Odburzony w 100 % i znów nawrót. Prośba do innych
: 17 stycznia 2016, o 18:35
Witam
Swój wątek opisałem tutaj watpisz-co-do-swoich-objawow-dyskusja-o ... -4065.html
Otóż, wydarzyła się pewna rzecz bardzo pozytywna i negatywna z którą chciałbym się podzielić. Liczę na jakieś porady, od osób odburzonych.
A więc po krótce, derealizacja męczy mnie od 2 miesięcy, objawia się tym że świat widzę zamroczony, trochę jak przez mgłę + męczą mnie straszne natręctwa myśli.
2 tygodnie temu we wtorek miałem straszny, pierwszy tak mocny atak paniki (paraliż w nocy, problem z zaśnięciem, kołatania serca). Myślałem, że już po mnie, ale co też opisałem poradziłem sobie z tym stanem w 2 dni. Kiedy wydawało mi się, że nie dam rady zrozumiałem co tak naprawdę znaczy akceptacja, mimo iż wpajałem sobie to do głowy wcześniej. Siadłem na łóżku i powiedziałem sobie : a co jeśli będziesz miał to całe życie, będziesz się użalał nad sobą ? Co jeśli Ci się pogorszy, też będziesz robił z tego nie wiadomo co ? Uświadomiłem sobie, że życie jest naprawdę piękne i po prostu taki dostałem dar od losu, a ten stan niczego tak naprawdę nie zmienia. Z tak mega dobrym humorem posiedziałem sobie w domu dwa dni, a za każdym razem kiedy nadchodziły natrętne myśli typu 'pogorszy się, zostanie Ci to na zawsze itp' mówiłem sobie - i zajebiście, zaakceptowałem to, mogę a nawet chce z tym żyć. W tamtą sobotę słuchałem sobie always look on the bright side of life, nagle uniosłem głowę znad monitora i derealizacja zniknęła (jak opisałem wcześniej, nigdy nie miałem depersonalizacji). Ucieszyłem się, aczkolwiek przestudiowałem wcześniej wszystkie informacje i porady i wiedziałem, żeby się nie podniecać. Cały czas mówiłem sobie - fajnie fajnie, ale jak wróci to też spoko. Obudziłem się następnego dnia rano, derealizacji brak, poszedłem do marketu sprawdzić (tam najbardziej się aktywuje), potem na wykład i tak dalej. Cieszyłem się jak dzieciak, wszystko było tak... trzeźwe i realne. W stanie 100 % odburzenia trwałem pełne 4 dni i w środę zdaję sobie z tego sprawę popełnilem straszny błąd. We wtorek kiedy minęły 3 dni, byłem już niemalże pewien że derealizacja minęła, jednakże dostałem olśnienia - pamięć, koncetracja i to wszystko było dokładnie takie same jak w czasie derealizacji, tyle że już bez tej 'iluzji'. Uświadomiłem sobie, że derealizacja jest rzeczywiście tylko lękiem, który siedzi nam w głowie, ale nic przez niego się nam nie dzieje. Przez te 4 dni, zrobiłem jeden podstawowy błąd - mimo że minęło, trzymałem wciąż kontrolę. Po prostu nie mogłem uwierzyć że minęło mi to raptem po 2 miesiącach i ciesząc się, cały czas sprawdzałem czy nadal widzę świat tak w pełni realnie. Najbardziej denerwujące było to i głównie dlatego piszę tego posta - natrętne myśli, mimo iż derealizacja minęła były ze mną niemalże cały czas. Nie mogłem tego zrozumieć, dlaczego nie mogę już tego zostawić za sobą i żyć tak jak zawsze. No i dochodzimy do tej środy - byłem zmęczony, a z racji że po tych 2 miesiącach nie pamiętałem jak to jest być zmęczonym, cały czas korbiłem się, że może jednak wróciło, mimo iż tak nie byłem. Denerwowałem się tym cały czas, mimo iż nie powinieniem i co 15 minut wychodziłem z domu sprawdzić czy aby na pewno nie wróciło. No i wróciło, w czwartek po południu. I tu pierwsze pytanie, ponieważ wcześniej się z tym nie zetknąłem w historii ozdrowieńców - jak odbierać to, że DD minęło w 100 % po czym wróciło po 4 dniach ? Czy to oznacza, że to dobry znak i jestem na dobrej drodze (bo tak mi się