A mnie wczoraj wieczorem dopadło... No niestety. Leżałam i oglądałam jakiś durny film, a raczej próbowałam podsypiać. Nietety w pewnym momencie poczułam walenie serca, pełność w żołądku i ogromny strach. Nie zmierzyłam ciśnienia, bo mąż siedział obok i robił jakieś swoje zlecenia a nie chciałam znowu słuchać. Leżałam przykryta pod brodę pod kołdrą, bo mną trzęsło z zimna oczywiście

I jak zawsze przy ataku czułam te dziwne skurcze czy pełność w żołądku. Jak minęło, to i puls sie uspokoił. Nic nie wzięłam, tylko próbowałam sama siebie przekonać, że to tylko nerwica, ale w głębi duszy męczyło mnie przekonanie o jakiejś chorobie. Bałam się, że dostanę wylewu albo zawału. Klasyka
Dzisiaj rano wstałam zmordowana z niewyspania. Cały dzień się bałam, ale jakoś funkcjonowałam. Godzinę temu wróciłam do domu i zmierzyłam sobie ciśnienie, bo czułam zawroty głowy: 120/88, puls 74. Niby wszystko w normie, ale ja przy takim dolnym już czuję się źle. Ktoś z Was też pisał, że odczuwa odrobinę podniesione ciśnienie..
Muszę jeszcze wyjść i strasznie się boję, czy dojadę, czy nic sie nie stanie..
Czasami mam dość tego życia. Jaka z niego wartość skoro ciągle się boję i mam lęki, ataki? Ile jeszcze lat tak będzie? Dlaczego ciągle mam wrażenie, że za chwilę umrę? Powiedzcie mi, że Wy też tak macie
