Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Tworzenie taktyk, obwinianie się, uciekanie przed lękiem

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
znerwicowany
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 28 stycznia 2016, o 23:04

30 stycznia 2016, o 21:34

Hej, witajcie :)

WSTĘP - jeśli nie masz czasu/nie chce ci się czytać przejdź, pod "ale". Tam jest najważniejsza część :)

Założyłem tutaj konto, bo staram się znaleźć parę przydatnych informacji od osób z podobnymi problemami, które mnie trapią a są związane - jak wiadomo - z nerwicą.
Może tytułem wstępu - na nerwicę cierpię już baaaaardzo długi czas. Zaczęło się to chyba jakoś z 10 lat temu. Ogólnie wykazywałem dość duże przywiązanie do rodziców i niechętnie chciałem opuszczać dom rodzinny żeby wyjechać na kolonie. No, ale że czas był taki, że dużo dzieci jeździło to i ja się musiałem przemóc. Pojechałem oczywiście z kolegą. Wiadomo była pewna nieśmiałość itp. ale jakoś sobie radziłem, za rodzicami tęskniłem. Wszystko było w porządku do momentu aż doszło do scysji ze starszym chłopakiem. Poszło po prostu o to, że miałem koszulkę innej drużyny niż on kibicował. :roll: Doszło do utarczki słownej, pogroził mi, ale ważniejsze było to co zadziało się w głowie. Byłem przerażony, co w połączeniu z nieśmiałością i tęsknotą za rodziną stworzyło mieszankę wybuchową. Z racji tego, że był to wyjazd "katolicki" dużo było chodzenia do kościoła, modlenia się, itp. Dzień po całej akcji ze starszym "kolegą" pękło coś we mnie. Uważałem, że muszę się modlić odpowiednio, bo jak nie to mnie spotka jakaś kara od Boga. Wiadomo, typowe zachowania dla ludzi z zaburzeniami obsesyjno - kompulsywnymi :) W domu nadal się to utrzymywało (m.in. zapaenie i gaszenie światła 10 razy), aż w końcu pewnego dnia gdy nie mogłem zasnąć, złamałem się i opowiedziałem wszystko mamie. Ona mi uświadomiła jakie to durne i żebym się nie martwił bo nic się nie stanie, a ja z nowymi siłami zacząłem walczyć i działać na przekór tym nieracjonalnym zachowaniom. Po jakimś czasie (po dziś dzień) udało mi się z tego "wyleczyć".

ALE

Długi czas (przez te 10 lat) trapią mnie wszelkie natręctwa myślowe, głownie w sferze społecznej. Boję się, że mogę urazić jakieś osoby tym co powiem, że będzie to nieodpowiednie. Boję się ich gniewu, ich złej reakcji, wzroku. Boję się też, że będą uważać mnie za człowieka nudnego/lękliwego (staram się ukrywać lęk)/nienormalnego, no wszystko co negatywne. To tyczy się i ludzi mi znajomych i nieznajomych. Przy większych przyjaźniach łapię większy luz, lecz to wciąż nie jest to samo. Co najgorsze to cały czas walczę w głowie, szukam rozwiązania, analizuję. Mam straszne wyrzuty sumienia, gdy odczuwam lęk, od razu chce znaleźć na to lekarstwo. Gdy oddalam się od tego stresującego bodźca (np. izolacja w domu) rozmyślania maleją, nie są tak intensywne. lecz rzadko kiedy ustają. Przykład? Mam wyjść do sklepu, zrobić szybkie zakupy. Od razu pojawia się napięcie i myśli, wyobrażenia sytuacji, moich zachowań, jakie bylo by odpowiednie, co mówić, jaką postawę wykazywać. Takie tworzenie recepty na sukces. Najgorsze jest to, że to pojawia się także wtedy, gdy nie mam bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Tworzenie tych całych taktyk, analiz.
Nie jest to też takie oczywiste, cały ten lęk objawia się bardziej w uczuciu, niż wizualizacji (kiedyś gdy byłem młodszy pojawiał się taki przejaw). Jest to uczucie takiego spięcia, niepokoju. No i te nieustanne analizy i szukanie rozwiązania.
Ostatnio zacząłem stosować taktykę "stawania naprzeciw" swojemu potworowi. Udawało mi się w pewien sposób wyciszać swoje analizy, żeby stanąć przed czystym lękiem. Dużo mi to dało w krótkim czasie i polepszyło moje samopoczucie, lęk zacząłem bardziej zlewać, ale analizy i wyrzuty pomału wracają. Ta taktyka patrzenia strachowi w oczy bardziej brała się z motywacji z obejrzanego serialu, gdzie bohater uciekał przed strachem, ale w końcu musiał stanąć mu naprzeciw i jak to w takich przypadkach bywa motywacja z czasem maleje.