wydaję) ? W czwartek kiedy wróciło, mimo iż wiadomo czułem frustrację, cały czas uspokajałem się mówiąc sobie - luz, spoko, widzisz da się, to schodzi. Możesz z tym żyć, rób swoje, a kiedyś minie tak jak i teraz. Los sprawił, iż z racji tego że studiuję w Krakowie, zostałem sam na mieszkaniu (kumple pojechali na weekend). Wieczorem dostałem napadu myśli, mimo iż wiedziałem i tłumaczyłem sobie wszystko racjonalnie - myśli oczywiście o tym, że raz już zeszło ale wszystko zjebałem, teraz już nigdy nie zejdzie (mimo, iż racjonalnie wiem, że to nieprawda), tego że dostanę schizofrenii oraz depersonalizacji, której do tej pory nie miałem. Nie mogłem spać i tak dalej, przez następne 2 dni był koszmar - tak jakby akceptacja i racjonalizm nie działał, cały czas mówiłem sobie 'niech te myśli przeminą, wiesz że to tylko lęk i nic Ci nie zrobi', cały czas pojawiały się w mojej głowie 24/7. Poszedłem na spacer, poszedłem na basen - nic, cały czas te przeklęte myśli, mimo iż cały czas powtarzałem sobie - nie walcz z tym, to minie, nic Ci się nie stanie, najwyżej trafisz do psychiatryka i też będzie fajnie. Mimo iż nigdy bym do tego nie dopuścił, za bardzo kocham życie, rodzinę, znajomych, mam za dużo celów w życiu, ale natrętne myśli mówiły mi : nie dasz już rady, musisz się zajebać (śmieję się troche, bo wiem jakie to głupie). Ale to był istny koszmar, mimo iż cały czas stosowałem techniki akceptacji mówiąc sobie - tak musi być, musi czasem nadejść ten zły dzień, żeby potem było lepiej. Nie bój się, jesteś bardzo silny lub daj tym myślą płynąć, nie rób nic z nimi - nic to nie pomagało, pierwszy raz czułem jakbym nie mógł wytrzymać sam ze sobą, nie mógł mimo akceptacji zatrzymać tych myśli. Dziś wróciłem do domu, pogadałem z rodzicami, wyluzowałem się trochę i jest okej, poczułem wewnętrzny spokój. Niestety, martwi mnie to, że jestem naprawdę silny, naprawdę akceptuje ten stan, przestałem już cokolwiek kontrolować, ale te natrętne i tak irracjonalnie-głupie myśli są ze mną cały czas - jeszcze z 2 tygodnie temu pojawiały się co jakiś czas. Śmieje się z nich, wiem że to nieprawda, że nie dostanę depersonalizacji itp (a natrętna myśl w głowie - kiedyś czytałeś, że ktoś miałem najpierw derealizacje a potem dostał depersonalizacji, na pewno Ci się pogorszy), ale po prostu nie dają mi spokoju. Drugie pytanie - co o tym wszystkim myślicie, byłbym bardzo wdzięczny za odpowiedz. Plus we wtorek idę do psychiatry, lecz zastanawiam się nad lekami - z jednej strony, może coś by pomogły, ale z drugiej myślę sobie a) za 2 tygodnie sesja, muszę być w pełni sił umysłowych b) derealizacja zeszła mi już raz bez żadnych leków (chyba że lekiem nazwiemy viladol i melisę). Nie boje się tej derealizacji, nie boje się że mi się pogorszy, bo wiem że to tylko lęk. Jednakże, mimo prób racjonalizacji i akceptacji, mam problem z natrętnymi myślami. Idę do lekarza głównie z nadzieją, że nakieruje mnie jakoś co robić, ewentualnie spróbujemy coś z psycho-terapią. Myślicie, że w moim przypadku takie treningi na odganianie tych myśli mogą coś dać ? Z góry ogromne, ogromne, dzięki
-- 17 stycznia 2016, o 18:35 --
Plus mimo nawrotu, racjonalne myśli cały czas wiedzą, że nawet jeśli na chwilę, to 4 dni byłem w pełni odburzony i to raptem po 2 miesiącach
Praktycznie z dnia na dzień, a więc da się. Po prostu zdziwił mnie ten nawrót, myślałem że mam już to za sobą 

Otóż, wydarzyła się pewna rzecz bardzo pozytywna i negatywna z którą chciałbym się podzielić. Liczę na jakieś porady, od osób odburzonych.
