Anushka pisze: ↑16 listopada 2019, o 20:43
Zanim trafiłam do swojej psychoterapeutki (poznawczo-behawioralna), byłam na dwóch spotkaniach w nurcie psychodynamicznym. Odniosłam wrażenie, że ta kobieta jest bardziej pogubiona niż ja. Naopowiadała mi takich rzeczy, że tylko mój lęk wzrósł. Czułam się okropnie. Ale myślałam, że może tak ma być. Że może tak działa terapia. Na szczęście, olśniło mnie. Wymieniłam się tym doświadczeniem z kilkoma osobami (w tym z forum) i pożegnałam się z tamtą psychoterapeutką.
Oni będą z uporem maniaka forsować teorię, że nasz lęk i niezgoda to nasza wina, to tylko nasz "opór terapeutyczny". Nieważna osoba i kompetencje terapeuty - zawsze "co złego, to pacjent" (przy czym oni oczywiście unikają, dla pozoru, słów takich jak "wina" czy "złe"). Jeśli się nie zgadzasz z czymś w gabinecie - jesteś agresorem, no bo w końcu zgłosiłeś się do psychoterapeuty jako do specjalisty, a teraz podważasz jego fachowość.
Ta psychodynamiczna szkoła jest, w związku z powyższym, na wskroś... narcystyczna. Wymyślili sobie w I połowie XX w. system, który niby "tłumaczy" tzw. "mechanizmy" zaburzeń i trzymają się swojej utopii, nie odstępując o krok (bo inaczej to opór sceptyka itp.). I tak międlą wkoło te swoje "klaryfikacje" trudności emocjonalnych, w gabinetach, jakby to miało mieć jakikolwiek wymiar terapeutyczny. Przedstawiają swoje rzekome mechanizmy (totalnie pomijając, wręcz szydząc niekiedy z dziedziny neuropsychologii i ogólnie całego biologicznego podłoża) zamiast zajmować się realną pomocą, czyli
eliminowaniem zaburzeń, szkodliwych myśli i stanów.