Witajcie!
Przedstawię tu kilka spostrzeżeń na temat problemu, który naznaczył właściwie całe moje życie i ciągnie się od dzieciństwa... doszłam ostatnio do wniosku (po kolejnym epizodzie depresyjnym), że moja psychika mówi "dość" i że ten problem jest główną przyczyną mojej niestabilności emocjonalnej i okresowych załamań...
Byłabym ogromnie wdzięczna, gdybyście w komentarzach napisali to, co przychodzi Wam na myśl po przeczytaniu tekstu poniżej.
Czy uważacie, że tego typu problem może mieć źródło w głęboko zakorzenionym mechaniźmie lękowym? Czy można np. nie odczuwać takiego lęku, a on działa na nas i tak?
Byłam wysoce wrażliwym dzieckiem, miałam doświadczenie opuszczenia emocjonalnego, więc traumy też mogą mieć znaczenie.
Czy uważacie, że można wypracować poprawę z tego stanu poprzez psychoterapię/ poprzez inne metody?
Przez ten problem mam ciągłe wrażenie "niepełności" wewnętrznej, ciężko mi określić swoją osobę, swoje cechy... utrudnia mi to też utrzymywanie i tworzenie stałych, wartościowych relacji...
A oto ten opis:
Nie wiem, co we mnie „siedzi”. Nie umiem rozmawiać o sobie, o tym co przeżywam, co mam wewnątrz. Nie mam dostępu sama do siebie. Często brakuje mi słów na jakikolwiek temat. W sytuacji rozmowy z drugą osobą często pojawia się pustka, wobec której czuję się bezbronna, bezradna. Odczuwam sztywność. Bardzo mnie to unieszczęśliwia. Jest tak od lat. Tak jakbym nie umiała być szczęśliwa z głębi duszy. Odnaleźć samą siebie, poznać samą siebie. Mieć prawdziwe i głębokie relacje. Ostatnio pomyślałam: Przecież tyle rzeczy nas otacza, tyle rzeczy można opisać, rozmyślać o nich, nawiązywać do nich, mówić o tym… ja tego nie potrafię.
Wydaje mi się, że mam w sobie jakieś blokady od dzieciństwa. Dlatego psychika po jakimś czasie się buntuje i reaguje stanami chorobowymi. Te blokady sprawiają, że nie umiem zajrzeć w głąb siebie, do końca nie wiem jaka jestem, nie umiem nawiązywać relacji. Doprowadziło mnie to do stanu całkowitej pustki w życiu.
Tak jakby rządziły mną od dawna mechanizmy, których już nie czuję, nie rozumiem, widzę tylko ich następstwa, czyli niespodziewane zasłabnięcia, uczucie wszechogarniającej, zaciskającej się na moim umyśle blokady, każdorazowe trudności w rozmowach, relacjach z ludźmi, zawsze nieco inne,
tak do końca trudne do opisania, ale składające się na: pustkę w głowie po wypowiedzi drugiego człowieka, pełna bezradności postawa wobec tego problemu, wewnętrzne zesztywnienie, brak swobody wypowiedzi, brak spontaniczności, plastyczności w myśleniu, problemy z autoekspresją, brak pewności siebie; wszystko to dotyczy rozmów/ relacji nawet z bliskimi, zaufanymi osobami.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Permanentny mechanizm utrudniający życie
- Mysz
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 69
- Rejestracja: 8 lutego 2017, o 18:51
Nie wiem na ile twoje odczucia są spowodowane lękiem i obniżonym nastrojem a na ile ogólnie, zawsze tak jest .
Ja osobiście bardzo polecam psychoterapię. Czasami potrzeba osoby która wesprze i popatrzy na nas z boku, z dystansu, z innej perspektywy
Jak uda Ci się dotrzeć do źródła tej pustki to i uda się ją zapełnić
Ja osobiście bardzo polecam psychoterapię. Czasami potrzeba osoby która wesprze i popatrzy na nas z boku, z dystansu, z innej perspektywy

Jak uda Ci się dotrzeć do źródła tej pustki to i uda się ją zapełnić
