Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Zaburzenia lękowe uogólnione

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
kkasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 3 lutego 2020, o 14:01

24 maja 2020, o 19:49

Cześć,

mam 28 lat rocznikowo, urodziłam się bez końcówki kości krzyżowej, 4krotnie owinięta pępowiną wokół szyi. Poskutkowało to m.in. szpotawością końską (w 2002 operacja) oraz praktycznie całkowitym nietrzymaniem moczu, więc i również noszenie pampersa dniem i nocą. Na tą chwilę nie ma możliwości żadnej "naprawy" tego.

Ciągłe ukrywanie tego w szkołach, aby nikt z rówieśników czy ktokolwiek, się nie dowiedział - wiadomo jak traktowane są takie osoby... W technikum, podczas jednej z przerw usłyszałam rozmowę dziewczyny z klasy, że "ktoś w toalecie w koszu zostawił pampersa, więc pewnie w plecak przyniósł też dzieciaka". Zabolało mnie to okropnie.
Nigdy nie jeździłam na wycieczki szkolne, nie nocowałam u znajomych. Odważyłam się powiedzieć o tym jednej osobie, którą uważałam za przyjaciółkę, ale skończyło się to przy pierwszej lepszej wymianie zdań i wypominaniu, żebym "nie posikała się w pampersa". To mnie utwierdziło w przekonaniu, żeby dalej się ukrywać.

Co za tym poszło - nabawiłam się zaburzeń lękowych. Od czasu gimnazjum (rozpoczęcie w 2005 roku) zaczęłam miewać zwiększone napady paniki objawiające się takim uczuciem, jakby niemożliwość przełknięcia śliny, nie taka typowa gula w gardle. Potem przypomniałam sobie, że podobnie, w mniejszym stopniu, miałam w podstawówce, ale podpięłam to wtedy pod alergie i astmę.
Przejście do technikum całkowicie mnie zniszczyło - żadna ze znajomych osób nie poszła do tej szkoły. Bardzo ciężko było mi zawierać nowe znajomości. Jestem wstydliwa.

Moje ataki paniki zostały przez psychiatrę określone jako napady lękowe uogólnione. Objawiają się w przeróżnych sytuacjach - najczęściej w otwartych terenach (morze, plaża, duży plac na mieście), przy dużych budynkach, nowych dla mnie sytuacjach. Boję się śmierci, utraty rodziców, narzeczonego, zostania samej, choć wiem, że w końcu dałabym sobie radę. Po prostu emocjonalnie bym tego nie udźwignęła, ale zdaję sobie sprawę, że jest to nieuniknione w pewnym momencie. Moje napady mocno pogłębiły się po wieściach o końcu świata w 2012 roku...

Od 2005 leczę się psychiatrycznie, od zeszłego roku rozpoczęłam psychoterapię dynamiczną. Widzę minimalną poprawę, ale nadal jest mi ciężko.

Mam narzeczonego, od kwietnia :) przez ponad 2 lata wspólnie się docieraliśmy, on był i nadal jest trochę egoistą, brał narkotyki, uwielbiał imprezować, okłamywał mnie. Również zaczął terapię krótkoterminową, już skończył i widzę u niego ogromny postęp.
Przez poprzedni związek (zdrada, ogromne kłamstwa) uważam na każdym kroku. Nie potrafię porównywać i nie wracać do przeszłości. Nie potrafię się w jakiś sposób od tego odciąć, bo obaj ci chłopacy to kompletne przeciwieństwa.

Nie mniej - chciałabym dorównać mu kroku w zwiedzaniu - ale nie potrafię, bo prawie zawsze łapią mnie te ataki "duszności". Mam Lorafen jako lek doraźny ale i on nie pomaga. W kwietniu staliśmy w kolejce na koncert Papa Roach przy MTP, bardzo długiej, na chodniku. Po lewej był ogromny budynek, po prawej 3 pasy jezdni. Nie mogłam spokojnie ustać w tej kolejce, "chowałam" się przy filarach tego budynku - tak jakby musiało mnie coś otaczać... Mimo wzięcia odpowiedniej dawki leku i tak nic nie pomogło.
Również przy sprawach seksu chciałabym się dobrze czuć, ale w głowie jestem totalnie zablokowana z powodu pampersa... Partnerowi to oficjalnie nie przeszkadza, ale ja nie potrafię się z tym pogodzić i mimo wszystko widzę, że czasem chciałby czegoś spróbować, ja też, ale nie możemy z powodu choroby.

Chciałabym z nim pojechać na Woodstock, ale z powodu ogromnej ilości chodzenia (po operacji szybko bolą mnie stopy), bardzo dużego otwartego terenu - przeraża mnie to, bo wiem, że nie dam rady - porównując nawet z głupią kolejką..

Nie mam już sił. Chciałabym w końcu wyjść z domu i bawić się jak przystało na osobę w moim wieku, zapomnieć o wszystkim, nie myśleć o pampersie ani o tym, czy zacznie mnie dusić, nie przejmować się. Chciałabym w końcu ZNOWU normalnie posiedzieć na plaży i oglądać zachody słońca. Chciałabym normalnie patrzeć w niebo, jak kiedyś, bez napadów lęku.

Nie mam sił. Wiem, że tak głęboko zakorzenione problemy zajmą dużo czasu i terapii, ale po prostu się boję, że nigdy z tego nie wyjdę. Że zawsze będę takim cieniem siebie.

