Uwielbienie polega na tym, żeby wstać (fizycznie z miejsca, w którym siedzę i się dołuję, ale i psychicznie, czyli z miejsca mojego błędnego koła), a następnie na głos zacząć dziękować Bogu za wszystkie dobre rzeczy, które mam i za które mogę być wdzięczny, pomimo iż dręczy mnie nerwica. Nerwica – nieważna, teraz dam sobie dłuższą chwilę przerwy od tego analizowania, a zamiast tego dam się ponieść spontanicznemu uwielbieniu, dziękowaniu, wdzięczności. Jest ciężko, ale warto trochę odetchnąć od tematu i zapomnieć się w atmosferze zanurzania się we wdzięczności za dobro, które mnie spotyka, niezależnie od tematu nerwicowego. „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się” (Flp 4,4) – ciekawe, że te słowa napisała osoba, która w tym czasie tkwiła w więzieniu
![Smile :)](https://www.zaburzeni.pl/images/smilies/icon_e_smile.gif)
![Smile :)](https://www.zaburzeni.pl/images/smilies/icon_e_smile.gif)
Kiedy tak wchodziłem w to prawdziwe morze wdzięczności, to mechanizmy nerwicowe pękały:
1) zacząłem oduczać się postawy zamartwiania się, która podsycała moje poczucie zagrożenia;
2) wyrobiłem sobie nawyk automatycznego dostrzegania dobrych rzeczy, tak jak osoba, która ma wynaleźć w pokoju tylko zielone przedmioty;
3) w pewnym momencie stałem się jak radio, które coraz słabiej odbiera sygnały nerwicowe, a zaczyna silniej odbierać radosne, pogodne, optymistyczne sygnały;
4) lepiej poznawałem siebie jako strasznego malkontenta, co pomogło mi zmienić przyzwyczajenia, które dawniej były dla mnie czymś oczywistym jako prawda, a teraz zaczęło być po prostu czarnymi okularami, które ubierałem tak długo, że aż wrosły w mój obraz świata i niejako tożsamość (oczywiście nie na trwałe).
Na początku było ciężko, bo robiłem to wbrew objawom i moim nerwicowym przyzwyczajeniom, które się zautomatyzowały. U mnie naczelnym objawem była bezsenność. Musiałem więc zignorować objawy, i pomimo nich wstawać z łóżka i od razu poświęcić godzinę na uwielbienie za to, że mam nowy dzień, że jest deszcz i jest pochmurno, a deszcz jest dobry, bo dzięki niemu mogą rosnąć kwiaty i trawa, albo słońce, a słońce jest przyjemne. Coraz więcej powodów do wdzięczności, wręcz wynajdywać jak najwięcej rzeczy, za które mogę dziękować. Uwierzcie, że było ich jednak więcej niż powodów do nerwicowych zmartwień
![Smile :)](https://www.zaburzeni.pl/images/smilies/icon_e_smile.gif)
Oczywiście, uwielbienie należy „rozkręcić”. Nie należy się zrażać, jeśli na początku nie czuć różnicy; ona zaczyna być odczuwalna wtedy, gdy sukcesywnie praktykujemy je POMIMO. Trzeba też pozwolić sobie na objawy, nie łypać drugim okiem, czy uwielbienie coś zmienia. Raczej w pełni zaangażować się i „zapomnieć o sobie” w atmosferze wdzięczności. Należy się „mentalnie zabić”, i od tego pułapu zacząć uwielbiać. „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24). U mnie to po prostu rozwalało mechanizm nerwicowy.