r., nerwica trwa sobie od lipca 2015 r.
Bez dwóch zdań jest lepiej niż było, terapia mi pomaga, ale powiedziałabym, że bardziej w moim własnym podejściu do lęków i myśli niż w samym nieodczuwaniu lęku. Staram się nie bać lęlu wolnopłynącego, który odczuwam często, prawie codziennie, ale gdy go przyjmuję, jak chmury na niebie, sam przechodzi. To samo z myślami, nie nadawać im znaczenia, nawet jeśli nas szokują i męczą. Same sobie przepłyną.
Moja psychoterapeuta mówi mi, że lęk każdy odczuwa a u nerwicowców on może po prostu wracać, choć nie musi, jakby z automatu. Wcale nie musi tego lęku poprzedzać wydarzenie stresujące. Mózg nauczył się tak reagować, utworzyły się połączenia nerwowe i trzeba czasu, aby wygasły.
Tak jak napisała Ciasteczko, odburzenie to nie ciągły wzrost w górę. To upadek, podnoszenie się, trwanie. Akeptacja... Może znowu upadek, gorszy dzień czy tydzień. I momenty pełne światła i spokoju. Ja myślę, że kluczem jest nasze podejście. Im bardziej będziemy sobie robić presję i zastanawiać się, skąd się to znowu wzięło, dlaczego nie przechodzi, kiedy przejdzie, tym gorzej będziemy się czuć. Po długim czasie zrozumiałam, co Divin, Victor and company mają na myśli mówiąc do oporu o niereaktywności, nie tworzenia sobie presji. Może chodzi o to, żeby walka przestała być walką? Żebyśmy się starali nie spinać. Ciężkie to jest, wiem, ale chyba to jedyna droga.
Pozdrawiam,
Bożena
Możesz mieć albo wymówki albo rozwiązania, ale nie możesz mieć ich obu naraz.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 105
- Rejestracja: 5 lipca 2016, o 16:00
No właśnie, ten lęk jest. Nie jest intensywny, ale jest. Nie wiem, dlaczego i nie wiem, czy warto zastanawiać się, dlaczego jest. W moim przypadku zastanawianie się sprawia, że czuję się gorzej. A gdy go ignoruję, co nie znaczy, że go nie czuję, sam sobie przechodzi i schodzi gdzieś na drugi albo i trzeci plan. Gdy sobie przetłumaczę, że ten lęk nic sam z siebie nie może i ode mnie zależy, jak na niego zareaguję, zaraz staje się taki malutki, w symbolicznym znaczeniu...Sine pisze: ↑21 marca 2018, o 13:46Ja mam to samo, jest o wiele lepiej ale taki lek uogólniony mnie trzyma codziennie, jest słaby ale jest. Codziennie rano z nim wstaje i w ciągu dnia przechodzi by znow pojawić się rano i tak codziennie w kółkoBozenazinha pisze: ↑21 marca 2018, o 13:27To ja dodam swoje trzy grosze.
Jestem na terapii od końca listopada 2017 r., nerwica trwa sobie od lipca 2015 r.
Bez dwóch zdań jest lepiej niż było, terapia mi pomaga, ale powiedziałabym, że bardziej w moim własnym podejściu do lęków i myśli niż w samym nieodczuwaniu lęku. Staram się nie bać lęlu wolnopłynącego, który odczuwam często, prawie codziennie, ale gdy go przyjmuję, jak chmury na niebie, sam przechodzi. To samo z myślami, nie nadawać im znaczenia, nawet jeśli nas szokują i męczą. Same sobie przepłyną.
Moja psychoterapeuta mówi mi, że lęk każdy odczuwa a u nerwicowców on może po prostu wracać, choć nie musi, jakby z automatu. Wcale nie musi tego lęku poprzedzać wydarzenie stresujące. Mózg nauczył się tak reagować, utworzyły się połączenia nerwowe i trzeba czasu, aby wygasły.
