Jak być szczęśliwym z samym sobą ?
: 23 lutego 2016, o 00:01
Po raz pierwszy zebrałam się na odwagę by napisać o tym co czuję i pozwolić to przeczytać każdemu kto tylko będzie chciał poświęcić swój czas.
W chwilii obecnej mam 20 lat, lecz jak już wiem życie postanowiło ujawniać mi wszystkie sekrety ludzkiej fałszywości i braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za uczucia drugiego człowieka od 13ego roku życia.
Doświadczyłam wielu zdrad ze strony "przyjaciół". Przeżyłam z moją mamą prawdziwą rozpacz na jakiś czas porzuconej żony, gdy sama przeżywałam swoją rozpacz jako porzucona córka. Byłam zastraszana i doświadczyłam zarówno psychicznej jak i w późniejszych etapach fizycznej przemocy ze strony rówieśników, lecz wtedy również nauczyłam się co to znaczy ludzka znieczulica i brak jakiekolwiek reakcji na krzywdę.W tamtych czasach byłam od dwóch lat zakochana w swoim przyjacielu, który niestety odrzucił mnie kończąc tym samym naszą przyjaźń. Więc straciłam kolejną i już ostatnią osobę u której mogłam liczyć na dobre słowo, lub zwykłą rozmowę. Mimo wszystko nigdy nie potrafiłam przestać o Nim myśleć i wciąż zachowałam jakąś resztkę miłość do Niego. W wieku 16 lat zostałam wyrwana z kraju, by nauczyć się żyć na nowo za granicą. Później gdy w wieku prawie 18 lat zażyłam trochę spokoju okazało się, ze byłam okłamywana przez swojego chłopaka, któremu powierzyłam i oddałam wszystko. Karmił mnie swoją fałszywą miłością przez dwa lata i zdradzał z prawie każdą napotkaną dziewczyną bądź prostytutkami. Po zerwaniu zmieszał mnie i moją rodzinę z błotem, tak że straciłam jedynych swoich znajomych, którzy byli naszymi wspólnymi. Znów zostałam sama. W trakcie tego doszło również do przykrej sytuacji w której niestety ale wraz z rodzicami straciłam kontakt z jedyną rodziną jaka nam została. Odczułam niesamowitą pustkę, smutek i zagubienie. Szukałam i nadal szukam sposobu, który pomógłby mi poradzić sobie z tymi wszystkimi stratami. Tyle, że czasem już brakuje mi sił. To co w skrócie napisałam o swoich przeżyciach, to tylko najgorsze piętna. Małych blizn jest wiele i długo by mówić. A życie wciąż nie przestaje mnie testować i udawadniać jak okrutne potrafi być. Mówią, że na człowieka spada tyle ile jest w stanie unieść. Ja jednak w obecnym momencie czuję, że moja granica została nadszarpnięta i marnie czołgam się przez życie. Dniami jest lepiej. W większości z nich potrafię jakoś sobie poradzić, ale noce wciąż nie dają mi złapać oddechu. Nawet płacz się nie pojawia. Czuję tak straszną pustkę, lęk i strach, że zostanę sama, że wpadam w panikę z której czasem na prawdę ciężko mi jest wyjść. Nie potrafię się uporać i pogodzić z tym w jaki sposób ludzie mnie oszukali. Pełno wspomnień których nie potrafię zaakceptować. I to poczucie bezsensu w życiu. I aby cos poczuć i odciągnąć swoje myśli od tej czarnej dziury uciekam się do drastycznych i wstydliwych jak dla mnie metod poczucia czegoś innego. Moje pytanie do Was ! Jeśli ktoś dotarł do końca tego monologu.. Czy ktoś czuje się podobnie ? Jakie są Wasze metody na radzenie sobie z takimi uczuciami ? Jak przestać bać się pozostania samej ? I jak nauczyć się być szczęśliwą z samą sobą i z własnym życiem ( wliczając w to również pogodzenie się z przeszłością). I jak odzyskać wiarę w ludzi, tak by w odpowiednim czasie zaufać bez obawy na kolejny zawód i cierpienie ?
