Mam prawie 22 lata i odkąd pamiętam miałam różnorakie problemy. Wszystko zaczęło się w szkole, gdzie nie znalazłam akceptacji, zrozumienia ani żadnych przyjaciół, czy znajomych. Przez długie lata żyłam w samotności i smutku, który nie przestawał mnie opuszczać. Przeżyłam tylko dzięki wyobraźni, książkom i nadziei. Czas od gimnazjum do liceum był czasem równi pochyłej, a potem nadeszły studia. Tutaj po raz pierwszy udało mi się zaprzyjaźnić, czy nawiązać dłuższą relację. Jednak pojawiły się problemy, lęk, natrętne myśli i stres. Paskudny i przeżerający duszę. Kiedy już nie wytrzymywałam psychicznie udałam się do terapeuty. To było mega wyrzeczenie, które nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Mam za to wrażenie, że wyciąganie brudów i przeżywanie ich na nowo dodało sporą cegiełkę do obecnego stanu. Od jakiś kilku msc nie przeżywam już książek, filmów, kontaktów z ludźmi, ani wydarzeń na uczelni. O empatii mogę zapomnieć. Mogę czuć lekką złość, stres, strach; wstyd czy zażenowanie rozpoznaje. Ja pierniczę, chyba się po prostu wypaliłam po tym wszystkim. Najbardziej ironiczne jest to, że za kilka msc wrócę do punktu wyjścia, bo po prostu nie chcę ciągnąć już tej relacji i znów będę sama. Ciągle powtarzam te same schematy postępowania, nakładam na siebie presję, bo oprócz kończonych studiów, które jednak nie dają konkretnego fachu nie mam nic. Dodatkowo, jestem roztargniona i nierozgarnięta więc dopóki tego nie naprawię to praca za więcej niż 10zł/h może być no cóż trudna. Strasznie marudę. I nie wiem po co to piszę, bo przecież nikt nie nauczy się za mnie języków, nie zmieni/dokończy studiów, nie uczyni silniejszym człowiekiem, który jest w stanie powiedzieć prawdę i nie znajdzie lepszej pracy abym mogła sobie pozwolić na bardziej profesjonalną pomoc, czy szukanie rozwiązania. Terapeutka i wypaleniu emocjonalnym powiedziała, że przeskoczyłam na bardziej dorosły sposób myślenia, a mi się nie wydaję bo po prostu widzę po ludziach z otocznia, że nawet jak mają po 30 lat to robi im się przykro, smucą się, cieszą, przeżywają książki itp. Jak u was było z emocjami? Wiem, że jest już taki wątek, ale trochę martwy z tego co widziałam.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Utrata odczuwania i inny szajs.
-
Hare
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 7
- Rejestracja: 8 marca 2016, o 20:01
Hej wszystkim 
Mam prawie 22 lata i odkąd pamiętam miałam różnorakie problemy. Wszystko zaczęło się w szkole, gdzie nie znalazłam akceptacji, zrozumienia ani żadnych przyjaciół, czy znajomych. Przez długie lata żyłam w samotności i smutku, który nie przestawał mnie opuszczać. Przeżyłam tylko dzięki wyobraźni, książkom i nadziei. Czas od gimnazjum do liceum był czasem równi pochyłej, a potem nadeszły studia. Tutaj po raz pierwszy udało mi się zaprzyjaźnić, czy nawiązać dłuższą relację. Jednak pojawiły się problemy, lęk, natrętne myśli i stres. Paskudny i przeżerający duszę. Kiedy już nie wytrzymywałam psychicznie udałam się do terapeuty. To było mega wyrzeczenie, które nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Mam za to wrażenie, że wyciąganie brudów i przeżywanie ich na nowo dodało sporą cegiełkę do obecnego stanu. Od jakiś kilku msc nie przeżywam już książek, filmów, kontaktów z ludźmi, ani wydarzeń na uczelni. O empatii mogę zapomnieć. Mogę czuć lekką złość, stres, strach; wstyd czy zażenowanie rozpoznaje. Ja pierniczę, chyba się po prostu wypaliłam po tym wszystkim. Najbardziej ironiczne jest to, że za kilka msc wrócę do punktu wyjścia, bo po prostu nie chcę ciągnąć już tej relacji i znów będę sama. Ciągle powtarzam te same schematy postępowania, nakładam na siebie presję, bo oprócz kończonych studiów, które jednak nie dają konkretnego fachu nie mam nic. Dodatkowo, jestem roztargniona i nierozgarnięta więc dopóki tego nie naprawię to praca za więcej niż 10zł/h może być no cóż trudna. Strasznie marudę. I nie wiem po co to piszę, bo przecież nikt nie nauczy się za mnie języków, nie zmieni/dokończy studiów, nie uczyni silniejszym człowiekiem, który jest w stanie powiedzieć prawdę i nie znajdzie lepszej pracy abym mogła sobie pozwolić na bardziej profesjonalną pomoc, czy szukanie rozwiązania. Terapeutka i wypaleniu emocjonalnym powiedziała, że przeskoczyłam na bardziej dorosły sposób myślenia, a mi się nie wydaję bo po prostu widzę po ludziach z otocznia, że nawet jak mają po 30 lat to robi im się przykro, smucą się, cieszą, przeżywają książki itp. Jak u was było z emocjami? Wiem, że jest już taki wątek, ale trochę martwy z tego co widziałam.
