
Jak to się mówi - masz święta rację

Co mam na myśli mówiąc, że to nie Ty decydujesz?
! TO NIE TY DECYDUJESZ JAK DŁUGO MÓZG I UKŁAD NERWOWY BĘDZIE SIĘ REGENROWAŁ. TO NIE TY DECYDUJESZ JAK DŁUGO ZAJMIE CI WYJŚCIE Z ZABURZENIA. !
To, co leży po Twojej stronie to odpowiednie działanie wobec zaburzenia ale ramy czasowe, intensywność procesu, czy objawów lub kryzysy zostaw swojemu mózgowi. On wie co robi, uwierz mi. Nic w Twoim ciele nie jest przypadkowe.
Pomyśl, ciało, które teraz posiadasz "wyrosło" z jednego plemnika, który widać tylko pod mikroskopem! To jest genialne! Więc tym bardziej zaufaj swojemu organizmowi w tym procesie. Bo dla niego zregenerowanie układu nerwowego to "pikuś" w porównaniu z tym co wykreował z tego jednego, biednego plemnika

Wielu z Was może jednak posiadać wątpliwości typu:
1. No dobrze, ale dlaczego to trwa tak długo? rozumiem kilka miesięcy ale ja już czekam rok!
2. Dlaczego mam dalej objawy skoro teraz jestem wyluzowany i szczęśliwy, objawy powinny być gdy jest zagrożenie, to nie ma sensu!
3. To nie możliwe, że objawy są tak silne, one są czasami silniejsze niż objawy choroby!
Jak najbardziej, wydaje się to logiczne ale jak przyjrzymy się bliżej biochemii naszego ciała to sprawa nie jest tak oczywista

Można powiedzieć, że wszystko rozbija się o hiperstymulację układu nerwowego. W idealnym życiu Twój współczulny układ nerwowy (reakcja walcz-uciekaj) powinna być raczej uruchamiana co jakiś czas. Idąc za przykładem, możemy to porównać do świata zwierząt. Na przykład jak jakieś zwierzę zostanie zaatakowane to albo zginie, albo wygra walkę, albo ucieknie. Jednak cała procedura będzie trwała dłuższą chwilę (z reguły) - nie będzie to chroniczna czy permanentna sytuacja. Po tej sytuacji, zwierzyna ma czas na regenerację - uruchamia się przywspółczulny układ nerwowy (traw-odpoczywaj). Dzięki temu organizm wraca do balansu i jest przygotowany do kolejnej walki.
Obrazuje to dobrze pierwsza część obrazka z napisem "health", gdzie kolor pomarańczowy to układ współczulny a kolor fioletowy to układ przywspółczulny.
Jeżeli chodzi o sytuację z naszego życia to na przykład miałeś w ciągu dnia stresującą sytuację (kłótnie z partnerem) ale wszystko sobie wyjaśniliście i jest między Wami w porządku. Po załagodzeniu konfliktu, Wasz układ nerwowy wpada w regenerację (przywspółczulny) do końca dnia i w nocy dodatkowo wzmocni regenerację przez sen. Rano wstajecie i prawdopodobnie Wasz układ nerwowy jest w harmonii. Ewentualnie po kłótni pojawi się jakiś objaw psychosomatyczny jak np. ból głowy ale w niedługim czasie powinien minąć. Patrząc na obrazek (pierwsza część) każdy kolor pomarańczowy rekompensuje się kolorem fioletowym i pod kątem psychicznym jesteście zdrowi.
Ale nie żyjemy w idealnym świecie i zdarzają się dużo bardziej niewygodne sytuację jak traumy, ciągły, chroniczny stres, znajdowanie się w sytuacji bez wyjścia nawet latami (np. procesy sądowe albo życie z psychopatą). Nie chce wymieniać tutaj wszystkich potencjalnych przyczyn ponieważ to temat na oddzielny wpis.
W każdym razie Wasz stres w jakiś sposób się nie kończy (ciągle przetwarzacie jakąś sytuacje w głowie, kumulujecie emocje, których nie wyrażacie w związku z jakąś sytuacją, jesteście w bardzo toksycznej relacji itd.). Co się wtedy dzieje? Wasz układ nerwowy co raz rzadziej, a po czasie już w ogóle nie wchodzi w regenerację. Cały czas jest utrzymany w reakcji współczulnego układu nerwowego (walcz-uciekaj) - na obrazku to kolor pomarańczowy (spójrz na "stress phase" na obrazku).
To teraz powiedz mi...
Czy jeżeli znajdujesz się w reakcji walcz-uciekaj prawie cały czas i już co raz rzadziej, a po czasie w ogóle nie masz momentów odpuszczenia oraz bycia w fazie regeneracji to logiczne jest zakładać, że jak już nie masz chwilowo stresu, to nagle za dotknięciem różdżki wszystkie Twoje objawy odejdą?
Wszedłeś do jakiegoś pomieszczenia gdzie była impreza, byli ludzie, zrobiłeś "demolkę" - pobiłeś ludzi, rozwaliłeś stoły, krzesła, oblałeś winem ściany i na końcu z buta zrobiłeś dziurę w ścianie. Myślisz, że jak wyjdziesz to nagle wszystko wróci do normy, impreza będzie dalej trwała a ludzie będą popijać wino, uśmiechając się przy tym?

No nie... rany u ludzi muszą się zagoić - być może część trzeba zabrać do szpitala, ściany trzeba odmalować, no i emocje muszą opaść.
No dobra Cyprian ale dowód, dowód!
Chcesz naukowego pierdoLOLO? W kolejnych wpisach poruszymy jakie zmiany zachodzą w organizmie pod wpływem chronicznego stresu.
Podsumowując:
Zdejmij ubrania i idź mieszkać w dżungli

Tak na poważnie. Nie chce aby ktoś pomyślał, że głównym winowajcą jest dzisiejszy świat. Bo w zasadzie świat jest, jaki jest. Zawsze ludzie musieli się z czymś mierzyć. Nasi przodkowie walczyli z bardziej z czynnikami fizycznymi - głód, wojny, klęski żywiołowe. Natomiast nasze pokolenia są dotykane przez czynniki psychologiczne i emocjonalne - ciągły stres emocjonalny, prze-bodźcowanie mózgu (era informacji), większa izolacja społeczna (brak konfrontacji i wyrażania emocji). To nie jest tak, że to my jesteśmy biedni i poszkodowani przez los.
Naszym zadaniem jest wzięcie odpowiedzialności za nasze życie i zdrowie. Nauczenie się jak regulować swój organizm, poprawić swoje życie na tyle ile się da - wyrzucić z niego to co zbędne.