Tak jak napisała Ciasteczko, odburzenie to nie ciągły wzrost w górę. To upadek, podnoszenie się, trwanie. Akeptacja... Może znowu upadek, gorszy dzień czy tydzień. I momenty pełne światła i spokoju. Ja myślę, że kluczem jest nasze podejście. Im bardziej będziemy sobie robić presję i zastanawiać się, skąd się to znowu wzięło, dlaczego nie przechodzi, kiedy przejdzie, tym gorzej będziemy się czuć. Po długim czasie zrozumiałam, co Divin, Victor and company mają na myśli mówiąc do oporu o niereaktywności, nie tworzenia sobie presji. Może chodzi o to, żeby walka przestała być walką? Żebyśmy się starali nie spinać. Ciężkie to jest, wiem, ale chyba to jedyna droga.
Pozdrawiam,
Bożena![]()
Co terapia mi dała to wiarę, że jestem silniejsza od nerwicy, że potrafię sobie z nią poradzić. Kiedyś było na odwrót, bałam się, że lęk mnie pochłonie, zniszczy mi życie, że zachoruję psychicznie i wtedy koniec. Przyszłość widziałam w czarnych barwach. Dzisiaj nie odczuwam tego w ten sposób i jest to potężna różnica w podejściu do nerwicy.
- Sine
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 245
- Rejestracja: 5 listopada 2017, o 10:24
Identycznie sobie tłumacze. Jak zignoruje to znika, jak o nim myśle (jak już jest odczuwalny) to czuje, ze się nakręcam i czuje się tez gorzej, nerwowa itp jak każe mu spadać to od razu lepiej i tak w kółko. Może coś zle robimy ?
Możesz mieć albo wymówki albo rozwiązania, ale nie możesz mieć ich obu naraz.
- eiviss1204
- Odburzony Wolontariusz Forum
- Posty: 1291
- Rejestracja: 2 stycznia 2017, o 16:22
Żeby go nie było musicie sie na niego zdadzac. Jest lek mówicie sobie - ok niech bedzie
Albo - no dawaj nerwico mnie to nie rusza. Jesli mówicie spadaj stad nie chce leku to nie ma tu akceptacji i lek bedzie sie zwiększać

- Sine
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 245
- Rejestracja: 5 listopada 2017, o 10:24
To prawda, chce być jak najszybciej od tego wolna
zawsze byłam niecierpliwa z wszystkim, z nerwica tez. No dobra, to teraz ćwiczę akceptację tego mini-lęku 

Możesz mieć albo wymówki albo rozwiązania, ale nie możesz mieć ich obu naraz.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 131
- Rejestracja: 12 marca 2018, o 11:41
Mi pomaga na taki lęk rozmowa z nim. Jeżeli myśli dotyczą np tego, że jestem chora na coś bardzo poważnego, to oczywiście nakręcam się i wpadam w lekką panikę, ale mam już świadomość że zazwyczaj przesadzam więc wykorzystuję tą wiedzę i lęk opada. Dziś mam taki schiz (pisałam o tym w wątku), że jak pójdę do lekarza to na pewno powie, że jestem chora na coś bardzo strasznego. Oczywiście nie omieszkałam się tym podzielić na forum. Ale dzięki psychoterapii wytworzył się już trochę inny tor myślenia. Wiem, że mam skłonność do katastrofizacji i każdy problem rozpatrywać potrafię w najczarniejszych barwach.
- Sine
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 245
- Rejestracja: 5 listopada 2017, o 10:24
Ja kilka tygodni temu miałam myśli ze zwariuje, ze mnie wywiozą do psychiatryka bo mam coś z głowa, schizofrenie itp. Ale jak tylko postawiłam na jedna kartę mówiąc sobie ze najwyżej umrę, zabiorą mnie i wywiozą do psychiatryka i zamkną w pasy na 24/h 7 dni w tygodniu to może mnie wyleczą z tego w końcu, dostanę śmieszne tabletki, zwisa mi to. No i zniknęło, nigdy więcej już się tej myśli nie bałam. Tak tonie z każda myślą, która mnie straszy. Stawiam wszystko na 1 karteElwi pisze: ↑21 marca 2018, o 14:44Mi pomaga na taki lęk rozmowa z nim. Jeżeli myśli dotyczą np tego, że jestem chora na coś bardzo poważnego, to oczywiście nakręcam się i wpadam w lekką panikę, ale mam już świadomość że zazwyczaj przesadzam więc wykorzystuję tą wiedzę i lęk opada. Dziś mam taki schiz (pisałam o tym w wątku), że jak pójdę do lekarza to na pewno powie, że jestem chora na coś bardzo strasznego. Oczywiście nie omieszkałam się tym podzielić na forum. Ale dzięki psychoterapii wytworzył się już trochę inny tor myślenia. Wiem, że mam skłonność do katastrofizacji i każdy problem rozpatrywać potrafię w najczarniejszych barwach.