Mam prawie 22 lata i odkąd pamiętam miałam różnorakie problemy. Wszystko zaczęło się w szkole, gdzie nie znalazłam akceptacji, zrozumienia ani żadnych przyjaciół, czy znajomych. Przez długie lata żyłam w samotności i smutku, który nie przestawał mnie opuszczać. Przeżyłam tylko dzięki wyobraźni, książkom i nadziei. Czas od gimnazjum do liceum był czasem równi pochyłej, a potem nadeszły studia. Tutaj po raz pierwszy udało mi się zaprzyjaźnić, czy nawiązać dłuższą relację. Jednak pojawiły się problemy, lęk, natrętne myśli i stres. Paskudny i przeżerający duszę. Kiedy już nie wytrzymywałam psychicznie udałam się do terapeuty. To było mega wyrzeczenie, które nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Mam za to wrażenie, że wyciąganie brudów i przeżywanie ich na nowo dodało sporą cegiełkę do obecnego stanu. Od jakiś kilku msc nie przeżywam już książek, filmów, kontaktów z ludźmi, ani wydarzeń na uczelni. O empatii mogę zapomnieć. Mogę czuć lekką złość, stres, strach; wstyd czy zażenowanie rozpoznaje. Ja pierniczę, chyba się po prostu wypaliłam po tym wszystkim. Najbardziej ironiczne jest to, że za kilka msc wrócę do punktu wyjścia, bo po prostu nie chcę ciągnąć już tej relacji i znów będę sama. Ciągle powtarzam te same schematy postępowania, nakładam na siebie presję, bo oprócz kończonych studiów, które jednak nie dają konkretnego fachu nie mam nic. Dodatkowo, jestem roztargniona i nierozgarnięta więc dopóki tego nie naprawię to praca za więcej niż 10zł/h może być no cóż trudna. Strasznie marudę. I nie wiem po co to piszę, bo przecież nikt nie nauczy się za mnie języków, nie zmieni/dokończy studiów, nie uczyni silniejszym człowiekiem, który jest w stanie powiedzieć prawdę i nie znajdzie lepszej pracy abym mogła sobie pozwolić na bardziej profesjonalną pomoc, czy szukanie rozwiązania. Terapeutka i wypaleniu emocjonalnym powiedziała, że przeskoczyłam na bardziej dorosły sposób myślenia, a mi się nie wydaję bo po prostu widzę po ludziach z otocznia, że nawet jak mają po 30 lat to robi im się przykro, smucą się, cieszą, przeżywają książki itp. Jak u was było z emocjami? Wiem, że jest już taki wątek, ale trochę martwy z tego co widziałam.
- Joannaw27
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 926
- Rejestracja: 20 czerwca 2015, o 00:12
Hej, każdy z nas ma emocje i każdy z nas gdzieś tam po drodze zaczyna się gubic, ja np.doświadczyłem bardzo dużo złego więc pojawiła się u mnie nerwica, chodziłam do psychologa któremu też wyciagalam brudy i się tego wstydzilam ale pani psycholog powiedziała że jest tu po to żeby mi pomóc więc wyrzucenie tych złych emocji pomogło mi a jej pomogło dojść do tego co jest powodem mojej nerwicy, jesteśmy jedną wielką chłodząca emocja, u jednego słynie to jak po kaczce a drugi się zatraci, myślę że u cb to nie koniec świata i dasz sobie radę.