Po psychoterapii wiem że:
1. mam manię kontroli, potrzebuję kontrolować związek, mojego narzeczonego (to, czy pisze ze swoją przyjaciółką, która dawała mu "złote rady" co do naszego związku samej zdradzając kolejne osoby; czy znowu piszą do niego ziomeczki na palenie trawki czy ćpanie...);
2. straszliwie boję się utraty moich rodziców, braci, czy właśnie narzeczonego. Zostanie samej mnie przeraża. Zawsze ktoś z powodu choroby był przy mnie (przeważnie rodzice) i chyba po prostu nie potrafię się usamodzielnić w jakiś sposób.

Obecnie z leków biorę Duloxetine, łącznie 90mg, na noc Agolek. Mimo tego dalej mam odczucia duszności... Boję się ciągle zmieniać leków, wydaje mi się, że one tu dużo już nie pomogą, że cała walka leży we mnie już..

Może macie jakieś sprawdzone techniki, które Wam pomagają? Może ktoś ma podobnie z tą niemożliwością przełknięcia śliny? Staram się czytać książki o tym wszystkim, jak sobie radzić, ale mało to daje.

POMOCY :(

Pozdrawiam,
Kasia
Awatar użytkownika
MałaMaruda
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 303
Rejestracja: 18 listopada 2017, o 18:47

24 maja 2020, o 21:07

Mogę pomóc tylko z przelykaniem. Miałam ten problem i wiem o co Ci chodzi, to jest uczucie jakby organizm zwyczajnie zapomniał jak ułożyć mięśnie żeby coś przełknąć, tak? Ja tak miałam z jedzeniem. Mi pomogła nauka spokojnego oddechu. Jak mi się zdarzało tak to trzymałam kęs w buzi (dosłownie kilka sekund) i zaczynałam spokojnie kontrolować oddech (nauczyłam się tego medytujac). Dzięki temu pozbylam się hiperwentylacji przy chodzeniu i właśnie po kilku sekundach (nawet 1-2s) mogłam już przelykac. Myślę że ze ślina też zadziała. Ale to tylko technika, narzędzie na doraźne sprawy. Reszta to tak naprawdę istota sprawy, przyczyna i myślę, że tutaj psychoterapia może pomóc. I praca własna oczywiście.
"Hold on! I know you're scared,
But you're so close to heaven...
Don't know but you know when you get there (...)
You don't know, you're almost near it.

All this time - you're just tryin' not to lose it,
You can always learn to fly - you never do until you do it"

[LP - Tightrope]
kkasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 3 lutego 2020, o 14:01

26 maja 2020, o 21:54

MałaMaruda pisze:
24 maja 2020, o 21:07
Mogę pomóc tylko z przelykaniem. Miałam ten problem i wiem o co Ci chodzi, to jest uczucie jakby organizm zwyczajnie zapomniał jak ułożyć mięśnie żeby coś przełknąć, tak? Ja tak miałam z jedzeniem. Mi pomogła nauka spokojnego oddechu. Jak mi się zdarzało tak to trzymałam kęs w buzi (dosłownie kilka sekund) i zaczynałam spokojnie kontrolować oddech (nauczyłam się tego medytujac). Dzięki temu pozbylam się hiperwentylacji przy chodzeniu i właśnie po kilku sekundach (nawet 1-2s) mogłam już przelykac. Myślę że ze ślina też zadziała. Ale to tylko technika, narzędzie na doraźne sprawy. Reszta to tak naprawdę istota sprawy, przyczyna i myślę, że tutaj psychoterapia może pomóc. I praca własna oczywiście.

Dziękuję bardzo za odpowiedź :) W końcu ktoś kto mnie rozumie z takim objawem... Dokładnie tak to odczuwam. Ja zwykle wtedy staram się nie przełykać w ogóle śliny, prawie całkowicie zasycha mi w gardle, ale jak mam ten "atak" to trwa zwykle koło 30 sekund może maksymalnie, podczas chodzenia faktycznie coś w rodzaju hiperwentylacji i takiego ciągłego próbowania przełykania i nakręcania się, bo nie idzie.
Możesz mi podpowiedzieć czy jakieś konkretne medytacje? Od czego zacząć w tej dziedzinie?
Awatar użytkownika
MałaMaruda
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 303
Rejestracja: 18 listopada 2017, o 18:47

27 maja 2020, o 00:26

Ja robiłam medytacje z aplikacją intu na telefon, jest płatna ale mają 7dniowy kurs za darmo, myślę że wystarczy. Ale sama nauka oddechu może się opierać na oddychaniu przeponowym (mega przydatna umiejetnosc przy uczuciach dusznosci i hiperwentylacji, polecam sie nauczyc). Ja się uczyłam na zajęciach z emisji glosu oddychania przeponowego ale wystarczy że się położysz i będziesz próbować oddychac do brzucha a nie do klatki piersiowej. I tak długo aż zalapiesz o co chodzi. Ja teraz umiem oddychać przepona w każdej sytuacji i pozycji.
"Hold on! I know you're scared,
But you're so close to heaven...
Don't know but you know when you get there (...)
You don't know, you're almost near it.

All this time - you're just tryin' not to lose it,
You can always learn to fly - you never do until you do it"

[LP - Tightrope]
ODPOWIEDZ