A więc po krótce, derealizacja męczy mnie od 2 miesięcy, objawia się tym że świat widzę zamroczony, trochę jak przez mgłę + męczą mnie straszne natręctwa myśli.
2 tygodnie temu we wtorek miałem straszny, pierwszy tak mocny atak paniki (paraliż w nocy, problem z zaśnięciem, kołatania serca). Myślałem, że już po mnie, ale co też opisałem poradziłem sobie z tym stanem w 2 dni. Kiedy wydawało mi się, że nie dam rady zrozumiałem co tak naprawdę znaczy akceptacja, mimo iż wpajałem sobie to do głowy wcześniej. Siadłem na łóżku i powiedziałem sobie : a co jeśli będziesz miał to całe życie, będziesz się użalał nad sobą ? Co jeśli Ci się pogorszy, też będziesz robił z tego nie wiadomo co ? Uświadomiłem sobie, że życie jest naprawdę piękne i po prostu taki dostałem dar od losu, a ten stan niczego tak naprawdę nie zmienia. Z tak mega dobrym humorem posiedziałem sobie w domu dwa dni, a za każdym razem kiedy nadchodziły natrętne myśli typu 'pogorszy się, zostanie Ci to na zawsze itp' mówiłem sobie - i zajebiście, zaakceptowałem to, mogę a nawet chce z tym żyć. W tamtą sobotę słuchałem sobie always look on the bright side of life, nagle uniosłem głowę znad monitora i derealizacja zniknęła (jak opisałem wcześniej, nigdy nie miałem depersonalizacji). Ucieszyłem się, aczkolwiek przestudiowałem wcześniej wszystkie informacje i porady i wiedziałem, żeby się nie podniecać. Cały czas mówiłem sobie - fajnie fajnie, ale jak wróci to też spoko. Obudziłem się następnego dnia rano, derealizacji brak, poszedłem do marketu sprawdzić (tam najbardziej się aktywuje), potem na wykład i tak dalej. Cieszyłem się jak dzieciak, wszystko było tak... trzeźwe i realne. W stanie 100 % odburzenia trwałem pełne 4 dni i w środę zdaję sobie z tego sprawę popełnilem straszny błąd. We wtorek kiedy minęły 3 dni, byłem już niemalże pewien że derealizacja minęła, jednakże dostałem olśnienia - pamięć, koncetracja i to wszystko było dokładnie takie same jak w czasie derealizacji, tyle że już bez tej 'iluzji'. Uświadomiłem sobie, że derealizacja jest rzeczywiście tylko lękiem, który siedzi nam w głowie, ale nic przez niego się nam nie dzieje. Przez te 4 dni, zrobiłem jeden podstawowy błąd - mimo że minęło, trzymałem wciąż kontrolę. Po prostu nie mogłem uwierzyć że minęło mi to raptem po 2 miesiącach i ciesząc się, cały czas sprawdzałem czy nadal widzę świat tak w pełni realnie. Najbardziej denerwujące było to i głównie dlatego piszę tego posta - natrętne myśli, mimo iż derealizacja minęła były ze mną niemalże cały czas. Nie mogłem tego zrozumieć, dlaczego nie mogę już tego zostawić za sobą i żyć tak jak zawsze. No i dochodzimy do tej środy - byłem zmęczony, a z racji że po tych 2 miesiącach nie pamiętałem jak to jest być zmęczonym, cały czas korbiłem się, że może jednak wróciło, mimo iż tak nie byłem. Denerwowałem się tym cały czas, mimo iż nie powinieniem i co 15 minut wychodziłem z domu sprawdzić czy aby na pewno nie wróciło. No i wróciło, w czwartek po południu. I tu pierwsze pytanie, ponieważ wcześniej się z tym nie zetknąłem w historii ozdrowieńców - jak odbierać to, że DD minęło w 100 % po czym wróciło po 4 dniach ? Czy to oznacza, że to dobry znak i jestem na dobrej drodze (bo tak mi się wydaję) ? W czwartek kiedy