COCO JUMBO I DO PRZODU
-
kucyki46
- Gość
Przeczytałem tu na forum już wiele podobnych postów młodych osób. Dzieci. I to nie jest żadne szydercze określenie, po prostu odnosi się do osób, które dopiero wkraczają w samodzielne życie. Dostrzegam jedną wspólną. Nijakość. Całkowity brak tożsamości. Zobaczcie co się dzieje. Ludzie przechodzą cały ten okres dorastania, szkoła, wychowanie w domu i nie wiedzą kim są? czego chcą? Są bardzo niegotowi na samodzielność. Tak jak Ty napisałaś - robie studia, po których nic nie ma i nie wiem co będzie. To jest błąd w wychowywaniu. Wciska się dziecku - ''bądź grzeczny'' A co to znaczy? Translator- ''Siedź cicho! Nie masz żadnych emocji, uczuć - jesteś psem!Hare pisze:Hej wszystkim
Mam prawie 22 lata i odkąd pamiętam miałam różnorakie problemy. Wszystko zaczęło się w szkole, gdzie nie znalazłam akceptacji, zrozumienia ani żadnych przyjaciół, czy znajomych. Przez długie lata żyłam w samotności i smutku, który nie przestawał mnie opuszczać. Przeżyłam tylko dzięki wyobraźni, książkom i nadziei. Czas od gimnazjum do liceum był czasem równi pochyłej, a potem nadeszły studia. Tutaj po raz pierwszy udało mi się zaprzyjaźnić, czy nawiązać dłuższą relację. Jednak pojawiły się problemy, lęk, natrętne myśli i stres. Paskudny i przeżerający duszę. Kiedy już nie wytrzymywałam psychicznie udałam się do terapeuty. To było mega wyrzeczenie, które nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Mam za to wrażenie, że wyciąganie brudów i przeżywanie ich na nowo dodało sporą cegiełkę do obecnego stanu. Od jakiś kilku msc nie przeżywam już książek, filmów, kontaktów z ludźmi, ani wydarzeń na uczelni. O empatii mogę zapomnieć. Mogę czuć lekką złość, stres, strach; wstyd czy zażenowanie rozpoznaje. Ja pierniczę, chyba się po prostu wypaliłam po tym wszystkim. Najbardziej ironiczne jest to, że za kilka msc wrócę do punktu wyjścia, bo po prostu nie chcę ciągnąć już tej relacji i znów będę sama. Ciągle powtarzam te same schematy postępowania, nakładam na siebie presję, bo oprócz kończonych studiów, które jednak nie dają konkretnego fachu nie mam nic. Dodatkowo, jestem roztargniona i nierozgarnięta więc dopóki tego nie naprawię to praca za więcej niż 10zł/h może być no cóż trudna. Strasznie marudę. I nie wiem po co to piszę, bo przecież nikt nie nauczy się za mnie języków, nie zmieni/dokończy studiów, nie uczyni silniejszym człowiekiem, który jest w stanie powiedzieć prawdę i nie znajdzie lepszej pracy abym mogła sobie pozwolić na bardziej profesjonalną pomoc, czy szukanie rozwiązania. Terapeutka i wypaleniu emocjonalnym powiedziała, że przeskoczyłam na bardziej dorosły sposób myślenia, a mi się nie wydaję bo po prostu widzę po ludziach z otocznia, że nawet jak mają po 30 lat to robi im się przykro, smucą się, cieszą, przeżywają książki itp. Jak u was było z emocjami? Wiem, że jest już taki wątek, ale trochę martwy z tego co widziałam.