Co wy sądzicie o moim przypadku? Co możecie mi poradzić? Jak dawać sobie z tym radę? Proszę was o pomoc i wymianę spostrzeżeń.

PS: Byłem u psychoterapeuty na sesji z 1.5 roku, ale nie przekonałem się. Bardziej był to błąd w wyborze podejścia (psychodynamiczne), ale jakoś nie potrafię się przekonać do powrotu na terapię. Nie wiem, może racjonalizuję, ale z częścią problemów poradziłem sobie sam i ufam, ze dalej dam radę :roll:

-- 30 stycznia 2016, o 21:34 --
naprawdę nikt nie jest w stanie pomóc/wymienić się doświadczeniami?
Awatar użytkownika
StiV
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 108
Rejestracja: 21 maja 2015, o 15:49

31 stycznia 2016, o 13:55

Po pierwsze porzuć kontrole, po drugie nie żyj lękiem, z samego doswiadczenia wiem ze to najgorsze co moze byc. Miałem podobnie np. nie zagadałem do dziewczyny bo balem sie ze mnie wyśmieje, lub uzna mnie za debila. Z powodu lęku wiele nie zrobiłem czego teraz żałuje. Lepiej ryzykowac niż później miec wyrzuty, nie bój sie ich reakcji nie żyj lękiem.
Świat czy może ja? https://www.youtube.com/watch?v=joxrpvFBEk0
Fine
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 211
Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43

31 stycznia 2016, o 23:22

Hej. Mamy chyba sporo wspólnego.
Przed laty prawie cały czas robiłem przygotowania do rozmów, sytuacji. Rzeczywistość nigdy nie była taka jak moje wyobrażenia, więc czułem się sobą rozczarowany. Nie wypadałem w swoich oczach dobrze, krytykowałem się. W końcu uznałem, że to jest cholernie męczące i sztuczne. I jaki jest sens udawania kogoś, jeśli chcę kogoś poznać. Wtedy spodoba mu się, lub nie, moje odgrywanie roli. To bardzo smutne.
Tak więc wolę być sobą w kontakcie z innymi ale nie zawsze to się udaje. Często jeszcze siebie krytykuję, załamuję się.
Z rzeczy które mi z pewnością pomogły, to pokazanie właśnie swojego ja, jakie mam zdanie na różne tematy, pokazanie że mam emocje, w tym złość, że nie można mną pomiatać. To chyba uczenie się szacunku do siebie. Odważyłem się po latach sprzeciwić bliskim mi osobom oraz mówić o sobie otwarcie. Od kiedy pamiętam, obawiałem się co o mnie ktoś pomyśli (oczywiście pomyśli źle, skrytykuje), więc najczęściej milczałem i myśli dołowały mnie od środka. W końcu postanowiłem zaryzykować, czyli sprawdzić jak rzeczywiście zareagują ludzie, gdy pokażę swoją twarz. W około 90% moje wyobrażenia okazały się kompletnie błędne, ludzie nie są tacy straszni i bezwzględni. I o dziwo nie czekają tylko na moje porażki. Oprócz pojedynczych jednostek, ale ich mi po prostu żal, bo sami są najczęściej nieźle pogubieni. Są też mili, wyrozumiali, sami też się otwierają gdy ty zrobisz pierwszy krok.
Jest jednak ciągle coś takiego, że oczekuję od siebie zawsze zwycięstwa, zawsze 100% w każdej sytuacji. Po co mi to? Cholera wie. Lęk nie daje o sobie zapomnieć, próbuję go ignorować, nie wchodzić w rozmyślania i czarne wizje. Też chcę się go pozbyć natychmiast, wkurzam się gdy tak się dzieje. Może dlatego, że znów nie mam 100% zwycięstwa? Przecież powinienem umieć go stłamsić w kilka sekund ;) A uczucie jednak pozostaje i mija, gdy sobie odpuszczę.
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
znerwicowany
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 28 stycznia 2016, o 23:04

