Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Wyuczona bezradność

Wpisy Ciasteczka
Regulamin forum
Uwaga! Attention! Achtung! 注意广告!
Ten dział poświęcony jest materiałom forumowym, służą one "do odczytu" czyli nabywania informacji i ewentualnie komentarza. Nie opisuj tu swojej historii, objawów i nie zadawaj pytań o zaburzenia.
Jeśli masz taką potrzebę przejdź na stronę główną forum - Kliknij - do sekcji FORUM DYSKUSYJNE, tam masz dostępnych wiele działów do rozmów, pytań itp.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

1 października 2014, o 19:52

Wyuczona bezradność


Myślę, że temat bezradności, jako postawy życiowej, może dotyczyć całkiem pokaźnej ilości ludzi z forum, dlatego postanowiłam podzielić się przemyśleniami na ten temat, szczególnie ze względu na to, że uważam, że wyuczona bezradność może być powodem nerwicy, i/lub depresji.

Pisząc bezradna postawa, mam na myśli postawę, w której postrzegamy siebie jako osoby bezradne wobec zastanej rzeczywistości. Mamy przekonanie, że świat oddziałuje na nas, ale my nie mamy mocy by oddziaływać na niego. Wszystko, co nam się przytrafi musimy przyjąć, ale w głębi duszy boli nas to, nie zgadzamy się z pewnymi rzeczami, które nam się przytrafiają, lub które inni ludzie świadomie, lub nie, nam robią. Jednak nie podejmujemy absolutnie żadnych działań, lub jedynie minimalne, czując, że nie mamy w sobie mocy, lub możliwości, by cokolwiek zmienić.

Ma to bardzo negatywne efekty, gdyż daje poczucie, że jesteśmy jak łódeczka na oceanie, która zazwyczaj nie decyduje o swoim kursie. Zatem, tam gdzie ją popchnie inny okręt, albo fala, tam musi płynąć. Jest to dość przerażająca perspektywa, dająca świadomość absolutnej bezsilności i braku kontroli nad codziennością, czy w szerszej perspektywie, całym swoim losem.

Warto jest przyjrzeć się sobie i zauważyć, że taka postawa ma duży związek z ewentualnym pojawianiem się nerwicy, czy depresji. Żyjąc w przekonaniu, że (i tu piszę o skrajnościach, ale skala przekonania o bezsilności może być różna) nic nie możemy zrobić, że inni mogą się nami bawić jak lalką na sznurkach, że możemy tylko czekać na to, co los nam przyniesie, trwamy w błędnym przekonaniu, że nie mamy absolutnie żadnego wpływu na to, jak wygląda nasze życie. Jest to trwanie jak drzewo na wietrze, które zastanawia się kiedy złamie je kolejna wichura. Bardzo ciężko jest tak żyć. Jest to świat, który w skrajnych przypadkach jest pełen cierpienia, frustracji i lęków.

Myślę, że jest to postawa wyuczona na przestrzeni życia, która staje się nieodłączną częścią charakteru, a przynajmniej tak ją traktujemy.

Pasywności wobec życia możemy nauczyć się pośrednio, lub bezpośrednio (tak to sobie podzieliłam amatorsko). To znaczy, ktoś może nam nieustająco mówić co mamy robić nie dając nam możliwości podejmowania własnych decyzji i działań, podkreślając, że raczej nie mamy do tego prawa. Jesteśmy w jakiś sposób karani za wyrażanie swoich potrzeb i opinii. Inna możliwość - ktoś pokazuje to swoją postawą, na przykład będąc osobą dominującą (nie tylko w stosunku do nas, ale np. całego domu) i miażdżąc nas samą obecnością, czy z kolei wykazując się nadopiekuńczością. W obydwu przypadkach może pojawić się poczucie, że to normalne, że układ sił tak wygląda, że nie mamy prawa oddziaływać na rzeczywistość. Myślimy więc, że jesteśmy wybrakowani, gorsi. Pojawiają się kłopoty z samooceną. Patrzymy na innych ludzi, którzy kreują swoją rzeczywistość i myślimy, że jest w nich coś lepszego niż w nas, że wiedzą lepiej co należy robić.

