Cześć, jestem tu nowy
Oczywiście nie pierwszy tutaj przychodzę z pytaniem czy to schizofrenia. Choć minęło już trochę czasu odkąd mam takie problemy to po wielu przemyśleniach i poznaniu tematu skłaniam się raczej ku nerwicy. Ostatnio jednak znowu dopadł mnie ten lęk, więc postanowiłem się z wami podzielić tym co mnie trapi. Sytuacja ma się tak, że jakoś chyba w styczniu miałem uczucie derealizacji. Przyszło ot tak (chyba, w listopadzie miałem problemy z oddychaniem, którymi się bardzo przejmowałem; może od tego choć po takim czasie to nie wiem). Nie było mi to do końca obce (jedną nerwicę udało mi się już pokonać), ale mimo wszystko lekko się wystraszyłem. Zasiany niepokój niestety rósł

Przez kolejne dni nie mogłem się uwolnić od dziwnego wrażenia takiej jakby obcości własnego głosu. Wiedziałem że jest mój, ale brzmiał dla mnie jakoś inaczej, tak jakby był poza mną. Oczywiście zaczęło się wertowanie internetu. Czytałem że to przez nerwice, więc starałem się ignorować. Wtedy jednak gdzieś trafiłem na artykuł że schizofrenicy własny głos uznają za obcy. I machina lęku się uaktywniła. Cały osłupiałem i wziąłem się za lekturę. Okazało się, że autorowi chodziło o nasz głos WEWNĘTRZNY. A z nim nie miałem i do tej pory nie mam problemu. Ale nerwiczce oczywiście to nie przeszkodziło. Zrobiłem najgłupszą rzecz jaką mogłem, ale emocje wzięły górę. Wpadłem w panikę i zacząłem wyszukiwać jej objawy. Nie wszystkie się zgadzały. Ba prawie żadne. Ale gdzieś te myśli mi się kłębiły i wracają czasem do tej pory. A to już mija pół roku. Nie mam i nie miałem żadnych z tzw negatywnych objawów. Nie miałem też żadnych urojeń - nawet natrętnych myśli (nie licząc tego, że albo już choruję albo się to stanie). Co do funkcji poznawczych robiłem nawet jakieś testy IQ xD Wszystko w normie, choć czasem sobie wmawiam że też jakoś gorzej mi idzie zapamiętywanie i nauka ogółem. A to nieprawda, bo piszę systematycznie licencjat i promotor zadowolony

