Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Coś ze mną nie tak

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
Ania97
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 6 sierpnia 2024, o 20:11

6 sierpnia 2024, o 20:25

Witam, od zawsze czułam, że jest coś ze mną nie tak, jako dziecko nie mówiłam, rozmawialam jedynie z rodzicami i rodzeństwem, w szkole byłam przez to wyśmiewana, rodzice zabierali mnie do psychologów, ale nic nie stwierdzili. Z wiekiem się otwierałam na ludzi, ale byłam wciąż nieśmiała, ludzie traktowali mnie jako dziwną. Nawet rodzice mnie tak wprost określali. Pojawiły się u mnie lęki, drżenia głowy, gdy ktoś na mnie dłużej patrzył, sytuacje takie jak wizyta u lekarza stały się dla mnie stresujące. Mam również problemy z podpisywaniem się na jakiś ważnych dokumentach, szczególnie jak ktoś patrzy, trzęsą mi się ręce. Przez to izoluję się w domu i wolę żyć w samotności, ale też brakuje mi bliskości i miłości drugiego człowieka. Aktualnie mam 2 przyjaciólki, ale nigdy nie byłam w związku.
3 lata temu znalazłam moja pierwszą pracę, gdzie byłam mobbingowana i pracowałam w silnym lęku. W tym roku postanowiłam, że coś zmienię w swoim życiu, zaczęłam od złożenia wypowiedzenia w styczniu, przez to o mało nie zostałam zwolniona dyscyplinarnie za coś absurdalnego. Mocno to przeżyłam, płakałam, ale znalazłam nową pracę. W tym czasie zostałam również odrzucona przez kolegę, w którym się podkochiwałam, wiedział o tym i wykorzystywał to w celu uzyskania pomocy z działalnością, bo jestem księgową. Był to dla mnie kolejny cios, dalej płakałam, zaczęłam mocno chudnąć, wymiotowałam, straciłam apetyt. Zaraz po tym poznałam kogoś, był mną z początku bardzo zainteresowany, poczułam się w końcu bezpiecznie, niestety chyba mną manipulował i zbyt szybko namówił mnie do czegoś, zostałam przez niego wykorzystana, to był mój pierwszy raz, przez co jest to dla mnie jeszcze bardziej traumatyczne. Nienawidzę siebie za to i nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam na to komuś kogo praktycznie ledwo znałam, czuję, że sobie tego nigdy nie wybaczę, ciągle o tym myślę. Wiem, że to moja wina, że przez to przechodzę, bo byłam naiwna i myślę, że już nikt mnie takiej nie zechce i nie pokocha, bo byłam łatwa. Czuję się jakbym straciła szansę na miłość. Minął już ponad miesiąc od tej sytuacji. Płaczę prawie codziennie od początku roku, schudłam już ponad 10 kg, mam niedowagę, boli mnie ciało, drętwieją ręce i nogi, rano jest najgorzej, ale wstaję z trudem do pracy i tam próbuję udawać, ale każda interakcja z człowiekiem jest dla mnie męcząca, dlatego jak wracam to kładę się z powrotem do łóżka i płaczę. Czasami jak już jest bardzo źle to myślę, że wolałabym juz nie być, bo tak boli.
Zastanawiam się, czy moje cierpienie jest związane z ostatnią sytuacją i czy kiedyś przejdzie ten ból, czy to jest coś więcej. Boję się iść do psychologa, bo wiem, że i tak mu mało co powiem z moimi lękami, dlatego postanowiłam napisać tutaj.
wizard
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 50
Rejestracja: 7 lipca 2024, o 15:47

7 sierpnia 2024, o 06:50

Ja jestem podobnie "dziwny". Może (nie wiem) powinnaś pójść na terapię. A może z tego "wyrośniesz" tak jak ja trochę już wyrosłem tzn. z tej nadwrażliwości. Trochę. Prawdopodobnie po Tobie (jak i po mnie) widać tę naiwność, bezbronność, bezradność emocjonalną co "ludzie" wykorzystują. U mnie był to po części też skutek depresji którą maiłem od dziecka, którą sam po wielu latach u siebie zdiagnozowałem i sam leczę (sportem).
Paulina1920
Nowy Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 7 sierpnia 2024, o 14:51