2 lutego 2016, o 00:52

hej, tak nie ma nic gorszego niż te wyrzuty sumienia. I szczerze, uważam się za człowieka odpornego na stres, potrafię wiele rzeczy zignorować i szybko podnieść się w ciężkich sytuacjach, ale te wyrzuty... To się musi brać jakoś z podświadomości, bo powoduje tak ostre napięcie, a w niektórych sytuacjach tak mocnego doła, że jak sobie człowiek o tym teraz myśli to jest to niewiarygodne jak można szybko i nagle przejść do takiego stanu.
Ja ze swojego doświadczenia w sytuacjach nerwicowych staram się maksymalnie porzucić myśli wokół. Zauważyłem, że jak mój organizm automatycznie reaguje na sytuację --> pojawiają się myśli, tworze schemat walki, taktyki, wzorce zachowania, rozmyślam a lęk nie ustaje i się to tak nakręca. Kiedy zarzucam ten bezsensowny myślowy rytułał czasami czuje "od wewnątrz" jak moje całe ciało drży i jakby chciało powiedzieć "nie dam rady wytrzymać tak w tej sytuacji!", ale ja trzymam to uczucie, stawiam czoła swojemu potworowi. Inna, a raczej pokrewna sprawa to fakt, że uważałem jakieś napięcia za zło, katastrofę. Uświadamiam sobie, ze nie jest to złe, a cały stan da się wytrzymać i nic się nie stanie. Pomaga, a w miarę wytrzymałości z lękiem on maleje. Jedyne czego mi chyba brakuje to pewnego rodzaju powtarzalności, nawyku (ale bez uczucia potrzeby kontroli bo to złe) które mam nadzieję wyrobią się :)
Jak masz jakieś pytania, przemyślenia to wal śmiało!
Fine
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 211
Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43

2 lutego 2016, o 14:39

Jasne, napięcie samo w sobie nie jest złe, to informacja. U mnie jest tak, że najpierw konfrontuję się z rzeczywistym wyzwaniem i potrafię wytrzymać to napięcie. Dopiero gdy już mam to za sobą, mogę "odpocząć" to powstaje lęk. Wydaje się, że bezpodstawny. Jednak jak tak spojrzę wgłąb siebie, to to pozostałość po tym rzeczywistym wyzwaniu. Podczas niego często nie do końca pozwalam sobie na wszystkie emocje, zachowania, myśli i potem chyba odreagowuję.
Chyba nie ma sensu, jak wielu tu pisze, szarpać się z lękami. Jeśli jestem w stanie coś z nich wyciągnąć, jakieś wnioski na przyszłość to spoko, ale w większość to tylko straszenie na wyrost.
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
Awatar użytkownika
ciekawy94
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 211
Rejestracja: 4 czerwca 2015, o 11:58

2 lutego 2016, o 14:50

Nie szarp się, nie analizuj. Porzuć kontrolę, żyj życiem. Wszystko wrzucaj do worka nerwicowego. Nie przeżywaj myśli, bo to twoje myśli, ale to myśli==śmieci. Żyj :)
Wykuty charakter przez lata żywym dłutem
Uzależnienia i nerwica ciągłej walki skutek
I na drugim końcu świata będę dumny z pochodzenia
[b]--------------------------------------------------------[/b]
Ogarnę NERWICĘ albo zajebie się starając.
Autor Bart26
Awatar użytkownika
zebulon
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 644
Rejestracja: 21 czerwca 2015, o 18:56

2 lutego 2016, o 14:53

Dokładnie tak lęki sa wytworem podświadomości i nie zawszee adekwatne do rzeczywistości
Każda droga zaczyna się od pierwszego kroku .
Piekło nerwicy tworzymy sami sobie ...
Nie pozwól żeby życie straciło sens przez osobę, która po prostu nie była Ciebie warta.
nerwica przypomina prowadzenie codziennie konia do weterynarza żeby sprawić czy na pewno nie jest wielbłądem ( cytat który mnie rozbawił )
ODPOWIEDZ