
Jest jedna rzecz, która "została mi" po zimowym kryzysie:
Nie umiem się cieszyć! Zawsze byłam osobą pozytywną, która umiała zachwycać się życiem, doceniała piękne momenty itp. Obecnie nie jestem w stanie tego zrobic - widzę np. piękny kwiat, wiem, że powinien mnie ucieszyć chociaż na sekundę i mam takie "MEH."

Staram się tego nie analizować, wiem, że smutek trzeba poczuć i zaakceptować, ale WKURZA mnie to

Próbuję cieszyć się "na siłę", nauczyć tego ciało, np uśmiechając się, ale mam wrażenie, że to nie działa jak powinno. Ćwiczę wdzięczność, zauważam małe rzeczy, ale to nie to...
Możecie mi coś doradzić? Brakuje mi radości