7 sierpnia 2024, o 18:48

Ja od dziecka posiadam ogromną ilość leku, jako mała dziewczynka miałam uczulenie na rękach, zrywałam skórki z palców i miałam szereg zachowań wskazujących na nieświadome rozładowywanie napięcia. Też byłam zawsze nieśmiała i przez to gnębiona ( bo przecież słabego prościej skrzywdzić). Nigdy nie robiłam nic z tym, aż do teraz. W wieku 29 lat nabawiłam się takich zaburzeń lękowych i depresji, że aktualnie kolejny raz robię podejście do leków ( Setaloft). U mnie te wszystkie problemy doprowadziły do fobii społecznej i urojeń, że wszyscy dookoła mnie obgadują i się ze mnie nabijają. Aktualnie mam strasznego doła, bo jednym z objawów mojej nerwicy jest drżenie rąk i mięśni, ostatnio miałam dodatkowo atak z drżeniem ramion i w pracy panuje powszechne przekonanie, że piję ( bo przecież nerwica, nerwicą, ale tak trząść się nie można)... A dodatkowo mam schizę, że może faktycznie coś jest ze mną nie tak, bo w weekendy spożywam alkohol.
Też juz nie daję rady i powiem Ci, że też potrzebuję pójść do psychoterapeuty, ale się boję... Wydaje mi się, że się nie otworzę.
Awatar użytkownika
takemylootbro
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 55
Rejestracja: 15 grudnia 2023, o 23:15

7 sierpnia 2024, o 20:47

Ania97 pisze:
6 sierpnia 2024, o 20:25
Witam, od zawsze czułam, że jest coś ze mną nie tak, jako dziecko nie mówiłam, rozmawialam jedynie z rodzicami i rodzeństwem, w szkole byłam przez to wyśmiewana, rodzice zabierali mnie do psychologów, ale nic nie stwierdzili. Z wiekiem się otwierałam na ludzi, ale byłam wciąż nieśmiała, ludzie traktowali mnie jako dziwną. Nawet rodzice mnie tak wprost określali.
To jest problem osobowościowy. Po prostu nie przeszłaś pewnego etapu w tzw. społecznym rozwoju, a brak rozwiniętej osobowości skutkuje zaburzeniami w życiu późniejszym tj. nerwica/zaburzenie osobowości. Może zacznę od podstaw i powiem po co w ogóle nam osobowość.

Osobowość jest nam potrzebna do osiągania celów społecznych. Osobowość musi być zgodna z aktualnie panującym wzorcem kulturowym. Czyli innymi słowy ludzie przybierają maskę, która spełnia wymagany aktualnie wzorzec. Musimy być jako ludzie pod jakimś względem do siebie podobni, aby być akceptowani, dlatego kiedy dziecko uczy się życia w społeczeństwie zaczyna tworzyć sobie taką maskę, te które tego nie zrobi nigdy nie będzie się czuć częścią tego społeczeństwa i zawsze będzie mniej lub bardziej żyć na jego marginesie, jako wyrzutek. Cały sekret polega na tym, że osobowość nie równa się całkowicie naszemu wewnętrznemu "ja". Osobowość służy tylko do wykorzystywania w relacjach z innymi. To jak bardzo jest nam potrzebna taka społeczna maska tj. osobowość pokazuje najdogłębniej przykład schizofreników, którzy popadają w chorobę ze względu na to, że całkowicie rezygnują z noszenia takiej maski. Natomiast te osoby, które chcą to dopiero uczynić próbują lub już czynią z braku osobowości prawie, że cnotę. Uważając, że są oni autentyczni, a reszta osób jest sztuczna/fałszywa. Jest w tym sporo prawdy, natomiast "takie są zasady gry".

