Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Co się stało z moją psychiką? Pomocy

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
miriam20
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 24 października 2015, o 19:46

24 października 2015, o 20:11

Cześć. Wszystko zaczęło się w dzieciństwie, moi rodzice byli wobec mnie bardzo surowi i krytyczni, nigdy nie byłam doceniana i chwalona, zawsze coś mogłam zrobić lepiej, szybciej, dokładniej. Byłam ciągle porównywana do koleżanek, nie lubiłam siebie od najmłodszych lat, niska samoocena, brak wiary we własne możliwości i stres.Mimo to wśród rówieśników byłam raczej otwarta wesoła - taka dusza towarzystwa, chyba pewien rodzaj maski. W wieku licealnym poznałam starszego od siebie faceta. Dużo mogłabym pisac o tej znajomości, ale Wam tego oszczedze. W skrócie - zdradzał, poniżał, bił, oszukiwał i ćpał. Doprowadził mnie na dno, depresja, początki lekomani, ale podniosłam się i sadziłam że mam to dawno za sobą, od liceum minęło już wiele lat, a jednak. Później był etap gdy nic mnie nie cieszyło, zupełnie nic. Wszelkie pasje i hobby straciły dla mnie wartość, byłam ciągle rozdrażniona i zirytowana. We wszystkim widziałam jeden wielki PROBLEM. Z tych nerwów nabawiłam się choroby żołądka. Bałam się wyimaginowanych rzeczy które być może nigdy się nie wydarzą np chłopak wykupił wakacje za granicą w ramach niespodzianki. Zamiast rzucić mu się na szyję -wymyśliłam miliard złych scenariuszy. Bałam się ze bedzie brzydka pogoda, albo nas okradną, albo samolot porwą terroryści, albo będzie jakaś katastrofa lotnicza. Bałam się być sama w domu, bałam się ciemności. Bałam się odpowiedzialności w pracy. Nie lubiłam ludzi, nienawidziłam tłumów. Miałam zaburzenia odżywiania np po zjedzeniu kostki czekolady odczuwałam ogromne wyrzuty sumienia i tydzień katowałam się na siłowni. Bałam się jeść w obawie, że przytyję choć 1 kg. Nie mogłam spokojnie spać, budziłam się co godzinę zerkałam na zegarek i sprawdzałam która jest, chociaż zupełnie nie było mi to potrzebne bo miałam dzień wolny. Przez to wciąż wstawałam zmęczona i niewyspana. Nie lubię siebie, jestem dla siebie bardzo surowa. Gdy zrobię jakiś projekt na uczelnię, nigdy nie jestem z niego zadowolona nawet gdy inni go chwalą. Ja już i tak boję się że nie zdam egzaminów, ba jestem wręcz pewna, że nie dam sobie rady przez co brakuje mi motywacji. Z tego wszystkiego sypał się mój związek. Często kłóciliśmy się o pierdoły z powodu mojego rozdrażnienia i juz w chwili kłótni wiedziałam ze robię źle ale coś nie pozwalało mi przestać. Zachowywałam się irracjonalnie, nie rozumiałam czemu tak postepuje. I juz chwilę później nienawidziłam siebie za to. Wiem, że ma ze mna trudno. Namówił mnie na wizytę u psychologa. Pani psycholog zaproponowała mi terapie, która ma trwać 1,5 roku (minimum!) pomyślałam "cholera, to kupa czasu o czym ja bedę z nią gadać". I tak chodzę już czwarty miesiąc. Nie wiem czy to cokolwiek daje, nie mam sprecyzowanego problemu, nie wiem czemu taka jestem, nie wiem co ze mna jest. Pani psycholog mówiła coś o zaburzeniach obsesyjno-kompulsyjnych, mam też troche swoich natręctw (między innymi obsesyjne sprawdzanie czy zamknęłam drzwi do domu wychodząc i to po kilka razy) i mnóstwo męczących mnie myśli. Na spotkaniach po prostu rozmawiamy sobie o różnych rzeczach, pani tłumaczy mi że jestem zbyt surowa że musze niektóre rzeczy olać i oddać się przyjemnościom, zacząć wychodzić do ludzi. Te rozmowy sprawiają, że zastanawiam się nad pewnymi rzeczami, krok po kroku staram się iść naprzód. I jakieś tam minimalne kroki robię, ale nie są to duze efekty. Może jestem zbyt niecierpliwa, może rzeczywiście potrzeba 1,5 roku a może ta terapia jest gówno warta? Od miesiąca za namową lekarza przyjmuję antydepresanty Asentra - najmniejszą dawkę. Jest lepiej, często się śmieję, jestem bardziej wyluzowana i wyciszona. Nie irytuje się, reaguję na wszystko spokojniej, rzadziej ulegam natręctwom. Ale wiem, że problem nie zniknął. Czasami dalej pojawiają się dni że ryczę bez powodu i mam ochotę umrzeć nie wiedząc dlaczego tak jest ani co mi jest. Piszę tutaj z nadzieją że ktoś mnie zrozumie, podpowie jak się za to zabrać i jak zrozumieć samą siebie, bo póki co zupełnie nie wiem co robić by wygrać z tym całkowicie. Jeśli jest tutaj ktoś z dużą wiedzą - może bedzie w stanie powiedzieć mi co właściwie konkretnie mi dolega? Przepraszam, że tak długo i proszę o jakiś odzew.
Awatar użytkownika
StiV
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 108
Rejestracja: 21 maja 2015, o 15:49