Możesz mieć albo wymówki albo rozwiązania, ale nie możesz mieć ich obu naraz.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 131
- Rejestracja: 12 marca 2018, o 11:41
Sine pisze: ↑21 marca 2018, o 14:50Ja kilka tygodni temu miałam myśli ze zwariuje, ze mnie wywiozą do psychiatryka bo mam coś z głowa, schizofrenie itp. Ale jak tylko postawiłam na jedna kartę mówiąc sobie ze najwyżej umrę, zabiorą mnie i wywiozą do psychiatryka i zamkną w pasy na 24/h 7 dni w tygodniu to może mnie wyleczą z tego w końcu, dostanę śmieszne tabletki, zwisa mi to. No i zniknęło, nigdy więcej już się tej myśli nie bałam. Tak tonie z każda myślą, która mnie straszy. Stawiam wszystko na 1 karteElwi pisze: ↑21 marca 2018, o 14:44Mi pomaga na taki lęk rozmowa z nim. Jeżeli myśli dotyczą np tego, że jestem chora na coś bardzo poważnego, to oczywiście nakręcam się i wpadam w lekką panikę, ale mam już świadomość że zazwyczaj przesadzam więc wykorzystuję tą wiedzę i lęk opada. Dziś mam taki schiz (pisałam o tym w wątku), że jak pójdę do lekarza to na pewno powie, że jestem chora na coś bardzo strasznego. Oczywiście nie omieszkałam się tym podzielić na forum. Ale dzięki psychoterapii wytworzył się już trochę inny tor myślenia. Wiem, że mam skłonność do katastrofizacji i każdy problem rozpatrywać potrafię w najczarniejszych barwach.
Też tak robię z takimi myślami. Rzeczywiście pomaga. Mój terapeuta zawsze radzi, żeby do nerwicy nie podchodzić zadaniowo. Np ty teraz piszesz, będę ćwiczyć akceptację lęku i być może nastawiasz się na cel, że go zlikwidujesz. Może warto zaakceptować że tą nerwicę masz i będziesz mieć jeszcze jakiś czas i nie oczekiwać że to zniknie. Dosyć ciekawie o akceptacji lęku mówi w filmikach na YT Dominik Waszek. Warto obejrzeć naprawdę. Tu też są ciekawe materiały, ale wiadomo im więcej wiedzy zdobędziesz tym lepiej.
- Natalie1208
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 436
- Rejestracja: 17 maja 2017, o 13:39
Dziekuję Wam bardzo za odpowiedzi i rady- potrzebowałam tego dziś
Myślę , że u mnie to faktycznie jednak brak takiego 100% zgodzenia się na ten lęk wolnopłynący. własnie niby wydaje mi się ze akceptuje, a jednak trzymam tą kontrole i gdzieś tam w środku za wszelka cenę chce żeby już więcej nie wrócił- i to jest chyba sedno problemu.
Dominik Waszek faktycznie fajnie mówi o lęku. Gdyby chciał to podrzucam linki do dwóch części :
1. https://www.youtube.com/watch?v=4tDDbGq712Y
2. https://www.youtube.com/watch?v=AmgA7OUPHU4

Myślę , że u mnie to faktycznie jednak brak takiego 100% zgodzenia się na ten lęk wolnopłynący. własnie niby wydaje mi się ze akceptuje, a jednak trzymam tą kontrole i gdzieś tam w środku za wszelka cenę chce żeby już więcej nie wrócił- i to jest chyba sedno problemu.
Dominik Waszek faktycznie fajnie mówi o lęku. Gdyby chciał to podrzucam linki do dwóch części :
1. https://www.youtube.com/watch?v=4tDDbGq712Y
2. https://www.youtube.com/watch?v=AmgA7OUPHU4