Ciekawe jest, że psycholodzy nic nie stwierdzili, gdyż ten krótki opis zawierający tylko wzmiankę o rozmawianiu wyłącznie z rodzicami i rodzeństwem, aż krzyczy: mutyzm wybiórczy! Sam mutyzm jest już skutkiem, a nie przyczyną. Jest swoistą próbą obrony. Mutyzm wybiórczy dość często "przechodzi wraz z wiekiem", jednakże w większości przypadków tak się nie dzieję i utrzymuje się dalej pewne zahamowanie przy zabieraniu głosu. Mówiąc bardzo ogólnie mutyzm jest czysto lękową reakcją, kiedy dziecko nie może sobie poradzić z wrogim/niesprzyjającym otoczeniem i dosłownie pragnie stać się niewidoczne dla innych i w tym celu nie mówi. Mutyzm mógł być reakcją na wyśmiewanie przez rówieśnikiem, ale mógł też się nasilić przez pewne wcześniejsze doświadczenia dziecięce, które wynikały nie tyle z temperamentalnej "nieśmiałości" ale raczej neurotyzacji (nerwicy tj. nierozwiązanego konfliktu wewnątrzpsychicznego). O tym jak silne będzie późniejsze zaburzenie decydują dodatnie bądź ujemne bodźce z otoczenia, im więcej negatywnych reakcji, tym bardziej nasilona reakcja i poszukiwanie ratunku najpierw w nerwicach, jednakże w takich warunkach osobowość nie rozwija się w odpowiednim kierunku. Zaczyna, że tak powiem "skręcać" w kierunku egocentryzmu, skupianiu się na własnych przeżyciach wewnętrznych rezygnując coraz bardziej z uczestnictwa w życiu zewnętrznym.
Ania97 pisze:
6 sierpnia 2024, o 20:25
Pojawiły się u mnie lęki, drżenia głowy, gdy ktoś na mnie dłużej patrzył, sytuacje takie jak wizyta u lekarza stały się dla mnie stresujące. Mam również problemy z podpisywaniem się na jakiś ważnych dokumentach, szczególnie jak ktoś patrzy, trzęsą mi się ręce. Przez to izoluję się w domu i wolę żyć w samotności, ale też brakuje mi bliskości i miłości drugiego człowieka. Aktualnie mam 2 przyjaciólki, ale nigdy nie byłam w związku.
Taka reakcja wynika z lęku przed odrzuceniem i negatywną reakcją otoczenia. Ruchy są "krępowane", aby przypadkiem nie zwracać na siebie za dużo uwagi, aby nikt nie dostrzegł tej "wady", którą dana osoba sobie wyolbrzymiła i której się wstydzi, czasami do granic absurdu. Najczęściej jednak nie tyle co wstydzi się jakiejś widocznej konkretnej wady, a po prostu wstydzi się swojej osoby pokazywanej światu, czyli swojej nieudolnej osobowości, która odbiega od wyobrażonego ideału. Czasami nawet nie chodzi o to, że nie działa jak należy, ale o to, że tak bardzo odbiega od wyobrażenia o sobie samym. Wszystko to napędza ogromny żal, że osobowość nie działa i nasila się pragnienie, które chyba najlepiej nazwać "pragnieniem miłości innych osób", albo inaczej można to rozumieć jako chęć praktycznie ZAWSZE pozytywnego odbioru przez innych ludzi, co jest praktycznie niemożliwie.
Ania97 pisze:
6 sierpnia 2024, o 20:25
3 lata temu znalazłam moja pierwszą pracę, gdzie byłam mobbingowana i pracowałam w silnym lęku. W tym roku postanowiłam, że coś zmienię w swoim życiu, zaczęłam od złożenia wypowiedzenia w styczniu, przez to o mało nie zostałam zwolniona dyscyplinarnie za coś absurdalnego. Mocno to przeżyłam, płakałam, ale znalazłam nową pracę. W tym czasie zostałam również odrzucona przez kolegę, w którym się podkochiwałam, wiedział o tym i wykorzystywał to w celu uzyskania pomocy z działalnością, bo jestem księgową. Był to dla mnie kolejny cios, dalej