Mam tu na myśli nie tylko permanentne sytuacje w rodzinnym domu, ale również np. długo utrzymujące się sytuacje w toksycznym środowisku pracy, wśród znajomych, czy w związku.

Skutkiem wyuczonej bezradności może być, moim zdaniem, np. to, że:

- przestajemy myśleć o swoich potrzebach (po co, skoro "nie da się" ich realizować?), albo nawet nigdy się tego nie uczymy

- dostosowujemy się do cudzych scenariuszy, łatwo ulegamy presji, jesteśmy bezwolni

- wierzymy we własną niemoc, niemożność oddziaływania na rzeczywistość

- myślimy, że cokolwiek się zdarzy, nie mamy możliwości wybrnięcia z tego

- mamy przekonanie, że każdy ma prawo do tego, by zachować się wobec nas w dowolny sposób

- wierzymy, że każdy ma nad nami przewagę

- czujemy się słabi i nic niewarci, cierpi nasza samoocena albo mamy poczucie jej braku

- jesteśmy dorośli, ale czujemy się wciąż bezradni jak dziecko

- popadamy w niedobre związki z ludźmi (lub wręcz toksyczne) ze znajomymi, przyjaciółmi, partnerami, współpracownikami, szefem, itd.

- trwamy długo w znienawidzonych sytuacjach

- mamy zerową asertywność

Być może czytając to, któreś z was pomyśli, że czyta o sobie. Może się okazać, że od razu stwierdzi - "Taki już jestem", "Zawsze taka byłam". Wspomniałam przedtem, że bezradna postawa może stać się cechą charakteru. To znaczy, czymś automatycznym, co traktujemy jako część swojej osobowości. Ale wcale tak nie musi być. Charakter, to w dużej części (wciąż chyba trwa debata na ile charakter jest wrodzony, a na ile wyuczony) postawy i reakcje, które powielamy w każdej sytuacji, i które stają się nawykiem, z którym zaczynamy się utożsamiać. Warto się zastanowić dlaczego tak robimy. Zadać sobie pytanie - dlaczego ta bezsilność jest częścią mnie?

Przede wszystkim, jak w każdym postanowieniu, by coś w sobie zmienić, trzeba zacząć od uświadomienia sobie problemu, zrozumienia jego źródła ogólnego (mniej więcej wspólnego dla wszystkich, czyli to co tu opisuję) i indywidualnego (dla siebie), wynikającego z własnej historii, własnych doświadczeń. Potem, można przyjrzeć się w jakich sytuacjach jest się automatycznie bezradnym, jak automatycznie reaguje się na zdarzenia życiowe, na trudności, na sytuacje kiedy coś nam nie odpowiada.

Myślę, że w pracy nad bezsilną postawą ważne jest by:

- nauczyć się rozpoznawać swoje potrzeby od najprostszych, po najbardziej skomplikowane - rzeczy, które się lubi, i których się nie lubi, rzeczy których się pragnie, i których się nie chce, marzenia, cele, preferencje (na początku może to być trudne, ale można tu wyliczać nawet najmniejsze drobiazgi). Jednym słowem poznać siebie lepiej!

- zacząć komunikować innym te swoje potrzeby i opinie, dać sobie prawo do wyrażania siebie, bez względu na to, czy będzie to zgodne z życzeniem czy poglądami naszego środowiska

- pracować nad zmianą sytuacji, która nam nie odpowiada. Nie trwać w nieznośnych, beznadziejnych sytuacjach w nieskończoność, tylko podejmować działania (tu również można zacząć od detali)

- przyjrzeć się swoim związkom z ludźmi - ile z nich jest partnerstwa, a ile z nich polega na dostosowywaniu się?