Próbowałem sobie tłumaczyć, ze gdybym mial schizo to bym tego u siebie nie podejrzewał. Czytałem też jednak wiele sprzecznych informacji. Na jednej stronie schizofrenia jest świadomą chorobą na innej nie. Byłem i w sumie to nadal trochę jestem trochę zagubiony. Długo chodziłem w jednej wielkiej niepewności, kontrolując każdą swoją myśl i każdy dźwięk jaki słyszę. Klasyczna nerwica. Ale pojawił się objaw, z którym nie umiem sobie poradzić i to głównie on skłonił mnie do założeniu tutaj konta. Zacząłem (OCZYWIŚCIE NAGLE) słyszeć krótkie dźwięki, których źródła nie zawsze mogłem znaleźć i strasznie się tym niepokoje. teraz jednak patrząc na to z perspektywy czasu bałem się dźwięków strasznie cichych, niemal przytłumionych. Próbowałem sobie tłumaczyć że schizofrenicy słyszą wszystko głośno i wyraźnie. I na pewno nie przez kilka sekund. Bo te momenty gdzie słyszałem te dźwięki to były naprawdę kwestie kilkusekundowe. Były to jakieś wibracje telefonu, szelesty, odgłosy sprzętów AGD, pomruki, taki jakby sygnał gdy się do kogoś dzwoni. Nigdy natomiast nie były to głosy, co też trochę podnosiło mnie na duchu. Próbowałem sobie tłumaczyć, że jak schizofrenicy coś słyszą to nie słyszą tego przez 5 sekund i koniec na klika godzin czy nawet dni, tylko ich to męczy na codzień przez co najmniej miesiąc. Ale oczywiście nie pomagały takie zdania jak "Każdy choruje inaczej i może mieć różne objawy o różnym nasileniu". Po prostu mnie to już męczy. To całe analizowanie czy wszytsko jest dobrze z moją psychiką czy nie. Pamiętam jak strasznie się bałem gdy np. w kościele słyszałem nagle jakby dźwięk messengera. Wyszedłem z mszy, sprawdziłem telefon i nic. Albo ostatnio to już w ogóle zawał bo miałem komórkę centralnie przed sobą i wyraźnie słyszałem dźwięk powiadomienia, natomiast nic mi nie przyszło. Próbuję sobie tłumaczyć, że to może jakaś wada systemowa czy co, tym bardziej że już drugi raz mam taką akcję (wcześniej tak dzwoniło jakieś 2 miesiące temu - też panika zagwarantowana na dwie godziny xD). Chcąc pozbyć się takiego wmawiania sobie choroby rozwiązałem nawet kilka internetowych quizów na schizofrenię (w tym i anglojęzyczne) i każdy jeden powiedział mi że jestem zdrowy. Dużą pomocą okazało się to forum, a czytanie postów trochę mnie uspokajało i faktycznie uświadomiło na czym w zasadzie polega różnica między zaburzeniem a chorobą. Z jednej strony więc potwornie boję się tych "omamów" (nie wiem czy można tak je nazwać) i słyszę je niezależnie od siebie. Przeraża mnie właśnie taki brak kontroli D: Z drugiej mam do nich dystans i analizuję na setki sposobów co mogło być ich źródłem (chociaż ostatnio już mi to trochę zbrzydło xD) Tym bardziej czuję, że to nerwicaz powodu, że trwa to już 0,5 roku i myślę, że gdyby była to schiza to już by się rozwinęła, a ja mam wrażenie że wciąż tkwię w jednym lękowym punkcie. No i dochodzi fakt, że OCZYWIŚCIE to wszystko zaczęło się po tym nieszczęsnym artykule, a problem z obcością głosu samoistnie znikł zaraz po tym jak skupiłem się na schizofrenii. Podobnie było wcześniej gdy miałem problemy natury somatycznej - momentami ciężko mi się oddychało. Jak pojawił się ten problem z obcością głosu, oddech nagle w normie. Nie chce mi się wierzyć żeby to był przypadek i myślę że mózg robi mi wkrętki

Teraz znów jednak jestem lekko poddenerwowany (a wracanie do tych wszystkich sytuacji tylko jeszcze mi nakręca ten lęk) i potrzebuję waszego wsparcia. Nikt jednak nie miał stricto takiej samej sytuacji (albo też nie natrafiłem na taki post) jak ja, postanowiłem więc coś tu napisać. Jakby co z derelką i derpesonalizacją nie mam już problemów odkąd wmawiam sobie te omamy. Myślałem nad pójściem do psychiatry, ale wciąż brakuje mi czasu i pieniędzy. Dostałem jedynie opinię internetową od jednego z lekarzy, że na tę chwilę nikt mi schizo na bank nie rozpozna i prawdopodobnie będę do dalszej obserwacji (ale tą odpowiedź dostałem w styczniu, dość dawno a sytuacja jakby się nie zmieniła). Rzeczywiście paręnaście razy próbowałem się diagnozować za pomocą ICD-10 i DSM-5, ale oba kwestionariusze wykluczają u mnie tę chorobę. A ile ja już się nasłuchałem tych wykładów o tej chorobie to już nawet nie będę mówił. Chociaż tyle że jakoś mnie one uspokajały

Nie wiem już co mam zrobić. Cały krytycyzm zachowany, brak wycofania (wręcz nawet chęć wyjścia do ludzi bo mi wtedy lepiej), żadnych urojeń tylko te zwiewne "omamy". A jak emocje już opadną to potrafię nawet jakoś tak przyjemniej spojrzeć na tę schizę. Na zasadzie: "Dobra, dostanę to dostanę. Nawet jeśli to nie będzie tak źle. Będę sobie brał tabletki i żył normalnie. Tak już cukrzycy". A i oczywiście przerabiałem już strach, ze to pseudonerowicowy początek, ale jakoś mi to przeszło, za długo to już chyba trwa a pełnej psychozy jak nie było tak nie ma

Wiem że w kontekście wszystkiego co wyżej napisałem wyda wam się to głupie pytani, ale: czy to wam wygląda na schizo? Ja na szczęście zaczynam w to wątpić, ale przez takie akcje jak ostatnio z tym telefonem ta myśl do mnie wraca, a wraz z nią cały lęk. A bywały już lepsze dni...