płakałam, zaczęłam mocno chudnąć, wymiotowałam, straciłam apetyt. Zaraz po tym poznałam kogoś, był mną z początku bardzo zainteresowany, poczułam się w końcu bezpiecznie, niestety chyba mną manipulował i zbyt szybko namówił mnie do czegoś, zostałam przez niego wykorzystana, to był mój pierwszy raz, przez co jest to dla mnie jeszcze bardziej traumatyczne. Nienawidzę siebie za to i nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłam na to komuś kogo praktycznie ledwo znałam, czuję, że sobie tego nigdy nie wybaczę, ciągle o tym myślę. Wiem, że to moja wina, że przez to przechodzę, bo byłam naiwna i myślę, że już nikt mnie takiej nie zechce i nie pokocha, bo byłam łatwa. Czuję się jakbym straciła szansę na miłość. Minął już ponad miesiąc od tej sytuacji. Płaczę prawie codziennie od początku roku, schudłam już ponad 10 kg, mam niedowagę, boli mnie ciało, drętwieją ręce i nogi, rano jest najgorzej, ale wstaję z trudem do pracy i tam próbuję udawać, ale każda interakcja z człowiekiem jest dla mnie męcząca, dlatego jak wracam to kładę się z powrotem do łóżka i płaczę. Czasami jak już jest bardzo źle to myślę, że wolałabym juz nie być, bo tak boli.
Zastanawiam się, czy moje cierpienie jest związane z ostatnią sytuacją i czy kiedyś przejdzie ten ból, czy to jest coś więcej. Boję się iść do psychologa, bo wiem, że i tak mu mało co powiem z moimi lękami, dlatego postanowiłam napisać tutaj.
Niezadowolenie z siebie i niepokój o odpowiedni kierunek własnego działania to jedno, ale najprawdopodobniej zahaczasz już o depresję. Z tego akapitu, aż bije tak charakterystyczne dla klasycznej depresji poczucie winy i poczucie wstydu. Do tej egzystencjalnej tragedii już mało brakuje konkretnej potrzeby samoukarania, a wszystko to przy nadmiernym uwrażliwieniu na osąd otoczenia. Ludzi nie zmienisz. Im bardziej będziesz starała się wewnętrznie zmusić złe osoby, aby stały się tymi dobrymi, chociażby poprzez odczuwanie żalu przez to, co tobie uczyniły, tym gorzej dla ciebie, bo dręczyć będziesz tylko siebie, a świat zewnętrzny ani drgnie, nic poza duszeniem się chęci do życia się nie zmieni. Jedni na takie przeżycia zareagowali by czystą agresją i w ten sposób wyładowaliby tą nagromadzoną negatywną energię. Ty natomiast ranisz siebie, poddajesz się cierpieniu i po cichu czekasz, aż ktoś to wszystko dostrzeże i podaruje ci tak wyczekiwane ciepłe uczucie. I nie jest to typowa reakcja na ciężkie czy traumatyczne sytuację, takie zachowania stanowią już trzon zaburzonego charakteru/osobowości, która nie radzi sobie i nie działa jak należy. Całego charakteru się nie zmieni, osobowości też całkowicie od nowa się nie stworzy, można jednak rozwinąć ją na nowo modyfikując ją w granicach możliwości. Najczęściej ludzie w tym celu wybierają psychoterapię, jednakże jeżeli obawiasz się takiego całkowitego odsłonięcia przed drugą osobą i czujesz, że relacja terapeutyczna się z tego względu niepowiedzie możesz spróbować biblioterapii tj. leczenie poprzez czytanie. Niemniej jednak każdy jest inny i być może ciepła, pozytywna reakcja oraz zrozumienie terapeuty byłoby namiastką poczucia akceptacji i miłości, której tak pragniesz, a której nie doświadczasz, przez co zamiast wstawać nadal upadasz.
April1
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 15 listopada 2024, o 01:27

