
Moja walka z nerwicą trwała około 3 lat, chociaż patrząc w przeszłość pierwsze epizody zdarzały się już dużo wcześniej - mowa tu np. o atakach paniki w takich miejscach jak kino, koncert czy kościół (jak się później dowiedziałem miało to swoje uzasadnienie w tym zaburzeniu). Coż, miałem to szczęście, że byłem młody i nie przejmowałem się tym zbytnio, zawsze szukałem racjonalnych wyjaśnień (duszne pomieszczenie, brak odpoczynku, gorszy dzień itp.), w moim przypadku wystarczyło po prostu.. unikać tych miejsc, co nie wydawało się wygórowaną ceną w zamian za brak odczuwania tego najgorszego uczucia na świecie.
Mijały lata a nerwica wkraczała w coraz więcej miejsc i sytuacji, coraz bardziej utrudniała życie. Oszukiwałem się, że skończę to i tamto a później zajmę się swoim zdrowiem, jeszcze tylko skończę studia, jeszcze tylko zdobędę pierwszą pracę, jeszcze tylko zdobędę lepszą pracę.. a gdzieś z tyłu głowy zostawało to, że trzeba będzię się z tym zmierzyć, w moim przypadku to zaburzenie wybrało sobie ten moment.
Jako, że jest to tylko powitalny wpis, nie chcę się w nim rozpisywać o swojej drodze 'odburzania', jeśli znajdzie się jakiś zainteresowany napiszę o tym we właściwej zakładce forum

Chętnie popiszę (może nawet pomogę) jeśli ktoś czuje taką potrzebę, trzymajcie się