- zacząć inicjować zdarzenia w życiu, przejść z bierności do aktywności. Nie czekać aż coś się przytrafi, tylko sprawić by się przytrafiło. Zależnie od stopnia bezradności, od którego się zaczyna, może to być drobiazg typu zorganizowanie wypadu do kina, albo dla wersji mniej bezradnej np. rozpoczęcie udzielania korepetycji, itp.

Nie czarujmy się, na początku może być trudno. Jeśli borykacie się z tym problemem i właśnie się podekscytowaliście, że go wreszcie migiem rozwiążecie, to przypomnijcie sobie oklepany frazes, że dla każdej zmiany potrzeba czasu. Nie piszę tego, by was zniechęcić. Chciałabym tylko pokazać, że do zmian trzeba podchodzić realistycznie. W realistycznym założeniu, raz uda wam się przełamać, a innym razem wygra stara postawa. Dlaczego? Pomyślcie ile lat zajęło wam ukształtowanie takiej osobowości jaką macie teraz? Od kilkunastu do kilkudziesięciu lat! Zmiany zajmą wam oczywiście dużo mniej czasu, bo są świadome, ale bądźcie cierpliwi i wyrozumiali dla siebie. Cieszcie się małymi efektami. Nie zakładajcie, że macie od razu stać się maszynami, które w każdej sytuacji zareagują "książkowo", lub zgodnie z własnym idealnym wyobrażeniem.

Pamiętajcie również, że:

- zmiany wymagają czasu

- możecie czuć się zagubieni w nowym sposobie myślenia i działania

- możecie odczuwać efekt huśtawki (raz się uda, raz nie)

- czasem wrócą stare nawyki

- może się okazać, że całe dotychczasowe życie byliście bezradni i na tej bezradności opierają się wasze związki z ludźmi, sposób komunikacji z rodziną, itd. Możliwe, że trzeba będzie trochę pozmieniać układ sił, być może nawet okaże się, że kolegowanie się z kimś nie będzie po zmianie takie jak dawniej, albo w ogóle możliwe.

- za każdym razem gdy zmieniamy coś w sobie, nasze otoczenie nie musi tego polubić i zaakceptować. Nie każdy będzie się cieszył z waszej nowej "odsłony". Do tej pory zazwyczaj ulegli, nagle staniecie się bardziej asertywni, może znajdziecie nowe zainteresowania, zmienicie pewne nawyki. Nie każdy będzie temu przyklaskiwać. I to będzie też pewien test, żeby się pod tym nie ugiąć jeśli będzie miało to cechy manipulacji.

- w niektóre sytuacje ciężko jest zmienić (nie nadużywajcie jednak tego stwierdzenia, bo to droga powrotna do bezradności). Na przykład może się okazać, że będziecie musieli przeczekać jakiś czas i dopiero zadziałać, albo nakreślić bardziej długofalowy plan. Czasem nie można, na przykład, powiedzieć szefowi, że ma spadać, bo nie da się żyć bez kasy, ale z kolei, można pomyśleć o tym jak zmienić pracę, zamiast trwać w niej i więdnąć z każdym dniem, wierząc, że nic się nie da zrobić.

- Nie od razu Kraków zbudowano :DD

Oczywiście powyższy artykuł jest tylko powierzchownym ujęciem tematu, ale wydaje mi się, że porusza najważniejsze kwestie i mam nadzieje, że będzie inspiracją dla osób, które rozpoznają u siebie ten problem.

Bezradność jest tylko wewnętrzną postawą. A wewnętrzna postawa jest wyborem. Problemem nie jest zazwyczaj to, co nam się przytrafia, ale to jak na to zareagujemy i jakie przyjmiemy wobec tego stanowisko.

Życzę Wam postawy prawdziwych wojowników! ^^
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Zablokowany