Witam.
Mam taki problem, nie lubię obcych ludzi.
A jak ktoś próbuje mi wepchnąć czyjeś towarzystwo na siłe to nie mogę wytrzymać nerwowo. Poprostu np. jak podchodzi domnie ktoś kogo nie lubię to odrazu trzymam taka nerwowosc w srodku.
Czy to objaw depresji czy czegoś innego?
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Czy to objaw depresji?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 8
- Rejestracja: 23 października 2015, o 17:49
Niekoniecznie, wszystko jest kwestią nasilenia tego objawu. Wiadomo, że depresja, zwłaszcza depresja z epizodami lękowymi nasila wszelkie lęki, w tym społeczne.
Ja np. nigdy nie lubiłam i nie lubię takich sytuacji (wyleczyłam się już z zaburzenia). Jestem introwertyczką i nie lubię na siłę ''wciskania mi nowych ludzi''. Gardzę small-talk'iem. Za to uwielbiam rozmawiać, czy wręcz prowadzić monologii na tematy naukowe (z róznych dziedzin).
Jeśli chodzi o sferę osobistą i emocji to wpuszczam do niej tylko mojego chłopaka, mamę, dziadka i najbliższych przyajciół. Innym po prostu nie ufam i często miałam takie sytuacje, że osoby ''randomowe'' wyśmiewały mnie za moją specyfikę, bądź nie rozumiały/akceptowały, gdy zaczynałam rozmawiać o moim życiu osobistym.
Mój chłopak (znamy się 5 lat) mówi, że w życiu trzeba być przede wszystkim racjonalnym minimalistą i również nie lubi takich sytuacji. W pracy nie raz otrzymywał za to łatkę, że jest ''mało komunikatywny''. Dodam, że to bardzo inteligetny człowiek (o wiele inteligetniejszy ode mnie), bardzo logiczny i nigdy nie cierpiący na żadne zaburzenia psychiczne.
Dodam jeszcze, że na uroczystościach rodzinnych zawsze staram się usiąść koło osób, które lubię, z którymi mamy wspólne tematy (albo przynajmniej koło osób ''znośnych'', neutralnych). Nienawidzę np. chamskich wujków i innych osób, które nie szanują moich granic - zadają zbyt prywatne pytania lub ciągle krytykują i oceniają.
Mój chłopak robi podobnie (moja mama też).
Ja np. nigdy nie lubiłam i nie lubię takich sytuacji (wyleczyłam się już z zaburzenia). Jestem introwertyczką i nie lubię na siłę ''wciskania mi nowych ludzi''. Gardzę small-talk'iem. Za to uwielbiam rozmawiać, czy wręcz prowadzić monologii na tematy naukowe (z róznych dziedzin).
Jeśli chodzi o sferę osobistą i emocji to wpuszczam do niej tylko mojego chłopaka, mamę, dziadka i najbliższych przyajciół. Innym po prostu nie ufam i często miałam takie sytuacje, że osoby ''randomowe'' wyśmiewały mnie za moją specyfikę, bądź nie rozumiały/akceptowały, gdy zaczynałam rozmawiać o moim życiu osobistym.
Mój chłopak (znamy się 5 lat) mówi, że w życiu trzeba być przede wszystkim racjonalnym minimalistą i również nie lubi takich sytuacji. W pracy nie raz otrzymywał za to łatkę, że jest ''mało komunikatywny''. Dodam, że to bardzo inteligetny człowiek (o wiele inteligetniejszy ode mnie), bardzo logiczny i nigdy nie cierpiący na żadne zaburzenia psychiczne.
Dodam jeszcze, że na uroczystościach rodzinnych zawsze staram się usiąść koło osób, które lubię, z którymi mamy wspólne tematy (albo przynajmniej koło osób ''znośnych'', neutralnych). Nienawidzę np. chamskich wujków i innych osób, które nie szanują moich granic - zadają zbyt prywatne pytania lub ciągle krytykują i oceniają.
Mój chłopak robi podobnie (moja mama też).
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 11
- Rejestracja: 10 listopada 2021, o 12:52
Dzięki. W sumie kiedyś tak nie miałem, ale to chyba dlatego że poznałem ludzi jacy są:) Ja też nie ufam ludzią. A najgorzej nietrawie takich którzy próbują wepchnąć swoje mądrości do mojego życia.