15 listopada 2024, o 02:29

"To jest problem osobowościowy. Po prostu nie przeszłaś pewnego etapu w tzw. społecznym rozwoju, a brak rozwiniętej osobowości skutkuje zaburzeniami w życiu późniejszym tj. nerwica/zaburzenie osobowości. Może zacznę od podstaw i powiem po co w ogóle nam osobowość."

Dobra analiza tematu. Osobowość to nasza maska, która powinna nas chronić i nie utrudniać życia. Mentalność jest ważna. Niestety nie wybieramy sobie rodziny, nie rodziny się z wiedzą, przez wiele lat błądzimy. A gdy wreszcie sobie zaczynamy uświadamiać pewne procesy to aby coś zmienić to jak wejście na jakiś szczyt. Gdybym 10 lat temu miała tą wiedzę co teraz podjęłabym inne decyzje.
Ja wyszłam z nerwicy. Nie mam już 99 proc. objawów. Ale świadomość rzeczywistości jest gorsza niż stan nerwicowy. Jakbym wyszła ze stanu odurzenia alkoholowego do rzeczywistości. Nerwica może być tematem zastępczym, wtedy nie myślimy o naszym życiu. Teraz gdy człowiek patrzy na swoje życie - widzi ile błędów wychowawczych rodzice popełnili, w jaki lekowy sposób wychowali, ile ja rzeczy mogłam zrobić inaczej ale w tamtym czasie o tym nie wiedziałam, nie miałam świadomości. Jest mi smutno i czuję lęk, ale to nie jest nerwicowy lęk tylko egzystencjalny jak czują ludzie bez nerwicy. Żałuję że nie mam bardziej odważnej osobowości, że jestem taka wrażliwa, że dużo analizuję. Chyba nam depresję.
Moje życie bardziej mnie przeraża niż nerwica bo czuję że zmierzam donikąd. Jestem w stanie zamrożenia. Śmieszne jest to że potrafię być radosna, coś robić, funkcjonować ale w ostatecznym rozrachunku stoję w miejscu - z pracą i z relacjami. Czuję jak życie przelatuje mi przez palce. Czuję że jak czegoś nie zrobię to zostanę w tym miejscu w którym jestem. A jak tu zostanę bez rozwoju to się psychicznie zapadnę. Widzę jak ludzie idą do przodu a ja stoję w miejscu. Chciałabym ale się boję, życie mnie męczy i przeraża. Lęk mi towarzyszył od dziecka, mama lękowa, ojciec choleryczny. Niestety nie było warunków do tworzenia pewnej siebie osobowości. Gdy patrzę wstecz to moje życie składało się ze stanu zamrożenia i uciekania w świat fantazji. Jestem miła i uczynna dla ludzi ale bycie people pleaserem nie jest rozwiązaniem. To też był pewnie mechanizm wykształcony w dzieciństwie. Widzę że ludzie którzy rozpychają się łokciami dostają wszystko ja tak nie potrafię i tu pewnie znowu dzieciństwo gdzie powiedzenie nie wiązało się z agresją taty a mama wzbudzała poczucie winy bo się rodziców nie szanuje. Ciągłe kłótnie w domu itd. Nie wiem jak mam ruszyć ze swoim życiem. Najśmieszniejsze jest to że w miarę możliwości się staram ale to mnie wyczerpuje. Są okresy że bardzo się staram a potem mam zjazd energii i leżę w łóżku. Paradoksalnie w nerwicy myślało się o nierzeczywistych lekach a teraz widzę rzeczywistość która mi się nie podoba. Nie wiem co mam robić. Ja mam obecnie realne lęki brak pracy i brak związku i to mnie dołuje.
ODPOWIEDZ