24 października 2015, o 20:25

Powiem tak, rób coś mimo że to wymaga czasu, czas i tak przeminie.
Objawy wskazują na nerwice i jakies stany lękowe, poczytaj posty i posłuchaj Divovica.
Co do twojego zachowania mam tak samo od jakiegos roku. Ale do rodziców, i ogolnie bliskich osób wszystko mnie wkurvia a do znajomych oaza spokoju.
Świat czy może ja? https://www.youtube.com/watch?v=joxrpvFBEk0
PiotrNazwisko
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 105
Rejestracja: 23 lipca 2015, o 12:12

25 października 2015, o 08:04

miriam20 pisze:Z tego wszystkiego sypał się mój związek. Często kłóciliśmy się o pierdoły z powodu mojego rozdrażnienia i juz w chwili kłótni wiedziałam ze robię źle ale coś nie pozwalało mi przestać. Zachowywałam się irracjonalnie, nie rozumiałam czemu tak postepuje. I juz chwilę później nienawidziłam siebie za to. Wiem, że ma ze mna trudno.
Doskonale to znam, takie samo piekło przychodzi mi fundować mojej dziewczynie... nie chcę taki być ani robić jej tego :(
Nothing worth having comes easy.
Overthinking kills your happiness.
miriam20
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 24 października 2015, o 19:46

25 października 2015, o 12:49

A myślałam że to tylko ja jestem taka ciężka w związku. Ja także wśród dalszych osób - miła serdeczna i otwarta. A ludzi których kocham odpycham od siebie i atakuje :( I robię to niestety świadomie.
Bardzo dziękuję za Wasze odpowiedzi, myśl, że ktoś może mnie zrozumieć dodaje otuchy ;)
Awatar użytkownika
munka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 581
Rejestracja: 22 sierpnia 2014, o 18:06

25 października 2015, o 18:30

hej,
no niestety terapia to spory wklad i wysilek wlasny...na efekty czeka sie dosc długo. Najwazniejsze zeby wytrwac w niej,nie robic sobie zadnej presji ani nie ustalac ram czasowych. Potrzeba czasu, aby powstala więź miedzy Toba,a terapuetka, potrzeba czasu zeby dorzec do Twojej podwiadomosci, mechanizmów obronnych. Trzymam kciuki
ODPOWIEDZ