wróciło, mimo iż wiadomo czułem frustrację, cały czas uspokajałem się mówiąc sobie - luz, spoko, widzisz da się, to schodzi. Możesz z tym żyć, rób swoje, a kiedyś minie tak jak i teraz. Los sprawił, iż z racji tego że studiuję w Krakowie, zostałem sam na mieszkaniu (kumple pojechali na weekend). Wieczorem dostałem napadu myśli, mimo iż wiedziałem i tłumaczyłem sobie wszystko racjonalnie - myśli oczywiście o tym, że raz już zeszło ale wszystko zjebałem, teraz już nigdy nie zejdzie (mimo, iż racjonalnie wiem, że to nieprawda), tego że dostanę schizofrenii oraz depersonalizacji, której do tej pory nie miałem. Nie mogłem spać i tak dalej, przez następne 2 dni był koszmar - tak jakby akceptacja i racjonalizm nie działał, cały czas mówiłem sobie 'niech te myśli przeminą, wiesz że to tylko lęk i nic Ci nie zrobi', cały czas pojawiały się w mojej głowie 24/7. Poszedłem na spacer, poszedłem na basen - nic, cały czas te przeklęte myśli, mimo iż cały czas powtarzałem sobie - nie walcz z tym, to minie, nic Ci się nie stanie, najwyżej trafisz do psychiatryka i też będzie fajnie. Mimo iż nigdy bym do tego nie dopuścił, za bardzo kocham życie, rodzinę, znajomych, mam za dużo celów w życiu, ale natrętne myśli mówiły mi : nie dasz już rady, musisz się zajebać (śmieję się troche, bo wiem jakie to głupie). Ale to był istny koszmar, mimo iż cały czas stosowałem techniki akceptacji mówiąc sobie - tak musi być, musi czasem nadejść ten zły dzień, żeby potem było lepiej. Nie bój się, jesteś bardzo silny lub daj tym myślą płynąć, nie rób nic z nimi - nic to nie pomagało, pierwszy raz czułem jakbym nie mógł wytrzymać sam ze sobą, nie mógł mimo akceptacji zatrzymać tych myśli. Dziś wróciłem do domu, pogadałem z rodzicami, wyluzowałem się trochę i jest okej, poczułem wewnętrzny spokój. Niestety, martwi mnie to, że jestem naprawdę silny, naprawdę akceptuje ten stan, przestałem już cokolwiek kontrolować, ale te natrętne i tak irracjonalnie-głupie myśli są ze mną cały czas - jeszcze z 2 tygodnie temu pojawiały się co jakiś czas. Śmieje się z nich, wiem że to nieprawda, że nie dostanę depersonalizacji itp (a natrętna myśl w głowie - kiedyś czytałeś, że ktoś miałem najpierw derealizacje a potem dostał depersonalizacji, na pewno Ci się pogorszy), ale po prostu nie dają mi spokoju. Drugie pytanie - co o tym wszystkim myślicie, byłbym bardzo wdzięczny za odpowiedz. Plus we wtorek idę do psychiatry, lecz zastanawiam się nad lekami - z jednej strony, może coś by pomogły, ale z drugiej myślę sobie a) za 2 tygodnie sesja, muszę być w pełni sił umysłowych b) derealizacja zeszła mi już raz bez żadnych leków (chyba że lekiem nazwiemy viladol i melisę). Nie boje się tej derealizacji, nie boje się że mi się pogorszy, bo wiem że to tylko lęk. Jednakże, mimo prób racjonalizacji i akceptacji, mam problem z natrętnymi myślami. Idę do lekarza głównie z nadzieją, że nakieruje mnie jakoś co robić, ewentualnie spróbujemy coś z psycho-terapią. Myślicie, że w moim przypadku takie treningi na odganianie tych myśli mogą coś dać ? Z góry ogromne, ogromne, dzięki
-- 17 stycznia 2016, o 18:35 --
Plus mimo nawrotu, racjonalne myśli cały czas wiedzą, że nawet jeśli na chwilę, to 4 dni byłem w pełni odburzony i to raptem po 2 miesiącach

