Bardzo ciekawy przykład podałeś z tym plecakiem i kamieniami. Faktycznie wyjście z pętli lękowej nie oznacza, że bez plecaka z obciążeniem będzie nam się żyło wspaniale, będzie po prostu łatwiej o tyle o ile całe spektrum objawów nie będzie zakłócać codzienności. Jednak patrząc z perspektywy osoby, która ma za sobą kilkanaście lat zmagań z nerwicą (swoją historię z cyklu wyzdrowiałem/wyzdrowiałam chyba ze 2 lata temu tutaj zamieściłam, bo też czułam się w obowiązku to opisać mimo, że na Forum się nie jakoś mocno udzielałam a więcej i słuchałam YT) mogę powiedzieć, że pewna skłonność i wrażliwość zostaje jako ślad po plecaku na całe życie. U mnie, mimo że temat mam gruntownie przepracowany i objawy nie stanowią dla mnie problemu, jak czasem coś wróci, to jednak widzę, że wiele wyzwań życiowych po prostu musiałam odpuścić, bo system nerwowy dostał tak po "tyłku", że nie mam już takiej siły i odporności. Nerwicy zawdzięczam bardzo dużo, była motorem niesamowitego rozwoju, jednak zostały mi kontuzje, które uniemożliwiają mi wiele, choć nie uważam żebym była niewolnikiem to jednak mam wielki respekt przed nawrotami, czy kryzysami wywołanymi jakimś obciążeniem emocjonalnym. Ja po swoich zmaganiach i mimo, że uważam się za osobę odburzoną mam niejako po tym wszystkim nie dającą się do końca wygoić ranę. Zaakceptowałam to jednak i obecnie szukam balansu między tym co faktycznie muszę sobie odpuścić, żeby uważać na siebie i nie prowokować nawrotów a tym co jest tylko wymyśloną mentalną barierą i martwieniem się na zapas. Z mojej perspektywy przy skłonnościach nerwicowych należy po prostu traktować siebie z ogromną wyrozumiałością i chorobę/zaburzenie traktować jako trampolinę do zmian, bo same objawy są przecież tylko sygnałem alarmowym, że mamy poważniejsze problemy wewnętrzne, które tylko za pomocą objawów dają o sobie znać. Gratuluję ozdrowienia