-
Hare
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 7
- Rejestracja: 8 marca 2016, o 20:01
Kucyki 64 dziękuję za odpowiedź, choć nie do końca się z nią zgadzam
. Rodzice nie wychowali mnie na lalkę, tylko po prostu. Jak dziecko nie pije, nie pali, ma dobre oceny to jest ok XD. Studia w moim przypadku były dobrym wyjściem, bo jakoś nie wyobrażam sobie abym w tamtym momencie życia była zdolna do podjęcia pracy zarobkowej. Utknęłabym w ciągu praca po 10 h dziennie /1h po której jest siła jedynie na serial w TV. Poza tym mogłam wyjechać z środowiska, które mnie przyduszało. Mogłam uczyć się języków, chodzić na terapię i jeszcze bd mogła podróżować. Ironicznie, bo właśnie jednym z celów terapii było zachowanie tej relacji, gdyż była dla mnie ważna, a przynajmniej usunięcie lęku, nadmiernego stresu, czy natrętnych myśli czyli tego co niszczyło relację w głowie i przekładało się na rzeczywistość. Tymczasem myślę, że terapia też była dużym stresem, który skumulowany z resztą spowodował stan jeszcze bardziej oddalający od głównego celu. Tkwię, bo są zobowiązania, które trzeba dopełnić jeszcze przez krótki czas i z nieogarnięcia/ niezdecydowania, które było na początku roku. Tu nie chodzi o psychoanalizę tylko chciałabym się wrócić do odczuwania. Twój wpis, chociaż jestem wdzięczna, Kucyki przeczytałam jak opis biurka jodłowego choć odnosi się do mnie. Wiem, jakie emocje mógłby wywołać jeszcze 7 msc temu: motywację, trochę dotknięcie, wdzięczność, ciekawość itp. Terapię z powodów finansowych musiałam przerwać. Przerwałam też, bo to nie na tym chyba miało polegać, że przez kilka sesji mówię jak cierpię przez to i to i gadamy, gdy ja zdycham na co dzień XD Gadamy dalej, ja sama wymyślam, znajduję w necie sposób na usunięcie, zmianę myśli i to za darmo xd. Jak z tego stanu "nieczucia" wrócić do czucia? Kolejna terapia, terapia tańcem, rysunek, zmiana środowiska czy iść na ślepo? Jak wam się udało? Mimo wszystko zostało mi jeszcza statyctycznie rzec biorąz 50 lat aby to zmienić XD Joanaw, dziękuję za słowa otuchy 
-
kucyki46
- Gość
Hare - mówisz swoją opinię i cieszę się!
Napisałem 'jednym duszkiem' pewne wrażenie, które się we mnie skumulowało, tak jak na początku - po wielu podobnych ''obrazach''. Napisałem o nas wszystkich. Psycholog? To są ludzie. Często osoby, które chcą zarobić ''na chleb''
(oczywiście nie chce przez to powiedzieć, że nie ma wśród nich osób życzliwych, które na 1. miejscu stawiają dobro pacjenta - Z pewnością są!!! <wesoły>).
Kiedyś przeczytałem; ''najlepszym psychologiem jest Bóg''. Zgadzam się
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TM ... kazan.html
Pamiętaj, że jesteś jednością ciała, umysłu i ducha. http://www.tlustezycie.pl/p/paleo.html Deepak Chopra - 7 Praw Duchowego sukcesu. Pozdrawiam!
Kiedyś przeczytałem; ''najlepszym psychologiem jest Bóg''. Zgadzam się
Pamiętaj, że jesteś jednością ciała, umysłu i ducha. http://www.tlustezycie.pl/p/paleo.html Deepak Chopra - 7 Praw Duchowego sukcesu. Pozdrawiam!
-
Hare
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 7
- Rejestracja: 8 marca 2016, o 20:01
To raczej była kwestia toku terapii i tego też, że wszystko chciałam na już więc czasem zmusiłam się aby z siebie wyrzucać rzeczy. Po prostu stosowanie tylko jednego nurtu nawet jak się wierzy w jego skuteczność nie jest raczej dobre. W Boga nie wierzę po prostu i to się raczej nie zmieni. Co do autentyczności to racja. Po prostu zastanawiam się co zrobić aby: odzyskać uczucia i ich połączenie z myślami/słowa--> pracować nad nimi---> stać się szczęśliwym, autentycznym człowiekiem. Co wam pomogło? Terapia, taniec/pasja, pisanie, rysunek, akceptacja, czy po prostu czekaliście, żyliście i pewnego dnia zorientowanie, że odczuwanie wróciło.