W chwilii obecnej mam 20 lat, lecz jak już wiem życie postanowiło ujawniać mi wszystkie sekrety ludzkiej fałszywości i braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za uczucia drugiego człowieka od 13ego roku życia.
Doświadczyłam wielu zdrad ze strony "przyjaciół". Przeżyłam z moją mamą prawdziwą rozpacz na jakiś czas porzuconej żony, gdy sama przeżywałam swoją rozpacz jako porzucona córka. Byłam zastraszana i doświadczyłam zarówno psychicznej jak i w późniejszych etapach fizycznej przemocy ze strony rówieśników, lecz wtedy również nauczyłam się co to znaczy ludzka znieczulica i brak jakiekolwiek reakcji na krzywdę.W tamtych czasach byłam od dwóch lat zakochana w swoim przyjacielu, który niestety odrzucił mnie kończąc tym samym naszą przyjaźń. Więc straciłam kolejną i już ostatnią osobę u której mogłam liczyć na dobre słowo, lub zwykłą rozmowę. Mimo wszystko nigdy nie potrafiłam przestać o Nim myśleć i wciąż zachowałam jakąś resztkę miłość do Niego. W wieku 16 lat zostałam wyrwana z kraju, by nauczyć się żyć na nowo za granicą. Później gdy w wieku prawie 18 lat zażyłam trochę spokoju okazało się, ze byłam okłamywana przez swojego chłopaka, któremu powierzyłam i oddałam wszystko. Karmił mnie swoją fałszywą miłością przez dwa lata i zdradzał z prawie każdą napotkaną dziewczyną bądź prostytutkami. Po zerwaniu zmieszał mnie i moją rodzinę z błotem, tak że straciłam jedynych swoich znajomych, którzy byli naszymi wspólnymi. Znów zostałam sama. W trakcie tego doszło również do przykrej sytuacji w której niestety ale wraz z rodzicami straciłam kontakt z jedyną rodziną jaka nam została. Odczułam niesamowitą pustkę, smutek i zagubienie. Szukałam i nadal szukam sposobu, który pomógłby mi poradzić sobie z tymi wszystkimi stratami. Tyle, że czasem już brakuje mi sił. To co w skrócie napisałam o swoich przeżyciach, to tylko najgorsze piętna. Małych blizn jest wiele i długo by mówić. A życie wciąż nie przestaje mnie testować i udawadniać jak okrutne potrafi być. Mówią, że na człowieka spada tyle ile jest w stanie unieść. Ja jednak w obecnym momencie czuję, że moja granica została nadszarpnięta i marnie czołgam się przez życie. Dniami jest lepiej. W większości z nich potrafię jakoś sobie poradzić, ale noce wciąż nie dają mi złapać oddechu. Nawet płacz się nie pojawia. Czuję tak straszną pustkę, lęk i strach, że zostanę sama, że wpadam w panikę z której czasem na prawdę ciężko mi jest wyjść. Nie potrafię się uporać i pogodzić z tym w jaki sposób ludzie mnie oszukali. Pełno wspomnień których nie potrafię zaakceptować. I to poczucie bezsensu w życiu. I aby cos poczuć i odciągnąć swoje myśli od tej czarnej dziury uciekam się do drastycznych i wstydliwych jak dla mnie metod poczucia czegoś innego. Moje pytanie do Was ! Jeśli ktoś dotarł do końca tego monologu.. Czy ktoś czuje się podobnie ? Jakie są Wasze metody na radzenie sobie z takimi uczuciami ? Jak przestać bać się pozostania samej ? I jak nauczyć się być szczęśliwą z samą sobą i z własnym życiem ( wliczając w to również pogodzenie się z przeszłością). I jak odzyskać wiarę w ludzi, tak by w odpowiednim czasie zaufać bez obawy na kolejny zawód i cierpienie ?